Strony

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 26

Minęło pół godziny, a Tessa wciąż leżała przy ciele ciotki, szlochając. Will i inni nie wiedzieli już, co robić. Postanowili więc poszukać jakiś śladów.

Cecily poszła sprawdzić kuchnie, Gabriel salon, Jem jadalnie, a Will postanowił poszukać wskazówek w sypialni.

Grzebał w różnych szufladach, od czasu do czasu zerkając na wciąż nieobecną Tessę. A kiedy jego wzrok się na niej zatrzymywał, to przed oczami stawał mu tylko obraz z ostatniej nocy, kiedy ją pocałował... i odepchnął. Wiedział, że musi ją chronić, ale cokolwiek by nie zrobił, to rani jej uczucia. A oto w tym wszystkim chodziło. Aby go nie pokochała, aby czuła do niego niechęć. Niestety, wtedy to on czuł ból.

Tessa... była inna. Odpychanie jej i ranienie jej uczuć, sprawiało Willowi kilkakrotny większy ból niż ten, kiedy ranił innych.

- Czemu on to robi? - usłyszał drżący głos Tessy. Odwrócił się, aby na nią spojrzeć, ale ona wciąż leżąc, wpatrywała się w twarz swojej ciotki.

- Bo chce ciebie. - odpowiedział po chwili i wrócił do przeglądania szuflad.

- Ale do czego? Bo jestem zmiennokształtną?

- Nie mam pojęcia, Tesso. Wszystko jest jak skomplikowana układanka, której brakuje elementów, aby móc ją ukończyć. Te... mechaniczne maszyny, twoja zmiennokształtność i Mortmain... nikt nie potrafi złączyć tego w jedno.

Will zamknął szufladę, w której były same papiery i piórka. Otworzył kolejną, która okazała się być zamkniętą na klucz. Wyjął stelę i zaczął rysować na drewnie otwierającą runę. Po minucie szufladę dało się normalnie otworzyć.

W środku znajdowała się stara, zakurzona, drewniana szkatułka. Brzegi, a także otwór na kluczyk, zdobiło złoto. Była ona prostokątna jak list, a także niemal jego wielkości. Była po prostu trochę większa.

Will wyciągnął szkatułkę i podszedł do Tessy. Kucnął, aby być na poziomie jej twarzy i podsunął jej szkatułkę.

- Znalazłem to w jednej z szuflad twojej cioci. - powiedział.

Dziewczyna przeniosła wzrok na szkatułkę. Opuszkami palców przejechała po drewnie, zbierając z niego częściowo kurz.

- Nie chcę teraz tam zaglądać, ale dziękuję. - szepnęła i przeniosła wzrok z powrotem na ciotkę.

- Macie coś? - spytał, Jem wchodząc do pokoju.

- Nie - odpowiedział Will, wstając.

- Skoro Mortmain dowiedział się, gdzie mieszka brat i ciotka Tessy, to równie dobrze mógł się już dowiedzieć gdzie jest teraz Tessa. Nie jesteśmy bezpieczni nawet w hotelu.

- Więc, co robimy?

- Przekupimy strażnika na statku, aby nas wpuścił. Jeszcze dzisiaj musimy znaleźć się na pokładzie. Mortmain może nie będzie się spodziewał wczesnego powrotu do Londynu.

- Może i tak...

- Nigdzie nie jadę! - przerwała im Tessa. - Enklawa złamała słowo! Była umowa, którą oni rozwiązali! - krzyknęła, powoli wstając.

Will i Jem wpatrywali się w dziewczynę cali osłupieni. Żaden z nich nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Dopiero po dłużej chwili Jem się ocknął i zrobił krok w jej stronę.

- Twój brat może żyć, Tesso. Nie chcesz go odszukać?

- Oczywiście, że chcę, ale jak mam to zrobić skoro Enklawa będzie kazała wam mnie więzić w instytucie?

- Nie będzie, obiecuję. Będziemy szukać Nate'a wszyscy razem, tylko wróć z nami do Londynu.

"Proszę" dodał Will w swojej głowie. Nawet gdyby Tessa odmówiła, to nie pozwoliłby jej tutaj zostać. Bo to tak, jakby zostawiłby ją samą po środku pola bitwy.

***

Cecily szukała w zdemolowanej i zniszczonej kuchni czegoś, co mogłoby pomóc w szukaniu Mortmaina. Niestety, niemal wszystko zostało doszczętnie zniszczone. Wszystko pod jej obcasami chrzęściło i łamało.

Podłoga była pełna srebrnych sztućców, filiżanek, zmiażdżonej strawy, a także pobitych talerzy i Bóg wie czego jeszcze. Ale ściana nie wyglądała lepiej. Tapeta była podarta i zwisała w połowie przyklejona do ściany.

Lecz najbardziej był obrzydliwy ten okropny zapach zgniłego jedzenia i napitku. Cecily trzymała dłoń blisko ust i nosa, aby nie musieć wdychać tego okropnego smrodu.

W pewnym momencie zobaczyła, że coś z pod sterty oderwanej tapety, błyszczy się. Cecily podeszła bliżej i kucnęła, aby móc odgarnąć papier. Jej oczom ukazał się srebrny, błyszczący sztylet, o czarnoskórej rękojeści. Wzdłuż ostrza szła zaś długa, prosta linia maleńkich cyrkonii. Wiedziała, że nie jest on zwykły. Nigdy takiego nie widziała.

Złapała za rękojeść, chcąc podnieść broń. Niestety, była wbita mocno w ziemię. Zacisnęła dłoń na rękojeści, drugą kładąc płasko pod nią. Wzięła głęboki wdech i zaciśniętymi ustami zaczęła ciągnąć z całej siły. Lecz w pewnej chwili jej dłoń, będąca pod rękojeścią, zsunęła się na brzeg ostrza. Cecily poczuła nagłe pieczenie na dłoni. Kiedy ją otworzyła i na nią spojrzała, zobaczyła że ma kilku centymetrową ranę, z której zaczęła płynąć krew.

W pewnym momencie zakręciło jej się w głowie, a rana zaczęła szczypać tak bardzo, że nie dziewczyna nie wytrzymała i krótki krzyk wyrwał jej się gardła. Upadła na bok w miejsce, gdzie okazało się być najwięcej potłuczonego szkła i porcelany.

Czuła, jakby od środka się paliła. Wszystko ją bolało, a ona nic nie mogła zrobić.

- Cecily?! - usłyszała głos Gabriela, który po chwili podbiegł do dziewczyny, układając ją do pozycji siedzącej, byleby nie leżała na ostrych kawałkach porcelany i szkła. Oparł jej plecy i głowę o siebie.

Poczuła jego bijące od ciała ciepło, którego i tak miała już w nadmiarze.

- Zgaś ogień... - wyszeptała, zaciskając powieki.

- Co?

- Palę się! - krzyknęła. Po chwili poczuła jak Gabriel otwiera jej zranioną dłoń.

- Co się...?! - usłyszała nie dokończone pytanie, wymówione przez głos należący do Willa.

Po kilku sekundach wszystkie dźwięki i odgłosy dookoła były stłumione. Widziała ciemność, a w uszach jej szumiało. Miała wrażenie, że świat się wokół niej kręci. Od czasu do czasu zdawało jej się, że czuje jak ktoś delikatnie ujmuje jej dłoń i kciukiem kreśli na niej kształty. Było to uczucie, które zmniejszało ból... lub pomagało jej go przynajmniej wytrzymać.

Nagle cały ból ustał, a ogień zgasł...

***

Siedział w pokoju hotelowym na swoim łóżku, ciągle, cicho tupiąc nogą. Od kąt wrócili do hotelu, to jej nie widział. Inni mogli siedzieć obok niej, ale jemu kazano zostać w pokoju, mimo jego protestów. A przecież to on przybiegł do niej pierwszy! To on potem odkrył, że sztylet, którym się skaleczyła, był zatruty! I to on niósł ją nieprzytomną do hotelu!

Miał dość tego napięcia. W jego głowie wciąż widział obraz, kiedy siedziała oparta o niego w kuchni. Krzyczała z bólu, prosząc o pomoc, a łzy ciurkiem spływały jej po policzkach.

Wiedzieli, że jedynie co mogą zrobić, to nałożyć jej iratze, które sprawiło, że dziewczyna przestała krzyczeć i straciła przytomność. Niestety, rana się nie goiła.

Nie mogąc wytrzymać napięcia, wstał i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Drzwi do pokoju Cecily znajdowały się tuż obok jego, więc nie musiał przechodzić całego korytarza.

Nie pukając, po prostu wszedł. Ku jego zdziwieniu nikogo nie było w środku nie było... prawie nikogo. Na łóżku, pod grubą kołdrą i kocem, leżała Cecily... wciąż nieprzytomna. Gabriel zamknął po cichu drzwi i usiadł na brzegu łóżka.

Jej twarz była blada, a usta sine. Kiedy ujął jej dłoń, to aż przeszedł go dreszcz, czując jak bardzo zimna jest jej skóra.

- Cecily... - wyszeptał.

- Nie możemy jej wybudzić. - usłyszał głos Tessy. Kiedy się odwrócił, zobaczył że stoi ona w progu drzwi od łazienki. Trzymała w dłoniach ręcznik, który po chwili położyła brunetce na czoło.

- Aż tak źle? - spytał.

- Will powiedział, że to jej pierwsza runa i prawdopodobnie dlatego straciła przytomność. Niestety nikt z nas nie wie, jaką truciznę miał sztylet. Ale najbardziej mnie niepokoi jej temperatura. Jest lodowata, a ciepłe okłady niezbyt pomagają.

- Może to z powodu trucizny? Może jest ona również tak silna, że iratze nie chce się jej pozbyć z organizmu?

- Will też tak uważa. - szepnęła. - Dlatego powiedział, że będzie badał tą truciznę z Jemem. Zabrali sztylet ze sobą, owijając go szmatką.

- Ten tępak się nigdy nie dowie, co to za trucizna. Mogą to sprawdzić, tylko dwie osoby. Czarownik lub osoba, która się zajmuje tworzeniem tego typu, rodzaju trucizn.

- Trzeba o tym powiedzieć Willowi. Przecież jej stan się może pogorszyć w każdej chwili, w dodatku trzeba jeszcze dziś pojechać na statek.

- W instytucie na pewno będzie bezpieczniejsza.

- Pójdę porozmawiać z Jemem i Willem. - powiedziała Tessa i skierowała się do wyjścia.

- Jak ty to robisz? - nie mógł się powstrzymać.

- Ale co?

- Straciłaś dzisiaj ważną ci osobę, a mimo to... trzymasz się nadal na nogach.

Tessa westchnęła, patrząc w podłogę.

- Wciąż czuję ból po stracie ciotki i jestem pewna, że przepłaczę dzisiejszą noc lub będę miała koszmary... ale staram się pomóc Cecily, bo nie chcę aby więcej osób umierało z powodu Mortmaina, który to robi tylko po to, aby dostać mnie w swoje ręce. - wytłumaczyła i wyszła.

Gabriel sobie przypomniał jak pierwszy raz zobaczył Tessę. Wtedy, kiedy cała Enklawa ją przesłuchiwała. Stała dumnie z uniesioną głową i wszystko im opowiedziała. Lecz wszyscy i tak uważali, że jest inna i może być niebezpieczna. On sam też tak uważał, ale teraz po krótkiej rozmowie z Tessą... widzi, że ona chce tylko normalnego życia i nie chce krzywdzić.

- Gdzie jestem? - usłyszał niewyraźny głos.

Kiedy odwrócił głowę, zobaczył że Cecily rozchyla powieki, ukazując swoje niebieskie oczy. W tamtej chwili poczuł niewyobrażalną ulgę.

- Na Anioła, obudziłaś się. - szepnął i ujął jej dłoń. - Jesteś w pokoju hotelowym.

- Co się stało? Ostatnie co pamiętam, to... że się paliłam...

- Skaleczyłaś się nasączonym trucizną sztyletem, który znalazłaś w domu Tessy. Prawdopodobnie należał on do jednego z ludzi Mortmaina.

- Zabiję go... - wymamrotała i zaczęła się podnosić, lecz Gabriel jej w tym przeszkodził.

- Wiem, ja też mam ochotę to zrobić, ale teraz musisz odpoczywać. - powiedział, kładąc swoje dłonie na jej ramionach i pchając ją delikatnie w stronę poduszek, na których po chwili znów leżała. - Po za tym i tak nie wiemy, gdzie on teraz jest.

- Po za tym... - zaczęła naśladować jego głos. - i tak czuję się dobrze.

- I tak masz odpoczywać.

- I tak będę próbowała wstać.

- Jesteś strasznie uparta.

- Ty też. - uśmiechnęła. - Zostanę w łóżku pod jednym warunkiem.

- Jakim? - spytał zniecierpliwiony.

- Będziesz tutaj siedział i dotrzymywał mi towarzystwa. Nie mam ochoty widzieć Willa, bo każda nasza rozmowa kończy się kłótnią, a Tessa ma pewnie własne zmartwienia.

Gabriel dość zaskoczony warunkiem Cecily wstał, wziął krzesło i postawił je obok łóżka, rozsiadając się na nim wygodnie. Brunetka się uśmiechnęła dumnie i zmieniła pozycję na siedzącą.

- Jak mnie uratowaliście? - spytała po dłuższej chwili.

- Narysowałem ci runę leczniczą - iratze. Straciłaś przytomność, ale rana nie chciała się zagoić.

Cecily uniosła swoją zranioną dłoń i ściągnęła z niej bandaż. Gabriel również się jej uważnie przyglądał. Po ściągnięciu bandaża na dłoni dziewczyny nie było ani jednej rany lub blizny.

- Nie chciała się zagoić?

- Mogę przysiąc, że jak cię niosłem do hotelu, to twoja ręka była cała we krwi. - zaprotestował, wstał i nachylił się, aby dotknąć jej dłoni. Oglądał ją dokładnie, nie mogąc uwierzyć.

- Niosłeś mnie? - spytała po chwili Cecily.

Puścił jej rękę i usiadł z powrotem na krzesło. Kiedy na nią spojrzał, zobaczył że dziewczyna ma lekkie rumieńce na policzkach.

- Will mi kazał, bo postanowił, że on weźmie sztylet, którym się skaleczyłaś.

- Dziękuję za ratunek.

***

Tessa wcale nie miała zamiaru rozmawiać z Willem i Jemem. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Teraz chciała zamknąć się w pokoju i pogrążyć we własnych myślach.

Usiadła na łóżku i sięgnęła po szkatułkę, którą znalazł Will w sypialni cioci Harriet. Już, kiedy dotknęła pudełka, to do jej oczu napłynęły łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ona nie żyje...
Co teraz będzie z nią i Nate'm? Emerytura ciotki pomagała im się utrzymać, bo z małych zarobków Nate'a nie mieliby na to możliwości. A teraz tym bardziej nie będą mieli. Gdzie będą mieszkać? Z czego się utrzymają? Ze spadku po rodzicach, Tessa nic nie miała.

Westchnęła i starając się o tym zapomnieć, dmuchnęła na szkatułkę, aby pozbyć się kurzu. Następnie otworzyła ją, ukazując środek pudełka. Dno jak i brzegi były zrobione z wypychanej, miękkiej, czerwonej satyny.

W środku znajdowała się stara, zaklejona koperta, kilka fotografii i srebrny, prostokątny medalion wielkości męskiej obrączki.

Tessa sięgnęła po medalik, który na przodzie miał wyrytą różę. Otworzyła go, a w środku znajdowała się fotografia i wyryty napis. Po prawej stronie medalika, zdjęcie przedstawiało młodą dziewczynę, która była mniej więcej w tym samym wieku co Tessa... a nawet była do niej podobna. Pokazana była tylko od głowy do pasa. Miała ładną, prostą suknie z koronką przy dekolcie i krótkich rękawkach. Jej włosy były częściowo upięte, pozwalając po części lokom opadać na ramiona. Dziewczyna była uśmiechnięta. Po lewej stronie medalika był wyryty napis.

"Noś mnie przy sercu swym,
byś zawsze mógł czuć mą obecność"

Tessa uśmiechnęła się lekko i odłożyła medalion na bok. Wzięła do ręki list, który tak naprawdę spoczywał na tych wszystkich przedmiotach. Otworzyła go i zaczęła czytać...

"Droga Tesso... Nie wiesz jak trudno jest nam pisać ten list, co można z łatwością wywnioskować po dość krzywych literach, z powodu naszych drżących dłoni.
Prosiłam Harriet, aby dała ci tą szkatułkę, kiedy będziesz gotowa, i kiedy znajdziesz się w sytuacji, przed którą sami ją ostrzegaliśmy, że może nadejść.
Sytuacja ta dotyczy człowieka, z którego powodu ja i twój ojciec musieliśmy wyjechać z Nowego Jorku i cię zostawić pod opieką ciotki. Było to dla nas trudne i wiemy, że dla ciebie też łatwe to nie było, ale prosimy cię o zrozumienie i wybaczenie. Wszystko, co zrobiliśmy, było po to, aby móc się chronić. To długa historia, dlatego mam nadzieję, że dotrwasz do końca tego listu, bo wszystko co jest w nim zawarte zawiera odpowiedź na pytania, które teraz z pewnością krążą w twojej głowie. Po przeczytaniu, dowiesz się kim naprawdę jesteś. Dlaczego ja i tata wyjechaliśmy. Co zawiera twoja i nasza przeszłość. Dlaczego te przedmioty znajdują się w szkatułce. A co najważniejsze, co musisz teraz zrobić, aby przeżyć...

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału :( Po prostu, nie zdążyłam go napisać :(((((((( Wiem, że w tym rozdziale też niezbyt się działo, dlatego dziękuję, że dotrwaliście do jego końca XD Następny rozdział pojawi się w dopiero w piątek, bo mam już mały grafik na te kilka dni i niestety nie dam rady nic napisać :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
PS. Jak myślicie, co będzie w liście? Czy Tessa wróci do Londynu? Co będzie dalej?

7 komentarzy:

  1. Piękny rozdział. A co dalej nie wiem. Ty masz taką wenę, że nie raz Mnie zaskoczyłaś. Czekam wytrwale do środy.
    Wierna Fanka
    PS Świetne momenty Mojej ukochanej pary : Gabrily

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi z powodu straty przez Tesse ciotki Harriet. Czekam na nekst. ♥ Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział ekstra. Trochę smutny. Wiedziałam ,że w tej szkatułce będzie coś ważnego. Zastanawia mnie tylko jedno, wyjechali, a nie umarli?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział jak zawsze. Myślę że dożyję do piątku... Chyba. Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nudny rozdział?! I jeszcze czego?! Ale super. Nic więcej nie dodam bo brak mi słów //Karola

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się twój blog, dlatego chciałabym nominować cię do LBA :)
    Niestety, nie posiadam własnego bloga, dlatego pytania pod tym adresem: http://justpaste.it/ls2q
    Pozdrawiam, Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawie się popłakałam Tessa straciła już tyle a cały czas spotyka ją nieszczęście dobrze że Cecily się obudziła i z tego listu wynika że Tessy rodzice wiedzieli o nim czekam na nexta i zapraszam (znowu chociaż i tak pewnie nie zajrzysz )do mnie
    http://m0jedrugieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3