poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 42

Kobieta o imieniu Lien zaczęła ich oprowadzać po całym Szanghajskim instytucie, w którym panowały ciepłe, żywe, miłe kolory. Mimo długich korytarzy, które wydawały się być niczym labirynt, Tessa wciąż nie mogła się nasycić widokiem przepięknej chińskiej architektury i ozdób, które w przypadku obrazów lub malowideł zdobiły ściany, lub w przypadku rzeźb stały co róż za każdym rogiem. Lien powiedziała, że wszystkie arcydzieła liczą sobie ponad sto lat i każda z nich ma swoją historię, co czyniło je wszystkie jeszcze bardziej cennymi i wyjątkowymi.

Powietrze cały czas pachniało kadzidłami, które były zawieszone na ścianach w każdym korytarzu. Nie wiedziała, co to za zapach i jakie rośliny Chińczycy palili, ale zapach białego dymu uspokajał. Była pewna, że przed zakończeniem miesiąca miodowego zabierze kilka takich ze sobą.

Lien pokazała im przestronny salon ze wzorzystym kominkiem, dwiema dużymi kanapami, a także stolikiem do kawy. Wszystko było równo ustawione przed ciepłym ogniem, zaś w drugiej części pokoju znajdował się duży książkowy regał, a przed nim dwa fotele i stolik ze świeczką. To w tym właśnie pomieszczeniu najczęściej przebywali wszyscy domownicy.

Następnymi punktami była jadalnia, gabinet Lien, pokój do medytacji, biblioteka licząca sobie kilka pięter i tysiące książek w różnych językach. Tessie zaświeciły się oczy na widok tylu diamentów (książek). Lecz o dziwo co innego spodobało jej się bardziej od biblioteki, a mianowicie ogromny, przepiękny ogród, znajdujący się na tyłach instytutu. Mimo iż było już ciemno, wszystko było oświetlone. Ogród liczył sobie kilka stawów i oczek wodnych nad którymi znajdowały się niskie mostki. Pod cudownymi drzewami wiśni i bonsai stała ławka lub chiński, czerwony pawilon dla dwojga. Różne rośliny i kwiaty rosły w ziemi lub doniczkach, dając jeszcze więcej cudownego zapachu i zwabiając tym samym kolorowe ptaki, które także osiadały się na gałęziach drzew. Różnego rodzaju i kształtu głazy, a także rzeźby wszystko dopełniały, dodając tym samym miejscu tajemniczości. Och, jak bardzo żałowała, że nie posiadała talentu artystycznego, żeby móc uwiecznić ten cudowny krajobraz.

- Jak dajecie rade dbać o to wszystko? - spytał Will.

- Mamy od tego służbę, która zajmuje się tym wszystkim. Ogród, który posiadamy jest dla nas równie cenny jak wszystkie rzeźby i obrazy razem wzięte, gdyż jest to największy ze wszystkich, niż te które mają inne instytuty. W dodatku hodujemy rośliny i zioła, które są dostarczane do różnych zakątków świata.

- Mogłabyś mi któregoś dnia nieco opowiedzieć o tych roślinach?

- Oczywiście, Tesso, kiedy zechcesz, ale przed nami jeszcze jedno miejsce, które muszę wam pokazać. - oznajmiła, po czym skinęła głową na znak, aby za nią iść. Will objął Tessę w pasie i razem ruszyli za kobietą w stronę kolejnych schodów i jeszcze kolejnych. Szli przez kręty korytarz, aż na jego koniec, gdzie znajdowały się okrągłe, czerwone drzwi. Kobieta nacisnęła na klamki, pociągając drzwi do siebie. Odsunęła się następnie, ukazując przestronny pokój. Ściany były pomalowane na drzewo wiśni na tle ciepłych barw zachodzącego słońca. Kwiaty drzewa pokrywały resztę ścian, a także część beżowego sufitu (z sufitu zwisał również żyrandol). Na gałęziach drzewa zostały namalowane również siedzące na nich ptaki.

Podłoga była z ciemnego drewna, tak jak i wszystkie meble.

Na wprost, na grubym, wzorzystym dywanie stało ogromne, małżeńskie łoże z baldachimem i cienkimi niczym siatka zasłonkami. Kołdra była tego samego koloru co kwiaty namalowanego drzewa, czyli coś pomiędzy różem, a czerwienią. Tylko poduszki były w różnych kolorach. Po obu stronach łóżka stało po jednym stoliku nocnym.

W lewej części pokoju, znajdował się parawan, a za nim prostokątna, duża wanna, w której na pewno zmieściłyby się dwie osoby. W rogu stała zaś toaletka z potrójnym lustrem, a obok toaletki niewielka szafa.

W prawej części pokoju było okno, a pod oknem dwa krzesła i stolik, na którym stało kadzidełko.

Ponieważ żarówki żyrandolu były zgaszone, jedynym źródłem światła była świeczka, stojąca na stoliku nocnym i księżyc, którego światło wpadało do pokoju.

- Rozgośćcie się. - powiedziała z uśmiechem Lien, po czym odeszła, zamykając za sobą drzwi.

Zostali sami w grobowej ciszy. Tessa zrobiła pierwszy ruch, stając tuż przed łóżkiem i wpatrując się w nie jakby czekała, aż ktoś ją na nie popchnie. W pewnym momencie poczuła, jak materiał z tyłu jej sukienki zaczyna być odpinany. Oddychała głęboko, czekając, aż złota szata opadnie na podłogę. Po kilkunastu sekundach tak się stało. Materiał zsunął się z jej ciała, pozostawiając ją w cienkiej spódnicy i gorsecie. Wtedy ciepłe dłonie spoczęły na jej ramionach, powoli ją do siebie odwracając.

Kiedy natknęła się na jego niebieskie oczy, poczuła jak bardzo wali jej serce. Jej pierś unosiła się wysoko, po czym nisko opadała. Wtedy jego dłonie zjechały po jej nagich ramionach do sznurka od gorsetu z przodu. Jego palce sprawnie zaczęły go rozwiązywać, jednocześnie bardziej rozluźniając materiał. Kiedy rozwiązał już do połowy, nie wytrzymał i obiema dłońmi rozerwał materiał.

Słysząc dźwięk rozrywanego materiału, Tessa nabrała gwałtownie powietrza. Zmierzyła ukochanego wzrokiem, orientując się, że on też już jest bez marynarki i butów. Wróciła do jego oczu, w których mogła dostrzec pożądanie. Musiało być naprawdę silne, bo sięgnął dłonią do jej fryzury, wyjmując z niej wszystkie ozdoby. Kaskada brązowych loków, opadła na jej gołe ramiona i plecy, dając jej miłe ciepło.

Dosłownie kilka sekund później, on sam zaczął odpinać guziki swojej koszuli. W czasie tej czynności, cały czas trzymał swój wzrok utkwiony w niej, przez co nieco się zarumieniła.

Po rzuceniu zbędnego materiału na bok, przyległ do niej niemal całym ciałem i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Przelał na ten moment całą swoją miłość i niecierpliwość, którą czuł, czekając na ten wymarzony moment.

W końcu musieli złapać oddech, ale mimo to pozostali stykając się czołami.

- Kocham cię. - szepnął, dysząc.

- Kocham cię. - po odpowiedzeniu mu, pchnął ją na miękką pościel. Jego palce zacisnęły się wokół jej nadgarstków, które przycisnął i unieruchomił po obu stronach jej głowy.


Pocałunki, które jej składał, nie były tylko na ustach, ale na całym jej ciele. Czuła je na czole, aż po sam dół...

Kiedy tylko puszczał jej ręce, zaciskała palce kurczowo na śliskim materiale. Gdyby ktokolwiek zapytał ją, jak się w tamtej chwili czuła, odpowiedziałaby jednym słowem - błogo.

Wiedziała, że od tamtej chwili, będą mogli okazywać swoją miłość każdej nocy i każdego dnia... bez ukrywania się. Mieli do tego prawo i nikt nie mógł im go zabronić.

Będąc pewną, że po tej nocy stanie się inną, szczęśliwszą osobą, zamknęła oczy i zaczekała, aż jego usta wrócą do jej ust. Gdy się tak stało, objęła jego szyję i oplotła swoimi nogami jego ciało...






***






Obudziło go łaskotanie po nosie. Otworzył niechętnie oczy, dostrzegając, że twórcą tego nieprzyjemnego uczucia były włosy Tessy, które okrywały nie tylko ją samą, ale i po części jego ramię. Z lekkim uśmiechem zrzucił z siebie je loki, które również z lekkim uśmiechem odgarnął z jej twarzy.

Spała przylegając do niego plecami. Nie mógł się powstrzymać i uniósł się na jednym łokciu, byleby móc zobaczyć jej twarz... piękną i spokojną. Jej pierś miarowo się unosiła, następnie opadając.

Uśmiech po prostu sam wpłynął na jego twarz, gdy pomyślał, że kobieta, którą tak bardzo pragnął i kochał, teraz leżała obok niego, jako jego żona. Wiedział jednak, że jako mąż i ojciec również będzie miał dużą odpowiedzialność. Będzie musiał chronić swoją rodzinę i pilnować, aby nic złego ich nie spotkało... a już szczególnie Tessy, która po dużej dawce krzywd i bólu, nareszcie zaznała szczęścia.

Jego myśli ponownie wróciły do momentów, w których widział ją płaczącą z krwawiącym sercem... gdy panna Rochford ją karała... gdy zobaczyła martwą ciocię Harriet... gdy porwał ją Mortmain... gdy ją uratowali... gdy dowiedziała się o śmierci brata... gdy... och, było tego więcej! Aż sam musiał zacisnąć powieki, jakby chciał powstrzymać łzy. Przełknął ślinę i odruchowo przyciągnął ją bliżej do siebie, całując w głowę.

Już po chwili poczuł jak dziewczyna obraca się w jego ramionach tak, że była teraz twarzą do niego. Położył głowę z powrotem na poduszce. Po chwili dostrzegł jak jej powieki się rozchylają, ukazując te jej cudowne oczy. Ta, widząc go, uśmiechnęła się do niego zaspanym wzrokiem i zaczęła palcami wodzić po jego policzku i szczęce. Odwzajemnił uśmiech i odwdzięczył się podobnym gestem, zaczynając bawić się jej włosami na czubku głowy.

Patrzyli w swoje oczy z lekkimi uśmiechami i wspominali wczorajszą noc. Nie musieli używać słów. Bo doskonale się rozumieli bez nich. Wystarczyła im wzajemna bliskość.


***

Trzy godziny później, po wyszykowaniu się i zjedzeniu pysznego, chińskiego śniadania, oboje postanowili udać się na spacer do ogrodu, który po jednej nocy był pełen śniegu. Ale mimo zimy, Tessa i tak uważała, że wszystko wyglądało pięknie. Trzymając się jego ramienia, spacerowali wzdłuż odśnieżonej ścieżki. Will opowiadał jej jakie ma plany i gdzie ma zamiar ją zabrać w czasie ich miesiąca miodowego. Ona zaś słuchała i czasami zadawała pytania dotyczące miejsc.

- (...) za kilka dni pojedziemy do Starego Miasta. Są tam sklepy, targi i domy. A w przyszłym tygodniu zabiorę cię do ogrodu Yuyuan. Za dwa tygodnie mamy zarezerwowanego przewodnika do Placu Ludowego. Co prawda Jem również wspominał, że również zimą jest możliwość przepłynięcie się łódką po rzece Huangpu.

- Już nie mogę się doczekać. - uśmiechnęła się, całując go w policzek. - I to wszystko zaplanowałeś sam?

- Jem mi podpowiedział, co warto zwiedzić, ale sam zarezerwowałem przewodnika.

- Dziękuję, to będzie najlepszy miesiąc miodowy w historii!

- Chwała Razjelowi, że tak sądzisz. Nie darowałbym ci, gdybyś poprzestała tylko na słowie "dziękuję"! - zagroził, odsuwając się od niej.

Zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Już się boję. - szepnęła, patrząc mu prosto w oczy.

- Powinnaś.

- Dlaczego?

- Bo naprawdę bym ci nie darował.

Prychnęła.

- I co byś mi zrobił? - zakpiła, odsuwając się od niego o kilka kroków.

- Oj, nie chcesz... - zanim zdążył dokończyć, trafiła go śnieżna kula, której śnieg osadził się na jego brwiach.

Tessa nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęła głośnym śmiechem.

- Sądzę... że niezbyt się ciebie... boję. - wydukała przez śmiech i kucnęła, aby zrobić kolejną śnieżkę.

- Teraz naprawdę pożałujesz. - powiedział, strzepując śnieg z twarzy i ubrania. Następnie ruszył na nią z zaciśniętymi zębami. Ta zaś nie dokończyła śnieżki, tylko wstała i ze śmiechem zaczęła uciekać. Starała się biec nisko, gdyż Will cały czas próbował w nią rzucać śnieżkami. Dziękowała losowi, że pudłował za każdym razem.

Skręciła, wchodząc w labirynt z żywopłotu, który dosięgał jej do szyi. Starała się chodzić nisko i cicho. Chodziła, skręcając co chwilę w inną ścieżkę, która za każdym razem prowadziła w ślepy zaułek lub donikąd. Wiedząc, że więc, że Will może ją znaleźć w każdej chwili, zrobiła zapas amunicji, składającej się z trzech śnieżek.

Zrobiła kolejny krok i kolejny, aż dotarła do kolejnego zakrętu. Powoli wychyliła głowę, aby się upewnić, że nie ma tam chłopaka... gdy nagle ktoś ją złapał w talii i przerzucił sobie przez ramię. Krzyknęła z zaskoczenia, upuszczając przy tym śnieżki.

- To było za łatwe. - powiedział, ani trochę nie reagując na jej prośby o postawienie na ziemię.

- Will, błagam postaw mnie!

- O nie! Przez ciebie mam siwe brwi!

Mimo woli parsknęła śmiechem.



Will skierował się z nią do sypialni, mijając przy tym kilka osób, które spojrzały się nich zdezorientowanie.

Po zatrzaśnięciu drzwi ją dopiero postawił na ziemię. Odetchnęła z ulgą i wygładziła suknie, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, brunet podszedł do niej i ujął jej twarz w swoje dłonie.

- Pani Herondale, zachowała się Pani oburzająco.

- Niestety, ale nie mogę się z Panem zgodzić.

- Mimo to uważam, iż zasłużyła Pani na karę. - oznajmił, zdejmując z siebie płaszcz i koszulę. Następnie ściągnął buty i odwrócił Tessę do siebie plecami.

Powędrował dłońmi do jej ramion, ściągając z nich powoli jej cienkie okrycie. W końcu materiał spadł na podłogę. Poczuła lekki chłód na skórze, ale kiedy jego ciało przyległo do jej pleców, ciepło ponownie oblało jej skórę.

Dłonią odgarnął jej włosy na bok, po czym usta przywarł do jej szyi. Składał na niej lekkie pocałunki, obejmując jej ciało w talii. Jej serce oczywiście, jak zawsze gdy był przy niej, waliło oszalałe. Momentami nawet się bała, że wyskoczy z jej piersi. I w jednej chwili prawie tak się stało, kiedy wargi chłopaka powędrowały wyżej do jej ucha, które po chwili lekko skubnął ustami. Jego dłonie ruszyły z jej talii wyżej, zatrzymując się na jej piersiach.

- Powiedz, że mnie kochasz i, że to co zaraz z tobą zrobię nie będzie snem... - wyszeptał wprost do jej ucha, przyprawiając ją o lekkie dreszcze, które się zwiększyły, gdy dodał - proszę.

Słowa automatycznie wypłynęły z jej ust. W dodatku wypowiedziała je z niesamowitym spokojem, co ją strasznie zdziwiło, bo w środku miała wrażenie, że za chwilę oszaleje...

- Kocham cię... i to nie jest sen. - Na owe słowa Will zareagował bardzo gwałtownie, gdyż w ułamku sekundy znalazła się na łóżku, pod jego ciałem. Ledwo nawet zdążyła westchnąć lub krzyknąć, bo uciszyły ją jego usta, składające na jej ustach namiętny pocałunek.

Podpierał się na łokciach, które były po obu stronach jej ramion.

Kiedy on był zajęty rozdawaniem pocałunków i pieszczot jej ciału, ona tym czasem trzymała dłonie na jego plecach, po których wodziła. Czuła na jego skórze różnych wielkości blizny, ale jej to nie przeszkadzało, bo wiedziała, że są one znakiem tego, iż ich właściciel wygrał wiele bitew. Na tą myśl, przyszło jej do głowy dziwne porównanie: on, mąż wojownik, zabijający demony i ona, żona o kruchej budowie ciała, niezdolna do obrony własnej.

Jak w książkach, pomyślała. Nie, żeby jej się to nie podobało.

- Wiesz - zaczęła, kiedy jego wargi pieściły jej szyję. - od dziecka marzyłam, aby w życiu spotkało mnie podobne zdarzenie, jakie można znaleźć w książkach. - uśmiechnęła się, patrząc w sufit. - Spełniło się. I nie mam na myśli Świata Cieni... tylko ciebie.

W tamtej chwili Will przerwał to, co robił do tej pory. Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, gładząc jej policzek.

- Ja czytając książki, pragnąłem choć raz poczuć, co to prawdziwa miłość i co ona takiego w sobie ma, że jesteśmy zdolni poświęcić dla niej wszystko. Teraz rozumiem. - oznajmił i ponownie złożył na jej ustach pocałunek, ale tym razem o wiele bardziej delikatny. - Oddałbym za ciebie życie, bo jesteś światłem, które rozświetla moje ciemne wnętrze. To dzięki tobie wiem, którą drogą powinienem się w życiu kierować, drogą miłości.

- Will, ja... - urwała, nie wiedząc co powiedzieć. W jej oczach zebrały się łzy, które po chwili spłynęły po jej policzku. Uśmiechnęła się i przyłożyła dłoń do jego policzka, kciukiem kreśląc niezrozumiałe kształty. Po chwili uniosła się nieco i pocałowała go czule w usta.

***

Tak jak Will jej wcześniej obiecał, tak było. Kilka dni później pojechali do Starego Miasta. Znajdowały się w nim domy, zbudowane o tej samej architekturze, co instytut. Podobnie było ze sklepami i targami. Przy każdej okazji robili sobie również zdjęcia, aparatem, który Tessa dostała od Willa jako prezent ślubny. Ale o prócz robienia zdjęć, zrobili duże zakupy, a właściwie Tessa robiła, a Will niósł ciężkie siatki, w których znajdowały się chińskie przekąski, kadzidełka, parasolka, biżuteria, materiały do szycia, grzechotkę dla Noah'a, a nawet pamiątki dla pozostałych w Londynie. Pod koniec wszystkich zakupów na jednym z targów kupili sobie po chińskiej przekąsce. Tessa zamówiła sobie sushi, ale ledwo co zdążyła przełknąć jeden kawałek, gdy usłyszała krzyk Willa. Okazało się, że zamówił on jakiegoś zielonego zawijasa, którym okazał się być cały chiński chrzan, czyli tak zwany wasabi. Biedak wracał do Szanghajskiego instytutu z językiem na wierzchu, co chwilę się pytając, czy na pewno jego buzia nie krwawi. Lien na szczęście podała mu jakiś napój, który sprawił, że ostry smak chrzanu zniknął i zostawił kubki smakowe Willa w spokoju. Od tamtej pory chłopak trzyma się z daleka od każdego rodzaju, zielonego jedzenia i roślin.

***

Niestety dystans Willa do zielonego koloru nie trwał długo, gdyż w następnym tygodniu musiał spełnić swoją obietnicę, wrócić na teren Starego Miasta i zabrać Tessę do ogrodu Yuyuan. Dostali również miłego przewodnika, która opowiadał im o historii miejsca. Dowiedziała się, że ogród zajmuje powierzchnię 2 hektarów. Składa się z kilku części podzielonych białymi murami, zwieńczonymi podobiznami smoków. Poza głazami i zbiornikami wodnymi ozdabiają go liczne elementy małej architektury: mostki, pawilony czy stele pamiątkowe. Ale najsłynniejszym elementem znajdującym się w całym ogrodzie jest kamień ważący pięć ton. Ma on dość śmieszny kształt i porowate otwory.
Cała wycieczka była cudowna, według Tessy. Will raczej nie uważał tego za coś niesamowitego, ale co się dziwić, skoro to on cały czas się trzymał blisko jej ramienia.

***

Plac Ludowy, to wielki plac miejski znajdujący się w centrum Szanghaju. Był to chyba największy jaki Tessa widziała w całym swoim życiu. Na jego terenie rosły różnego rodzaju krzewy i drzewa, które obecnie były zasypane cienkim białym puchem. Mimo to, wszystko wyglądało przepięknie, w tym fontanna o wysokości 320 metrów. Po długim spacerze, jaki odbyła z Willem i przewodnikiem, tłumaczącym im wszystko, oboje postanowili iść zwiedzić miejskie muzeum, które się znajdowało w rzędzie najważniejszych budynków Szanghaju. W muzeum można było podziwiać rzeźby, a także przepiękne obrazy. Był nawet taki, gdzie Chińczycy uprawiali chrzan. Na ten obraz Will zareagował mówiąc:

- Jak takie szpetne dzieło, można nazwać arcydziełem i wstawić do muzeum?

***

Ostatnią atrakcją ich miesiąca miodowego była wycieczka łódką po rzece Huangpu. Nie zamarzła, bo nie było wystarczającego mrozu. Obydwoje wynajęli łódkę, którą wiosłował człowiek, od którego ją wynajęli.

Will pomógł Tessie wsiąść, po czym usiedli. Zaczęli wypływać na środek ogromnej rzeki. Był wieczór, więc przytuleni mogli podziwiać piękno oświetlonych budynków, znajdujących się na lądzie. Cały urok dopełniało zaś światło pełni na niebie, która się odbijała w tafli wody.

Wiał lekki wiatr, przyprawiając ich o gęsią skórkę, dlatego siedzieli przytuleni do siebie. Trzymała głowę opartą o jego ramię, gdy tym czasem brunet obejmował ją i masował jej własne.

- Dziękuję. - szepnęła, tym samym wypuszczając z ust powietrze w postaci białej pary. - Był to najpiękniejszy miesiąc miodowy w historii.

- Pamiętaj, Tess, twoje szczęście jest moim. - szepnął, całując ją w czubek głowy. - Zasłużyłaś na wszystko co najlepsze.

- Nie zgodzę...

- A ja się ze sobą zgodzę i jestem pewien, że Nate, Harriet i twoi rodzice również byliby po mojej stronie.

- Żałuję, że ich tu teraz nie ma. - posmutniała. Mimo iż od śmierci jej bliskich minęło sporo czasu, to myśl o nich nadal sprawiała jej pewnego rodzaju ból.

- Hej... - szepnął, drugą dłoń przykładając do jej policzka. - są tutaj, choć ich nie widzisz. Są z tobą cały czas i wiedzą o wszystkim.

Ona też często sobie wmawiała, że jej rodzice, ciocia Harriet i Nate są w jej sercu. Mimo to, nie zawsze w to wierzyła. Dopiero Will jej to teraz uświadomił. Mogła teraz w pełni poczuć w sobie obecność jej bliskich. Lekki uśmiech od razu zagościł na jej twarzy.

- Dziękuję. - powtórzyła, odsuwając się od niego i parząc mu prosto w oczy. Lecz słowo, które do niego skierowała naprawdę zawierało dużo wdzięczności i miłości.

- Ja też dziękuję. - powiedział po dłuższej chwili wpatrywania się w nią nieobecnym wzrokiem.

- Za co?

- Za to, że jesteś. - I przyciągnął jej twarz do siebie, złączając ich wargi w namiętnym pocałunku. Obydwoje w tamtej chwili wiedzieli, że jeszcze przed nimi wiele takich momentów, a ten zaczynał całą ich wieczność.










I oto POWRACAM z masą weny... i brakiem czasu :D Wzięłam się w garść, gdyż moja cierpliwość do książek szkolnych się skończyła! Jest to przed ostatni rozdział! :'( Ostatni to będzie coś w stylu epiloga, w którym dowiemy się o tym jak będzie wyglądało życie naszej Wessy i pozostałych bohaterów za kilka lat! Nie wiem niestety, kiedy się ten ostatni rozdział pojawi :(( Ale oczywiście postaram się go napisać jak najszybciej i jak najlepiej :*

A teraz małe podziękowania: DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA 42 090 WYŚWIETLENIA!!! Jest to dla mnie naprawdę wielką motywacją, za którą wam bardzo dziękuję <3

PS. Doceńcie to, że wstawiłam w poniedziałek, bo normalnie w te dni nie wstawiam XDXDXD
PPS. Żartuję :***


6 komentarzy:

  1. Brak słów ... THE BEST. Fajny pomysł z tym zwiedzaniem Shanghaju, a w szczególności końcówka rozdziału ( wycieczka po rzece Huangpu )

    ~ Evelyn
    PS Przepraszam, że pod popdzednim rozdziałem nie ma Mojego komentarza. Miał przez ostatnie półtora tygodnia problemy z internetem

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś boska. Szkoda że już koniec :( Nawet nie wiesz jak bardzo cię podziwiam. Piszesz długie opowiadania a ja... Nigdy nie napisze tak jak ty. Dziękuję że jesteś z nami w blogerach. Dzięki tobie mam po co wchodzić do Internetu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział boski. Zazdroszczę ci twoich pomysłów. Twoje blogi są fantastyczne. Szkoda, że niedługo kończy się ten blog. Jesteś genialna. Z kąt bierzesz te pomysły? Fajnie, że dodałaś next dzisiaj. Szanghaj musi być cudowny. No cóż, rozpisałam się, a teraz czekam na nekst. Życzę weny i czas wolnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super
    Taka tylko uwaga
    1) na pierwszym gifie jest przód a nie tył sukni ;-)
    2) bitew, nie bitw i nie kupki smakowe ale kuBki

    Nie bierz mnie proszę za jakąś hejterke ale takie małe szczegóły niszczą wizualnie tekst, który nawiasem mówiąc jest zajebisty ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że nie wezmę cię za hejterke, bo takie małe uwagi są mile widziane ;) Przydadzą mi się na przyszłość!
    Ps. Może źle to opisałam, ale chodziło mi oto, że on rozwiązywał gorset z przodu, ale mimo to dziękuję za zwrócenie mi uwagi, bo faktycznie źle to opisałam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh, rozdział genialny :) Czytałam go jednym tchem :* Czekam na kolejny z niecierpliwością ^^

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3