Strony

piątek, 16 października 2015

Rozdział 37

Wieczorem, gdy Will po całym dniu wyszedł w końcu z jej pokoju, a Noah zasnął w swej kołysce, zaczęła się pakować. Otworzyła dużą walizkę na łóżku, wkładając do niej dwie zapasowe suknie, parę butów, perfum, który przywiozła ze sobą do Instytutu, książkę od Willa i szczotkę. Miała jeszcze trochę miejsca, więc dołożyła dwa koce i kilka małych ubranek dla Noah, które podarowała jej Pani Wetherby.

Pakowanie zajęło jej sporo czasu i kiedy je ukończyła, była już druga w nocy. Mimo to, nie chciało jej się spać. Dlatego też po prostu ubrała się już w sukienkę na podróż. Włosy zostawiła rozpuszczone, a makijaż zrobiła delikatny. Kiedy usiadła przed toaletką, zrozumiała, że czegoś brakuje, ale nie wiedziała czego. Dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w siebie, zauważyła leżące przed nią pudełeczko. Przełknęła ślinę i przesunęła je po toaletce tak, aby stało tuż przed nią. Następnie zaczęła odchylać pokrywkę pudełeczka, po chwili ukazując jego zawartość. Naszyjnik, który dostała od Willa na urodziny. Niebieski diament co chwilę zmieniał swą barwę z powodu tańczącego światła świecy obok. Zupełnie jak oczy Willa tamtej cudownej nocy, która była jedną z najpiękniejszych w jej życiu.

Na tamto wspomnienie, lekki uśmiech zagościł na jej twarzy. Wiedziała, że choć zamknie rozdział Świata Cieni w swoim życiu, to tamta chwila zawsze będzie jej częścią.

***

Obudził go dźwięk rżenia koni z dworu. Poruszył się niespokojnie i spojrzał w stronę otwartego okna. Ziewnął, wstając i podchodząc do okna. Już po przekręceniu klamki było ciszej. Zadowolony z nagłej ciszy, ponownie skierował się do łóżka, kiedy zobaczył kartkę, wystającą z pod jego drzwi. Ze zmarszczonymi brwiami po nią sięgną i rozłożył.

Myślę, że to, co było pomiędzy nami... nie było prawdziwe, lecz tylko chwilowe. Ale ponieważ, to co zaszło pomiędzy nami miało konsekwencje, ja je przyjmę na własne barki. Wychowam dziecko sama. Z dala od tego magicznego świata, w którym jest samo cierpienie.

Przykro mi
Tessa


Stojąc nieruchomo, niczym posąg, upuścił kartkę. Chyba jeszcze nigdy nie czuł tak ogromnego bólu, jak teraz. Nie wiedział najpierw jak zareagować: wściekłością, smutkiem, rozczarowaniem...

Ponownie podniósł list, czytając go po raz kolejny, aż zrozumiał, że to nie może być prawda. Tessa go kocha, tak samo jak on ją. Ona musiała kłamać. Ktoś ją do tego zmusił. Z zaciśniętymi zębami, zgniótł kartkę, następnie cisnąc nią o podłogę.

Wybiegł z pokoju niczym burza, kierując się biegiem do jej pokoju. Wpadł do pomieszczenia, o mało nie upadając. Złapał równowagę, zaczynając się rozglądać. Wszystko było niemal take same jak wczoraj wieczorem. Rzeczy na swoim miejscu, nawet jej suknie, gdy otworzył szafę. Brakowało tylko walizki, która zawsze leżała na szafie u góry.

Złapał się za włosy, klnąc pod nosem co drugie słowo. Miał ochotę się rozpłakać. Wmawiał sobie, że to tylko zły sen, a on zaraz znów się obudzi obok Tessy i ich syna. Ale nie, to była okropna rzeczywistość. Złapał się za klatkę piersiową, czując ból w sercu, na myśl, że już nigdy nie zobaczy Tessy i swojego synka, których kochał, kocha i będzie kochał już zawsze ponad wszystko.

Nie mógł pozwoli im odejść. Z zaciśniętymi zębami zaczął przeszukiwać wszystkie kąty pomieszczenia z nadzieją, że znajdzie jakąś wskazówkę. Zajrzał pod łóżko, kołdrę, nawet do wanny i szafy. Dopiero, kiedy zajrzał do śmietnika, znalazł trzy części małej kartki. Ułożył je tak, aby tworzyły całość listu... od Benedicta Lightwooda do Tessy.

- Zabiję Sukin**a!

***

- Wezmę Pani bagaż. - zaoferował jeden mężczyzna z załogi statku, gdy Tessa była już nie daleko wejścia na statek.

- Dziękuję, ale naprawdę poradzę sobie sama. - wymusiła uśmiech, bardziej przytulając dziecko do siebie.

Mężczyzna jedynie się lekko ukłonił i odszedł. Tessa odetchnęła z ulgą, nareszcie pozbywając się natrętnego marynarza. Przełknęła ślinę i odchyliła lekko głowę, aby objąć wzrokiem cały wygląd ogromnego statku, którym miała popłynąć do Nowego Jorku i zacząć nowe życie. Kiedy tylko wejdzie na deskę, prowadzącą do wejścia maszyny, wszystko się zmieni: jej życie, jej świat, jej syn, a przede wszystkim ona sama.

Serce jej biło jak oszalałe. Bała się. Bała się przyszłości. Bo tylko fizycznie ucieknie od Świata Cieni, ale wspomnienia i myśli zostaną już na zawsze z nią i staną się niej. Na przykład, ważne dla niej osoby, jak Charlotte, Jem, Nate lub Will. Na samą myśl o nich, poczuła mdłości.

Mocniej zacisnęła palce wokół uchwytu walizki.

- Proszę wsiadać! - krzyczał jeden z marynarzy, poganiając resztę ociągających się do tej pory pasażerów, którzy teraz podpędzili kroku. Już po kilku minutach dookoła było niemal pusto, i przed nią wsiadało zaledwie kilka osób. W końcu została już tylko ona. Starając się hamować łzy, zrobiła krok...

- Tesso, nie! - usłyszała za sobą krzyk. Odwróciła się, dysząc jak po ciężkim biegu. Lecz zanim zdążyła cokolwiek zobaczyć, on już rzucił się jej na szyję. Poczuła jego ciepło i zapach i jego otaczające ją ramiona, w których zawsze miała poczucie bezpieczeństwa. Ale zamiast się tym rozkoszować, odsunęła się i wykrztusiła z niedowierzaniem:

- Will?

- Jak mogłaś to zrobić?! - podniósł na nią głos, zaciskając dłonie na jej ramionach i lekko nią potrząsając. Starała się wyrwać, ze względu na dziecko... które po chwili wzięła od niej Cecily. Chciała zaprotestować, ale Will jej przerwał, zanim zdążyła wypowiedzieć choćby słowo. Upuściła walizkę na ziemię.

- Puść mnie! - warknęła, czując jak jego palce boleśnie wbijają się w jej skórę.

- Nie! Nigdzie nie pojedziesz, rozumiesz?! - podniósł głos, ale tak, że tylko ona mogła usłyszeć co mówi. - Ta pani nie jedzie! - tym razem zwrócił się do jednego z marynarzy, który kiwnął głową i dał znak pozostałej załodze. Wejście na statek zostało zamknięte, tak jak i cała szansa na jej ucieczkę. 

- Nie możesz mi rozkazywać! - teraz to ona krzyknęła, choć wiedziała, że to beznadziejna wymówka.

- Ależ mogę i to zrobię! Wracasz do Instytutu i nigdzie nie pojedziesz, choćbym miał cię zamknąć w wieży i przywiązać do siłą do łóżka! - zagroził, zaczynając ją ciągnąć za ramię w stronę powozu. Próbowała, starała się uwolnić, ale jej to nie wychodziło.

- Jeżeli to zrobisz, nasze dziecko umrze!

Poskutkowało. Zatrzymał się i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- O czym ty mówisz?

- Nie miałam wyboru, rozumiesz?! Benedict zagroził mi, że jeżeli nie wyjadę, to powie Konsulowi, że nasze dziecko jest niebezpieczne, i że je zabije! I teraz tak się stanie! Nigdy ci tego nie wybaczę! - zaczęła go szarpać za marynarkę tak mocno, że w końcu musiał unieruchomić jej nadgarstki. Nie próbowała się już opierać. Tama puściła, wybuchła płaczem, którego nie potrafiła powstrzymać.

W pewnym momencie została przyciągnięta do jego ciała, czując jak dłoń chłopaka, zaczyna gładzić kojąco jej włosy.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Przecież, to również mój syn.

- Powiedział, że możesz wybrać, ale jeżeli wybierzesz jechanie ze mną, to będziesz musiał się wyrzec bycia Nefilim. Nie mogłam na to pozwolić.

- Tess... - westchnął i odsunął ją nieco od siebie, aby móc ująć jej twarz w swoje dłonie. - owszem, bycie Nocnym Łowcą, to moje życie, ale ty i Noah, jesteście dla mnie zawsze na pierwszym miejscu, a także Jem.

- No właśnie, Jem też. Nie mógłbyś go opuścić, dlatego uznałam, że znienawidzenie mnie będzie najprostszym wyjściem. - wyszlochała, kiedy jego kciuki ścierały łzy z jej policzków.

- Nigdy nie mógłbym cię znienawidzić, nawet gdybym chciał. - szepnął, patrząc na nią z ogromną troską i czułością. - Kiedy ty w końcu pojmiesz, że cię kocham? Nie mogę bez ciebie żyć, a Noah... jest najlepszym dowodem na to, co do siebie czujemy.

- Teraz, to już nie ma znaczenia. - odpowiedziała mu, odsuwając się od niego o kilka, chwiejnych kroków. - Teraz to już koniec. Benedict lada chwila dowie się o tym, co się tutaj stało, a wtedy... - nie przeszło jej to przez gardło. Zaczęła łapczywie nabierać powietrza, byleby znowu nie wybuchnąć płaczem, który odbierał jej zdolności mówienia i oddychania.

- Nie, Tess... - zaczął Will z lekką paniką i znów do niej podszedł, łapiąc ją za ramiona. - nie pozwolę na to, nikt nie pozwoli. Noah będzie żył, a my będziemy go wychowywać... razem, obiecuję.

Jego słowa były pełne miłości, ale i strachu. Wiedziała, że stara się ją tylko uspokoić, choć wiedział, że nie da rady spełnić tego co jej obiecał.

- Przestań mi składać obietnice, których w głębi serca wiesz, że nie dasz rady dotrzymać. - to było niemal jak rozkaz. - Później będę jeszcze bardziej cierpieć.

- Skąd wiesz, że nie dam rady dotrzymać tej obietnicy? - spytał.

- A dasz?

Zobaczyła, że Will się zastanawia się przed dłuższą chwilę. Jego oczy były niemo wpatrzone w jej oczy, ale w końcu zamrugał kilka razy i jeszcze bardziej rozszerzył powieki. Chciała zapytać o co chodzi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, on ujął jej dłoń, klękając następnie na prawe kolano.

- Wyjdź za mnie. Zostań moją żoną, przyjmij nazwisko "Herondale" i zostań ze mną do końca życia. Będziemy razem wychowywać naszego syna, tworząc rodzinę. Przysięgam, że już nigdy nie spotka cię żadne cierpienie ani niebezpieczeństwo. Od kiedy cię poznałem, nie mogę oderwać od ciebie wzroku, bo boję się, że cię stracę. Mijają dni i miesiące, a ja wciąż pragnę Cię więcej i więcej. Kocham Cię, Thereso i zawsze będę. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją przyszłą żoną?

Łza spłynęła po jej policzku, gdy wyczuła ile miłości mają wypowiedziane przez niego słowa i ile zawiera jej jego oczy. Lecz wtedy zrobił coś, co w ogóle sprawiło, że musiała aż przyłożyć dłoń do ust. Chłopak wyciągnął wolną dłonią z kieszeni jasno złoty pierścionek pierścionek z szafirowym oczkiem i dwiema mniejszymi cyrkoniami po bokach. Był przepiękny.

Tessa spojrzała przed siebie, widząc dalej obok powozu Cecily, która kiwała do niej głową, bezgłośnie wypowiadając "Powiedz tak".

Z lekkim uśmiechem wróciła wzrokiem do oczu Willa, w których dostrzegła miłość i strach. Wiedziała, co odpowiedzieć. Całe jej ciało, umysł i serce wiedziało. Bo tego właśnie pragnęła.

Wzięła głęboki oddech i odpowiedziała jednym słowem, które miało wpływ na całą jej przyszłość. Odpowiedziała:

- Tak.

Will słysząc to słowo, uśmiechnął się szeroko i włożył pierścionek na jej palec serdeczny u lewej dłoni.* Po czym wstał i złapał ją w talii, unosząc i obracając się z nią wokół własnej osi. Poczuła niesamowite motylki w brzuchu i radość, która zaczęła ją wypełniać, gdy chłopak po odstawieniu ją na ziemię, przyłożył dłoń do jej policzka i namiętnie pocałował ją w usta.

To jak się czuła, nie potrafiła wyrazić słowami, ani nawet myślami. Tylko Bóg w tamtej chwili potrafił ją zrozumieć.








W Wielkiej Brytanii pierścionek zaręczynowy nosi się na lewej dłoni*
PS. POLECAM  TEGO  BLOGA O DA!!!

5 komentarzy:

  1. Wspaniały, niesamowity, cudowny. Całe szczęście Will ją dogonił. I te oświadczyny, boskie. Oby wszystko się ułożyło. Czekam na next.
    PS.: Mam tylko jedną uwagę: czy Nocni Łowcy nie oświadczają się dając partnerce sygnet rodowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powinni się wymieniać. Ale Tessa nie ma własnego, i wiem, że mimo to w jednej z części Diabelskich Maszyn Jem po prostu pożyczył swój Tessie. Ale wszystko się wytłumaczy w następnym rozdziale ;))

      Usuń
  2. Cudny rozdział. Będą brali ślub, ale się cieszę. Oby im się ułożyło. Ja czekam na nekst. Ma tu się szybko pojawić! A temu Benedictowi coś zrobię, najlepiej powiesić go! Wredn, głupi Lingwood, drań, idiota Benedict.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Oni są nareszcie razem. Akualnie zmywam tusz, który w Moich łzach szcześcia spływa mi po twarzy :D

    ~ Evelyn
    PS Jakbym kiedyś spotkała Benedicta Lighwooda, to zamorduje go w najbardziej okrutny sposób jaki znam. Może się zacząc bać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny i nie dopisania! Nareszcie będą razem!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3