Strony

środa, 20 maja 2015

Rozdział 13

Cecily zobaczyła jak dziewczyna zamyka oczy. Uklękła obok niej i przyłożyła dwa palce do jej szyi, aby sprawdzić puls. Był szybki jak po jakimś biegu, lecz mimo to dziewczyna wciąż była nieprzytomna.

- Zostaw ją. - usłyszała obok siebie czyiś głos. Poczuła jak coś metalowego jest przykładane do jej szyi. Nie miała wątpliwości, że był to miecz. Powoli zaczęła odwracać głowę, aby spojrzeć na osobę. Kiedy jej wzrok się natknął na chłopaka o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach, to poczuła się jakby miała zaraz rozpłakać.

- Will? - szepnęła, powoli się podnosząc. Chłopak najpierw się wahał i przycisnął miecz mocniej do jej szyi, lecz po chwili go opuścił.

- Ce... Cecily? - stał osłupiały przez dobrą minutę, lecz kiedy podszedł do nich jeden chłopak o jasnych włosach i dotknął ramienia Willa, ten się ocknął i spojrzał na dziewczynę ze złością. - Co ty tutaj robisz? Wracaj do Walii. - powiedział i razem z jasnowłosym chłopakiem uklękli przy ciele dziewczyny.

Cecily poczuła się jakby ktoś jej wbił nóż prosto w serce. Nie mogła uwierzyć. Miała ogromną chęć spoliczkować Willa.

- Słucham?! Tak witasz własną siostrę po tylu latach?! - wybuchła.

Na słowo "siostra" chłopak, towarzyszący Willowi znieruchomiał i spojrzał pytająco na dziewczynę.

- Jesteś jego siostrą?

- Tak. Przyjechałam, aby go zobaczyć, a także by zacząć szkolić się na Nocnego Łowcę. - wytłumaczyła, starając się na spokojny ton.

- Oszalałaś?! Nie ma mowy! - krzyknął Will, patrząc na nią z nienawiścią w oczach. Cecily wiedziała, że już nie był tym małym chłopcem, który zajmował się swoją młodszą siostrą z ogromną nadopiekuńczością w oczach.

- Mortmain... Mortmain... Mortmain... - usłyszeli szepty, które się okazały wydobywać z ust nieprzytomnej dziewczyny.

***

Will był wściekły na siostrę, lecz w środku była cząstka, która się cieszyła że ją widzi. W końcu przez tyle lat nie widział matki, ojca lub swojej siostry. Lecz mimo to... nie mógł pozwolić, aby Cecily została się uczyć na Nocną Łowczynię.

- Mortmain... Mortmain... Mortmain... - usłyszał szept. Odwrócił się i zobaczył, że to usta Tessy wymawiają to słowo, a właściwie nazwisko, które doskonale znał... które cała Enklawa znała.

- Tesso, otwórz oczy. - szepnął Jem, opierając jej głowę o swoje kolano. - Otwórz oczy.

Brunet uważnie wpatrywał się w powieki dziewczyny, pod którymi było widać ruszające się gałki oczne.

- Zupełnie jakby śniła. - stwierdził Will, palcem wodząc po jej policzku. Czując jak zimny on jest, sprawdził również jej dłoń. - Jest lodowata.

- Kiedy biegła, to potknęła się i uderzyła głową o kamień. Nie obudzicie jej, ona straciła przytomność. Trzeba czasu. - powiedziała Cecily, zdejmując swój granatowy płaszcz i następnie nakrywając nim Tessę. - Musimy ją przenieść i zabrać do ciepłego miejsca.

- Jego też zabierzmy. - wskazał Will na ciało mężczyzny, które miało dziurę w dłoni. Lecz nie było krwi... tylko olej. - Henry z chęcią go sobie pobada.

***

Obraz poruszał się z wielką szybkością przez ciemny las. Zatrzymał się dopiero obok jakiegoś nagrobka zrobionego z kamieni, w które był wsadzony drewniany krzyż. Na krzyżu wisiała zaś metalowa tabliczka. Było na niej napisane "Śmierć to początek, panno Gray". Następnie obraz przeniósł się na jedno z drzew, które również miało napis, ale zrobiony nożem. "I dostaną go pani bliscy". Obraz ponownie przeniósł się w inne miejsce, ale tym razem na kamień. Zrobiony na nim napis, był namalowany krwią. "Może pani ich uratować, oddając się w moje ręce". Obraz się tylko odwrócił i pokazał mężczyznę z siwymi włosami. Był umięśniony i szeroki w barkach.
- Nazywam się Axel Mortmain i zabiję wszystkich, póki pani nie dostanę.



Tessa usiadła, łapczywie biorąc oddech. Serce biło jej tak mocno, że aż boleśnie.

Dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest już na dworze i nikt jej nie goni. Teraz znajdowała się w swojej sypialni w instytucie. Poczuła, że siedzi przykryta kocem na łóżku, wciąż będąc ubraną w swojej ciemnozielonej sukni.

Westchnęła i wstała, podchodząc do toaletki. Przeraziła się, widząc swoje blade odbicie w lustrze. Poprawiła swojego koka, a kosmyki włosów schowała za ucho. Następnie ścisnęła sobie policzki, przywracając im lekkie rumieńce. 

Nie chciała jeszcze schodzić na dół, dlatego usiadła na krzesełku od toaletki i zaczęła się zastanawiać, kto ją mógł uratować. "Will" zabrzmiał głos w jej głowie, którą od razu potrząsnęła. "Jem" kolejny raz. Tessa schowała twarz w dłonie, przypominając sobie obu chłopaków. Przypomniała sobie tamten wieczór, kiedy zajrzała cicho do pokoju Jema, a on grał cudowną melodię na swoich skrzypcach. Przypomniała sobie moment, w którym Will podał jej książkę Dickensa, po czym ona spojrzała w jego piękne niebieskie oczy...

"Ocknij się, Tessa!" nakazała sobie w myślach, po czym się gwałtownie wyprostowała. Stanęła na równe nogi, wygładziła swoją pogniecioną suknie i wyszła na korytarz.

Idąc w normalnym tępię przez korytarz, natknęła się właśnie przechodzącą Sophie, która niosła w dłoni kosz na pranie.

- Panna, Gray! Nareszcie się obudziłaś! Pani Branwell i inni tak bardzo się martwili! - powiedziała, patrząc na Tessę współczującym wzrokiem.

- Nie musieli, w końcu i tak zawsze się budzę. - uśmiechnęła się Tessa. - A tak w ogóle, to gdzie są inni?

- Właśnie podano do stołu. Panienka też się załapie na obiad, w końcu nie jadła śniadania.

Tessa pokiwała głową i skierowała się do jadalni.

***

Kiedy Tessa otworzyła drzwi i weszła do środka, wszystkie spojrzenia skierowały się ku niej.
Czując na sobie wzrok innych, bez słowa usiadła na swoim miejscu.

- Najpierw nie przychodzisz na śniadanie, lecz bez słowa wychodzisz na spacer, potem przynoszą cię nieprzytomną do instytutu, a teraz po prostu weszłaś sobie do jadalni. Damy tak nie robią. - powiedziała Jessamine z wyraźną pretensją.

- Przepraszam, jeśli sprawiłam kłopot. Niestety nigdy nie byłam takim ideałem damy jak pani, panno Lovelace. - odgryzła się Tessa. Dostrzegła jak wszyscy w sali starają się ukryć uśmiech. Jedynie Jessamine wyglądała na wściekłą.

- Jak się czujesz, Tesso? - przerwała im pani Branwell.

- Dobrze, ale... mam kilka pytań. - powiedziała, nalewając sobie na talerz zupy buraczkowej.

- Jeśli musisz, to pytaj. - uśmiechnęła się.

- Kto mnie uratował w parku?

- Zacznę od początku... rano nie przyszłaś na śniadanie. Sophie powiedziała, że wyszłaś na spacer. Nie miałam nic przeciwko, ale kiedy cię nie było już drugą godzinę, to zaczęłam się martwić. Wysłałam Willa i Jema, aby poszli cię szukać... i znaleźli nieprzytomną w parku... w obecności panny Herondale.

- Kogo?

- Leżałaś nieprzytomna, a przy tobie była Cecily Herondale.

- Herondale? - powtórzyła Tessa, odwracając głowę w stronę Willa, który szybko odwrócił wzrok i kontynuował jedzenie.

- Moja siostra. - wytłumaczył szybko. - Przyjechała z Walii by szkolić się na Nocnego Łowcę. To ona cię uratowała, przed... przed tamtym czymś. Ale nie ma sensu jej dziękować, bo siedzi teraz obrażona na mnie w pokoju.

Wtedy sobie przypomniała o pani Black i tamtym mężczyźnie. Poczuła jak dostaje gęsiej skórki, przez co aż nieco się skrzywiła.

- Tesso, o co chodzi?  - spytała pani Branwell, odkładając łyżkę.

- W parku spotkałam kobietę, która powiedziała, że została przysłana przez panią. Miała mnie zabrać do innego miasta. Wiedziałam, że nie mogę zaprzeczyć, więc poszłam za nią i za mężczyzną, który jej towarzyszył. Lecz idąc za nią... zorientowałam się, że to była pani Black. - na ostatnie słowa prawie wszyscy w jadalni wciągnęli ze świstem powietrze. - Zaczęłam uciekać, a tamten mężczyzna mnie gonić... Potem nic już nie pamiętam.

Dłuższą chwilę wszyscy siedzieli cicho. Jedynie co było słychać to brany przez wszystkich oddech i wydech.

- To nie był mężczyzna, tylko... maszyna. - odezwała się Charlotte i spojrzała oczekująco na męża.

- Tak, sprawdziłem to. Ktokolwiek to zrobił, to jest naprawdę zdolny. Konstrukcja całej maszyny składa się z...

- Już dobrze, dziękuję. - przerwała mu żona. - Na słowo "zdolny" przychodzi mi na myśl tylko jedna osoba. Mortmain.

I wtedy jakby Tessa się ocknęła. Przypomniała sobie sen, który wcześniej widziała. W jej głowie pobrzmiewały tamte słowa... "Śmierć to początek, panno Gray", "I dostaną go wszyscy pani bliscy".
Bliscy... Bliscy... Bliscy...

- Nate. - szepnęła Tessa, czując jak bladnie.


WAŻNE: Rozdziały będą się pojawiać w poniedziałki, środy, piątki i niedziele! Po prostu nie chcę tak szybko tracić pomysłów :(( 
PS. Z całego serca dziękuję za 4 300 wyświetleń <3<3<3

5 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny. Cieszę się, że rozdziały będą się pojawiać regularnie. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :D
    Fajnie że będziesz regularnie dodawać ;)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezwykły!!!
    Tessa to ma jednak trudne życie :( współczuję jej.
    Czekam na nexta. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak! Cecily przybyła, ubustwiam tą postać!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3