niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 6

- Zatrzymajmy się tam. - Jem wskazał palcem na starą chatę, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej. Słońce zaczęło powoli zachodzić, sprawiając że niebo przybrało ciepłe barwy pomarańczu i fioletu.

- Zgoda.

- Kiedy dotrzemy do Arthog?

- Jutro, mniej więcej o tej samej porze co teraz. I tak mamy lepszy czas niż sądziłem. - powiedział, choć w myślach się za to skarcił. Bo co z tego, nawet jeśli będzie po Tessę szybciej, skoro w każdej chwili może być za późno?

***

Chata okazała się być opuszczona. Stary drewniany dach przepuszczał przez swoje duże szpary promienie słońca i wkrótce księżyca. Pierwsze i drugie piętro okazały się być równie chłodne jak i powietrze na dworze. Dlatego, kiedy zobaczyli duży kominek na pierwszym piętrze, dziękowali za to losowi.

Will poszedł po swoje i Jema torby, które wciąż były przyczepione do koni. Zdjął je i wrócił do środka, zaczynając w nich szukać zapałek, kiedy tym czasem Jem szykował dwa materace i wszystkie znalezione koce, z których robił posłanie dla nich dwóch przed kominkiem, od którego już po kilku minutach biło miłe ciepło, rozchodzące się po pomieszczeniu. Kiedy zdjęli już buty i płaszcze, leżeli przykryci kocami na materacach tak, że szubki ich głów prawie się ze sobą stykały. Will patrzył w lewo, a Jem w prawo. Obaj mieli wzrok utknięty w skaczącym ogniu.

- Jak myślisz, zdążymy na czas? - spytał Jem.

- Musimy. Nie możemy pozwolić, aby Tessa wyszła za tego wariata. Uratujemy ją i uciekniemy jak najdalej. Po za tym, sam słyszałeś, że Charlotte będzie namawiać Enklawę na zaatakowanie Mortmaina, szczególnie, że teraz wiedzą gdzie on jest. Mają większe szansę na wygraną.

- Racja, ale nie możemy również zapominać o maszynach, Will. Trudno je uszkodzić, a co dopiero pokonać. W dodatku jest ich tak dużo.

- Henry może coś wynajdzie pomocnego. Ale póki co, chcę wierzyć, że nie jest jeszcze za późno na uratowanie Tessy. Zostało nam nie wiele czasu.

- Mam nadzieję, że mówiąc "nam" miałeś na myśli nie tylko nas, ale i wszystkich Nefilim?

- Tak.

Nie. Mówiąc "nam" miał na myśli tylko jego i Jem'a. Bo teraz nie interesowało go nic po za uratowaniem Tessy i zabraniem ją do bezpiecznego miejsca, gdzie nikt jej nigdy nie znajdzie, do póki cała wojna się nie zakończy. Dopilnuje tego. Musi. Będzie ją chronił.

- Zanim wyruszyliśmy... byłem w pokoju brata Tessy. Tak jak wszyscy mówili, był ledwo przytomny. Odwodniony. Ranny na całym ciele. Kiedy mnie zobaczył, to się zapytał czy jestem przyjacielem jego siostry, a ja odpowiedziałem, że tak.. Wtedy powiedział, że jest warta wszystkiego, dlatego musimy ją uratować. Potem wyjął zdjęcie z kieszeni swoich spodni i dał mi je. - Jem sięgnął do swojej torby i po omacku znalazł czarno-białą fotografię, którą podał Willowi, unosząc dłoń. Zdjęcie było mniej więcej wielkości kobiecej dłoni. Wziął je do ręki i spojrzał.

Zamarł...

Jego serce przyśpieszyło...

(kliknij na zdjęcie aby powiększyć)
Fotografia przedstawiała Tessę na tle - prawdopodobnie - jakiś drzew. Jej włosy były rozpuszczone, a na sobie miała suknie o ciemnym gorsecie i luźnych, jasnych rękawach. Jej ramiona były odsłonięte, ukazując się bez żadnej skazy. Była piękna i oczywiście nadal jest. Ale kiedy Will patrzył na nią teraz na zdjęciu, zauważył, że tutaj wygląda nieco inaczej. Na jej twarzy nie było widać niepokoju, strachu lub smutku. Była spokojna, a na jej twarzy widniał szczery, leciutki uśmiech. Przesunął delikatnie palcem po jej włosach, blisko policzka, jakby chciał go naprawdę dotknąć i poczuć. Następnie zjechać na sam dół fotografii. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na jego twarz.

Dłuższą ciszę przerwał nagły atak kaszlu Jem'a, który skulił się zaczynając pluć krwią w swoją dłoń. Will zerwał się na równe nogi, kładąc fotografię na kocach. Następnie chwycił za torbę parabatai, wyjął z niej po kilku sekundach małą fiolkę, która do połowy była napełniona jasnozielonym proszkiem; narkotykiem yin fen.

Chłopak widząc jak małą ilość zabrał ze sobą jego przyjaciel, zaczął się w środku gotować. Ale nie było czasu na krzyki pretensję, dlatego najpierw otworzył szklane naczyńko i podsunął blondynowi przed buzię. Usta Jem'a zachłannie pochłonęły połowę proszku, sprawiając że ciało przestało się trząść, a kaszel ustąpił.

Will patrzył na przyjaciela z ulgą, ale i ze złością w oczach. Kucnął przed jego twarzą i złapał go za ramię, zmuszając by na niego spojrzał.

- Powiedz, że to nie końcówka yin fen! Powiedz!

- Niestety tak... - wymamrotał, ciężko oddychając. - Myślałem, że starczy na całą podróż...

- Dlaczego w takim razie nie zabrałeś więcej?! - podniósł głos.

- Zabrałem ze sobą cały proszek jaki miałem, Will.

- Mogłeś mi powiedzieć, to bym ci przyniósł więcej...

- Nie przyniósłbyś. - przerwał mu, siadając na kocach. - Sam poszedłem do tego... klubu, gdzie sprzedają yin fen. Okazało się, że się skończył. Nie wiedzą, gdzie indziej dostanę proszek.

Will patrzył na przyjaciela w osłupieniu. Po chwili usiadł na swoim posłaniu i przetarł oczy.

- Czemu nic nie powiedziałeś?

- Ponieważ mieliśmy inne sprawy na głowie. Mortmain. Tessa.

- Ale tu chodzi o twoje życie, które możesz stracić jeszcze w czasie tej podróży! Czemu ryzykowałeś?!

- Ponieważ kocham Tessę równie mocno jak ty. I co by się nie wydarzyło, obaj dobrze wiemy, że prędzej czy później przyszedł by na mnie czas.

***

Po okropnej kolacji, na rozkaz Mortmaina została zamknięta w "swoim" pokoju. Sama. Umierała z głodu, a jedynie co stało na stoliku, to tacka z kielichem i dzbankiem pełnym wody.

Żeby zapomnieć o głodzie, chodziła w tę i we w tę, tym samym ciągle słysząc słowa Mortmaina, które odbijały się echem w jej głowie.

"Zastanowimy się nad przeprowadzką, kiedy urodzi się dziecko."

Nie będzie żadnego dziecka.

"Kiedy za mnie wyjdziesz..."

Nigdy za ciebie nie wyjdę.

"Twoi rodzice nie wierzyli w Świat Cieni i w żadną magię, mimo iż im o tym opowiedziałem. Niestety, uznali mnie tylko za szaleńca."

Jesteś szaleńcem.

"Wezwałem również demona Eidolona, który przybrał postać męża twojej matki i przespał się z nią."

Nienawidzę cię.

"To ja kazałem cię otruć, więc ja to odkręcę. Nie będziesz cierpiała, nie martw się."

Chcę cierpieć, jeżeli to przeszkodzi ci w planach.

"Kiedy im zagrożę, że cię zabiję - poddadzą się."

Nigdy się nie poddadzą. Ja się nie poddam. Nigdy.



Nie mogąc wytrzymać wciąż narastających głosów Axela w swojej głowie, z krzykiem uderzyła pięścią w lustro, przy którym się zatrzymała. Błyszczące, ostre kawałki po chwili leżały rozsypane na ziemi, odbijając wpadające do pomieszczenia, promienie zachodzącego słońca.

Ciężko oddychając, upadła na kolana, trzymając się za ranną dłoń. Kiedy otrząsnęła się nieco z szoku, poczuła narastający ból. Jej dłoń, w której zaczęła się zbierać szkarłatna, ciepła ciecz, była cała w maleńkich drobinkach szkła. Trzymały się kurczowo na jej skórze, jak i pod nią.

Czując jak w jej oczach zbierają się łzy, pozwoliła sobie, aby spłynęły po jej policzkach.

Ból był okropny.

Chwiejąc się wstała i podeszła do wanny, która była pełna chłodnej wody. Prawdopodobnie służące napełniły ją w czasie kolacji.

Zanurzyła powoli rękę. Zacisnęła usta i oczy, czując niezmierną ulgę, kiedy woda o niskiej temperaturze ugasiła nieco ból płonących ran.

Krew zaczęła się mieszać z wodą, a niektóre kawałki szkła spadać powoli na dno wanny. Dłoń już wyglądała lepiej i mniej bolała, ale pozostałe kawałki wciąż tkwiły pod skórą.

Wyjęła powoli rękę z wody i sięgnęła po ręcznik przeżucony przez parawan. Usiadła na łóżku i ostrożnie położyła się na brzuchu. Następnie włożyła ręcznik między zęby i palcem zaczęła wypychać kawałki szkła na powierzchnię ran dłoni. Czuła okropny ból, dlatego aby nie krzyczeć, zaciskała mocno zęby na ręczniku. Kręciło jej się w głowie, a obraz się czasami zamazywał, dlatego często potrząsała głową i mrugała, aby nie zrobić niczego źle.

***

Zajęło jej to trochę czasu zanim dokładnie oczyściła dłoń z kawałków szkła, które teraz leżały w kupce na kołdrze, brudząc materiał resztkami krwi.

Zawinęła dłoń w cienki, kremowy materiał, który oderwała od jednej z sukien w szafie. Po wszystkim rozebrała się i przebrała się długą koszulę nocną ciągnącą się z tyłu, której rękawy od łokcia robiły się długie i luźne z cienkiego materiału. Rozpuściła włosy. Strzepnęła kawałki szkła z kołdry i opadła na poduszki, chowając w jedną z nich twarz. Miała już dość. Była tym wszystkim zmęczona. Była tak zmęczona, że nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

Chwilę ciszy i snu, przerwało wtargnięcie dwóch mężczyzn do jej pokoju. Zdezorientowana usiadła gwałtownie na łóżku.

- O co chodzi? - spytała, lecz mężczyźni - a właściwie maszyny - zamiast odpowiedzieć, podeszły do Tessy i chwyciły ją brutalnie za ramiona, ciągnąc gdzieś w głąb korytarza.

"Co jeśli się rozmyślił? Co jeśli mnie zabije? Co jeśli będzie mnie teraz torturował? Co jeśli..."

Zanim zdążyła zadać kolejne pytanie w myślach, mężczyźni otworzyli drewniane drzwi, które prowadziły kamiennymi schodami głęboko na dół. Trzymając Tessę za ramiona w żelaznym uścisku, zaczęli schodzić na dół. Kiedy schody się skończyły, pojawił się długi korytarz. Po bokach znajdowały się cele, a w nich ludzie. Rodziny. Starcy. Kobiety. Mężczyźni. Dzieci. Niemowlaki na rękach u matek.

Wielu z nich podeszło bliżej krat, aby móc się przyjrzeć - prawdopodobnie - nowemu więźniowi. Minęła co najmniej minuta zanim doszli do końca korytarza, który kończył się największą ze wszystkich cel. Było tam metalowe łóżko, które - również prawdopodobnie - miało grubszy materac niż łóżka pozostałych cel. Do tego była jedna poduszka i dwa cienkie koce. Obok łóżka stał głaz, którego dość płaska powierzchnia służyła za stolik, na którym stała duża świeca. Na wprost, w kamiennej ścianie znajdowało się zaś wysokie okno wysadzane kratami. W celi znajdowały się również stara skrzynia i drewniana, mała toaletka, na której leżał grzebień, a właściwie druty, które zostały splecione na kształt grzebienia.

Mężczyźni pchnęli Tessę do środka i zamknęli metalowe drzwi starym, metalowym kluczem. Następnie odeszli tupiąc jednocześnie butami w tym samym rytmie.

Uniosła się na łokciach, chcąc się podnieść, kiedy przed jej nosem pojawiła się czyjaś dłoń. Uniosła głowę i zobaczyła nad sobą Mortmaina. Z rozdziawionymi ustami odsunęła się od niego, kuląc się w rogu.

- Na pewno się zastanawiasz dlaczego tutaj jesteś, Tesso.

- Owszem. - odparła, starając się nie okazywać strachu i zimna.

"Marnie mi to idzie" pomyślała.

- Pozwól, że przekaże ci nową wiadomość. Nie musisz za mnie wychodzić.

Jej serce omal się nie zatrzymało.

- C-co?

- Czarownik, który pracuje dla mnie od wielu lat, zaczął studiować księgi o rytuałach. I znalazł jeden, który jest naprawdę... idealny dla mnie. Zmieniam nieco swoje plany, co do wybicia nocnych łowców. Wybiję i Nocnych Łowców i Podziemnych. A dzięki rytuałowi zahipnotyzuję ludzi. Będą mnie podziwiać. Będą moimi poddanymi. A maszyny, które tworzę, będą nas wszystkich chroniły, zabijając wstrętne demony, które jak dotychczas przybywały do naszego świata pod różną postacią. Stworzę świat idealny. Bezpieczny. Sprawiedliwy. Nowy początek dla całego istnienia ludzi.

- Ty pragniesz jedynie władzy! - syknęła Tessa, ale Mortmain ją zignorował i kontynuował.

- Kluczem do rytuału, który da nam wszystkim nowy początek, jesteś ty, Tesso. Jesteś, że tak powiem... głównym składnikiem.

- Co?

- Rytuał wymaga jako ofiarę demona, co daje tylko tymczasową hipnozę. Ale ty masz w sobie większą moc, co sprawi, że jeżeli złożę ciebie w ofierze, hipnoza będzie trwała w nieskończoność do póki ktoś nie złamie czaru.

- Chcesz mnie zabić. - szepnęła Tessa, zamykając oczy.

5 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny!!!!! ❤ Mam nadzieje że następny będzie równie szybko. Pozdrawiam i życzę weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny. Niezdecydowany ten Mortaim. Oby Will i Jem zdążyli. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDO *.* w sumie jak zawsze <333 oby Jem i Will uratowali Tesse i zabili tego szaleńca
    czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzy słowa :
    Kocham Twojego Bloga :D
    Czekam na next
    Pozdrawiam
    Wierna Fanka <3<3<3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3