niedziela, 6 września 2015

Rozdział 19

Ciało Marii zostało zdjęte i spalone razem z pozostałymi. Przynajmniej tak Tessa wywnioskowała przez zamazany obraz. Dopiero kiedy łzy spłynęły po jej policzkach, mogła wyraźnie widzieć. Ogień się jarzył jasnym, ciepłym blaskiem. W sednie gorąca można było dostrzec trzy ciała rzucone na siebie. Dziewczynie zebrało się na wymioty, kiedy powietrze wypełnił okropny zapach palących się włosów, ubrań... a także ludzkiej skóry i kości. Nigdy by nie pomyślała, że to jest właśnie zapach palonego ciała. Obrzydliwy. Ale dla Nocnych Łowców prawdopodobnie nie było to nic nowego, ponieważ Tessa jako jedyna w tłumie przyłożyła dłoń do ust, byleby nie musieć już wdychać tego okropnego smrodu. Inni zaś normalnie oddychali, bez najmniejszego osłaniania twarz.

- Koniec. - oznajmił po dłuższej chwili Benedykt. - Czas na ucztę. - Dalej ściskając drewnianą rączkę parasolki, ruszył do środka tak jak pozostali, ale Tessa stała bez ruchu, wciąż wpatrując się w ogień.

- Idzie Pani? - spytał, zatrzymując się po kilku krokach.

Ledwo widocznie pokręciła głową, następnie słysząc jak mężczyzna odchodzi, zostawiając ją samą na deszczu. Zimna woda zaczęła wsiąkać w jej ubranie, sprawiając że ważyło o wiele więcej. Poczuła jak dostaje gęsiej skórki, kiedy uderzył w nią zimny podmuch wiatru. Mimo to, stała i jak zahipnotyzowana obserwowała liżące, płomienne języki, które powoli zaczęły gasnąć. Po kilku minutach na kamiennej posadzce nie zostało już nic, po za popiołem i pokrytymi przez niego resztkami kości i biżuterii.

W tamtej chwili naprawdę musiała się wysilić, aby powstrzymać wymioty. Nieco się skuliła, aby przeczekać ten moment. Już po chwili mogła się wyprostować i odsunąć dłoń od ust. Smród w powietrzu zniknął, ale nadal miała problemy z braniem regularnego oddechu. Czekała do ostatniej chwili, do póki płuca nie zmusiły jej otworzenia ust i napełnienia ich powietrzem.

- Przeziębisz się. - Poczuła jak ktoś ją nakrywa ciepłą i za dużą na jej ciało marynarką. Doskonale znała ten cudowny zapach, którym się rozkoszowała zawsze, kiedy tylko miała okazję. Ale znane były jej również dłonie, które pocierały jej ramiona, aby ją rozgrzać. Ciepło pocierających ją dłoni i stojącego za nią ciała przenikało przez gruby materiał marynarki i jej sukni.

- Trudno. - mruknęła w odpowiedzi.

- Proszę, Tess, wejdź do środka. Na dworze jest zimno, a ty i tak jesteś już przemoknięta do suchej nitki. Brakuje tylko, aby cię złapała jakaś choroba. - powiedział tuż przy jej uchu. Dostała kolejnej gęsiej skórki, czując jak następnie Will lekko i dyskretnie całuje jej policzek. Jej serce znów przyśpieszyło, lecz po chwili zrozumiała, że on nie chce, aby ktoś widział ich bliskość. Prawdę mówiąc, ona też nie miała na to ochoty. Musieliby wtedy wszystko tłumaczyć i niewykluczone, że Enklawa wyciągnęłaby z tego jakieś konsekwencje. Dlatego też powoli zaczęła się odwracać i równie dyskretnie, tak aby nikt nie zauważył, swoimi ustami otarła się o jego usta. Następnie ściskając dłonią brzegi marynarki, ruszyła w stronę środka instytutu, czując tuż za sobą Willa.

Będąc w środku ściągnęła przemoczony kapelusz, wypuszczając tym samym mokre kosmyki włosów, które wysunęły się z koka. Nie chciała myśleć jak okropnie musiała wyglądać. Był to kolejny powód, aby nie iść na ten diabelny poczęstunek czy jak to mówił Benedykt Lightwood - ucztę.

- Nie musisz tam iść. - powiedział, stając przed nią i spoglądając jej w oczy. Jego czarne, mokre włosy przykleiły mu się do czoła, sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i nieziemsko niż zazwyczaj. - Będą tam tylko jeść i wznosić toasty za nich samych, bo po raz pierwszy od bardzo dawna zrobili coś pożytecznego, skazując Mortmaina na śmierć. Lepiej idź do pokoju, przebierz się i odpocznij. Poproszę Sophie, aby ci coś przyniosła do jedzenia. Hmm?

Zdobyła się na lekki uśmiech i kiwnęła głową.

- Masz racje i dziękuję. - Chciała zdjąć marynarkę, ale Will ją powstrzymał.

- Później po nią przyjdę.

- Dziękuję. - powtórzyła się i ruszyła w stronę schodów, kiedy za sobą jeszcze usłyszała:

- Wyprać, wysuszyć i nie pognieść!

Nie mogąc się nie uśmiechnąć, zatrzymała się i odwróciła, dygając jak służąca, która zrozumiała polecenie.

***

Tak jak Will jej obiecał, Sophie już po kilkunastu minutach zjawiła się w pokoju Tessy z tacą jedzenia. Na talerzu znajdował się dobrze upieczony kurczak, długi makaron i sałatka z kawałkami papryki. Do popicia dostała kieliszek pełen kwaskowatego wina.

Służąca pomogła jej się przebrać w koszule nocną i satynowy szlafrok, mimo iż była dopiero godzina wpół do czwartej. Nie miała zamiaru nigdzie iść i wątpiła, że ktokolwiek miałby ją dzisiaj do siebie wzywać, skoro pewnie wszyscy się opiją wina i najedzą do syta. Dlatego postanowiła, że spędzi ten dzień w pokoju przy świecach, sama się pakując i mogąc spokojnie pomyśleć. Bez wylewania kolejnych łez. Ostatni wieczór w instytucie chciała spędzić spokojnie.

Po wyszczotkowaniu włosów i spięciu ich spinką w niedbałego koka, zabrała się za opróżnianie tacy z jedzeniem. Wszystko rozpływało jej się w ustach i już po piętnastu minutach zniknęło z talerza. Poprosiła Sophie o butelkę wina, którą oczywiście przyniosła po zabraniu tacy i naczyń.

Nalała sobie do kieliszka kwaskowatego napoju, następnie zawieszając marynarkę Willa na wieszak, który powiesiła na otwartych drzwiach szafy. Zaczęła wyjmować wszystkie walizki, które Jessamine musiała jej wcześniej zakupić. Do głowy przyszła jej myśl, czy panna Lovelace wierzyła iż Tessa w końcu opuści instytut. Potrząsnęła głową i do otwartych walizek zaczęła wkładać biżuterie, wachlarze i inne akcesoria damy, które panna Lovelace jej kupiła. Następnie popijając winem, zajęła się sukniami, zostawiając w szafie tylko dwie. Jedna suknia była na jutro na wyjazd, a druga miała wisieć w szafie do jej powrotu. Chciała zostawić tą suknie, w której przyjechała po raz pierwszy do instytutu. A po za tym... w tej sukni były również inne zawarte wspomnienia związane z jej przeszłością, której nie chciała brać ze sobą na wieś.

Kontynuowała pakowanie się. Nie zostało jej tego dużo. Pod koniec zdecydowała, że do swojej podręcznej torebki spakuje jedynie książkę "Opowieść o dwóch miastach", lusterko i biały wachlarz.

Kiedy skończyła, była już dwudziesta. Czas zleciał jej naprawdę szybko, dlatego dopiła wino z kieliszka i zestawiła walizki z łóżka w kąt. Następnie obejmując się rękami wyjrzała przez okno, aby spojrzeć na dziedziniec. Kilku mężczyzn sprzątało już ostatnie deski z rozebranej szubienicy, a w miejscu, gdzie palił się ogień nie było już nic innego. Zastanawiała się czy ktoś pozbierał szczątki, czy może deszcz zrobił to za nich.

Jej rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi.

Ze zmarszczonymi brwiami poszła otworzyć, w progu zastając znudzonego Herondale'a, który zmierzył ją wzrokiem. Poczuła, że się rumieni.

- Przyszedłem po marynarkę. - oznajmił.

- A tak. - przepuściła go i zamknęła drzwi. W tamtej chwili zorientowała się, że w pokoju panuje mały nieład. - Przepraszam za ten bałagan.

Wyrzuciła do połowy pełną butelkę wina i wygładziła pogiętą kołdrę na łóżku, Kiedy się odwróciła, aby na niego spojrzeć, ten wyciągnął butelkę wina ze śmietnika i zaczął z niej łapczywi pić. Następnie podszedł do szafy, z której zwisała jego marynarka.

- Chyba mówiłem coś o wypraniu jej. - przypomniał.

- Uznałam, że po poczęstunku będziesz tak pijany, iż tego nie zauważysz. - wytłumaczyła się, splatając ręce na piersi.

- Niestety, miałem zamiar się upić, ale było tylko dwadzieścia butelek wina. Cholerne dziady zdążyły sobie wziąć po jednej na zapas, tylko ja zostałem z jednym kieliszkiem na cały wieczór. - żachnął się i upił kolejny długi łyk, następnie wrzucając pustą butelkę z powrotem do kosza i rękawem wycierając sobie usta.

- Bycie trzeźwym jest według ciebie, aż tak złe? - zaśmiała się.

- Kiedy widzi się piramidę kieliszków z alkoholem, tak jak dzisiaj na początku poczęstunku... to tak, jest to bardzo złe i męczące.

Wciąż się uśmiechając podeszła, aby zdjąć marynarkę z wieszaka i dać ją Willowi. Właśnie miał się odwrócić i wyjść, kiedy znieruchomiał i wbił spojrzenie w podłogę.

- Ale będąc trzeźwy... dużo się dzisiaj namyślałem. - powiedział po dłuższej chwili. - Rozmyślałem o jutrzejszym dniu i o twoim wyjeździe. Pytałem się Konsula czy byłaby możliwość, abyśmy ja i Jem pojechali z tobą jako dodatkowa ochrona, ale nawet kiedy był pijany, to stanowczo nam tego zabronił.

- Szkoda. - westchnęła Tessa smutno.

- Uznałem, że błaganie nie będzie miało sensu. Wiedziałem, że wyjedziesz, a instytut przez następny rok nie będzie już taki sam... ja nie będę. Nic na to nie będę mógł poradzić. I wtedy przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z tobą. Zrozumiałem, że czasami byłaś, a czasami nie. Jednego dnia widziałem cię na śniadaniu, a następnego widziałem jak Mroczne Siostry cię porywały, trzymając sztylet przy twoim gardle. Zaś jeszcze kolejnego... już cię nie było. Musiałem przebyć daleką drogę, aby w końcu cię odnaleźć ranną i otrutą.

- Will, ja wciąż nie rozumiem. - położyła dłoń na jego ramieniu.

- Chodzi mi oto... że... każdy dzień przychodzi, niosąc ze sobą nowe wydarzenia. Pomyślałaś może, ile przez ten jednej rok może się wydarzyć? Co jeśli w czasie drogi ty i Jessamine zostaniecie napadnięte i zabite? Albo jeśli pewnego dnia zginę, walcząc z demonami? Lub jeśli Jem umrze? Albo jak znów zachorujesz lub zostaniesz otruta i nie będzie dla ciebie lekarstwa? Każdy dzień może mi cię zabrać, lub mnie zabierze w inne miejsce i już nigdy się nie zobaczymy.

Łzy zaczęły wypełniać jej oczy. Wiedziała, że Will miał racje. I to dużą.

- Nie mów tak. - szepnęła, kręcąc głową.

Brunet się odwrócił i spojrzał w jej oczy. Ujął jej twarz, kciukami ocierając jej spływające po policzkach łzy.

- Ale to prawda. Jeżeli pewnego dnia któreś z nas odejdzie... to będziemy żałować rzeczy, których razem nie zrobiliśmy. A ja bym miał takich mnóstwo, gdybyś umarła. Dlatego... jedną z nich chciałbym spełnić jeszcze dzisiaj, tej nocy, tego wieczora, w tej chwili.

Patrzyła w jego niebieskie oczy jak zahipnotyzowana. Przyłożyła swoje dłonie do dłoni Willa, które wciąż ujmowały jej twarz. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie płaczem, którego nigdy nie zakończy.

- Ja... - zaczęła niepewnie, ale chłopak przerwał jej namiętnym pocałunkiem. Poczuła na języku smak alkoholu, którym smakowały jego usta.

- Pragnę cię, Tess. - szepnął, kiedy musieli złapać oddech. Czoło trzymał oparte o jej czoło. Wciąż na nią patrzył i nie puszczał jej twarzy. - Pragnę cię od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłem... - kciukiem nakreślił na jej policzku nieznany wzór. -... w której cię dotknąłem. Kocham cię, dlatego mi pozwól. Zgódź się. Będę cię błagał choćby i na kolanach.

Miała wrażenie, że jej serce rośnie. Biło tak szybko, że o mało co nie wyskoczyło z jej piersi. Ale również do niej przemawiało: zgódź się. Chcesz tego.

I to była prawda. Chciała tego. Bardzo. Teraz.

- Pozwalam. Zgadzam się. - szepnęła, dłońmi sunąc od nadgarstków wzdłuż jego umięśnionych ramion.

Willowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu wpił się w jej usta, dłonią znajdując w jej włosach spinkę, za którą pociągnął. Jej włosy opadły wolne na ramiona. Lecz to oczywiście nie był koniec. Jego dłoń następnie zaczęła rozwiązywać supeł jej szlafroka, zrzucając go z niej. Ona odpłaciła mu się, rozwiązując mu koszulę.


Wciąż będąc złączeni w pocałunku, na oślep skierowali się w stronę łóżka. Pchnął ją lekko na poduszki, na które opadła. Podpierał się, ręce trzymając po obu jej stronach. Nachylił się i ponownie wpił się w jej usta. Miała go tak blisko siebie, że wciąż nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie sądziła, że doczeka się tej cudownej chwili. W tamtej chwili ona należała do niego, a on do niej. Nie miała wątpliwości, że to co było pomiędzy nimi, było niczym innym jak miłością.
Zmienił pozycje, siadając na niej okrakiem. Złapał dłońmi za materiał koszuli nocnej na jej ramionach i zaczął go z niej ściągać. Po koszuli nocnej nie zostawało już nic innego o prócz jej gołej skóry, którą obdarzał pocałunkami.

Czując na sobie jego pocałunki, zacisnęła kurczowo palce na kołdrze, odchylając głowę do tyłu i wzdychając cicho. Chłopak to wykorzystał i ustami wrócił do jej szyi.

Wkrótce każda część ich ubioru znalazła się na podłodze. Mogła dłońmi wodzić po jego nagim ciele, tak jak on to robił z nią. Czuła, że ta noc nie skończy się tak szybko, co wywołało na jej twarzy szeroki uśmiech.

6 komentarzy:

  1. Wow.Rozdział świetny!
    Will apeluje do ciebie! Nie daj jej wyjechać !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jaki cudny rozdział ♡.♡ kocham go!!!
    Mam nadzieje ze Will nie pozwoli jej wyjechać!!!♡.♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja kochana Wessa <3<3<3. Cudny rozdział, jak zwykle. Miło jest poczytać losy bohaterów DM, o których praktycznie nie ma blogów. :D

    ~ Evelyn
    PS Kocham Diabelskie Maszyny, ale aktualnie mam " faze " na The Dark Artifices. W sumie uwielbiam wszystko od Cassandy Clare

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudo :) Moja kochana Wessa :D I ta noc uhh.... pewnie u nich jest gorąco :D Mam nadzieję że Will nie pozwoli tak łatwo wyjechać Tess :( Pozdrawiam życzę weny i z niecierpliwością czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny. Moja ulubiona, kochana Wessa. Oby Tessa nie wyjechała. Czekam na nekst.

    OdpowiedzUsuń
  6. PIĘKNY ♥. Nie wiem co mam napisać, bo ten rozdział jest po prostu piękny ;) . Bardzo wzruszający i uroczy :'). Już nie moge się doczekać następnego rozdziału ;*
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3