Strony

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 27

- Nigdy bym tego nie zrobił. - szepnął, po dłuższej chwili patrzenia się w podłogę. Teraz uniósł swój wzrok na nią i wbił swoje niebieskie oczy w dziewczynę. - Gdybym się go wyrzekł i was zostawił... żałowałbym tego do końca życia. To byłby największy błąd w całym moim życiu.

Jej oczy zaczęły wypełniać się łzami, a serce zaczęło bić tak mocno, jakby chciało wyskoczyć zaraz z jej piersi. Przełknęła ślinę i splotła palce dłoni z jego palcami. Przysunęła się jeszcze bliżej, aby móc go bardziej poczuć. Jego ramiona objęły ją całą i do siebie przyciągnęły. Wtuliła twarz w jego klatkę piersiową, wdychając zapach jego koszuli.

- Poradzimy sobie. - szepnął. - Kocham cię. - Przyłożył następnie usta do czubka jej głowy, składając na niej pocałunek pełen troski.

Mogła tak siedzieć wtulona w jego pierś przez wieczność, ale wiedziała, że zaraz powinna zebrać w sobie odwagę i zejść na dół. Wzięła kilka spokojnych oddechów, następnie się odsuwając. Will nadal patrzył na nią czule.

- Pani Wetherby powiedziała, że każdy ma przychodzić do ciebie po kolei.

- Nie, dajcie mi chwilę, a zaraz zejdę. - wymusiła lekki uśmiech.

- Dobrze. - kiwnął głową, ale zanim wyszedł z walizką, złożył na jej policzku lekki pocałunek.

Po zamknięciu się drzwi, wstała i podeszła do toaletki, aby się przejrzeć. Poprawiła koka, ponieważ po leżeniu przez dłuższy czas, kilka kosmyków wypadło z fryzury. Następnie, aby nie wyglądać tak blado, ścisnęła lekko policzki. Poprawiła suknie, splatając palce pod brzuchem.

Wzięła głęboki oddech i skierowała się na dół do salonu. Powoli zeszła ze schodów, dostrzegając innych. Charlotte, Cecily, Sophie, Gabriela, Gideona, Jema, Henry'ego. Kiedy tylko przekroczyła próg salonu, wszystkie twarzy przeniosły się z Pani Wetherby na nią, nawet Willa i Jessamine.

Najpierw czuła jak każdy obecny mierzy ją wzrokiem, ale już po chwili usłyszała kroki i otaczające ją ramiona innych. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który sam wpłynął na jej twarz.

Po kilku minutach ściskania, została zasypana falą pytań: Jak się czujesz? Dlaczego nie pisałaś? Czy wszystko dobrze? Kto jest ojcem?

- Hei! - podniosła głos pani Wteherby, odpychając lekko pozostałych. - Na pewno nic wam nie powie, jeżeli nie dacie jej trochę przestrzeni osobistej. - powiedziała i trzymając dłoń na plecach Tessy, lekko pchnęła ją w stronę kanapy. Wszyscy usiedli z powrotem na swoje miejsce.

-Miło was widzieć. - odezwała się po chwili z lekkim uśmiechem. Czuła się nieswojo, czując na sobie wzrok wszystkich.

- Ciebie też, Tesso. - powiedziała Charlotte. - Tak w ogóle, wszystkiego najlepszego!

- Dziękuję. - odpowiedziała dość zaskoczona. Kompletnie zapomniała o swoich urodzinach.

- Może zamiast faktycznie zadawać ci tysiące pytań, to od razu byśmy przeszli do naszych podarunków i świętowania? W końcu to twój dzień.

- Doskonały pomysł! My pierwsi! - krzyknęła Cecily, stając na równe nogi razem z Gabrielem. Brunetka sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej wachlarz zrobiony z pawich piór. Podała go Tessie, która rozłożyła wachlarz.

- Jest śliczny. Dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko, palcem wodząc po jednym z piór. Chciała wstać i wyściskać Cecily i Gabriela, ale dziewczyna tylko pchnęła ją z powrotem na kanapę. 

- Nie, do póki tutaj jestem, to masz się nie przemęczać. - rozkazała i usiadła z ukochanym na swoje miejsca.

Tessa jedynie się cicho zaśmiała i kiwnęła głową.

- To jest ode mnie i Henry'ego. - Charlotte podała jej cienkie, kwadratowe pudełeczko, które idealnie mieściło się w dłoni.

Tessa ostrożnie je otworzyła, ukazując srebrny grzebyk z motylkiem wysadzanym różnymi diamencikami.

- Podoba ci się?

- Jest... piękny. - to tyle co mogła powiedzieć. - Przypomina ten, który kiedyś nosiła moja matka. - uśmiechnęła się na miłe wspomnienie. - Dziękuję.

Kobieta wyściskała Tessę, po czym się odsunęła, aby zrobić miejsce Sophie i Gideonowi. Ci jej podarowali długie, z białej koronki zrobione rękawiczki. Od Jessamine dostała złoty medalik z jaskółką, a od panny Wetherby kremową parasolkę, której końca były zrobione z cienkiej, czarnej koronki. Jem zaś jej podarował śliczne kolczyki, składające się z róży, wysadzanej rubinami.

Kiedy przyszła kolej na Willa, zaczęła się denerwować, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak posłał jej lekki uśmiech, po czym ze swojej walizki wyciągnął podobne pudełko do tego, w którym Tessa dostała grzebyk od Branwellów. Ale te było większe, zdecydowanie grubsze i zrobione ze skóry.

Chłopak podszedł i otworzył pudełko, ukazując wszystkim naszyjnik w kształcie serca... z ciemno-chabrowego diamentu, otoczonym jasnymi diamentami, tak jak i pozostałość naszyjnika.

- Dobry Boże... - szepnęła, palcami dotykając tylko krawędzi pudełka, jakby bała się dotknąć tego co się w nim znajduje.

Był on piękny. Prawdopodobnie najpiękniejszy jaki w życiu miała możliwość zobaczyć. Kolor był tak... głęboki... że można w nim było niemal utonąć.

- Musiał cię kosztować fortunę. - powiedziała, patrząc na niego.

- Nie mnie, ale Magnusa. To on mi go odsprzedał za tańszą cenę.

- Ile?

- Nie mówi się ceny prezent...

- Proszę. - przerwała mu.

Chłopak westchnął, wywracając oczami.

- Normalna cena to trzy miliony, ale ja go odkupiłem za niecałe półtora.

- To i tak dużo. - powiedziała, prostując się i zabierając rękę z pudełka. - Jest przepiękny... ale nie mogę go przyjąć.

- Nie wygłupiaj się! - krzyknęła Cecily, wskazują na pudełko. - Przecież tak pięknie byś z nim wyglądała!

- Też tak sądzę. - odezwał się Jem.

- Przykro mi, Tesso... - zaczął Will z chytrym uśmieszkiem i wyciągnął naszyjnik z pudełka, podając jej go. - ale obawiam się, że będziesz ZMUSZONA, aby go przyjąć.

Niepewnie zaczęła obracać go w palcach, pod różnymi kątami. Był dość ciężki... ale jednak piękny.

- Na co czekasz? Załóż go! - podnieciła się Charlotte.

Will przejął od niej naszyjnik, zakładając go jej na szyję. Czuła jak opuszki jego palców, muskają jej skórę na karku, sprawnie zapinając zapięcie biżuterii. Przeszedł ją mały dreszcz.

Chłopak się odsunął, aby razem z innymi ocenić Tessę. Patrzyli na nią jak na jakiś niesamowity obraz w muzeum. Poczuła jak się rumieni, dlatego z lekkim uśmiechem spuściła wzrok.

- Wyglądasz przepięknie.

- Pasuje ci.

- Przepiękny.

- Dziękuję. - powiedziała. - I tobie też dziękuję, Will. Jest przepiękny. - posłała mu ciepły uśmiech, który on odwzajemnił.

5 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa reakcji reszty kiedy w końcu dowiedzą się, że to dziecko Willa. Już się nie mogę doczekać nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu pisać ? THE BEST OF. Czekam z niecierpliwoscią na next

    ~ Evelyn

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział. Naprawdę piękny. Na twoje rozdziały warto czekać. Aż mi się łza w oku kręci. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe jak zareagują, gdy dowiedzą się kto jest ojcem....Rozdział jak zawsze NIEZIEMSKI.Czekam na nexta!
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo *.* kocham tego bloga <3
    Lecę czytać nexta 😍

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3