Strony

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 16

Czarownik wrócił z metalową misą, fiolką, pełną przezroczystego płynu i srebrnym sztyletem w dłoni. Broń była tak błyszcząca i ostra, że mocno odbijała światło świec w pomieszczeniu.

Magnus podszedł do Tessy, chowając fiolkę do kieszeni marynarki. Następnie spojrzał na dziewczynę z góry i westchnął.

- Proszę się nie patrzeć na mnie tak, jakby był Pan jakimś szalonym lekarzem i miał mnie zaraz pokroić. - nakazała stanowczo, po czym wyciągnęła dłoń i odwróciła głowę, chowając ją w zagięcie drugiej ręki. - Niech Pan to zrobi jak najszybciej. - szepnęła.

- Postaram się. - mruknął. Po tych dwóch słowach, Tessa usłyszała jak czarownik kładzie misę na podłodze, a następnie podwija nieco rękaw jej sukni. Chwilę później, poczuła jak ktoś do jej otwartej dłoni przykłada coś zimnego i twardego. Zacisnęła usta, czując jak ostry koniec sztyletu rozcina jej skórę od środka dłoni, po wnętrze nadgarstka. W końcu chłodna broń zniknęła, pozostawiając po sobie okropny, szczypiący ból. Przełknęła ślinę, wciąż trzymając zamknięte powieki. Opuściła rękę na dół, czując jak bardzo jej zdrętwiała przez ten krótki czas w górze.

Ciepła krew spływała po jej dłoni, farbując skórę na szkarłatny kolor. Słyszała ciche dźwięki kropel krwi, uderzających o metalowe naczynie.

- Teraz pozostaje nam tylko poczekać, aż misa się napełni, wtedy będę mógł przystąpić do leczenia. - usłyszała głos Magnusa, który zaczął się echem odbijać w jej głowie.

***

Minuty mijały, a po upływie każdej z nich Tessa czuła, że robi się co raz bardziej senna. Dłoń nadal pulsowała bólem, ale nie zwracała na to uwagi.

- Ile jeszcze? - spytała szeptem.

- Jeszcze kilka minut. - odpowiedział, wciąż siedząc obok niej i gładząc ją po włosach. Jego obecność i dotyk, który na sobie czuła, sprawiały, że łatwiej jej było zapomnieć o bólu. Ale mimo to, co raz bardziej miała wrażenie, że traci świadomość. Urywkowo miała wrażenie, że leży w swoim łóżku, ale w domu w Nowym Jorku, a po chwili tykanie zegara w domu Camille przywracało ją do rzeczywistości.

Zastanawiała się czy tak właśnie wygląda śmierć, po przez podcięcie sobie żył. Człowiek czuje ból, ale gaśnie on tak szybko, jak się zasypia. Widzi i słyszy się co raz mniej, aż w końcu człowiek zapada w głęboki sen, z którego nie potrafi się wybudzić. 

"A co czuła ciotka Harriet, umierając?" wpadło jej pytanie do głowy. Chciała się go jakoś pozbyć, ale nie dawało jej spokoju.

Co mogła czuć Harriet, kiedy umierała? Sam ból? A może silniejszy był strach i myśli o tym jak Tessa i Nate poradzą sobie bez niej? Nie miała pojęcia, ale miała nadzieje, że ciotka zasnęła powoli, ledwo czując ból, tak jak teraz Tessa.

Nagle zza myśleń wyrwał ją przerażony głos Willa. Chciała otworzyć oczy i coś powiedzieć, ale nie miała siły. Głos chłopaka stawał się co raz bardziej stłumiony i cichy, a jego dłoń spoczywająca na jej włosach, co raz mniej wyczuwalna. W końcu mogła już tylko usłyszeć co raz wolniejsze bicie swojego serca.

Prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę z ciemnością, która ją goniła w ciemnej otchłani. Na sobie miała białą, luźną suknie, która była niczym gwiazda. Jedynym światłem na nocnym niebie.

Biegła najszybciej jak mogła, ale ciemność była co raz bliżej i bliżej. W końcu się potknęła i nie mając siły wstać, zacisnęła powieki będąc gotową na przegraną... aż nagle jej suknia buchnęła jasnym i mocnym blaskiem. Tak jasnym, że nawet przez zamknięte powieki ją raziło w oczy. Przyłożyła obie dłonie do oczu, kuląc się.

***

Otworzyła powoli oczy, których powieki przestały już tyle ważyć. Patrząc przez zamazany obraz, wiedziała, że nie znajduje się już w ciemnej otchłani, lecz leży na czymś miękkim, w ciepłym pomieszczeniu.

Ostrość w końcu się wyrównała, dając jej oczom normalnie widzieć. Pierwsze co zobaczyła, to niebieskie oczy wpatrujące się w nią z troską.

- Will... - szepnęła, masując skronie.

- Tess...

Ujął jej dłoń, która nie była już cała we krwi, lecz oczyszczona i kilkakrotnie owinięta bandażem. Nie czuła już bólu, wręcz przeciwnie, czuła ulgę.

Zebrała w sobie siły i usiadła. Zakręciło jej się w głowie, dlatego szybko się za nią złapała.

- Czuję się jakby ktoś spuścił ze mnie całą krew i zastąpił ją wodą. - powiedziała, sięgając po swoje futro, które leżało przewieszone przez oparcie kanapy. Szybko je na siebie zarzuciła. Było jej zimno, a jej ciało przeszywały dreszcze.

- Magnus powiedział, że nie długo po wybudzeniu poczujesz się lepiej. A teraz chodź. - powiedział i pomógł jej wstać. Obejmował ją w pasie, tym samym podtrzymując, ponieważ jej nogi były jak z waty. Po kilku, danych krokach nareszcie odzyskiwała czucie w ciele.

- Muszę mu podziękować. - przypomniała sobie.

- Powiedział, że nie ma za co. A potem wrócił z Camille do sypialni. - wymawiając ostatnie zdanie, ściszył nieco głos. Tessa doskonale wiedziała, o co mu chodziło. Lekko się uśmiechnęła.

- Wracajmy do instytutu, padam z nóg. - szepnęła, kiedy wyszli na dwór, a Will zamknął za nimi drzwi.

- Dobrze, wracajmy.

***

Już kiedy tylko otworzyli drzwi instytutu, w środku powitała ich Charlotte. Z dość zmartwioną miną. Podeszła i przytuliła ich obojga z czułością.

- I jak? - spytała, patrząc na Tessę.

- Udało się. - dziewczyna zdobyła się na uśmiech. - Magnus pozbył się trucizny z mojej krwi i organizmu. Jestem zdrowa.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! - ponownie uściskała ją z szerokim uśmiechem, ale Tessa doskonale widziała w oczach kobiety, że coś jest nie tak. Odsunęła się od niej i uważnie na nią spojrzała.

- Charlotte, czy coś się stało?

Uśmiech z twarzy kobiety znikł. Przełknęła ślinę i otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. W końcu odchrząknęła...

- Prosiłabym cię, Tesso, do mojego gabinetu. - powiedziała, a widząc, że Will właśnie chciał coś wtrącić, ostrzegła go gestem palca, aby zamilkł. - Tylko ona sama.

Tessa spojrzała przepraszająco na Willa i ruszyła za Charlotte do biblioteki. Szefowa instytutu zasiadła za biurkiem, kiedy Tessa usiadła na krześle przed nim. Zobaczyła jak kobieta bierze głęboki oddech.

- Zła wiadomość. - stwierdziła Tessa, a Charlotte współczująco kiwnęła głową. - O co chodzi tym razem?

- Konsul i Inkwizytor spotkali się osobno, aby omówić twoją sytuację. Napisali do mnie list, w którym napisali, że przysyłają najszczersze kondolencje, ale niestety nadal nie będą mogli cię wypuścić na wolność, ponieważ wciąż nie mają pewności co do ciebie i twojego talentu.

- Co?! A to co się nie dawno wydarzyło, to co...

- Wiem, że jesteś wściekła, ale wysłuchaj mnie do końca.

- Co jeszcze napisali?

- Że byłaś krótko pod okiem Natalie, która przysyłała im bardzo mało raportów o twoim zachowaniu, dlatego nadal nie mają pewności, że nie jesteś niebezpieczna.

- I co w związku z tym? Mnie też zamkną i każą mi się zmieniać? Tak jak to robiła Natalie?

- Napisali, że po egzekucji Mortmaina i jego współpracowniczek, zostaniesz odesłana na wieś. Towarzyszyć ci będą trzy służące, które są przyziemnymi ze Wzrokiem i Jessamine. Zgłosiła się, bo powiedziała, że sama chętnie wyrwie się od tego instytutu i poćwiczy przy okazji pisanie, kiedy pisać będzie o twoim zachowaniu i postępach.

Tessa nerwowo zaczęła przełykać łzy, byleby się nie rozpłakać. Co prawda poczuła lekką ulgę, że to Jessamine z nią jedzie, a nie jakaś inna obca kobieta na wysokim stanowisku. Lecz mimo to, wciąż nie zacznie nowego życia. Będzie musiała być pod kluczem i dalej być uważaną jako niebezpieczna zmiennokształtna.

- N-Na ile mnie tam wysyłają? - spytała, drżącym głosem.

Cisza. Charlotte przełyka ślinę. Cisza.

- Charlotte?! - podniosła głos, patrząc na nią zaczerwienionymi oczami.

- Na jeden rok.


Bardzo bym chciała wam podziękować za 24 795 wyświetlenia! <3 Jesteście kochani, bardzo wam dziękuję!!! A tak w ogóle nie dawno był III Ogólnopolski Zlot Nocnych Łowców! Był ktoś? Jeśli tak, to jakie wrażenia? Ja bardzo bym chciała pojechać na takie coś :))

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 15

- Will, ja podjęłam już decyzję...

- W takim razie jakie ma znaczenie to, że się przed tobą otworzę, skoro ty i tak odejdziesz? - Tessa wyczuła w jego tonie złość i irytację. Okropnie się w środku poczuła na myśl, że Will miałby być na nią zły. Nie chciała z nim być pokłócona pod żadnym pozorem.

- Ja... - zaczęła, ale urwała, zastanawiając się co chce powiedzieć. Przełknęła ślinę i spuściła wzrok. Po dłuższej chwili ciszy usłyszała jak Will wzdycha, a potem poczuła jak ujmuje jej podbródek w swoje palce, zmuszając, aby na niego spojrzała.

- Kocham cię.

Powiedział to. Na głos. Patrząc jej prosto w oczy.

- Co? - jej głos był cichszy od szeptu.

- Kocham cię... już od pierwszych chwil naszego pierwszego spotkania. Od tamtego czasu mam ochotę patrzeć w twoje piękne, szare oczy, które widzę każdej nocy. Mam ochotę posmakować twoich, miękkich warg. Czuć twój, cudowny zapach. Dotknąć i poczuć twoje, nagie ciało. Chciałbym... mieć cię całą dla siebie. Przy tobie czuję, że mogę naprawdę dużo. Mam wrażenie, że jestem lepszym człowiekiem. To ty mnie naprawiłaś, Tess. I nie potrafię znieść myśli, że mógłbym cię stracić i już nigdy nie zobaczyć twojego uśmiechu, twoich oczu, lub twoich ust. Kocham cię tak bardzo, że ledwo nad sobą panuję. A moje serce cierpi wtedy, kiedy ty cierpisz. Zawsze.

Nie wiedziała co powiedzieć... Miała wrażenie, że coś właśnie dotknęło jej serca... coś co sprawiło, że pustkę w jej sercu wypełnił nowy kawałek, którym okazał się być Will. Czuła się... spełniona? Tak, to dobre określenie. Spełniona.

- Will...

- Nie. - przerwał jej i ujął jej dłoń. Drugą ręką ją otworzył, po czym przyłożył do swojej klatki piersiowej. Tessa wyraźnie mogła poczuć jego szybkie, bijące serce. - Czujesz?

Ledwo widocznie pokiwała głową.

- Moje serce należy do ciebie, i bije dla ciebie. Zawsze będzie. - ostatnie słowa wyszeptał.

W jej oczach zaczęły zbierać się łzy, których nawet nie miała zamiaru powstrzymywać. Spłynęły ciurkiem po jej policzkach. Lecz nawet przez zamazany obraz mogła dostrzec intensywny, niebieski kolor jego oczu, które nadal się w nią wpatrywały. Ciepłe dłonie spoczęły na jej zmarzniętych policzkach, które musiały być czerwone od zimna. Kciuki obu jego dłoni delikatnie starły ciepłe łzy z jej twarzy.

- Nawet kiedy płaczesz, jesteś piękna. - szepnął tuż przy jej uchu, które następnie musnął. Całe jej ciało przeszedł niesamowity dreszcz emocji.

Brunet przesunął ustami po policzku, aż po jej usta, które złączył namiętnym pocałunku.

Pocałunek był zachłanny. Urywkowo starała się łapać oddech, byleby nie musieć się odsuwać. Przysunęła się bliżej Willa, dłonie kładąc na jego umięśnionych ramionach.

Ich języki stykały się ze sobą, rozchylając sobie wzajemnie usta. Tessa mogła jeszcze poczuć smak ziołowej herbaty, którą Will musiał pić na śniadanie. Czuła również jego zapach, który był już dla niej znajomy. Świeżo wypalone runy, a także zapach jakiegoś mydła, którego zapachu nie potrafiła określić.

- Wstydu nie macie?! - usłyszeli nagle głos nad nimi. Pospiesznie i niechętnie się od siebie odsunęli i spojrzeli w górę. Nad nimi stała otyła, starsza pani z ogromnym, fioletowym kapeluszem na głowie. Jej siwe loki dosięgały jej do ramion, a tupiąca noga wyraźnie była widoczna pod ciężką, prostą suknią z tiulu. - W publicznym miejscu?! - podniosła głos i oparła pięści na swoich biodrach.

- Ja... My... - motała się zarumieniona Tessa.

- Ma Pani racje, przepraszamy. - wydusił w końcu Will i biorąc Tessę pod ramię, wstał.

- Okazywanie uczuć zostawcie sobie na później, w sypialni, ale nie tutaj! Ty szczególnie, dziecko, powinnaś zachować maniery! Kto cię później zechce? - spytała i chwiejnym krokiem odeszła, tupiąc obcasami.

Choć było jej strasznie wstyd, a policzki miała czerwone jak pomidory, ukryła uśmiech. Jej towarzysz miał podobnie, ale on nie ukrywał uśmiechu, tylko szczerzył się od ucha do ucha.

- Za to ją normalnie zechce sam król. - mruknął pod nosem.

Tessa nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, chowając twarz w jego szyje.

***

- To tutaj mieszka Magnus Bane? - spytała Tessa, wpatrując się ogromną posiadłość.

- To dom jego kochanki - wampirzycy Camille Belcourt. Ale tak, mieszka u niej... przynajmniej tymczasowo. - odpowiedział i zapukał ciężką klamką. Huk rozległ się echem po całym podwórku i odbił się o ściany budowli. Tessa poczuła lekkie trzęsienie pod nogami.

Usłyszeli tupanie obcasów, a już po chwili w drzwiach stanęła blada blondynka o czerwonych, pomalowanych ustach. Na sobie miała satynowy szlafrok w kolorze krwistoczerwonym. Dosięgaj jej do kostek, zaś rękawy do kolan. Kilku calowe, czarne szpilki na jej nogach sprawiały, że kobieta była wyższa od samego Willa. Blond loki spływały jej falami na ramiona. W dłoni trzymała kryształowy kieliszek, w którym pływała czerwona, gęsta ciecz.

Krew, pomyślała Tessa, i zrobiło jej się niedobrze.

- Hmmm... - wydała z siebie mruczenie, mrużąc oczy. - to znowu ty, Williamie. A jak ma na imię twoja towarzyszka? - spytała, wskazując głową na Tessę.

- Tessa Gray. - przedstawiła się dziewczyna, skinięciem głowy.

- Camille Belcourt. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Magnus jest w swojej pracowni. - powiedziała szybko i weszła do środka, kierując się na schody. Po chwili zniknęła za rogiem.

Will zamknął za nimi drzwi i wciąż trzymając Tessę pod ramieniem, pociągnął ją w stronę biblioteki. Zastali tam Magnusa rozwalonego na kanapie i czytającego książkę. Ubrany w swój ekstrawagancki, świecący od brokatu garnitur, nie oderwał wzroku od książki.

- Magnusie. - odezwał się Will, zwracając uwagę czarownika, który z uśmiechem wstał i rozłożył ramiona, podchodząc do nich.

- Will! Jak miło cię widzieć! Jak tam życie, hmm?

Tessa dostrzegła jak brunet piorunuje czarownika wzrokiem.

- Przyszliśmy cię prosić o przysługę...

- Tak naprawdę to ja przyszłam. - odezwał się, a Magnus spojrzał na nią tak jakby dopiero teraz ją dostrzegł. - Nazywam się Tessa Gray.

- To dla mnie zaszczyt, panno Gray. - ukłonił się, muskając raz dłoń dziewczyny. - W czym mogę służyć?

- Przychodzę w ważnej sprawie.

- Konkretnie? - Dłonią wskazał na kanapę, na której wszyscy usiedli.

- Chodzi oto, że umieram...

- Jak każdy z nas! Z dnia na dzień!

- Ale nie tak. Zostałam otruta, a w mojej krwi płynie teraz trucizna. Została ona również zaczarowana tak, abym nie mogła się jej z siebie pozbyć. Chciałabym, aby Pan zdjął ten czar i dał mi jakąś odtrutkę.

Magnus pomyślał chwilę, wpatrując się w Tessę badawczym wzrokiem. Po chwili zastanowienia wstał i podszedł do grubej księgi, która leżała na biurku. Zaczął przewracać strony, aż znalazł odpowiednią. Gestem palca wskazał, aby Tessa do niego podeszła. Przełknęła ślinę i zrobiła to o co prosił, ale pociągnęła za sobą Willa.

- Aby zdjąć zaklęcie z trucizny, musiałbym się najpierw do niej dostać, czyli nieco zniszczyć osłonę, która ją w tobie trzyma.

- Ale jak?

- Będę musiał spuścić ci dość dużo krwi. Mniej krwi - mniej trucizny, co zmniejsza również jej siłę czaru. Wtedy miałbym szansę go zniszczyć, a następnie całkiem usunąć truciznę z twojego ciała.

Słabo jej się zrobiło na myśl o krwi. Ale było to jedyne wyjście, aby mogła żyć. Nie pozostawało jej więc nic innego jak przyjąć propozycje.

- Zgadzam się. - powiedziała w końcu.

- Połóż się na kanapie, a ja pójdę po potrzebne narzędzia.

Kiwnęła głową i skierowała się w stronę mebla. Kiedy Magnus wyszedł, Will pomógł jej ściągnąć futro. Poczuła jak w jej skórę uderza ciepło bijące od kominka obok. Przełknęła ślinę i położyła się wygodnie na kanapie, głowę kładąc na poduszce. Will wciąż trzymając jej płaszcz, usiadł obok niej.

- Będzie dobrze. - szepnął, lekko unosząc kąciki ust.

Odwzajemniła uśmiech, i ujęła jego dłoń, mocno ją ściskając.

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 14

2 dni później...

- Gdzie idziesz? - Will zatrzymał Sophie idącą z tacą filiżanki herbaty i talerzem pełnego jedzenia. Dziewczyna się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.

- Szłam właśnie zanieść obiad panience Gray.

- Otwiera ci drzwi, jak pukasz? - spytał z nadzieją w głosie.

Sophie lekko pokręciła głową, spuszczając wzrok na podłogę. Otworzyła usta i cichym tonem odpowiedziała:

- Kładę tacę pod drzwiami, ale nic z niej nigdy nie znika, kiedy po nią wracam. - następnie się odwróciła i cicho tupiąc swoimi pantoflami, odeszła.

Will przetarł dłonią twarz i osunął się na ziemie. Zaklął cicho pod nosem, zastanawiając się co powinien zrobić, aby skłonić Tessę do wyjścia z jej pokoju. Tego samego dnia, kiedy dowiedziała się o śmierci Nate'a, zamknęła się w pokoju na klucz i od tamtej pory z niego nie wychodziła. Od dwóch dni nie jadła, ani nie piła. Każdy w instytucie starał jej się przemówić do rozsądku, nawet Charlotte i Henry, którzy wczoraj wrócili z Arthog razem z zakutym w kajdany Mortmainem. Niestety, nic nie pomagało. Starali się nawet za pomocą steli prześwietlić drzwi, ale Tessa założyła na nie jakiś materiał, więc nie było widać pokoju.

Wiedzieli, że musząc coś zrobić, i to jak najszybciej, ponieważ ona nie tylko się głodziła, ale trucizna, która pływała w jej krwi, wciąż ją zabijała. Do tego mieli inne problemy, jak umierający Jem, który opowiedział im wszystko o zdarzeniach, które spotkały Tessę i o aniołku, którego mu podarowała. Jem ma teraz więcej czasu, ale w końcu zacznie cierpieć, nie mogąc umrzeć, dlatego dla niego również trzeba się śpieszyć z lekarstwem... którego nikt nie znał.

Chcąc choć na chwilę uwolnić się od ciążących myśli, skierował się do jadalni, gdzie wszyscy już jedli obiad. Zajął swoje miejsce i zabrał się za jedzenie ziemniaczanego omletu, od czasu do czasu popijając winem. Było dość nieswojo, ponieważ w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza. Dopiero po dłuższym czasie przerwała ją Charlotte:

- Dzisiaj razem z resztą Enklawy przesłuchaliśmy Mortmaina, a także Natalie i Marię Rochford. Jak się domyślacie, zostali skazani na śmierć. Wszyscy.

- Dobrze im tak. Jak, kiedy i gdzie ma się odbyć ich egzekucja? - zaczął dopytywać Will.

- Zostali skazani na stryczek, za kilka dni na dziedzińcu naszego instytutu. - odpowiedziała i wzięła łyk herbaty. W tym samym czasie drzwi jadalni się otworzyły. Spojrzenia wszystkich powędrowały ku... Tessie. Ubrana tak samo jak po raz ostatni ją wszyscy widzieli dwa dni temu, podeszła do stołu i usiadła na swoim miejscu. Wzrok, który do tej pory miała spuszczony, teraz uniosła, aby spojrzeć w oczy Pani Branwell.

- Ja... przemyślałam wszystko... - zaczęła nieco ochrypłym głosem. Odchrząknęła. - i zdecydowałam, że pójdę do Magnusa Bane'a po lekarstwo...

- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, Tesso. - przerwała jej Charlotte.

- ...a potem mam zamiar wrócić do Nowego Jorku.

Wszyscy zamarli. Dźwięki uderzających o siebie sztućców i kieliszków, ucichły. Było tak cicho, że w sali dało się usłyszeć bijące serca innych.

- Jak to? - odezwała się w końcu Cecily.

- Mój brat nie żyje, a ja jestem już wolna od planów Mortmaina. Poznałam również prawdę o moich rodzicach i o sobie... więc nie pozostaje mi nic innego jak iść dalej. Zacząć nowe życie. Postaram się znaleźć pracę i odbudować swój dom rodzinny.

- Ale myślałam, że nie chcesz nas opuszczać.

- Masz racje, Charlotte, ale nie mogę również opuścić miejsca, w którym się urodziłam i wychowałam. To w Nowym Jorku zostawiłam wspomnienia... i prawdziwą mnie. To tam jest mój dom.

- Mieszkając w Nowym Jorku, byłaś otoczona kłamstwami i nieprawdą. - przypomniał Will.

- Ale moi rodzice, ciotka Harriet i Nate byli prawdziwi, zupełnie jak miłość i wspomnienia, które wypełniały naszą rodzinę. A teraz zostałam już tylko ja. Już nikt po mnie nie odziedziczy nazwiska, więc można stwierdzić, że rodzina Grayów już nie istnieje.

- Zostań z nami chociaż do egzekucji Mortmaina, Natalie i Mari. - zaproponował Will.

- Mari? - Tessa wytrzeszczyła oczy.

- Ona również współpracowała z Mortmainem...

- Nie! To matka ją do tego zmusiła! Ona jest niewinna!

- Enklawa już podjęła decyzję, więc nic już nie zmienią.

Tessa westchnęła i przymknęła na dłuższą chwilę powieki. Po co najmniej dziesięciu sekundach się odezwała.

- Kiedy mają umrzeć?

- Za kilka dni, jeszcze przed nowym rokiem. - odpowiedziała Pani Branwell.

- Dobrze, zostanę. Ale jeszcze dzisiaj chciałabym pójść do Magnusa Bane'a. - Tessa przeniosła wzrok na Willa. - Oczywiście, jeżeli tylko zgodzisz się ze mną pójść i mnie do niego zaprowadzić.

Zawsze patrząc w jej szare oczy, miał kłopoty z mówieniem. Musiał się więc wtedy porządnie wysilić, aby cokolwiek mógł wydobyć ze swoich ust.

- Jak najbardziej. - odpowiedział w końcu z lekkim uśmiechem i wciąż wpatrując się w jej oczy, w tym samym czasie co ona, odsunął krzesło, wstając. - Przy okazji dopytam się jeszcze o lekarstwo dla Jema.

- Dobry pomysł. - stwierdziła Pani Branwell, kiwając głową. - My też jeszcze przeszukamy bibliotekę.

***

Tessa pospiesznie zarzuciła na siebie biały, futrzany płaszcz, który znajdował się głęboko w szafie. Po zapięciu wszystkich guzików, szybkim krokiem ruszyła w stronę dziedzińca, gdzie czekał już na nią Will w czarnym płaszczu.

Kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się lekko i zaproponował ramię. Odwzajemniła uśmiech i podeszła bliżej, przyjmując miły gest. Poczuła cudowne ciepło nie tylko na skórze, ale i na sercu. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo jej brakowało jego bliskości przez ostatnie dwa dni, w których całkiem odcięła się od świata.

Trzymając się blisko siebie, ruszyli. Przez dłuższy czas szli w ciszy. Żadne z nich się odzywało, mimo iż Tessa naprawdę miała na to ochotę. Ale na jaki temat miałaby z nim rozmawiać? Nie miała najmniejszego...

- Pamiętasz list, który do mnie napisałaś?

...pojęcia.

- Tak. - powiedziała w końcu cichym głosem, czując jak jej serce przyśpiesza. Szykowała się na szczerą rozmowę, która mogła się okazać równie bolesna jak kilka poprzednich.

- Nadal jest takie samo? Twoje uczucie do mnie?

- To co napisałam w liście, Will, nie jest tymczasowe. - odpowiedziała spokojnie i pewnie. Zdziwił ją ton jej głosu, gdyż w środku trzęsła się z nadmiaru emocji jak galareta. - Otworzyłam się wtedy przed tobą, i byłabym wdzięczna gdybyś, ty, zrobił to samo przede mną.

Will milczał. Słyszała jak chłopak nerwowo przełyka ślinę.

- Jeżeli nie odwzajemniasz moich uczuć, to wolę o tym wiedzieć od razu, aby oszczędzić sobie później płaczu.

Kątem oka dostrzegła, że chłopak odwrócił głowę w jej stronę i na nią spogląda. Ona też się odważyła na niego spojrzeć, ale w tamtym momencie Will pociągnął ją w bok na ławkę, która stała obok jednego z ciągu, równo zasadzonych drzew. Usiedli na niej wciąż na siebie patrząc.

Nie potrafiła oderwać swoich oczu od jego niebieskich tęczówek, które były wpatrzone w jej twarz. Mogła tak siedzieć i patrzeć godzinami, a nigdy by jej się to nie znudziło.

- Chcesz, żebym się przed tobą otworzył?

- Tak. - szepnęła.

- A czy to co ci wyznam... wpłynie na twoją decyzję powrotu do Nowego Jorku?

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 13

- Wiem, gdzie mieszka Magnus Bane. - powiedział w końcu i uniósł wzrok, aby na nią spojrzeć.

- Naprawdę? - wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Nie sądziła, że będzie to takie łatwe. Odetchnęła z ulgą i posłała mu wdzięczny uśmiech.

- Znam go, bo... kilka razy już u niego byłem, aby kupić... napary.

- Dobrze, to może pójdziesz ze mną po śniadaniu?

- Świetny pomysł. - kiwnął głową, po czym razem się udali w stronę jadalni. Pokonali korytarz, docierając do masywnych drzwi. Kiedy Will pchnął je, oczy wszystkich obecnych w jadalni od razu skierowały się w ich stronę... a właściwie w stronę Tessy. Rozbrzmiał dźwięk szurania krzeseł, i już po chwili Tessa poczuła jak wiele ciał przylega do niej, obejmując ją. Odwzajemniała uściski ze szczerym uśmiechem, który nie chciał zejść z jej twarzy.

- Dajcie jej złapać oddech. - usłyszała cichy śmiech panny Lovelace, której wszyscy zrobili przejście. Szła wolno w stronę Tessy, szeleszcząc bordową suknią, której rękawy były z koronki. Jej blond loki były wysoko upięte i przyozdobione świecącymi, diamencikami. - Miło znów cię widzieć. - powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach i delikatnie uścisnęła Tessę, która wyraźnie nie spodziewała się takiego powitania przez Jessamine. Ale mimo to, oddała uścisk, po czym razem z innymi zasiadła do stołu. Nałożyła sobie na talerz ciepłej owsianki z owocami i zaczęła powoli jeść, delektując się każdym kęsem. Potrawa była przepyszna, aż miała ochotę wstać i iść pochwalić kucharkę.

Pod koniec śniadania, popijała jedynie letnią, różaną herbatą. Miała dość jedzenia, a w szczególności owsianki.

Przy stole panowała energiczna rozmowa, w której Tessa nie miała jakoś najmniejszej ochoty uczestniczyć, zupełnie tak jak i panna Lovelace. Blondynka przewracała co chwilę oczami, kiedy któryś z uczestników rozmowy unosił się, krzycząc. Ale od czasu do czasu, Tessa zauważała jak Jessamine czasami na nią zerka. Na twarzy dziewczyny zawsze malowało się wtedy współczucie. Czy ona coś przed nią ukrywała? Tessa nie wiedziała, co o tym myśleć. Nate zawsze mówi, że nie powinno się czegoś takiego ignorować. Pomyślała przez chwilę... NATE! Omal nie krzyknęła imienia brata na głos.

Pospiesznie dopiła herbatę, i wstała. Ruszyła w kierunku drzwi. Właśnie je otwierała, kiedy...

- Gdzie idziesz? - usłyszała głos Cecily.

Odwróciła głowę z lekkim uśmiechem, odpowiadając:

- Idę zobaczyć się z Nate'm, w którym pokoju go znajdę?

W jadalni nastała grobowa cisza. Dźwięk uderzających o siebie sztućców i porcelany - ucichł. Wszyscy, którzy do tej pory trzymali swoje spojrzenie na Tessie, teraz je opuścili.

- O co chodzi? - spytała, marszcząc brwi, i robiąc kilka kroków w stronę stołu.

Cisza. Cisza. Cisza.

- Dlaczego milczycie? Co się stało?

- Tess... - zaczął po chwili Will i wstał. - on... Nie daliśmy rady go... Bo on... Jego serce... - motał się.

- On odszedł, Tesso. - dokończyła w końcu Jessamine, patrząc na swoją filiżankę.

I wtedy stało się coś dziwnego. Szatynka poczuła się, jakby cały świat się od niej odwrócił. Cała nadzieja, która utrzymywała ją przy życiu w zamku Mortmaina i na mrozie w śnieżną noc - zniknęła. Zniknęła od tak.

Zrobiło jej się naprawdę duszno i słabo, ale mimo to starała się utrzymać na nogach. Przenosiła wzrok z Willa na innych, i tak w kółko, aż w końcu zaczęła się cofać, kręcąc przecząco głową.

- Kłamiesz. - powiedziała poważnym tonem, choć miała ochotę wybuchnąć płaczem.

- Tess...

- Wszyscy kłamiecie. - szepnęła i napięcie odwróciła się w stronę drzwi, idąc w ich kierunku. - Gdzie on jest?! - podniosła głos, wypadając na korytarz. Czując jak gorąco pulsuje w jej ciele, szybkim krokiem skierowała się w stronę schodów, po których zaczęła wchodzić. Za sobą słyszała wołanie Willa, aby się zatrzymała. Ale ona go nie słuchała, tylko wchodziła dalej, aż w końcu znalazła się na samej górze. Skręciła w lewy korytarz, wołając:

- Nate?!

Nagle poczuła jak czyjeś dłonie zaciskają się na jej ramionach, zatrzymując ją. Siłą została odwrócona. Jej wzrok od razu powędrował do niebieskich oczu, które się przed nią znalazły. Nie miała ochoty teraz słuchać kazań i wyjaśnień, które Will dla niej przygotował. Próbowała się wyrwać i odejść, ale bez skutku.

- On nie żyje, rozumiesz? Odszedł. Jego serce biło za szybko. Nie dało się go uratować. - wytłumaczył twardym tonem, lekko nią potrząsając.

Jej serce pękało z bólu. Czuła jak krwawiło. W środku powtarzała sobie, że to nie prawda, że Nate żyje, i że razem zaczną wkrótce nowe życie... ale w środku jej duszy wiedziała, że oszukuje samą siebie.

"To koniec" odezwał się szept w jej głowie, który sprawił, że nie potrafiła już dłużej utrzymać na swojej twarzy poważnej miny. Do jej oczu napłynęły łzy. W końcu wybuchła głośnym płaczem. Czując jak ból w jej rozpadającym się sercu narasta, osunęła się na podłogę. Will zrobił to samo, cały czas starając się ją podtrzymywać. Ukląkł obok niej i przyciągnął do siebie, starając uspokoić dziewczynę. Gładził kojąco jej włosy, kiedy ta zacisnęła dłonie - ze zbielałymi kostkami - na jego koszuli i wtuliła w nią zapłakaną twarz.

- Tak mi przykro... - szepnął jej do ucha. Tak bardzo wtedy chciał przejąć część jej bólu na siebie, że ledwo co sam się powstrzymywał od krzyków.

Wiem, że rozdział krótki, przepraszam :(( Nie miałam dzisiaj jakoś weny, ale obiecuję, że w piątek rozdział będzie dłuższy!

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 12

Jej oczy otworzyły się tuż o wschodzie słońca. Cudownie było się obudzić w dobrze znanym i bezpiecznym miejscu. Pod ciepła kołdrą i w wygodnym łóżku.

Kiedy jej wzrok zatrzymał się na zegarze pokazującym godzinę 5:00, odwróciła się na drugi bok. Zamknęła oczy z nadzieją, że sen jeszcze wróci, ale na marne. Westchnęła i usiadła. Przełknęła ślinę, starając się coś powiedzieć...

- Jeden, dwa, trzy, cztery... - policzyła normalnym głosem do dziesięciu, prawie w ogóle nie odczuwając bólu w gardle. Uśmiechnęła się i zastanowiła jakiej maści lub innego lekarstwa Cichy Brat musiał użyć, że tak szybko przyszły rezultaty. Ciocia Harriet zawsze chodziła do medyka i od niego kupowała preparaty na ból gardła, zaś mama Tessy zawsze korzystała z domowych sposobów, mieszając ciepłe mleko z miodem. A na rany ciocia i mama miały wspólny sposób: żywokost. Świeże zioło przyłożone do rany, goi skórę nie pozostawiając ani jednej blizny. Ale jakiego lekarstwa by wtedy nie użyły, to zawsze musiało minąć kilka dni zanim Tessa, Nate lub ktoś inny z rodziny zaczął odczuwać poprawę.

Wciąż uśmiechnięta wstała, czując się nareszcie na siłach. Nie miała najmniejszego zamiaru przeleżeć reszty dnia w łóżku. Bez problemu zrzuciła z siebie nocną koszulę, która niemal zwisała z jej wychudzonego ciała. Następnie weszła do wanny pełnej letniej wody. Zmoczyła się, starając się unikać okolic zabandażowanej szyi, po czym lawendowym mydłem umyła swoje ciało, twarz i włosy. Kiedy wstała, uderzyło w nią chłodne powietrze. W tamtym momencie miała wrażenie, że woda jest najcieplejszym miejscem, ale nie zanurzała się już w niej, ponieważ na dnie wanny usadowił się ciemny brud po jej kąpieli.

Wyszła na chłodną podłogę, wciąż opatulając się ręcznikiem. Energicznie zaczęła się wycierać przed lustrem, tym samym badając swoje ciało. Zmarszczyła brwi, widząc jak z pod skóry odstają kości obojczykowe, kręgosłup lub żebra. Wyglądała niemal jak szkielet. Bez mięśni i mięsa. Nawet wilk by się na nią nie skusił.

Ale wcale się sobie nie dziwiła. Od śniadania w domu Madeleine minęło sporo czasu, a pomiędzy nawet nic nie tknęła. Nic, co zawierałoby tłuszcz lub inne odżywcze składniki.

Odwracając wzrok sięgnęła po swój szlafrok, który cały czas wisiał w szafie nietknięty... razem z sukniami, których Tessa wcześniej nie widziała. Szafa była ich pełna, zupełnie tak jak i pantofli, wachlarzy i biżuterii, która znajdowała się w dwóch przepięknych szkatułkach. Miała wrażenie, że znów znalazła się w zamku Mortmaina.

Szlafrok, szczotka i perfum (stojący wśród nowych perfum na toaletce) to były jedyne rzeczy, które zostały nietknięte. Wciąż zdziwiona, zawiązała szlafrok i zaczęła przeglądać suknie, aż w końcu przyciągnęła ją kremowo złota. Była naprawdę śliczna. Idealna na pierwszy dzień świąt.

Tessa ostrożnie wyciągnęła materiał i rozłożyła na łóżku. Do kompletu dobrała gładkie kremowe pantofle nad kostkę. Po wyszczotkowaniu wilgotnych włosów, ubrała się w przyszykowane ubranie, które naprawdę łatwo się zakładało. Suknia była wygodna, a jej materiał przyjemny w dotyku. Akurat kiedy miała się zabierać za robienie dalszej fryzury, do jej drzwi ktoś zapukał. Zdziwiona wstała i poszła otworzyć, zastanawiając się kto o szóstej rano mógł ją odwiedzić...

- Brat Enoch! - niemal krzyknęła. Przyglądała się ciemnej postaci, która po chwili weszła w ogóle nie czekając, aż Tessa ją wpuści. Wciąż osłupiała zamknęła drzwi.

"Przychodzę, aby sprawdzić twoje gardło, Thereso"

- Już z nim lepiej. Boli jedynie trochę, ale najważniejsze, że wrócił mi głos.

"Jeżeli pozwolisz..." Cichy Brat wskazał dłonią na łóżko. Tessa kiwnęła głową i usiadła na brzegu łóżka, prostując się. Palce Brata Enocha były cienkie jak pergamin, a opuszki palców chłodne. Muskały od czasu do czasu jej szyje, kiedy Ten odwijał bandaż najdelikatniej jak potrafił. Po chwili jej szyja była goła. Poczuła na niej lekki chłód i miała wrażenie, że szyja jest strasznie cienka.

Cienkie palce Cichego Brata zaczęły wodzić w miejscu, gdzie powinny być rany po paznokciach Pani Black. Powinna była czuć ból, ale nie czuła nic. Jedynie lekkie łaskotanie chłodnych palców.

"Nie będzie już konieczne nakładanie kolejnej warstwy maści. Skóra się zagoiła, a na ból gardła, który Pani został, proponuję ciepłe mleko z miodem i trochę czasu."

- Moja matka też zawsze używała tego sposobu. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Ale kiedy Brat Enoch przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, szybko wstała i odchrząknęła. - Dziękuję za leczenie, jestem dłużniczką.

"Nie powinnaś być dłużna komuś, kto nic dla ciebie nie zrobił. Ja tylko wypełniłem mój obowiązek, a także okazałem mą wdzięczność."

- Wdzięczność? - niemal się zaśmiała.

"Nowojorski instytut był i jest miejscem, do którego najczęściej mnie wzywają. Zawsze kiedy tutaj byłem, było ponuro, panował tutaj smutek jeszcze bardziej niż w cichym mieście, ale od kiedy ty się tutaj pojawiłaś, od każdego bije więcej emocji."

- Jakich emocji?

"Charlotte jest pracowitą kobietą i lubi dobrze wykonane zadania, a dzięki tobie ma większe poczucie wartości, bo wie, że w instytucie jest więcej osób, które może chronić. Jeśli chodzi o Henry'ego, to jestem pewien, że też się cieszy z twojej obecności ma kogoś, komu może pokazać swoje wynalazki. Panna Lovelace ma nareszcie towarzystwo godne uwagi. James czuje coś jeszcze z wyjątkiem umierania..."

- Umierania? - przerwała mu wstrząśnięta. - Jem umiera? Jak to?

"Nie do mnie należy powiedzenie ci o tym." oznajmił i bez słowa wyszedł.

***

Stała, mając wzrok utkwiony w podłodze. Nie miała pojęcia, co myśleć... a tak naprawdę to nie mogła. Jedyna myśl która krążyła w jej głowie brzmiała: dlaczego Jem umiera? Jak to możliwe?

Nie miała zamiaru zwlekać. Sięgnęła po aniołka, chcąc znów poczuć na piersi znany ciężar. Wzięła się w garść i szybkim krokiem wyszła ze swojego pokoju, kierując się do tego na przeciwko. Właśnie chciała zapukać najgłośniej jak umiała kiedy zrozumiała, że Jem może przecież jeszcze spać. Mimo to powstrzymała się od robienia dużego hałasu i jedynie cichutko uderzyła piąstką dwa razy. Słysząc ciche "proszę", osłupiała. Przełknęła ślinę i wstrzymując oddech weszła.

Prawie nic się nie zmieniło od jej ostatniego razu tutaj. Jedynie to, że było cicho, skrzypce i smyczek leżały pod ścianą obok kominka, a Jem leżał w łóżku jeszcze bladszy niż zazwyczaj. Jego lekko przymknięte powieki od razu się rozszerzyły na widok dziewczyny.

- Tessa. - szepnął tak, jakby w ogóle nie miał siły mówić głośniej. Serce jej się ścisnęło. - Jak się czujesz? - spytał już głośniej, a jego dłoń wskazała brzeg łóżka obok niego. Niepewnie zamknęła za sobą drzwi, podeszła i usiadła na brzegu jego łóżka. Zobaczyła, że na stoliku nocnym stoi miska z wodą i ręcznikiem. Widząc jak krople potu spływają po twarzy Jema, nic nie mówiąc sięgnęła po namoczony ręcznik i położyła go jako okład na czoło chłopaka. Jego usta ułożyły się we wdzięcznym uśmiechu.

- Więc? - ponaglił ją.

- O wiele lepiej niż w czasie ostatnich zdarzeń. Cichy Brat wyleczył moje gardło. - uśmiechnęła się, kiedy opuszki palców Jema przejechały po jej gardle. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz, a serce mocniej zabija. Przełknęła ślinę.

- Bardzo dobrze się spisał. Twoja szyja wygląda jak nowa. - zaśmiał się, a Tessa mu zawtórowała.

- Też tak sądzę... Ale przyszłam tutaj, bo... - bo nie pomyślała jak zapytać Jema o to, dlaczego umiera.

- Tesso... - ujął jej podbródek, zmuszając, aby na niego spojrzała. - może zamiast się trudzić w dobieraniu słów, mówmy prosto, dobrze?

Pokiwała lekko głową, wzięła głęboki oddech i spytała:

- Czy to prawda... że umierasz? - spytała niemal szeptem.

Jem nie wyglądał na poruszonego. Miał taki sam, spokojny wyraz twarzy.

- Tak, to prawda. Ostatnio mi się nieco pogorszyło.

- Może to z powodu stresu?

- Nie, tylko z powodu narkotyku yin fen. - poprawił. Nic to Tessie nie mówiło. Jem widząc jej pytającą minę, kontynuował; - Mój ojciec pochodził z Wielkiej Brytanii, a matka z Chin. Moi rodzice prowadzili instytut w Szanghaju, tam się urodziłem. Było dobrze, byłem zdrowy. Ale kiedy skończyłem jedenaście lat, do naszego domu włamał się demon Yanluo. Chciał się zemścić na mojej matce za to, że zabiła jego potomstwo. Związał moich rodziców i na ich oczach zaczął mnie torturować narkotykiem yin fen. Następnie zabił moją rodzinę. Nocni Łowcy zorientowali się, że coś jest nie tak i wkroczyli do instytutu, kiedy ja tym czasem byłem w delirium. Uratowali mnie i próbowali wyleczyć, ale uzależnienie do narkotyku było za duże. Jeżeli przestanę zażywać yin fen, umrę. A jeżeli będę go zażywać, to moje życie się przedłuży, ale nie długo. Wciąż umieram i wątpię, abym miał dożyć choćby trzydziestki. Will zdobywał dla mnie zawsze narkotyk z jednego klubu, ale jakiś czas temu okazało się, że już go nie sprzedają.

- O Boże... - szepnęła przejęta i ujęła jego dłoń w swoje dłonie.

- Nie wiem, ile jeszcze pożyję. Równie dobrze mogę umrzeć jutro...

- Nie mów tak! - syknęła, zaciskając zęby. Sama była zaskoczona swoją reakcją, ale nie mogła patrzeć jak Jem umiera. On... naprawdę dużo dla niej znaczył. - Znajdziemy sposób. Ja... - urwała, przypominając sobie coś. Puściła dłonie Jem'a i przyłożyła je do aniołka. Chłopak patrzył na nią z pytającą miną, kiedy zdjęła naszyjnik i mimo jego protestów, założyła mu go na szyje.

- Nie mogę, to twoja pamiątka...

- Przestań, musisz mnie wysłuchać. - nakazała, przykładając dłonie do jego rozpalonych policzków. - Ten naszyjnik nie jest zwykły... - zaczęła i opowiedziała mu nie tylko o właściwościach aniołka, ale i o wszystkich przeżyciach w zamku Mortmaina. Jem był pierwszym w instytucie, któremu to opowiedziała. Ale był dobrym słuchaczem. Patrzył na nią cały czas, jedną dłoń trzymając splecioną z jej dłonią. Czuła się przy nim bardzo swobodnie. Jak przy osobie, którą znała od dziecka. Miała wrażenie, że mogła mu powiedzieć i się zwierzyć ze wszystkiego, a on zawsze ją wysłucha.

Po kilkunastu minutach opowiadania, zakończyła swoją historię lekkim uśmiechem. Jem jedynie wpatrywał się w nią współczująco, kciukiem kreśląc kształty na jej dłoni.

- Przykro mi, że musiałaś tyle przeżyć.

- Ale przynajmniej poznałam prawdę, o którą się starałam przez dłuższy czas. Coś za coś.

- Masz racje. - kiwnął lekko głową. Tessa zmieniła mu okład i nachyliła się, aby poprawić mu poduszkę. Wsunęła dłoń pod kark Jema, aby pomóc mu się podnieść, by drugą dłonią móc poprawić mu poduszkę. Ostrożnie go położyła, po czym zaczęła się odsuwać, gdy nagle dłoń Jema złapała jej kark, uniemożliwiając jej się odsunąć. Przyciągnął ją bliżej i sam lekko uniósł głowę, aby móc złączyć ich wargi.

Ten pocałunek był inny niż ten z Willem. Usta Jema były ciepłe i suche, zapewne od gorączki. Smakowały... wodą i czymś słodkim, jak syrop. Również pachniał świeżo wypalonymi runami jak Will, ale i... chorobą. Czuła, że jej serce bije z podniecenia. Nie wiedziała czemu, ale nie odsunęła się. Oddawała pocałunek, ale nie tak namiętnie jak blondyn. Przykładał dłoń do jej policzka, tym samym wplątując palce w jej wilgotne włosy, których wciąż nie zdążyła uczesać w konkretną fryzurę. Ona zaś trzymała dłoń na jego piersi, podpierając się.

Pocałunek trwał na pewno dłużej niż minutę, ale w końcu musieli złapać większy oddech przestać. Oddychali głęboko, wdychając nawzajem swoje powietrze. Patrzyła na jego srebrne oczy, w których było... pożądanie i tęsknota.

- Musiałem to zrobić... przepraszam. - szepnął i osunął się z powrotem na poduszki. Tessa się wyprostowała i wymusiła lekki uśmiech.

- Nic się nie stało. - odpowiedziała. - Czasami... nasza wola potrafi być silniejsza od nas.

Jem kiwnął głową i zamknął oczy. Po chwili jego klatka piersiowa zaczęła się wolno i równomiernie unosić i opadać, co musiało znaczyć, że zasnął. Tessa nie chcąc go budzić, nakryła go bardziej kołdrą i wyszła najciszej jak umiała.

***

Wróciła do swojego pokoju i usiadła przed toaletką, zaczynając po raz kolejny szczotkować włosy. Nie miała siły upinać włosów w koka, dlatego wzięła dwa pasma po bokach i spięła je razem z tyłu.

Makijażu też nie robiła wyrazistego. Nałożyła odrobinę pomadki, aby nieco zaróżowić usta i ścisnęła policzki, aby przywrócić im kolor lekkich rumieńców. Nie musiała zakrywać pudrem worków pod oczami, bo ich nie miała. Jej twarz wyglądała na naprawdę wypoczętą i świeżą. I wcale się nie dziwiła. Po raz pierwszy od kilku dni się w pełni wyspała, co zmniejszyło nieco skutki trucizny...

Trucizna... później poprosi kogoś, aby pomógł jej odnaleźć Magnusa Bane'a. On jej pomoże i nareszcie będzie zdrowa.

Westchnęła i wstała. Starała się zająć czymś myśli, ale nie potrafiła. Ciągle myślała o pocałunku z Jemem... Nie potrafiła stwierdzić, czy żałowała pocałunku. Część, która kochała Willa oczywiście żałowała, ale część, dla której Jem był kimś, sądziła wręcz przeciwnie.

Przyłożyła palce do skroni, mając wrażenie, że jej głowa zaraz wybuchnie. Rozglądała się po pokoju, jakby czegoś szukała, aż w końcu jej wzrok się zatrzymał na książce "Opowieść o Dwóch Miastach". Leżała na stoliku nocnym. Dziwne, że wcześniej jej nie dostrzegła. Tak czy siak, wzięła ją do ręki i przytuliła do piersi, wdychając jej zapach.

Czytanie zawsze sprawiało, że mogła oderwać się od rzeczywistości. Wiedziała, że to teraz powinna zrobić. Nie robiła tego od dłuższego czasu. Dlatego wciąż przytulając książkę, skierowała się do miejsca, w którym miała zamiar zacząć ją czytać.

***

Biblioteka była pusta. Nic w niej nie zostało zmienione. Regały pełne książek, cały czas stały w tym samym miejscu. Zapach papieru i kurzu, unoszący się w powietrzu też został ten sam.

Zaczęła chodzić obok regałów i schodów, szukając fotela lub innego miejsca do siedzenia. Po długich minutach szukania weszła po schodach na kolejne, małe piętro i usadowiła się w końcu między dwoma regałami. Usiadła w kącie. Obok niej było również wiele innych książek, ułożonych w wieże. Czuła się idealnie. Była w swoim świecie.

Otworzyła książkę i rozpoczęła ją czytać już któryś raz w życiu. Dobrze znane słowa i zdania, pochłonęły ją całkowicie.

***

Czytając już którąś dziesiątą stronę, usłyszała syczenie. Włosy zjeżyły jej się na karku. Cicho zamknęła książkę i powoli wstała. Syczenie było co raz głośniejsze, a drewniana podłoga skrzypiała pod ciężarem intruza.

Demon, pomyślała. Nie wiedziała jak mógł się dostać do instytutu, ale była pewna, że był to demon. Zaczęła się rozglądać za jakąś bronią, ale dookoła nie było nic po za książkami. Zaklęła w duchu i mocno trzymając książkę w dłoniach, podeszła do brzegu regału. Czekała aż zza niego wyłoni się jakieś obrzydliwe cielsko. Jej plan wyglądał następująco: uderzy go książką i ucieknie na korytarz krzycząc na cały głos.

Syczenie było co raz wyraźniejsze... już prawie słysząc je przy uchu, wyskoczyła i z całej, swojej mizernej siły książką zdzieliła intruza w twarz, przez co upadł na ziemie.

Powinna była wtedy uciekać, ale słysząc znajomy głos, który klął cicho pod nosem, musiała spojrzeć na dół, aby zobaczyć kogo powaliła.

- Will?! - wciąż trzymając ręce w górze, upuściła książkę. Wpatrywała się w chłopaka, który leżał na ziemi i jęczał z bólu, trzymając się za nos. - O Boże! To ty?!

- Oczywiście, że ja! A kogo się spodziewałaś?! Kaczki?! - warknął. Tessa zdziwiona przykładem Willa, schyliła się, aby pomóc mu wstać. - Gratuluję, nareszcie udało ci się mnie uderzyć, zadowolona?!

- Przepraszam, myślałam, że to demon. - dopiero po chwili sobie uświadomiła, jak głupio to zabrzmiało. Tak głupio, że Will aż zapomniał o bólu i zaczął zwijać się ze śmiechu. - Słyszałam syczenie! - broniła się, ale jej argument nie robił na chłopaku najmniejszego wrażenia. W końcu uświadomiła sobie, że musiały to być halucynacje. Zaklęła cicho pod nosem. - Dobra, masz racje! Jestem bardzo zadowolona, że nareszcie udało mi się ciebie uderzyć! - podniosła książkę, ominęła Willa i zaczęła schodzić po schodach na dół.

- Ej! Tess! - krzyczał za nią, aż ją dogonił. Ignorowała go. - Halo! - dłonią machał jej przed oczami, ale ona jedynie skręciła w lewo i zaczęła wodzić palcem po książkach, udając, że szuka jakieś konkretnej. - Daj spokój! Pomyślałaś może, jak ten demon miałby się tutaj dostać?

Nie odpowiedziała.

- Dobrze... - westchnął i złapał ją za ramiona odwracając. Odważyła się i spojrzała w jego niebieskie oczy. - przepraszam. - powiedział i ją przytulił. Odwzajemniła uścisk, który trwał kilka sekund. Kiedy się od niego odsunęła spojrzała na jego wciąż rozbawioną minę.

- Ale ja naprawdę słyszałam syczenie, to nie moja wina. - zaczęła tłumaczyć, jak małe dziecko, które zacięcie stara się coś udowodnić rodzicom.

- Nie twoja wina? - zmarszczył brwi.

- To... przez halucynacje. - wydusiła w końcu i omijając go, ruszyła w stronę korytarza. Ściskała książkę mocno w dłoni, jakby była jej oparciem.

- Jakie halucynacje? - zatrzymał ją, stając tuż przed nią. Widziała przejęcie w jego niebieskich oczach.

- Mam je przez truciznę w mojej krwi. - wyszeptała. Will uderzył się płaską dłonią w czoło.

- Kompletnie o niej zapomnieliśmy. Przecież ty od niej umierasz.

- Znam kogoś, kto może mnie wyleczyć, ale będziesz musiał mi pomóc odszukać tą osobę.

- Mów... - nakazał, kładąc dłonie na jej ramionach. Uwielbiała ten gest. Miała wtedy wrażenie, że Will naprawdę się o nią martwi.

- Musisz mi pomóc znaleźć Magnusa Bane'a.


Dziś rozdział specjalnie dłuższy, aby nieco wynagrodzić wam to, że jutro rozdziału NIE BĘDZIE. ;((  Mam jutro cholernie dużo pracy w szkole, więc next pojawi się w środę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;**
PS. Z całego serca bym wam chciała podziękować za 22817 wyświetleń <3 Jesteście kochani <3 I dziękuję również bardzo za cudowne komentarze i opinie :) Pomyślałam ostatnio, że mogłabym się was zapytać: Co lubicie w moim blogu, a co w opowiadaniu?

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 11

Leżała na jakieś twardej ziemi. Dookoła panowała ciemność. Słyszała jedynie stłumiony dźwięk bicia serca... jej serca. Było wolne, zupełnie jakby się męczyło biciem i miało się za chwilę zatrzymać. Uderzenie... uderzenie.... uderzenie..... uderzenie............ cisza...

"Umarłam" pomyślała. Odczekała chwilę, mając nadzieje, że zaraz zjawi się Bóg i ją zabierze do nieba lub w najgorszym przypadku wtrąci do piekła. Lecz niestety nic się nie działo. Cały czas było tak samo... kiedy nagle u góry rozbłysło białe, jaskrawe światło. Zaczęło się do niej zbliżać, tym samym się powiększając, aż w końcu trafiło ją jak piorun...

***

Znów była swoim ciele. Czuła, że leży na czymś miękkim, a pod czymś grubym i ciepłym. Na skórze nie czuła już grubej, zimowej sukni Madeleine, lecz lekki, jedwabny materiał. Zupełnie jak ten, z którego była uszyta piżama w zamku Mortmaina. Obawiając się, że znów wylądowała w tamtym okropnym miejscu, bez najmniejszego problemu, szeroko rozchyliła powieki. Nerwowo zaczęła się rozglądać, przez zamazany obraz, którego ostrość dopiero po chwili się wyrównała.

W pomieszczeniu, w którym się znajdowała, panowała ciemność. Jedynie co dawało światło, była mała świeczka, która się paliła na stoliku nocnym obok. Zaczęła się podnosić, zmuszając obolałe ciało do pozycji siedzącej. Czując niezmierny ból w całym ciele, zacisnęła powieki, chcąc głośno zajęczeć. Lecz czując okropne szczypanie i kłucie w gardle, wydobyła się z niego tylko odrobina niewyraźnego, stłumionego głosu. Tessa odruchowo złapała się za gardło, chcąc uśmierzyć jakoś ból, lecz jej palce natknęły się jedynie na miły, miękki materiał, którym okazał się być bandaż owinięty kilkakrotnie wokół jej szyi. Nie tylko to było dziwne, ale również to, że ktoś zdjął z jej szyi aniołka.

Nerwowo zaczęła się zanim rozglądać, aż w końcu dostrzegła go leżącego obok świeczki. Nie sięgnęła po niego, tylko wpatrywała jak pirat w przeklęty skarb.

W pewnym momencie usłyszała czyjeś stłumione kroki, co przywróciło ją do rzeczywistości. Jej serce mówiło, że to Mortmain lub, któryś z jego sług. Pośpiesznie stanęła na chwiejące się nogi i sięgnęła po świeczkę i prędko oświetliła nią sobie drogę do drzwi. Stanęła obok nich, plecami do ściany i zdmuchnęła świeczkę. Czekała tylko, aby przyłożyć gorący wosk do intruza.

Kroki stawały się co raz wyraźniejsze, aż w końcu drzwi powoli zaczęły się otwierać. Z korytarza padło jasne światło, w którym widać było cień człowieka. Na pewno był to mężczyzna.

Zaczął on powoli wchodzić. Kiedy tylko Tessa zobaczyła kawałek jego dającej krok nogi, wyskoczyła, chcąc uderzyć mężczyznę w twarz, lecz był on szybszy i złapał jej nadgarstek, unieruchamiając go. Zacisnęła usta, chcąc się wyszarpać, ale kiedy druga dłoń mężczyzny unieruchomiła jej kolejny nadgarstek i siłą przesunęła ją w stronę światła... zobaczyła jego twarz i upuściła gorącą świeczkę na ziemię.

Te, kruczoczarne włosy, opadające mu niedbale na twarz. Te, intensywnie, niebieskie oczy, w których miała ochotę się zatopić i wpatrywać godzinami...

Kiedy jej oczy zaczęły wypełniać się łzami ogromnej ulgi i niezmiernego szczęścia, otworzyła usta i bezgłośnie wypowiedziała jego imię. Will. Wtedy on ją puścił i błyskawicznie do siebie przyciągnął. Zaskoczona tym gestem, nic nie powiedziała. Po prostu wtuliła się w niego bardziej, mocząc swoimi łzami jego koszule, kiedy on tym czasem kojąco gładził jej włosy. Czuła cudowne ciepło, bijące od jego ciała. Czuła ten dobrze znany zapach, który czuła na statku, kiedy spała w łóżku Willa. Zapach świeżo wypalonych run, a także nieco wina.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu, nareszcie mogła stwierdzić, że jest i czuje się bezpieczna. Na tą myśl, jeszcze więcej łez spłynęło po jej twarzy, po czym wsiąknęło w materiał koszuli Willa.

Tak bardzo chciała mu się zwierzyć z tego, przez co musiała przejść, aby móc doczekać się owej chwili. Chciała mu nareszcie wszystko wyznać prosto w twarz, ale milczała. Nie mogła mówić, przez co czuła się tak, jakby w środku nosiła ogromny ciężar.

Po kilku minutach obejmowania, odsunęli się od siebie. Tessa poczuła jak robi jej się chłodno, kiedy Will się od niej odsunął, dlatego objęła się ramionami. Czuła na sobie jego wzrok, dlatego swój spuściła mimo iż korciło ją, aby go podnieść.

- Bałem... znaczy baliśmy się, że umrzesz i się nie obudzisz. - przerwał ciszę, wahającym się głosem. - Brat Enoch powiedział, że straciłaś bardzo dużo krwi, i że bardzo się wyziębiłaś w poprzednich dniach. W dodatku twoje gardło zostało poważnie uszkodzone nie tylko od zewnątrz, ale i od środka. W dodatku ostatnie wydarzenia sprawiły, że doznałaś dużego szoku.

Tessa uniosła wzrok, aby spojrzeć na jego twarz, której nareszcie mogła się lepiej przyjrzeć. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią czule i uważnie. Były podkrążone, zupełnie jakby nie spał od dłuższego czasu. Na sobie miał białą koszule, czarną kamizelkę, czarne spodnie i buty. Wyglądał, jakby był w trakcie ubierania lub rozbierania.

Westchnęła i zaczęła się uważnie rozglądać, chcąc dać Willowi do zrozumienia, że chciałaby wiedzieć, gdzie się znajdują.

- Jesteś w instytucie. Jesteś bezpieczna. - wytłumaczył, powoli i delikatnie masując jej ramiona. Musiała przyznać, że podobał jej się ten gest. Podobało jej się wszystko, co Will robił, kiedy ją dotykał. Ale i tak spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jak mogła się teraz znajdować w instytucie?! Co się wydarzyło po tym, jak Mroczne Siostry ją złapały?!

- Jadąc do Arthog, natknęliśmy się na powóz, którym jechałaś ty i Mroczne Siostry. Zaatakowaliśmy. Gdybyśmy wiedzieli, że te również tam byłaś, w dodatku ranna, na pewno byśmy potraktowali was łagodniej.

Tessa jedynie machnęła ręką, chcąc, aby Will mówił dalej.

- Woźnica, Pani Black i Pani Dark zostali aresztowani i na miejscu skazani na śmierć. Zostali straceni zaraz po tym, jak Enklawa wyciągnęła ich z powozu. Nie żyją.

Zamknęła powieki, wzdychając. Wiedziała, że Mroczne Siostry czekała śmierć, ale nie sądziła, że ich egzekucja odbędzie się tak szybko. Zastanawiała się, czy spodziewały się one śmierci chwilę po uwolnieniu ich z przewróconego powozu?

- Jak już wiesz, byłaś w bardzo złym stanie. Dlatego postawiliśmy powóz z powrotem na koła. Wtedy ja i Jem przewieźliśmy cię nim do instytutu w kilka godzin. Ale to tylko dzięki koniom, które musiały być zaczarowane. Inaczej podróż trwałaby kilka dni. - ucichł na dłuższą chwilę ze spuszczoną głową, jakby się zastanawiał nad dalszymi słowami. Minęło na pewno kilkanaście sekund zanim głos ponownie wydobył się z jego gardła. - Przykro mi, że nie uratowaliśmy cię wcześniej...

Zaczęła pośpiesznie kręcić głową, bezgłośnie wypowiadając słowo "nie". Przyłożyła dłoń do jego policzka, chcąc mu powiedzieć, żeby nie obwiniał siebie i innych, bo ona tutaj jest. Bo ją uratowali.

- Byłem głupi, że nie zareagowałem wtedy, jak dzień przed twoim porwaniem, zachowywałaś się... inaczej. Widziałem, że czegoś się bałaś. - przyłożył swoją dłoń do dłoni Tessy, która spoczywała na jego policzku. - A potem jeszcze te listy pożegnalne, które zostawiłaś innym... i mi. - powiedział tonem, jakby był bliski płaczu, ale za wszelką cenę się powstrzymywał, żeby nim nie wybuchnąć. Miała wrażenie, że jej serce płacze za niego. Wyczuwała w jego głosie ból i strach. - Nie jestem twoim bratem, mężem ani narzeczonym, ale jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego... to przysięgam Na Anioła, że... że wtedy ja też sobie coś zrobię i namówię do tego innych, rozumiesz? Dlatego stanowczo zabraniam ci narażać swoje życie. - Wtedy obiema rękami ścisnął jej dłoń, do której przyłożył mocno usta. - Pamiętasz co ci mówiłem? Poświęcać się możesz tylko wtedy, kiedy nie masz innego wyjścia i kiedy nie masz przy sobie nikogo bliskiego.

Nie mogła wytrzymać i wybuchła kolejnym cichym płaczem. Wyrwała swoje dłonie i ponownie się do niego przykleiła. Objęła mocno jego szyje, stając na palcach, kiedy on tym czasem ścisnął ją w talii, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej.

- Will? - Z nad ramienia Willa Tessa dostrzegła osłupioną Cecily. Odsunęła się powoli od chłopaka i razem z nim spojrzała na brunetkę. - Tessa? - Cecily rzuciła się w jej kierunku, o mało ją nie przewracając. - Obudziłaś się! Tak się baliśmy, że... WŁAŚNIE! Obudziłaś się! - radość z twarzy brunetki znikła tak szybko jak się pojawiła. Odsunęła się od Tessy, mroźnym wzrokiem mierząc swojego brata. - Obudziła się, a ty nawet nie pisnąłeś słowa! Chciałeś ją mieć dla siebie!

- Nie, nie...

- Nie tłumacz się! - przerwała mu.

- Cecily! Pomyślałaś może jak Tessa zniosłaby to, gdyby wszyscy się nagle na nią rzucili i zaczęli ją ściskać?!

- Po pierwsze, TY ją dopiero ściskałeś! A po drugie, nie wszyscy, bo tylko ja bym ją wyściskała, Gabriel, Gideon, Sophie, Jem, ewentualnie Thomas i Jessamine! Nie zapominaj, że inni pojechali się bić... - urwała, szybko przyciskając dłonie do ust. Niestety niezbyt szybko, bo Tessa zdołała wychwycić znaczenie ostatniego zdania.

Spojrzała z przerażeniem na Willa, który przez zaciśnięte zęby wycedził do siostry;

- Idź. Sobie.

Brunetka nic nie mówiąc pokiwała głową i szybkim krokiem sobie poszła. Ale Tessa nie miała zamiaru dawać za wygraną. Naciskała swoim groźnym wzrokiem na Willa, który starał się swój odwracać. Gdyby mogła mówić, na pewno rozkazałaby mu ostrym tonem, mówiąc "Mów" lub "Masz mi powiedzieć".

- Oczywiście miałem zamiar ci powiedzieć, ale kiedy indziej. - powiedział w końcu i uniósł ręce w obronnym geście. Ona zaś oparła dłonie o biodra, patrząc na niego groźnie i oczekując dalszych wyjaśnień.

- Charlotte, Henry i reszta Enklawy pojechała dalej do Arthog, aby zabić Mortmaina. - Tessa otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. - Musisz zrozumieć, Tess, że oni nie mają wyjścia. Muszą stoczyć tą bitwę, nie tylko dlatego, aby ochronić ciebie, ale i wszystkich ludzi i podziemnych. Henry wynalazł wynalazek, który wybucha z niesamowitą siłą. Wysadzą zabaweczki Mortmaina w powietrze. Jedynie co z nich zostanie, to proch. Do tego cała Enklawa jest doskonale uzbrojona. Dostaliśmy nową broń zza granicy. Mamy naprawdę duże szanse na wygraną, wiesz? Jestem pewien, że kiedy walka się skończy, Mortmain poniesie ogromne straty, a wtedy go złapią i zabiją. Choć przyznaję, o wiele bardziej zależałoby mi na tym, abym to ja mógł wykonać jego egzekucje.

Przekonał ją. Miał racje. Walka z Mortmainem, to był również obowiązek Enklawy. Z związku z tym nie było głosowania czy idą czy nie.

- A teraz, idź spać. - szepnął. - Jest już późno, a Brat Enoch zalecił ci dużo odpoczynku. Kto wie, może kiedy jutro się obudzisz, to będziesz już mogła mówić. Cichy Brat nałożył ci na gardło jakąś maść i powiedział, że kiedy wróci, to zdejmie ci bandaż. A wtedy wszystko mi opowiesz.

Westchnęła i z lekkim uśmiechem pokiwała głową, kierując się w stronę łóżka. Wślizgnęła się pod kołdrę i wygodnie usadowiła głowę na poduszce. Spojrzała jeszcze na Willa, który podniósł świeczkę z ziemi.

- Dobranoc, Tess. - szepnął, patrząc na nią z uśmiechem. - Teraz już możesz spać spokojnie. - I zamknął za sobą drzwi.

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że nie dodałam przedwczoraj rozdziału :(( Szkoła skończyła mi się bardzo późno i w dodatku dużo mi zadali, więc nie zdążyłam napisać rozdziału ;(( Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :*** A teraz małe INFORMATION! Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale w zakładce "BOHATEROWIE" napisałam nazwiska aktorów, których wybrałam do roli bohaterów mojego opowiadania ;)) Są już chyba wszyscy z wyjątkiem Benedykta ;/

LBAx2 + moja biblioteczka

Serdecznie chciałabym podziękować MartynieR (jej blog) i Jestem twoim wrogiem (jej blog) (chciałabym przeprosić Jestem twoim wrogiem, że tak długo nie odpowiedziałam na nominację. Musiałam mieć dużo na głowie lub po prostu zapomniałam ;(() za nominacje do nagrody liebster blog award <3 Jestem naprawdę bardzo wdzięczna ;***

PYTANIA OD MARTYNAR:
1. Film, który ostatnio obejrzał*ś?
- Igrzyska Śmierci; Kosogłos część1

2. Ulubiona piosenka z ostatniego tygodnia?
- Piosenka "Taylor Swift - Safe&Sound feat. The Civil Wars", która prawdopodobnie posłuży mi jako główna piosenka na nowym blogu o DA ;)

3. Kończą się wakacje. Jak je spędził*ś? Był*ś w jakiś szczególnych miejscach? Masz swoje 5 minut na podzielenie się swoimi przygodami. 
- Samochodem, razem z rodzicami pojechaliśmy do Polski do Gdańska do rodziny. Spotkałam się ze znajomymi i zakupiłam szczeniaczka ;)

4. Jaki był twój pierwszy fandom, do którego wstąpił*ś? 
- Powiem szczerze, że nie pamiętam ;(

5. Czego boisz się najbardziej?
- Wychodzenia na dwór w nocy i pająków ;D

6. Kto jest twoim idolem? Poznał*ś tą osobę? 
- Mam wielu idoli i niestety żadnego z nich jeszcze nie poznałam ;( Może kiedyś :D

7. Uprawiasz jakiś sport?
- Obecnie nie. Kiedyś przez trzy lata chodziłam na gimnastykę, a potem dwa lata na basen, ale teraz nie ;(

8. Kim chciałabyś/chciałbyś być na jeden dzień? Dlaczego?
- Nocnym Łowcą. Choć raz w życiu chciałabym zaznać magii i móc się ubrać tak jak oni i wypalić sobie runy. A potem poszłabym do Magnusa Bane'a i poprosiłabym, aby moje życzenie trwało wiecznie :D

9. Masz jakieś fandomowe rzeczy? Plakaty, wisiorki, naszyjniki? Cokolwiek? Pochwal się, wstawiając zdjęcie :D
- Niestety nie miałam okazji zbierać takich rzeczy ponieważ w Finlandii rzadko kiedy takie są ;( Ale za to mam skromną biblioteczkę, którą z chęcią się pochwalę :D
10. Nagle budzisz się na bezludnej wyspie. Uświadamiasz sobie, że jesteś sam(a). Dookoła ciebie jest woda, gęsty las i opuszczona chatka. Gdzie idziesz?
Woda: wygląda na czystą, lecz w pobliżu kręcą się trujące meduzy i inne ryby. Nie brzmi to bezpiecznie.
Las: jest ciemno. Na ścieżce widać ślady, które wyglądają na świeże. Na drzewach widnieje zielona wydzielina, obok której jest jadowity wąż. Patrzy się prosto na ciebie. Widocznie ma na ciebie chrapkę.
Chatka: w środku zapalone jest światło, lecz odbija się w nim ogromny cień. Słyszysz dobiegające z niej krzyki i jęki. Wchodzisz?
- Idę wzdłuż ścieżki, a przy okazji staram sobie upolować węża :D

11. Standardowo: biblioteczka! Wstaw zdjęcie swojego cennego zbioru. 
Zmierzch - po polsku  (tylko drugie Zaćmienie mam po fińsku)
Igrzyska Śmierci - po polsku
Dotyk Julii - po polsku
Kroniki Bane'a - po polsku
Diabelskie Maszyny - po polsku
Dary Anioła - po polsku
Niezgodna - po polsku
Gwiazd Naszych Wina - po polsku i po fińsku
19 RAZY KATHERINE - po polsku
Black Ice - po polsku
Pięćdziesiąt twarzy Grey'a - po polsku
Love, Rosie - po angielsku
Zostań jeśli kochasz - po fińsku
Pułapka uczuć - po polsku
Życie i śmierć Anny Boleyn - po polsku
Król prosi do tańca (Tom 1 i 2)  - po fińsku
Przebudzenie - po fińsku

To tyle z mojej biblioteczki, ale jestem pewna, że będzie się wciąż wzbogacać z nowe pozycje ;)

PYTANIA OD JESTEM TWOIM WROGIEM:

1. Czym się interesujesz?
- Pisaniem, czytaniem, grą na pianinie.

2. Ulubiona pora roku?
- Wiosna <3

3. Ulubione danie?
- Risotto i Pizza :)

4. Czy twoja rodzina wie, że piszesz?
- Owszem, moja mama przypadkiem dowiedziała się , kiedy raz jechałyśmy autobusem, a ja sprawdzałam w telefonie wyświetlenia na blogu XD Potem wszystkim rozpowiedziała!

5. Twój najdziwniejszy sen?
- Nie mam pojęcia...

6. Ile masz lat?
- 15.04 skończyłam 14 lat.

7. Twoja pierwsza przeczytana książka?
- Magiczne Drzewo: Tajemnica mostu :D A z bardziej młodzieżowych to Zmierzch.

MOJE PYTANIA:
1. Jak wygląda twoja biblioteczka? Wstaw zdjęcie lub napisz tytuły swoich perełek (książek).
2. Co cię najbardziej inspiruje i motywuje do dalszego pisania?
3. Masz jakieś zwierzątko? Jeśli tak to jakie? A jeśli nie, to jakie byś chciała mieć?
4. Co robisz kiedy masz doła?
5. Jaka piosenka wpadła ci ostatnio w ucho?
6. Na co najbradziej zwracasz uwagę, kiedy słuchasz jakieś piosenki? Tekst? Autor?
7. Jakie są według ciebie zalety chodzenia do szkoły?
8.  Do czego masz słabość? Wymień trzy najważniejsze rzeczy...
9. Jakie jest twoje największe marzenie, ale tym razem chodzi mi o wyobraźnie. Nie muszą to być rzeczy związane z rzeczywistością.
10. Kiedy pierwszy raz się zakochałaś? W której klasie?
11. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?

NOMINUJĘ:

wtorek, 18 sierpnia 2015

LBA!

Pragnę za nominację do LBA podziękować Mania Maja <3 Dziękuję ci, że zdecydowałaś się nominować mojego bloga :***

PYTANIA OD MANIA MAJA:

1.Co sądzisz o moim blogu? Czytasz czy nie?
- Uważam, że twój pomysł na opowiadanie jest bardzo oryginalny i ciekawy. Nigdy nie zastanawiałam się, jeśli chodzi o o wiele dalsze pokolenia DA. I owszem, czytam ;)

2.Plan na idealny dzień?
- To zależy jaka jest pogoda. Słonecznie: książka, jedzenie i rowerem w jakieś spokojne miejsce. Deszcz: książka lub film/serial, jedzenie i wygodne siedzisko :D

3.Jaki jest twój ulubiony film?
- Co chwilę się zmieniają, ale teraz to "Love,Rosie" i "Niezgodna" <3

4.Do której klasy idziesz od września? A może już nie do szkoły?
- Idę, a właściwie już poszłam do drugiej klasy gimnazjum.

5.Twój ulubiony przedmiot w szkole?
- Muzyka, język fiński (bo dużo piszemy i czytamyXD) i historia.

6.Co jest dla ciebie najważniejsze?
- Rodzina, książki, muzyka i pisanie.

7.Twoje motto życiowe?
- Nie jest wbrew prawu być idiotą XD

8.Co jest według ciebie najważniejsze by osiągnąć sukces?
- Ciężka praca i wsparcie bliskich.

9.Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
- Bez rodziny, książek, muzyki, komputera (chodzi mi o pisanie) i kawy mrożonej :D

10.Co jest według ciebie najważniejsze przy prowadzeniu bloga?
- Hmm... przede wszystkim pomysł i temat na jego prowadzenie, a także aktywność autora.

11.Ulubiona para z książek?
- Nie potrafię wymienić jednej. Kocham Clary i Jace'a (z Darów Anioła i resztę parringów z tej serii), Tris i Tobiasa (z Niezgodnej), Tessę, Willa i Jema (z Diabelskich Maszyn), Julię i Adama (z Dotyku Julii), Belle i Edwarda (ze Zmierzchu), Katniss i Peetę (z Igrzysk Śmierci), Britt i Jude'a (z Black Ice), a także Hazel i Augustusa (z Gwiazd Naszych Wina...<3

MOJE PYTANIA:
1. Co czujesz publikując nowy post na swoim blogu?
2. Kim byś chciał/a zostać w przyszłości? Dlaczego?
3. Co cię inspiruję, że dostajesz nowych pomysłów?
4. Wyobrażasz/planujesz sobie czasami fabułę ostatniego rozdziału twojego bloga?
5. Jak wpadłaś na pomysł, aby zacząć pisać opowiadanie?
6. Twój ulubiony owoc?
7. Ulubiony przedmiot szkolny?
8. Pisanie to twoja pasja czy hobby?
9. Jakiej piosenki teraz najczęściej słuchasz?
10. Jak wygląda według ciebie idealna randka?
11. Jak oceniasz siebie jako pisarkę w skali 1-10?

NOMINUJĘ:
1. http://zazakretemas.blogspot.com/?m=0
2. http://jocelyn-and-valentine-story.blogspot.com/
3. http://morgensten-and-herondale.blogspot.com/
4. http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/
5. http://anielski-swiat.blogspot.com/
6. http://miasto-walki.blogspot.com/
7. http://slowianskanephilim.blogspot.com/
8. http://when-the-darkness-come.blogspot.com/
9. http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
10. http://daryaniola-miloscjestniesmiertelna.blogspot.com/
11. http://all-of-mexx.blogspot.com/