poniedziałek, 29 czerwca 2015

LBA#2

Z całego serca chciałabym podziękować za dwie nominacje do LBA! Do pierwszej zostałam nominowana przez Wiktorię Roczkowską, a do drugiej przez Angel Dark :) Cieszę się, że podoba wam się mój blog!

NOMINACJA OD WIKTORII:
1) Ulubiona książka/seria książek?
- Obecnie Dary Anioła i Diabelskie Maszyny.

2) Ulubiony aktor/aktorka?
- Cóż... jest ich całkiem sporo, ale chętnie wymienię :D Aktor: Jonathan Rhys Meyers, Douglas Booth, Jamie Campbell Bower, Daniel Sharman. Aktorki: Lily Collins, Astrid Berges-Frisbey, Natalie Dormer, Holland Roden, Angelina Jolie, Keira Knightkley.

3) Co najbardziej lubisz w książkach (np. fabułę, bohaterów, świat w nich przedstawiony)?
- Nie potrafię wybrać. Uważam, że w książkach najbardziej lubię... wszystko :D

4) Dlaczego założyłaś/eś bloga?
- Och... Diabelskie Maszyny mnie po prostu uwiodły i sprawiły, że ryczałam jak nienormalna w każdej części lub śmiałam się jak opętana :D Nie tylko fabuła, bohaterowie czy okładka książki były ogromnym plusem, ale i czas zdarzenia historii. Czasy wiktoriańskie (które kocham) i moda, która wtedy panowała. A także całe te zachowanie i sposób mówienia. Kilka dni po przeczytaniu trylogii wiedziałam, że chcę pisać opowiadanie o DM, nie wiedziałam z jaką fabułą i wgl... dlatego nocami, kiedy leżałam w łóżku starałam sobie wymyślać inną historię DM, z której powstało opowiadanie.

5) Ulubiony film?
- Ciągle się zmienia XD Teraz... Mona Lisa Smile i Love Rosie!

6) Ulubiona piosenka?
- To też się zmienia, ale ostatnio jakimś sposobem uwiodła mnie piosenka z filmu "Miasto 44", jej tytuł to "Miasto". Tekst piosenki piękny i cała ta muzyka... naprawdę PIĘKNE!

7) Lody czy ciastko?
- Lody :3

8) Kawa czy herbata?
- Kawa mrożona i miętowa herbata. Nie potrafię wybrać :D

9) Czy masz jakieś zwierzątko domowe? Jeśli tak, to jakie?
- Kilka miesięcy temu zmarł mój chomiczek :( Obecnie nie mam zwierzątka, ale za kilka tygodni będę posiadaczką słodkiego pieska rasy shih tzu.

10) Kiedy założyłaś pierwszego bloga?
- 07.08.2014

NOMINACJA OD ANGEL DARK:
1) Dlaczego zaczęłaś pisać?
- Szukałam... swojego powołania :D Ze śpiewaniem szło mi kiepsko (ale i tak nadal próbuję XD), z tańcem lepiej nie mówić, sport odpada, a tym bardziej rysowanie :D Lecz po przeczytaniu książek Cassandry Clare... wciąż byłam nienasycona, więc zaczęłam czytać opowiadania o DA, a w głowie pojawiały się różne wizje na własną wersję. Zebrałam w sobie odwagę i założyłam bloga, z którego jestem dumna, mimo iż początkowe rozdziały były OKROPNE I PEŁNE BŁĘDÓW :D Wracając do pisania... po napisaniu pierwszego posta i w czasie jego pisania poczułam, że to mi sprawia prawdziwą przyjemność <3

2) Ulubiona postać?
- Jace Herondale, Will Herondale, Jem Herondale, Clary Fray, Tessa Gray, Emma Carstairs, no i oczywiście Magnus :3

3) Ulubiona pora roku?
- Wiosna

4) Co jest dla ciebie inspiracją?
- Wszystko dookoła, filmy, seriale, muzyka, książki!

5) Ulubiony zespół?
- ABBA, Imagine Dragons i Evanscence <3

6) Jaką książkę ostatnio czytałaś?
- Love, Rosie :3

7) Na jaką książkę najbardziej czekasz?
- Chyba na najnowszą serie Cassandry Clare o nocnych łowcach <3 Dark Artifices!

8) Morze, góry, czy może jezioro?
- Morze i góry<3 Znajduję się w kraju, który jest krajem jezior, więc chcę coś nowego XD

9) Wakacje w kraju czy zagranicą?
- Za granicą <3

10) Co robisz w wolnym czasie?
- Piszę, słucham muzyki, czytam, gram na keyboardzie :))

11) Pierwsza książka, którą przeczytałaś po za lekturami?
- Jeśli chodzi o dzieciństwo była to chyba Mała Syrenka, a już jako nastolatka, to Zmierzch :D

NOMINUJĘ:

  1. http://love-is-a-weakness.blogspot.com/
  2. http://czashonorupowstaniehistoriamlodziezy.blogspot.com/
  3. http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/
  4. http://daryaniolacityofangels.blogspot.com/
  5. http://morgensten-and-herondale.blogspot.com/
  6. http://jocelyn-and-valentine-story.blogspot.com/
  7. http://piekielnaopowiesc.blogspot.com/
MOJE PYTANIA:
1) Co sądzisz o swoim stylu pisania?
2) Jaki gatunek filmów najbardziej lubisz?
3) Jeśli mogłabyś wybrać na lekcji historii temat, to jaki?
4) Paw czy Pantera?
5) Kim chcesz zostać w przyszłości?
6) Jesteś bardziej typem samotnika czy duszą towarzystwa?
7) Co sądzisz o muzyce poważnej?


Rozdział 31

Stała przed oknem i wpatrywała się w dziedziniec tak, jakby kogoś oczekiwała, tym samym bojąc się. Bała się już teraz, co przyniesie jej jutrzejszy dzień. Wiedziała, że Mortmain nie odpuści i jutro po nią przyjdzie. Będzie musiała się poddać, inaczej jej brat zginie, a tego nie chciała. Nie mogła stracić jeszcze jego. Nie mogła pozwolić, aby zginął z jej winy.

"Nigdy nie obejdzie się bez cierpień" - pomyślała i to była prawda. Miała wrażenie, że w tej chwili patrzyła ostatni raz przez okno, że już nigdy nie zobaczy nieba i nie poczuje na skórze deszczu, promieni słońca, czy wiatru. Lub, że odejdzie, nie mogąc odwdzięczyć się mieszkańcom instytutu za to, co dla niej zrobili.

Jej myślenie przerwało pukanie do drzwi. Nie miała ochoty teraz nikogo widzieć, ale wiedziała, że nie wypada nie otwierać drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć. Ku jej zdziwieniu, przed nią stanął Jem z tacą pełną jedzenia. 

- Jem... - wykrztusiła po chwili. 

Widząc jej zdziwienie, chłopak się uśmiechnął.

- Charlotte prosiła, aby ci przynieść coś do jedzenia. Kazała również przeprosić za ten, nieudany obiad powitalny.

- To nie jej wina. - mruknęła, lecz zdając sobie sprawę, że Jem wciąż stoi na korytarzu - odsunęła się. - Wejdź.

Chłopak nie protestował i wszedł. Odłożył tacę na jej stolik nocny i odwrócił się z powrotem w jej stronę z rękami schowanymi w kieszenie spodni.

- Kiedy wyszłaś, Will zaczął cię bronić, obrażając Enklawę. - powiedział, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem. Mówił takim tonem, jakby mówił sam do siebie.

Tak czy siak, znaczenie słów Jema dopiero po chwili dotarło Tessy, która jedynie otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Kompletnie nie wiedziała, co odpowiedzieć i jak zareagować. Miała kompletny mętlik w głowie. Najpierw Will wydawał się... martwić o nią, a potem ją pocałował i kazał jej o tym zapomnieć. A teraz? Zaczyna ją bronić, tym samym narażając siebie samego na konsekwencje, jakie może ponieść?

- Ja... nie wiedziałam... - dukała.

- Charlotte również cię broniła.

- Jak?

- Powiedziała, że jeśli byłaby brzemienna i mogła wybrać cechy dla swojego dziecka, to wybrałaby identyczne jakie posiadasz ty, Tesso.

Dziewczyna znów nie wiedziała, co powiedzieć. Przełknęła ślinę i rozdziawiła usta. Czuła się jakby czytała piękną końcówkę swojej, najukochańszej książki

- Ja myślałam, że... wy mnie nie... nie chcecie tutaj. Że tylko się nade mną... litujecie.

- Naprawdę mi przykro, jeżeli sprawialiśmy takie wrażenie. Ale cieszymy się twoją obecnością tutaj. W dodatku bardzo nam pomogłaś i dzięki tobie... wyrwaliśmy się choć na chwilę z Londynu. Muszę przyznać, że Nowy Jork jest naprawdę piękny i urokliwy.

Tessa jedynie się uśmiechnęła. Musiała się zgodzić z Jeme'm, ale rozmawianie o miejscu gdzie się urodziła... zaczynało sprawiać ból, dlatego postanowiła zmienić temat.

- Co do Charlotte... wątpię, aby naprawdę chciała dać swojemu dziecku moje cechy. Współczułabym jej i panu Branwellowi.

- A to niby czemu? - zaśmiał się i usiadł na łóżku.

- Wiesz... gdyby miała dziecko o moich cechach, to byłoby na pewno uparte, kłótliwe, ciekawskie...

- Odważne, mądre i ciekawe świata. - dokończył za nią, wciąż z rozbawioną miną na twarzy.

- Na pewno nie odważne.

- Czemu? Przecież jesteś odważna. Oddałaś się w ręce pani Rochford, byleby ochronić rodzinę. Masz naprawdę wielkie serce, Tesso. Po twoich oczach widać, że jesteś gotowa do poświęceń.

Tessa zrobiła odruch, jakby chciała wybuchnąć śmiechem, ale z jej ust nie wydobył się choćby dźwięk. Westchnęła i lekko pokręciła głową. Z założonymi rękami, usiadła obok Jema.

- Czy Charlotte dopilnuję tego, aby moje warunki zostały wypełnione?

- Oczywiście. Zaraz po obiedzie poszła pisać list do Enklawy, a Benedykta wygoniła. Chciał zabrać synów, ale Gideon i Gabriel chcieli jeszcze zostać.

- Rozumiem Gabriela. Zostaje dla Cecily, ale Gideon?

- Naprawdę nie zauważyłaś?

- Czego? - zmarszczyła brwi.

- Kiedy Sophie zaczęła pomagać w podawaniu obiadu, to wzrok Gideona był utkwiony w niej. Cały czas.

Tessa starała sobie cokolwiek przypomnieć, ale jedynie co pamiętała to zażartą kłótnie z Benedyktem. Zamrugała kilka razy i pokręciła głową.

- Nic nie pamiętam.

- Na pewno będziesz miała jeszcze okazje to zobaczyć.

- Mam nadzieję. - westchnęła.

Och, miała tak wielką ochotę, aby mu wszystko powiedzieć! O tym jak się czuje, o tym jak wszystkiego ma dosyć, o tym co się działo na statku... Ale jedno słowo mogłoby zaprzepaścić wszystko. Inni by ją prawdopodobnie zamknęli w pokoju, byleby nie mogła wyjść z instytutu na następy dzień.

- Tesso, wszystko dobrze? Od dłuższego czasu zauważyłem, że zachowujesz się tak, jakbyś się czegoś bała, ale za wszelką cenę próbowała to ukryć. - spojrzał na nią czule.

Spuściła wzrok i odwróciła nieco głowę.

- Wszystko dobrze, tylko... wciąż jest mi trudno się przyzwyczaić do... obecnej sytuacji. - starała się mówić jak najbardziej poważnym tonem, ale nie zabrzmiała przekonująco, ponieważ Jem ujął jej podbródek i odwrócił jej twarz w jego stronę.

- Spójrz mi w oczy i powtórz. - nie była to prośba, lecz nakaz, wypowiedziany poważnym tonem.

Przełknęła ślinę i z dudniącym sercem powoli zaczęła podnosić wzrok... aż natknęła się na jego srebrne tęczówki. Pierwszy raz była tak blisko niego. Mogła idealnie widzieć jego twarz, czuć jego dotyk i jego poczuć jego zapach, który się składał ze świeżo wypalonych run i... jeszcze czegoś. Był to delikatny zapach... och, nie wiedziała jak to nazwać.

- Ja... - zaczęła, ale nie potrafiła wydusić więcej. Nie umiała.

- Kłamiesz, Tesso. - szepnął. - Dlatego, powiedz prawdę.

- Nie mogę. - odszepnęła.

- Czemu?

- Po prostu, nie mogę. Ale się dowiesz. Wszyscy się dowiecie.

- Kiedy?

Tessa mrugając kilka razy, nachyliła się do jego ucha.

- Jutro, obiecuję.

- Powiedz teraz.

- I tak powiedziałam za dużo. - wciąż szeptała.

Odsunęła się i ponownie spojrzała mu w oczy.

- Dlaczego płaczesz? - spytał.

Dopiero wtedy Tessa się zorientowała, że ma mokre policzki. Szybko je otarła rękawem, wstając z łóżka. Gdyby to Will był tutaj zamiast Jem'a, to na pewno by się czuła podniecająco i zaczęła się rumienić. Lecz, kiedy był tutaj Jem... czuła się... swobodnie i miło.

- Jem... - zaczęła po chwili. - muszę jeszcze coś zrobić, ale dziękuję, że przyszedłeś.

Chłopak jedynie lekko się uśmiechnął i wstał. Zaczął iść w kierunku drzwi i właśnie miał wychodzić, kiedy się zatrzymał.

- Tesso, jeśli czegoś potrzebujesz, to tylko powiedz.

- Dziękuję. - zdobyła się na lekki uśmiech i kiedy chłopak wyszedł, zamknęła drzwi, po których po chwili się osunęła na ziemię.

Czuła się tak jakby nie wiedziała, co się właściwie przed chwilą stało. Miała wrażenie, że jest zamroczona i nie wiedziała co zrobić następnie. Może zamiast płakać, to ten ostatni dzień wolności spędziłaby jak najlepiej? Chociażby mogła się postarać.

Wstała i szybko podeszła do stolika nocnego, gdzie były położne na sobie dwie książki z instytuckiej biblioteki. Przytuliła je obie do swojej piersi i ruszyła do miejsca, skąd je wzięła.

***

Weszła do ogromnego pomieszczenia, tym samym roznosząc echo przez swoje obcasy. Zaczęła iść między regałami, kierując się w stronę odpowiedniego. Kiedy w końcu dostrzegła odpowiedni i w niego skręciła, to o mało co nie dostała ataku. Dostrzegła opierającego się o regał, Willa. Czytał jakąś książkę, ale po kilku sekundach dostrzegł dziewczynę i zamknął książkę z hukiem.

- Tessa.

- Przepraszam, po prostu przyszłam oddać książki. - wytłumaczyła i wzięła książkę o zmiennokształtności, po czym wsadziła ją tam skąd wcześniej wzięła. Następnie odwróciła się w stronę bruneta z lekkim uśmiechem na twarzy. - Chciałabym ci podziękować.

- Za co?

- Słyszałam, że mnie broniłeś w czasie obiadu, tym samym obrażając całą Enklawę. Mam nadzieję, że nie poniesiesz żadnych konsekwencji.

- Nie poniosę. Enklawa już kilkakrotnie mnie karała, ale doskonale wiedzą, że i tak nie przeproszę.

Tessa mimo woli się uśmiechnęła.

- Masz silną wolę. - stwierdziła.

- Coś w tym stylu. A co do książek... przyszłaś po poradę o kolejną?

- Nie, jedynie chciałam je oddać. - powiedziała i odwróciła się, kierując w stronę odpowiedniego regału. Następnie weszła po drabinie i wsunęła książkę na miejsce. Ostatni raz przejechała dłonią po zakurzonych księgach, wdychając ich zapach. "Będzie mi brakować ich przygód" - pomyślała i zeszła z powrotem na ziemię.

Kiedy kierowała się w stronę wyjścia, starała się nie patrzeć po drodze na Willa. Szła prosto...

- Tesso! - Will wyskoczył zza regału, jakby się śpieszył.

- Tak? - odwróciła się.

- Mam w pokoju jedną książkę, która nie przypadła mi do gustu. Pomyślałem, że ty mogłabyś ją wziąć i przeczytać.

- Naprawdę? - spytała dość zaskoczona.

Brunet pokiwał głową i podszedł bliżej, biorąc ją pod ramię. Nic nie mówiąc ruszyli.

***

Tessa nigdy jeszcze nie była w pokoju Willa, ale teraz miała okazję. W pomieszczeniu panował porządek, nie licząc konta, gdzie stało biurko pełne stert papierów i najróżniejszych książek.

Okna były zasłonięte zasłonami, co uniemożliwiało promieniom słońca dostania się do pokoju. Jedynie co dawało światło to kilka świeczek, stojących na stoliku nocnym i biurku.

- Znalazłem ją ostatnio pod łóżkiem. - powiedział, podchodząc do biurka i sięgając po książkę z zieloną okładką. Dmuchnął w nią, wyrzucając kurz w powietrze. Następnie podał ją Tessie, która zaczęła czytać tytuł. "Charles Dickens - Opowieść o dwóch miastach".

Znieruchomiała... lecz po chwili szeroko się uśmiechnęła, patrząc na Willa.

- Pamiętałeś!

- Oczywiście. Książka jest twoja, mi się nie spodobała.

- Ale jak? Przecież tyle się w niej dzieje!

- To nie mój gust. - powtórzył, również się uśmiechając.

- Nie wiem, co powiedzieć. Zwykłe "dziękuję" nie wystarczy.

- Po prostu, to powiedz.

- Dziękuję - wydusiła w końcu i podeszła, aby go uścisnąć jedną ręką, ponieważ w drugiej trzymała jej prezent.

Will na początku nie oddał uścisku, prawdopodobnie był dość zaskoczony jej reakcją. Lecz już po kilku sekundach odwzajemnił gest, wciąż się uśmiechając.

Stali tak przez dłuższy czas, ale Tessie to nie przeszkadzało. Czuła ciepło bijące od jego ciała i mogła wdychać jego cudowny zapach. Żałowała, że nie mogła tak dłużej, ponieważ w pewnym momencie poczuła niemiłosierny ból w swojej czaszce.

Upuściła książkę, łapiąc się za głowę. Powoli osunęła się na ziemię. Skuliła się, krzycząc z bólu, który nie ustępował. Usłyszała jak Will woła jej imię. Poczuła otaczające ją ramiona, które siłą próbują oderwać ją od ziemi i do siebie przyciągnąć. Lecz dla niej liczył się w tamtej chwili ten ból. Tak okropny, że miała ochotę sobie oderwać głowę. Zupełnie jakby ktoś wbił w jej czaszkę pręt, którym zaczął kręcić. Krzyczała i płakała, chcąc aby w końcu ktoś zakończył jej cierpienie.

Każda sekunda wydawała się być długą minutą cierpienia. A każda minuta godziną tortur, od których miała wrażenie, że zaraz umrze.

- Cii... - usłyszała w końcu przy uchu, kiedy sile ramion udało się ją do siebie przyciągnąć. Ból zaczął powoli odstępować, a krzyk wydobywający się z jej ust, cichnąć. - Cii... - usłyszała po raz kolejny, czując jak czyjaś dłoń spoczywa na tyle jej głowy starając się ją przyciągnąć jeszcze bliżej. W pewnej chwili twarz chłopaka spoczęła na jej karku, składając lekki, kojący pocałunek.

- Co się ze mną d-dzieje? - zaszlochała cicho, wtulając się bardziej.

- Nie mam pojęcia, Tesso. - szepnął tuż przy jej uchu. - Nie mam pojęcia.

- Co się dzieje?! - Charlotte wpadła do pomieszczenia, a razem z nią Jem, Sophie, Gideon, Gabriel i Cecily. - Will? - powtórzyła po chwili wpatrywania się w niego i Tessę.

- Powinnaś wezwać Cichych Braci. - poradził.

- Co? - wciąż nie rozumiejąc podeszła bliżej i kucnęła, dotykając pleców dziewczyny. Spojrzała na nią czule. - Tesso...

- Mam dość. - przerwała jej. Czuła się jakby ktoś lub coś wyssało z niej wszystkie siły.

***

Charlotte krążyła już jakiś czas, niecierpliwie przed pokojem Tessy, w którym przebywał obecnie jeden z Cichych Braci. Nie obchodziło jej to, że nadeszła już pora kolacji, którą zapewne jedli teraz inni. Musiała tutaj być. Od chwili, kiedy się dowiedziała, że Tessa straciła ciotkę, Charlotte czuła się za dziewczynę bardziej odpowiedzialna. Bardziej niż kiedykolwiek. Gdyby Tessie coś się stało, to nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Nie wybaczyłaby sobie tego, że dopuściła do tego zdarzenia.

- Charlotte?! - usłyszała głos męża z głębi korytarza. Zmierzał szybkim krokiem w jej kierunku. Zatrzymał się tuż przed nią, całując ją w głowie.

- Kochanie, nie uwierzysz, ale zbudowałem coś co...

- Naprawdę chciałabym to zobaczyć, ale teraz nie mogę. Mówiłam ci już, co się stało Tessie. Muszę tu być. - spojrzała na niego przepraszająco.

- Dobrze. - westchnął. - A co z panną Gray?

- Póki co, czekam. Cichy Brat wciąż ją bada, ale kiedy ją wtedy zobaczyłam w pokoju Willa, och... - urwała, przypominając sobie jak trudno jej było cokolwiek powiedzieć, a co dopiero wstać.

- Na pewno będzie dobrze. Ona jest silna.

- Wiem, Henry, ale nie tego się obawiam.

- W takim razie czego?

- Co będzie, jeżeli znajdziemy jej brata martwego lub w ogóle. - powiedziała. W tamtym momencie otworzyły się również drzwi.

Charlotte z mężem przenieśli wzrok na Cichego Brata, który miał zarzucony na twarz ciemny kaptur.

"Periculum vitae puellae. Vos mos postulo ut taceam fratres alios vocaret. Peto ut, Miss Gray nunquam descendit instituti."*



*Życie dziewczyny jest zagrożone. Konieczne będzie wezwanie Cichych Braci. Proszę, aby panna Gray nie opuszczała instytutu.

Tadaaam!!! Wielki powrót!!! Mam nadzieję, że rozdział wyszedł OK i będzie przynajmniej 6 komentarzy ;**
PS. Przepraszam za wszystkie błędy!

czwartek, 25 czerwca 2015

UWAGA!!!

Hej, KOCHANI!! Chciałam przeprosić i poinformować, że mam nagłe problmy z netem :( Obawiam się, że może minąć troszkę czasu nim pojawi się tutaj kolejny rozdział, dlatego mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać i mnie nie opuścicie przez ten czas ;(( Przysięgam na Anioła, że postaram się jak najszybciej naprawić neta i napisać dla was w ramach przeprosin długiego NEXTA :***

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 30

Tessa stała, wciąż plecami przyciśniętymi do okna. W uszach jej szumiało, a jedynie co mogła czuć do bicie swojego serca. Do jej głowy napływały teraz najróżniejsze myśli i pytania. Co ma zrobić? Czy ma siedzieć cicho? Co będzie za kilka dni?

Wciąż zamroczona, usiadła na łóżku i wpatrywała się podłogę. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Wiedziała, że nie powie nikomu o tym, co się przed chwilą zdarzyło, inaczej inni będą próbowali ją zatrzymać, a wtedy Nate straci życie. A właściwie cokolwiek by nie zrobiła, to Mortmain po nią przyjdzie i zabije przy tym więcej osób. Więc nie pozostawało jej nic innego, jak trzymać buzie na kłódkę i starać się zachowywać normalnie, przez cały rejs.

***

Kilka dni później...

- Idziesz, Tesso? - ponaglił ją Will.

Dziewczyna zamrugała kilka razy i pokiwała głową, schodząc po desce na stały ląd. Znów mogła poczuć chłodny wiatr i zapach dymu, jaki panował w Londynie. Tyle, że teraz było chłodniej z powodu zimy. Małe płatki śniegu osadzały się na ludziach i ulicach, na których po chwili robiły się szare od brudnej wody. Temperatura też nie dopisywała, ponieważ śnieg topniał, przez co było mokro i brzegi sukien kobiet były brudne.

Tessa też niestety, niechcący wdepnęła w kałuże i zmoczyła materiał sukni. Westchnęła i szła dalej, szukając z innymi Thomasa, którego po chwili znaleźli.

Podpierając się na dłoni Thomasa, wsiadła do środka i odetchnęła z ulgą. Obok niej siedzieli trzymający się za ręce Cecily i Gabriel, a na przeciwko nich Jem i Will, który wpatrywał się z nienawiścią w oczach w Lightwooda. Tessa wciąż pamiętała, jak parę dni temu na śniadaniu Cecily oświadczyła swojemu bratu, że jest w związku z Gabrielem. Reakcja Willa była bezcenna. Herondale wstał i chciał się rzucić na Gabriela, mówiąc, że wyrzuci go za burtę. Całe szczęście Jem był silny i potrafił powstrzymać swojego parabatai.

Po za tym, cały rejs przebiegł szybko. Na szczęście nikt się nie domyślił, że coś się wydarzyło. Ale teraz Tessa musiała wymyślić plan, aby jakoś jutro dostać się przed instytut i zapobiec zatrzymaniu jej.

- Tesso?

- Hmm? - mruknęła, odwracając głowę w stronę Cecily.

- Wszystko dobrze? Wyglądasz jakby ci było duszno. - faktycznie. Czuła się jakby ktoś odciął jej dopływ powietrza. Było jej duszno, a każdy kolejny oddech był trudny.

- Trochę tutaj gorąco. - powiedziała, biorąc głęboki oddech.

- Jest zima, a w powozie jest prawie tyle samo, co na dworze. - przypomniał Jem. W tamtej chwili wszyscy patrzyli na Tessę, której było co raz trudniej.

- Nie mogę oddychać... - mruknęła.

Złapała się za brzuch, jakby to suknia ją uciskała, ale przecież nigdy tak nie było! Wszystkie suknie, które nosiła, były wygodne i mogła w nich normalnie oddychać.

W pewnym momencie poczuła, że już nie da rady. Wychyliła się przez okno i krzyknęła do Thomasa, aby zatrzymał konie. Powóz ledwo co stanął, a dziewczyna już otworzyła drzwi i wyskoczyła z powozu na chodnik, starając się złapać oddech. Jej dłoń podpierała się chłodnej lampy obok sklepu, aby nogi Tessy się pod nią nie ugięły.

Miała wrażenie, że zaraz się udusi. Nie mogąc złapać kolejnego oddechu, którego histerycznie się jej płuca domagały, zrobiło jej się słabo.

- Tessa! - usłyszała krzyki innych. Po chwili, wszyscy stali wokół niej, trzymając ją za ramiona, aby nie upadła. Lecz w pewnej chwili wszystko ustało, mogła oddychać. Mogła wziąć chłodny oddech, po czym wypuścić białą parę z ust.

- Już mi lepiej... - szepnęła i wciąż się chwiejąc, wyprostowała się.

- Dusiłaś się, a teraz po prostu mówisz, że ci lepiej?! Mogłaś się udusić! - krzyknęła Cecily, patrząc na nią jak na wariatkę.

- Naprawdę nie wiem, co się stało... Nigdy nie miałam takich problemów zdrowotnych.

- Piłaś coś dziwnego?

- Może...?

- Przestańcie ją atakować. - przerwał Jem. - Nie widzicie, że ona sama jest w szoku. Otarła się właśnie o śmierć. Lepiej wracajmy do instytutu. Jestem pewien, że Charlotte z pewnością będzie chciała usłyszeć o tym, co się stało w Nowym Jorku. - powiedział i trzymając ciepłą dłoń na plecach Tessy, skierował się z nią w stronę powozu.

- Dziękuję. - szepnęła Tessa, kiedy pomagał jej wsiąść.

***

Powóz zajechał pod drzwi instytutu, roznosząc echo kopyt koni po całym dziedzińcu. Thomas zsiadł i osłaniając się dłonią przed śnieżycą, która się pojawiła, poszedł otworzyć drzwiczki i wysiąść Tessie i Cecily.

Wszyscy skierowali się do środka, gdzie powitały ich suchość i ciepło. Lecz po chwili na schodach pojawiła się również Charlotte w ciemno zielonej sukni z pół-okrągłym dekoltem. Włosy miała upięte w wysokiego koka, którego zdobił grzebyk z cyrkoniami w kształcie kwiatka.

Pierwsze co zrobiła to podbiegła, zaczynając ściskać wszystkich po kolei... nawet Tessę i Gabriela.

- Chwała Razjelowi, że nic wam nie jest. Ale... myślałam, że wrócicie dopiero za kilka dni!

- Wszystko potoczyło się inaczej niż przypuszczaliśmy. - wytłumaczył Jem. Na myśl o liście, cioci Harriet i piwnicy, Tessa przełknęła ślinę.

- Wszystko mi opowiecie przy obiedzie. Musicie być głodni. - uśmiechnęła się i wskazała dłonią na schody, po których po chwili zeszła Sophie.

- Witamy w domu. - powitała ich i poszła po bagaże.

Teraz dla Tessy słowo "dom" brzmiało obco. Gdyby ktoś jej się zapytał, gdzie mieszka, to prawdopodobnie nie wiedziałaby co odpowiedzieć. Parę tygodni temu myślała, że jej nowym domem stanie się pokój więzienny u Mrocznych Sióstr. Potem myślała, że mieszkanie w Nowym Jorku, ale kiedy zastała je w stanie w jakim było, już nie miała pojęcia, które miejsce uznać za swój dom. Ale, gdy myślała o jutrzejszym dniu... to miała wrażenie, że jej nowym domem prawdopodobnie stanie się więzienie, w którym na pewno zamknie ją Mortmain, jak dostanie ją w swoje ręce.

Co jeśli od jutra nie ujrzy nieba lub nie wyjdzie na dwór? Co jeśli dzisiejszy dzień, jest ostatnim, kiedy jest wolna?

Chciało jej się płakać, ale nie mogła. Wtedy całe udawanie poszłoby na marne, a Nate straciłby życie. Zamrugała kilka razy i ruszyła za pozostałymi do jadalni.

- W porządku? - spytał Jem, zwalniając kroku, aby móc przy niej iść. Tessa jedynie pokiwała głową. - Jeśli nie chcesz być obecna na rozmowie, to możesz zjeść gdzie indziej. Nikt cię nie zmusza...

- Dziękuję, ale naprawdę dam sobie radę. - przerwała mu cichym głosem, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy. Pod koniec uśmiechnęła się jeszcze lekko i spojrzała chłopakowi w jego srebrne oczy. Zrozumiała, że jeszcze nie patrzyła na jego twarz z tak bliska, ale teraz, kiedy miała na to okazję... och. Był naprawdę... piękny. Tak, to słowo do niego pasuje. Piękny. Srebrne oczy i włosy i blada cera. Zastanawiała się po kim lub przez co, Jem miał taką urodę.

Dopiero, kiedy odwrócił głowę, Tessa zorientowała się, że stoją już przed drzwiami jadalni. Charlotte pchnęła masywne, skrzypiące drzwi i weszła do środka, gdzie czekali już popijająca herbatę panna Lovelace, grzebiący w jakimś ustrojstwie pan Branwell i znudzony chłopak podobny do Gabriela. Tyle, że jego włosy były w kolorze ciemnego blondu. Tessa zgadywała, że musiał to być brat Gabriela - Gideon. Mieli podobne rysy twarzy i te same zielone oczy.

Chłopak wstał i podszedł nich. Wpierw powitał swojego brata, po czym ucałował dłoń Cecily. Następnie przywitał się z Willem i Jem'em, aż w końcu przyszedł czas na Tessę.

- Gideon Lightwood. Jestem starszym bratem Gabriela. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać, Panno Gray. The-resa, tak?

- Po prostu, Tessa. - poprawiła i odwzajemniła uśmiech.

- Ja również Pani oczekiwałem i to z wielką niecierpliwością. - usłyszała za sobą męski głos. Kiedy się odwróciła, zobaczyła mężczyznę, również bardzo podobnego z rys twarzy do Gabriela i Gideona. Mężczyzna miał siwe włosy, ciemne oczy i haczykowaty nos, a jego wargi to były zaledwie dwie, cienkie kreski. Miała wrażenie, że już go gdzieś widziała...

Uśmiechnął się lekko, przez co jego zmarszczki było widać wyraźniej. Podszedł i ujął delikatnie dłoń Tessy, muskając ją raz.

- Benedykt Lightwood. Ojciec Gabriela, Gideona i Tatiany, która niestety... nie może być obecna z powodu swojej podróży poślubnej, na której obecnie przebywa.

- No tak... - mruknęła Tessa, nie wiedząc czy do mężczyzny, czy bardziej do siebie. - był Pan obecny na moim przesłuchaniu. Proszę wybaczyć tą śmiałość, ale o ile się nie mylę, to Pan głosował za tym, aby mnie zamknięto w Cichym Mieście.

- Owszem, nie myli się, Pani. Ale mam nadzieję, że przeszłość nie wpłynie na nasze dalsze relacje.

- Ja też mam taką nadzieję. - powiedziała Tessa i zabrała dłoń, po czym z dumnie uniesioną głową zajęła miejsce między Jem'em i Gideonem. Na przeciwko siedziała panna Lovelace, między Willem, a Gabrielem, który siedział obok Cecily.

- Miło cię znów widzieć, Tesso. - odezwała się po chwili blondynka.

- Wzajemnie - skłamała i lekko się uśmiechnęła, będąc pewną, że ten obiad nie przebiegnie miło i w ciszy.

Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, podano jedzenie, którym okazał się być pieczony kurczak i ziemniaki. Tessa czując jak burczy jej w brzuchu, sięgnęła po chłodne, srebrne sztućce i zaczęła jeść.

- Czy moglibyście nam wyjaśnić powód waszego wczesnego powrotu do Anglii? - spytała Charlotte, popijając ze srebrnego kielicha.

- Widziałaś się, Tesso z ciotką? - odezwał się Benedykt.

- Proszę Pana... - zaczął Jem.

- Nie żyje. - przerwała mu Tessa ostrym tonem i spojrzała na mężczyznę, jakby to on był zabójcą. - Zastałam moje mieszkanie zdemolowane, a ciotkę martwą w jej sypialni. Zaś mojego brata porwano. - po jej słowach nastąpiła w jadalni grobowa cisza. Dopiero po kilkunastu sekundach Charlotte postanowiła to zmienić.

- Tesso, proszę, przyjmij nasze kondolencje.

- Dziękuję, ale oczekuję, że Londyńska Enklawa za to odpowie.

- Oczywiście...

- A co - przepraszam - Londyńska Enklawa ma do tego? - wtrącił mężczyzna.

- To, że dostałam słowo, iż Enklawa będzie trzymała moją rodzinę na oku, ale złamała dane słowo.

- Ale...

- Benedykcie, Panna Gray nie kłamię, bo osobiście odbierałam list od Enklawy z ich przysięgą. - wyjaśniła Pani Branwell i przeniosła swój wzrok na Tessę. - Czego od nas żądasz, Tesso?

- Domagam się zaplanowania pogrzebu mojej ciotki i pieniędzy, aby móc go opłacić.

- Oczywiście, coś jeszcze?

- Tak - kiwnęła głową i przełknęła ślinę. - kiedy mój brat się znajdzie, chcę, aby zajęto się nim jak należy. A kiedy przyjdzie czas, że będzie musiał opuścić instytut, to proszę o liczną sumę pieniędzy dla niego na utrzymanie się. Mnie proszę do tego nie zaliczać... ja mam inne plany, kiedy cała sytuacja się nareszcie zakończy. To są moje wymagania...

- To jakiś obłęd! - krzyknął Benedykt, pięścią uderzając w masywny stół, przez co wszystkie, stojące na nim naczynia się zatrzęsły. - Pieniądze Enklawy nie będą wydawane na zachcianki!

- Benedykcie! Przecież Enklawa dysponuje ogromną sumą pieniędzy, których część musimy przeznaczyć Pannie Gray, za to, że dane przez nas wszystkich słowo zostało niedotrzymane!

- Ale nie możemy teraz dawać się wykorzystywać, tylko dlatego bo popełniliśmy jeden, mały błąd! Mortmain jest przebiegły i każdy o tym wie!

- Mały?! - krzyknęła Tessa, wstając od stołu. W środku płonęła i miała ogromną chęć rzucenia się na Benedykta. Jem prawdopodobnie też to wyczuł, bo również wstał i złapał Tessę za ramiona, unieruchamiając. - Ten wasz mały błąd pozbawił życia moją ciotkę, która zastępowała mi moich rodziców i się mną zajmowała przez prawie dziesięć lat! Gdyby ona się mną nie zajęła to prawdopodobnie bym wylądowała w sierocińcu lub umarła na ulicy z głodu, pragnienia lub zimna!

- Przynajmniej Mortmian zostawiłby nas wtedy wszystkich w spokoju! - po słowach wypowiedzianych przez Benedykta, w jadalni nastała głucha cisza. Wszyscy - nawet młodzi Lightwoodowie - spojrzeli na mężczyznę z niedowierzaniem.

Tessa zaś nie mogła już wytrzymać. Pozwoliła łzą spłynąć po policzkach.

- Jednak nie tylko Mistrz domaga się mojej śmierci. Powinien, Pan, do niego dołączyć. - powiedziała już spokojnym głosem i odwróciła głowę w stronę Jem'a. - Proszę. - szepnęła. Chłopak ją puścił, i kiedy odchodziła szepnął jej cicho "przykro mi". Dziewczyna, czując na sobie wzrok innych, skierowała się do drzwi.

- Tesso... - zaczęła czule Charlotte, wstając od stołu, ale dziewczyna nie słuchając wyszła.

***

Po rozlegnięciu się w pomieszczeniu echa zamykanych drzwi, Charlotte - tak jak i inni - przeniosła wzrok na Lightwooda.

- Jak mogłeś tak do niej powiedzieć? - spytała po chwili, wracając na swoje miejsce.

- Powiedziałem to, co nikt inny by się nie odważył.

- Czemu, Pan, jej tak bardzo nienawidzi? - spytał Jem.

- Ponieważ jest kimś, na kogo poluje Mortmain. Po za tym, sprowadziła na nas o wiele więcej obowiązków i problemów...

- Enklawa i tak nic nigdy nie robiła. - przerwał mu Will. - Zawsze mieliście te swoje narady, na których wymienialiście tylko swoje zdania. Przez ostatnie lata nic się nie zmieniło, mimo iż mieliście bardzo dużo planów. Podobnie było z szukaniem zdrajców. Nigdy nie próbowaliście ich wytropić lub znaleźć. Czekaliście tylko, aby któryś z nas ich złapał i przyprowadził do was, abyście mogli skreślić go atramentem z listy poszukiwanych. Dopiero, kiedy pojawił się ktoś taki jak Mortmian, to się ruszyliście, bo wasze życie było zagrożone. A jeśli chodzi o te wasze "obowiązki" - Will zrobił w powietrzu cudzysłów - to jakoś nigdy ich nie wypełnialiście. Jak dobrze pamiętam, "Instytut ma obowiązek zapewnić ochronę każdemu, kto ma w sobie krew Nefilim", a na koniec było jeszcze dodane "Bez wyjątków"! A Tessa ma w sobie krew Nocnych Łowców, dlatego, Pan, nie ma żadnego prawa głosować za tym, aby wsadzono ją do lochów w Cichym Mieście.

Po słowach Willa, Benedykt patrzył na niego z nienawiścią, wyraźnie zaciskając usta.

- Czyżbyś zapomniał Kodeksu, do którego sam również przykładałeś rękę? - dodał brunet, po czym z chytrym uśmieszkiem popił winem z kielicha.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 29

Cecily poczuła jak po chwili wahania, Gabriel pogłębia pocałunek. Oplotła jego szyję rękami, przyciągając go bliżej.

Smakował jej usta, jakby były świeżymi truskawkami, ale zaraz po tym wszystko się zmieniło. Ich pocałunek zmienił się w zachłanny i namiętny. Poczuła jak dłonie chłopaka wędrują po jej plecach i w pewnym momencie, wchodzą pod jej koszulę od góry. Mimo iż jego dotyk był ciepły, to przyprawiał ją o dreszcz.

Po chwili jednak, Gabriel pchnął Cecily na poduszki, wciąż trzymając wargi przyciśnięte do jej warg. Nogami zrzuciła bagaże z łóżka, pozwalając następnie chłopakowi się nad sobą nachylić. Ściągnął koszulę i ustami zaczął schodzić z ust po brodzie, do szyi.

Czuła się tak, jakby ktoś rzucił na nią czar. Wiedziała, że w tej chwili robiła coś czego nie powinna, ale nie potrafiła tego przerwać... i nie chciała. Sprawiało jej to przyjemność. Czuła się spełniona i szczęśliwa. Wszystkie obawy i smutek odeszły.

- Will cię zabije... - wyszeptała, czując jak dłoń Gabriela wędruję pod jej koszulą po jej nagim udzie.

- Tylko jeśli się dowie i jeśli teraz zrobimy kolejny krok... - wyszeptał i nachylił się nad nią, aby móc spojrzeć na jej twarz.

- A ty chcesz zrobić ten krok? - spytała.

- Nie będę gwałcił niepełnoletniej dziewczyny, jeśli ona się na to nie zgodzi. Dlatego decyzja należy do ciebie.

I czar prysł...

- Co my robimy? - westchnęła, zakrywając dłońmi twarz. - Co ja robię?

- To, co każdy kiedyś zrobi.

- Nie! - powiedziała stanowczo, siadając. Czuła się tak, jakby w pomieszczeniu stał tłum i się na nich gapił. - Przysięgłam sobie, że nie stracę swojego dziewictwa z przypadkowym mężczyzną!

- Ja jestem przypadkowy? - spytał po dłuższej chwili ciszy. W jego głosie nie było złości lub smutku, lecz wyraźna ciekawość.

Brunetka zerknęła na niego ukradkiem i zmierzyła jego ciało od głowy do pasa. Jego ciało pokrywały te stare ja i świeże runy. W niektórych miejscach widziała nawet ledwo widoczne blizny.

- Nie, nie jesteś przypadkowy. - wyszeptała. - Po prostu chodzi oto, że... może i znamy się jakiś czas, ale nie wystarczająco, aby już... och... A to, co było przed chwilą...

- Spokojnie, nie musisz się trudzić. - powiedział, widząc jak dziewczynie trudno dobrać słowa. - Rozumiem, że możesz być nie gotowa...

- Nie! - przerwała mu. - Wiem, że nie jesteś przypadkowy, bo uczucie, które do ciebie czuję... nie jest zwykłe. Po prostu, potrzebuję czasu.

- Jakiego rodzaju czasu? Mam ci się nie pokazywać na oczy?

- Wręcz przeciwnie. Chcę cię widzieć tak często jak się da. Chcę spędzać z tobą dużo czasu, aby móc cię lepiej poznać i abyś ty mógł lepiej poznać mnie. Przepraszam jeśli mam takie wymagania, ale nie chcę aby sytuacja z przeszłości się powtórzyła.

- Jaka sytuacja? - spytał i przeniósł wzrok na nią.

- Już raz ktoś mnie skrzywdził. - wyjaśniła. - Półtora roku temu w Walii poznałam pewnego chłopaka. Chodziłam z nim dłuższy czas, ale w końcu go przyłapałam jak rozmawia ze swoim kolegą o swoim planie.

- Plan?

- Tak. Był rok starszy ode mnie. Miał mi się w przyszłości oświadczyć i przejąć nie tylko majątek swoich rodziców, ale i moich. Wyobraź sobie jak się musiałam czuć, kiedy zrozumiałam, że te wszystkie jego komplementy, słówka i porady były tylko, aby mnie... w sobie rozkochać. - Cecily przełknęła ślinę, aby powstrzymać nadchodzące łzy. - Od tamtej pory przysięgłam sobie, że jeśli będę z kimś w związku, to tylko z taką osobą, która będzie wobec mnie szczera.

- Cecily... - zaczął czule.

- Wybacz jeśli mam wymagania, ale zdania nie zmienię. Więc albo zaczniemy powoli, krok po kroku, albo...

- Zgadzam się. - przerwał jej.

- Co?

- Zgadzam się na twoje warunki. - powtórzył i ujął jej dłoń. Kciukiem zaczął kreślić różne kształty na jej skórze. - Moje uczucie, które do ciebie żywię, też nie jest zwykłe.

Cecily poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który sam wpłynął na jej twarz. Przysunęła się bliżej chłopaka i oparła głowę o jego ramię

- Dziękuję. - szepnęła.

***

Słońce zaczęło wschodzić, rzucając również promienie na pasażerski statek, w tym kabinę Tessy i jej twarz. Oczy miała otwarte, przez całą noc. Nie mogła zasnąć. Nie potrafiła. Jak raz zasnęła, to śniły jej się okropne koszmary związane z piwnicą w jej domu i z ciałem jej ciotki. W środku nawet miała wyrzuty sumienia, kiedy myślała, że nie została w Nowym Jorku i nie zorganizowała nawet pogrzebu dla cioci Harriet, która naprawdę na to zasługiwała. Ale nawet gdyby tak zrobiła, to z czego by zapłaciła za cały pogrzeb? Pieniędzy nie miała, nie wspominając już o majątku. A w domu porcelana i biżuteria były doszczętnie zniszczone, więc na pewno nie udałoby się jej tego sprzedać.

Była zmęczona, ale nie szła już spać. Spojrzała na zegarek, który pokazywał 7:40. Westchnęła i zwlekła się z łóżka. Poszła się umyć, po czym wyciągnęła ze swojej torby zieloną suknie i się ubrała. Następnie wyszczotkowała włosy i upięła je z warkocza w niskiego koka. Policzki, jak i całą twarz miała strasznie blade. Dlatego ścisnęła je lekko, przywracając im lekkie rumieńce. Nałożyła lekki makijaż i perfum, po czym usiadła na łóżku i wzięła stojącą na stoliku nocnym szkatułkę. Otworzyła ją i starając się nie patrzeć na list, sięgnęła po związane wstążką fotografie.

Zaczęła je przeglądać. Kilka pierwszych przedstawiało jej rodziców w czasie ślubu. Kolejne przedstawiały jej matkę w ciąży i obejmującego ją tatę. Kolejne już przedstawiały całą ich rodzinę, w tym Tessę, kiedy była mała. Lecz jedno ze zdjęć przedstawiało Tessę i jakiegoś umięśnionego mężczyznę, który trzymał ją na rękach. Odwróciła zdjęcie, aby sprawdzić co jest na nim napisane.

"Tessa i Axel"

Wrzuciła zdjęcia z powrotem do szkatułki, szybko ją zamykając i odkładając na miejsce. Odchrząknęła i obejmując się ramionami, podeszła do okna. Wyjrzała przez nie na morze, którego woda wydawała się świecić, przez padające na nią promienie słońca. Wyglądało to naprawdę pięknie, aż żałowała, że nie ma talentu artystycznego, aby mieć możliwość namalowania tego krajobrazu.

W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Myśląc, że to ktoś z jej towarzyszy, krzyknęła po prostu "proszę".

Lecz, kiedy do jej kabiny weszli dwaj mężczyźni, ubrani w długie czarne fraki, żałowała swoich słów.

- Kim jesteście? - spytała, przerażona się cofając, ale jedynie natrafiła na okno.

Mężczyźni jedynie zamknęli za sobą drzwi i zbliżyli się.

- Przysyła nas Mistrz. Jest bardzo niezadowolony, że Panienka odrzuciła jego prezent.

- Nigdy nie dotknę czegoś, co było dotykane wcześniej przez NIEGO. - warknęła Tessa.

- Mistrz kazał przekazać, że następnego dnia, po dopłynięciu do Londynu, ma Panienka się stawić o dwunastej w południe, przed instytutem. Jeżeli Panienka tego nie zrobi, to Mistrz osobiście Nate'a Graya zabije i po Panienkę przyjdzie.

Poczuła jakby właśnie dostała strzałą w brzuch.

- Czego on ode mnie chce?! - podniosła głos, czując jak do jej oczu napływają ciepłe łzy.

- Mistrz zapewnia o swej miłości...

- Nie! Pytam się. Czego. On. Ode. Mnie. Chce? - powtórzyła, przez zaciśnięte zęby. - Jaki. Ma. Plan?

- Tego się Panienka dowie, kiedy go spotka. Mistrz osobiście przygotował dla Panienki... realną, że tak powiem - prezentację. - oznajmił, po czym razem ze swoim towarzyszem wyszedł, zostawiając Tessę samą.

Wiem, że rozdział krótki i wgl, ale śpieszę się, dlatego uznałam, że może lepiej taki krótszy niż żaden ;/ 

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 28

Cecily krążyła w ciemnej dziurze, czekając aż inni wymyślą sposób, aby ją wyciągnąć. Było jej zimno, a zapałki się powoli kończyły, przez co zaraz mogło jej się skończyć światło.

Westchnęła i chuchnęła w dłonie, pocierając nimi, aby móc się trochę rozgrzać. W pewnym momencie usłyszała szelest, dochodzący z siana, na którym wcześniej wylądowała. Zapaliła kolejną zapałkę i zaczęła podchodzić bliżej.

Kiedy była wystarczająco blisko, po chwili z pod siana wybiegło kilka, dużych, piszczących szczurów, które się otarły o jej kostki. Stłumiła krzyk, cofając się do tyłu, aż wpadła na ścianę.

Miała już dość, do jej oczu zaczęły napływać ciepłe łzy, które po kilku sekundach spływały po jej zimnych policzkach.

Brunetka westchnęła i zgasiła zapałkę, której ogień powoli zaczął parzyć opuszki jej palców. Wyrzuciła spalony kawałek drewna i zapaliła kolejny. Znów zaczęła spacerować, jakby czegoś szukała, ale nie mogła tego znaleźć.

Ponownie zatrzymała się przed stosem siana. Miała wrażenie, że coś w nim jest, ale nie wiedziała czy się tego bać.

W tamtym momencie przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Wzięła dużą garść suchej trawy i położyła ją nieco dalej, po czym włożyła w nią zapałkę. Po kilku sekundach stosik się zapalił, buchając jasnym ogniem. Cecily korzystając z światła, wróciła do dużego stosu. Dłońmi zaczęła odgarniać siano na boki. Zajęło jej to kilka minut zanim jej dłoń natknęła się na jakiś materiał.

Zmarszczyła brwi i odgarnęła siano po raz kolejny, tym samym odsłaniając ciało dziewczynki. Miała na sobie żółtą, zakrwawioną sukienkę. Stopy miała gołe. Jej włosy były czarne i poplątane. A twarz... och, twarz miała tak oszpeconą! Wszędzie miała zadrapania, a jej usta były zszyte cieniutką nitką.

Z gardła Cecily wydobyły się głośne krzyki. Zaczęła się cofać, aż ponownie natknęła się na ścianę, do której przywarła. Nie przestawała krzyczeć, po prostu nie potrafiła przestać.

- Cecily, co się dzieje?! - usłyszała zaniepokojony głos Tessy.

W tamtym momencie jej krzyk zaczął cichnąć. Zaczęła się osuwać po ścianie, przykładając dłoń do zapłakanej twarzy.

- Złap się liny! - krzyknął jej dobrze znany głos. Gabriel.

Nareszcie znaleźli coś, dzięki czemu mogli ją wyciągnąć. Jej ciało automatycznie się podniosło i podeszło bliżej do schodzącej, grubej liny, której się złapała. Po kilku chwilach, poczuła, że traci grunt pod nogami. Zaczęła wznosić w się w górę. Zacisnęła mocniej dłonie, aby zdołać utrzymać swój ciężar i nie spaść.

Ostatni raz spojrzała na ciało dziewczynki, która wcześniej musiała mieć może dziesięć lat. Odwróciła wzrok i cicho zaszlochała. Kto mógł zrobić coś takiego? Jak można zabić tak młode dziecko?

W pewnym momencie poczuła jak czyjeś dłonie łapią za jej nadgarstki i wciągają ją do góry. Po chwili siedziała już z dala od dziury w czyiś ramionach. Rozpoznała ten zapach... Gabriel. Poczuła się bezpieczna, a ciepło bijące od jego ciała wszystko dopełniało. Nic nie mówiąc wtuliła się w niego bardziej, swoimi łzami mocząc jego koszulę. A najlepsze było to, że odwzajemnił uścisk.

- Już! - Will i Jem wpadli do pomieszczenia z długim, metalowym łańcuchem.

- Mówiłem, że będę pierwszy. - powiedział Gabriel, masując energicznie plecy Cecily, aby ją rozgrzać.

- Ale... jak? - Will wydawał się wyraźnie zdezorientowany.

- Lepiej się ciesz, że twoja siostra żyje. - przypomniał Jem, na co jego parabatai jedynie przewrócił oczami i rzucił łańcuch na bok. Następnie kucnął przed dziewczyną i pogładził jej włosy.

- Nic ci nie jest?

- Krzyczała - wtrąciła Tessa. - Co tam widziałaś?

Teraz oczy wszystkich były zwrócone ku niej. Poczuła się jak skarcony pies. Przełknęła ślinę i odsunęła się nieco od Gabriela. Zerknęła na dziurę, z której przed chwilą została wyciągnięta.

- Tam była dziewczyna... - zaczęła zadławionym od płaczu głosem. - to znaczy... jej ciało. Ona... była... podrapana i cała we krwi... a jej usta... - zamknęła oczy, aby powstrzymać płacz. - były zaszyte, jak u niektórych lalek.

- Mój Boże... - wymsknęło się Tessie, która się nachyliła, aby spojrzeć w ciemny tunel. - Ale, moja matka powiedziała, że w piwnicy... Już nic nie rozumiem! - westchnęła, chowając twarz w dłonie.

- My też nie, Tesso. Być może twoja matka miała więcej sekretów, o których pojęcia nie miałaś. Tak czy inaczej nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. - pocieszył ją Jem.

- Ale w liście...

- List był napisany już dawno. I jak dobrze pamiętam, to było w nim napisane, że miał on zostać tobie przekazany, dopiero gdy będziesz w takiej sytuacji. Tyle czasu minęło, a Mortmain nie dawał o sobie znać. Może twoja ciocia uznała, że już nie wróci i użyła majątku, aby spłacić długi lub coś innego.

- Ale... ciało tej dziewczynki... moja ciocia nigdy by nie...

- Czasami zdrajcami okazują się nawet najbliższe nam osoby. - powiedziała Cecily. - Cokolwiek się teraz stanie, uważam, że powinnaś wrócić do Londynu do instytutu. Ja na razie nie mam najmniejszego zamiaru wracać do Walii... nie po tym, co dopiero zobaczyłam. - wyjaśniła i wstała. Wygładziła swoją błękitną suknie i schowała za ucho ciemny kosmyk, który do tej pory łaskotał ją w nos. - Zaczekam na dworze. - dodała i wyszła.

***

Poczuła jak wiatr uderza w jej twarz. Wzięła głęboki oddech świeżego powietrza.

Czy tak miało wyglądać życie Nocnej Łowczyni? Czy tak będzie na kolejnych zadanych zadaniach? Tylko krew i skomplikowane zagadki? Nie mogła uwierzyć, że Will wybrał TO życie, a nie własną rodzinę. Ale teraz brzmiało pytanie, czy ona też ma tak zrobić? Jeśli wróci do Walii, to nic już nie będzie takie samo. A jeśli wybierze życie Nefilim, to jej życie będzie pełne krwi i śmierci.

***

- Jesteś pewna, że dasz radę wejść? - spytał po raz kolejny, a Cecily jedynie westchnęła zniecierpliwiona.

- Tak, Gabrielu, a teraz proszę, abyś mnie przepuścił. - wskazała na deskę, prowadzącą na statek, której drogę zastępował chłopak. Inni weszli już na pokład, a ona wciąż go nie mogła przekonać, że sobie poradzi bez jego pomocy.

- Mówiłaś, że głowa ci pulsuje z bólu.

- Ale tylko trochę. - przypomniała poirytowana z rękami założonymi na piersi, lecz widząc, że Gabriel nie ma najmniejszego zamiaru ustępować, pozwoliła im swobodnie zwisać wzdłuż ciała. - Zgoda... - krzyknęła w końcu, wyrzucając ręce w górę. - kiedy wejdziemy na pokład, to pójdę do kabiny i nie będę się przemęczać!

Na jej słowa chłopak uśmiechnął się dumnie i przepuścił dziewczynę, biorąc ją pod ramię. - Co ci się stało, że nagle się tak o mnie martwisz?

- Po prostu, nie mam najmniejszej ochoty cię ratować i skakać za tobą do wody, kiedy zrobi ci się słabo i do niej wpadniesz, rozumiesz?

- Martwisz się. - stwierdziła.

- Wcale nie, tylko nie chcę być mokry.

- Martwisz się. - powtórzyła z rozbawioną miną

- Nie - odpowiedział przez zaciśnięte zęby.

- Martwisz się.

- Czy możesz przestać?

- Słabo mi... - udała, przykładając dłoń do czoła jak mdląca dama i zrobiła krok na brzeg deski.

- Błagam nie! - krzyknął, przyciągając ją bliżej siebie, niemal przytulając.

- Martwisz się! - uśmiechnęła się, prostując i odsuwając od chłopaka, który stał i patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Wcale, że...

- Nie tłumacz się, a teraz radzę ci się ruszyć, bo blokujemy przejście. - powiedziała, wskazując głową za stojących za nimi pasażerów i ruszyła w stronę wejścia.

- Jesteś niemożliwa. - powiedział, doganiając ją.

- Może zamiast na mnie narzekać, to poszukalibyśmy kabin, które inni już zapewne znaleźli. Nie wiem, która jest godzina, ale patrząc przez okno zapewne już wieczór.

Gabriel jedynie westchnął, zaciskając usta i wziął ją pod ramię. Następnie szybkim krokiem skręcił w korytarz z kabinami i zaczął go przemierzać. Cecily zaczęła boleć ręka od jego mocnego uścisku, w którym ją trzymał, a nogi musiały niemal biec, aby móc iść obok niego.

Lecz po kilku chwilach się zatrzymał przed drewnianymi drzwiami, puścił ją i podał jej klucz.

- Coś jeszcze, panienko? - spytał, mrużąc groźnie oczy.

- Tak - uśmiechnęła się. - dziękuję za ratunek. - szepnęła, pocałowała go w policzek i przekręciła kluczyk, otwierając drzwi.

***

Cecily zaczęła otwierać drzwi, zaś Gabriel stał nieruchomo z lekkim uśmiechem. Dotknął swojego policzka, na którym przed chwilą usta brunetki złożyły lekki pocałunek.

- Idziesz czy mój całus naprawdę, aż tak bardzo boli, że musisz się trzymać za policzek? - wyrwał go z zamyślenia jej głos.

Jedynie zamrugał i wszedł, opuszczając dłoń, po czym wskazał nią w stronę łóżka, na którym już były bagaże.

- Obiecałaś, że będziesz odpoczywać. - przypomniał, kiedy Cecily zamykała drzwi.

- Wiem, i będę. Ale pozwól, że najpierw się przebiorę w piżamę, bo wychodzić dziś już raczej nie będę... i spać też nie. - mruknęła na koniec i weszła do łazienki, zapewne myśląc iż Gabriel jej nie słyszy. Ale słyszał, aż za dobrze. "Może będzie miała koszmary, po dzisiejszym dniu" pomyślał.

- Cecily?! - odezwał się po chwili, kiedy dostrzegł, że na łóżku stały również jego bagaże.

- Słucham?! - dobiegł jej głos z łazienki.

- Twój brat dał mi klucz do twojej kabiny, ale jednak do MOJEJ już nie!

- Myślę, że znajdziesz je po za statkiem!

- Co masz na myśli?

- Mam na myśli to, że Will prawdopodobnie wyrzucił je do morza. - zaśmiała się, wychodząc z łazienki w swoim błękitnym (niemal białym), satynowym szlafroku, który miała na swojej koszuli nocnej. Jej długie ciemne loki opadały jej na ramiona. Wciąż się uśmiechając, usiadła przed toaletką, sięgnęła po szczotkę i zaczęła szczotkować swoje włosy.

- Pewnie myśli, że będę teraz spał na korytarzu.

- Możesz spać ze mną... znaczy u mnie, na podłodze. - poprawiła i odchrząknęła, na co Gabriel tylko cicho się zaśmiał z jej pomyłki.

- Dziękuję.

***

Cecily czuła się w tej chwili naprawdę dziwnie. Chyba dlatego, bo zawsze kiedy zerkała na niego w odbiciu lustra, on się jej przyglądał z lekkim uśmiechem, który ona za każdym razem odwzajemniała.

Odłożyła szczotkę i wstała, aby podejść do łóżka i przejrzeć swoje bagaże. Zaczęła grzebać w torbach i kosmetyczkach, szukając jednego ze swoich kremów, które zabrała z Walii.

- Ile zostaniesz w instytucie? - spytał w pewnym momencie.

- Nie wiem, najpierw chcę, aby to wszystko się skończyło, potem podejmę decyzję. 

- Rzecz w tym, że to się nigdy nie skończy. Przyjeżdżając do instytutu i wyjeżdżając z nami na taką misje, to tym samym weszłaś do świata, z którego nie ma wyjścia. W życiu Nefilim zawsze będą wyzwania, krew i poświęcenie.

Cecily przestała przeszukiwać torby i usiadła obok Gabriela, wpatrując się w podłogę.

- Nawet jeśli wrócę do Walii, to nic się nie zmieni. W moich żyłach zawsze będzie płynąć krew Nocnych Łowców. Ale jeśli zostanę, to... Czuję, że się po prostu do tego nie nadaję. Chwilami mam ochotę sięgnąć po broń i zacząć ciąć wszystko dookoła, ale... zawsze tchórze, krzycząc lub płacząc. - 
wyjaśniła.

- Strach także jest częścią życia Nocnych Łowców i tak jak odwagę mamy go w sobie. Mamy w sobie strach, przed różnymi rzeczami. Każdy człowiek się czegoś boi i nic na to nie poradzisz. Ty też masz się prawo bać, tak jak na przykład Will boi się kaczek.

- To prawda - zaśmiała się. -  ale ja odwagi w sobie nie mam.

- W przeciwieństwie do nas wszystkich, masz jej naprawdę dużo, Cecy.

W tamtym momencie poczuła się tak, jakby wróciło do niej jakieś zapomniane wspomnienie. Spojrzała na Gabriela z lekkim uśmiechem.

- Will mnie tak kiedyś nazywał. Cecy.

- To źle czy dobrze? - spytał.

- Dobrze - uśmiechnęła się lekko.

Wpatrywała się w jego cudowne zielone oczy, z bijącym jak diabli sercem. W pewnym momencie nieco się do niego zbliżyła, a on po chwili powtórzył jej ruch. I znowu, i znowu, aż ich usta dzieliło już tylko kilka cal.

Nagle jego dłoń powoli powędrowała do jej policzka, lekko go gładząc. Zaś jego lekko rozchylone usta, dotknęły jej warg, które również były nieco otwarte.

Czuła jego spokojny oddech i to, jak jego wargi wcale się wpijają w jej usta, lecz się o nie ocierają. I to z taką lekkością, jakby robiło to zaledwie piórko. Zupełnie jakby Gabriel się wahał nad tym, czy ma ją pocałować.

Cecily nie obchodziło, co się zaraz może zdarzyć. Liczyła się dla niej ta chwila. Ta bliskość. On. I te, denerwujące motylki w brzuchu.

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 27

"(...) Nie mam pojęcia, co ciocia ci mówiła, kiedy zapewne pytałaś się jej o powód naszego wyjazdu, ale cokolwiek mówiła, to kłamstwo. To ja kazałam jej kłamać, bo nie chciałam abyś dowiedziała się tak strasznej prawdy w tym wieku, dlatego nie bądź na nią zła i nie wiń jej. Prawdziwym powodem naszego wyjazdu i opuszczenia cię był człowiek imieniem Axel Mortmain. Dał on twojemu ojcu wysoką posadę w swojej fabryce, kiedy stracił pracę. Lecz posada wiązała się z częstymi wyjazdami, po różne metalowe części, których prawdopodobnie używano następnie w fabryce. Widziałam jak bardzo ojciec kochał podróżować, dlatego (mimo bólu i tęsknoty) nie kazałam mu rezygnować z pracy, którą tak bardzo uwielbiał. Twoja ciocia namawiała mnie, abym się z nim rozwiodła, ale ja nie potrafiłam. Za bardzo go kochałam. I jeszcze jego podarunki dla mnie z podróży, które specjalnie dla mnie przywoził. Jeden z nich, to złoty aniołek, który twój ojciec kazał mi nosić i nie zdejmować. Powiedział, że nosząc go nigdy nie będę się czuła samotna... o dziwo tak było. Nosząc aniołka przy sercu, czułam czyjąś obecność. Dobrą obecność, przy której czułam się bezpieczna. Dlatego przed naszym wyjazdem ci go podarowałam, aby cię chronił. Tak czy siak, pewnego dnia poczułam się słabo. Tamtego dnia, kiedy przyszedł medyk... dowiedziałam się, że jestem przy nadziei, że noszę w swoim łonie dziecko. Byłam szczęśliwa i podniecona. Powiedziałam o tym twojemu ojcu, a on skakał z radości jak wariat i wziął urlop, na cały okres mojej ciąży. Mieliśmy sporo pieniędzy, dlatego nie musieliśmy się martwić o dziewięć miesięcy bez pracy twojego ojca.
Kiedy się urodziłaś... pokochałam się od pierwszego razu, kiedy usłyszałam twój krzyk. Byłaś dla nas wszystkich największym skarbem, jaki mógł nam zesłać Bóg. Przez następne kilka lat było idealnie. Lecz pewnego wieczora, kiedy spałaś, twój ojciec wpadł do domu i zaczął mnie przepraszać. Nie wiedziałam co robić, dlatego poprosiłam go, aby spokojnie mi wszystko opowiedział.
Ojciec przypadkiem znalazł w biurze Axela plany, które wyglądały jakby próbował zbudować mechaniczne istoty, które następnie chciał napełnić... demoniczną energią, aby mogły myśleć i czuć. Planował je wysłać, aby wybiły wszystkich nocnych łowców. Był on szaleńcem wierzącym w magiczne mity, ale naprawdę zależało mu aby osiągnąć cel. Tak czy inaczej, aby jego plan mógł się powieść, potrzebował ciebie. Uważał, że to on ciebie stworzył i należysz do niego. Próbował nam wmówić, że cały magiczny świat istnieje, ale nie chcieliśmy tego słuchać, dlatego postanowiliśmy wyjechać. Ojciec wysłał list do Mortmaina, mówiąc że ja, ty i on wyjeżdżamy do Londynu i chce zrezygnować z pracy. To miał być podstęp. Oboje wiedzieliśmy, że zacznie nas ścigać, bo jesteś z nami. Ale nie byłaś. Zostawiliśmy cię pod opieką cioci Harriet. Kazałam jej się tobą zająć jak własną córką. Wiedziałam jak bardzo trudne będzie dla nas rozstanie i nie chciałam, abyś o nas zapomniała. Dlatego przygotowałam szkatułkę, którą dostałam od twojego ojca w prezencie na pierwszą rocznicę ślubu. Włożyłam do niej ten list, fotografie przedstawiające członków naszej rodziny i medalik, który ja podarowałam tacie, kiedy wyjeżdżał na długie i dalekie podróże. Szkatułkę i jej zawartość kazałam dać tobie, kiedy będziesz gotowa lub kiedy Mortmian zorientuje się gdzie jesteś i zacznie za tobą gonić. A teraz dam ci specjalne wskazówki, abyś mogła przed nim uciec. Musisz iść do naszego mieszkania i pod schodami, pod tapetą są ukryte drzwi do piwnicy. Na dole znajdziesz majątek, który przepisaliśmy tobie w razie potrzeby. Masz go wziąć i uciekać z Harriet i Nate'm najdalej jak się da. Do Francji, do Irlandii... gdziekolwiek! Mam nadzieję, że sobie dasz radę i przeżyjesz. Wybacz nam wszystkie błędy. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy.
Kochamy cię, Thereso Gray.
                                                 Rodzice, Elizabeth i Richard Gray."

Tessa siedziała chwilę, wciąż wpatrując się w list. Słyszała jedynie, przyśpieszone bicie swojego serca i czuła jak słone łzy spływają po jej policzkach. Kiedy spojrzała na datę listu, wywnioskowała że był to jeden dzień przed wyjazdem rodziców i rok przed ich śmiercią, zanim ich statek zatonął na morzu śródziemnym. Miała jedynie sześć lat, kiedy jej rodzice ją opuścili by ją chronić i jedynie siedem, kiedy musiała stać przed ich nagrobkami, modląc się do Boga, aby zachował ich w swojej opiece.

Spojrzała jeszcze ostatni raz na zdanie listu "Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy". I w tamtej chwili nie wytrzymała. Wybuchła płaczem, zsuwając się z brzegu łóżka na kolana, trzymając za brzuch. Czuła jeszcze większy ból, niż wtedy kiedy spytała się mamy, na ile będzie musiała z tatą wyjechać. Mama jej odpowiedziała, całując ją w czoło: "Na bardzo, bardzo długo, kochanie."

Wciąż trzymając list, schowała twarz w zagięcie ręki, którą trzymała opartą o brzeg łóżka. Dłoń z listem bezwładnie zwisała, zaginając róg kartki o podłogę.

W pewnym momencie drzwi od jej pokoju gwałtownie się otworzyły, z hukiem uderzając o ścianę. Nie chciała sprawdzać kto wpadł. Nie obchodziło jej czy mógł to być Mortmain lub jego głupie roboty. Chciała płakać i płakała. Głośno. Miała do tego prawo, ponieważ jej świat rozsypał się na tysiące kawałeczków, a serce było rozdarte.

- Cii, co się stało? - spytał głos Jem'a. Poczuła jak klęka obok niej i przyciąga ją do siebie, próbując uspokoić. Poczuła się bezpieczna, ale ból wciąż nie ustępował.

- To ta szkatułka, którą znalazłem w sypialni jej cioci. - usłyszała głos Willa, który po chwili wziął list z jej ręki.

***

Zaczął czytać zawartość starej kartki, którą przed chwilą trzymała Tessa. Z każdym zdaniem miał co raz większe oczy. Po przeczytaniu, spojrzał współczująco na dziewczynę, która wciąż w ramionach Jem'a płakała.

Wiedział jaki ból musiała czuć Tessa, bo sam się musiał rozstać z rodzicami lata temu. Chciał ją teraz przytulić i pocieszyć. Żałował, że nie może teraz przy niej być i pokazać jej, że ją rozumie. W tamtym momencie przysiągł sobie, że jak tylko wrócą do Londynu, to znajdzie sposób na odnalezienie demona, który rzucił na niego tą przeklętą klątwę!

- Muszę iść do mojego domu. - wymamrotała po chwili dziewczyna, odsuwając się Jem'a.

- Po co?

- Ona chce iść po majątek i uciec. - wytłumaczył Will, przypominając sobie zawartość listu. - Ale, nie radzę ci tam iść.

- A to niby czemu?

- Ponieważ twoja matka i ojciec wcale nie wierzyli w coś takiego jak magia czy świat Cieni. Dali ci jedną radę, której użyłby każdy przyziemny. W twoim przypadku uciekanie, jest strasznie głupim pomysłem.

- Głupim? - prychnęła przez łzy.

- Owszem, bo teraz o prócz Mortmaina, będziesz miała na głowie Enklawę, która również zacznie cię szukać. Możesz uciekać ile chcesz Tesso, ale nie będziesz mogła tego robić w nieskończoność. W pewnym momencie Mistrz cię dopadnie, dzięki swoim wynalazkom, które mogą się kryć w każdym miejscu.

Will dostrzegł jak Tessa przełyka ślinę i siada na brzegu łóżka. Schowała swoją twarz w dłonie, ciężko oddychając. Po chwili, się wyprostowała i pociągnęła nosem.

- Cóż mam czynić? - spytała cicho. Will odetchnął z ulgą, dostrzegając że Jem ma podobnie. Kucnął przed Tessą i spojrzał w jej szare, błyszczące od łez - oczy.

- Zabierzesz majątek z domu i wrócisz z nami dzisiaj do Londynu. W instytucie będziesz bezpieczna, możemy ci to z Jemem obiecać.

***

Wszyscy stali przed domem Tessy i wpatrywali się w niego jak w widmo. No... może z wyjątkiem Cecily, która niecierpliwie obcasem tupała w chodnik.

- Dobry Boże, chodź. - odezwała się Cecily i ściskając dłoń Tessy, ruszyła w kierunku drzwi.

- Cecily! - usłyszała krzyk Willa.

- Poradzę sobie! Umiem zejść do piwnicy!

Brunetka otworzyła przerażająco, skrzypiące drzwi i weszła pierwsza do środka, rozglądając się. Wciąż był ten sam bałagan, jaki był poprzednim razem. Odwróciła się, aby zobaczyć czy Tessa weszła już do środka. Niestety, wciąż stała w progu drzwi i wpatrywała się przed siebie jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. - Tesso, wejdź.

Dziewczyna zamrugała kilka razy i bez słowa ruszyła w kierunku schodów. Dłonią zaczęła wodzić po ich brzegach, szukając ukrytego wejścia. W pewnym momencie się zatrzymała i płaską dłonią zaczęła walić w ścianę od schodów.

- Nie chce się otworzyć. - powiedziała, waląc kolejny raz.

Cecily zaczęła rozglądać za czymś, czym można by było rozwalić ścianę. Zauważyła, że na podłodze leżą laski, które wcześniej zapewne były zawieszone na ścianie dla ozdoby. Podniosła jedną z nich i dłonią lekko popchnęła Tessę w bok. Następnie laską zaczęła uderzać w ścianę, z której po chwili odpadło kilka długich desek, tworząc przejście do ciemnego pomieszczenia.

Cecily rzuciła laskę w bok i pewnym krokiem weszła do środka. Wyjęła pudełeczko zapałek, które miała ze sobą w kieszeni i zapaliła jedną z nich.

- Skąd masz zapałki?

- Moja matka zawsze mówi, że nigdy nie wiadomo, kiedy zapadnie mrok. - wytłumaczyła i ogniem zaczęła oświetlać maleńkie pomieszczenie. W pewnym momencie, dzięki promykowi światła dostrzegła starą lampę, wiszącą na ścianie. Wrzuciła zapałkę do jej środka, dzięki czemu po chwili buchnął ogień, który oświetlił pomieszczenie.

Było małe i puste. W rogach były jedynie pajęczyny, które dodawały starości temu miejscu.

- Nie rozumiem, moja matka pisała, że tutaj znajdę majątek. - szepnęła Tessa, wchodząc głębiej.

- Może się myliła lub ktoś ukradł... - Cecily nie dokończyła, ponieważ dając kolejny krok bliżej ściany, poczuła jak podłoga się pod nią zapada. Deski złamały się, tworząc dziurę. Dziewczyna w ostatniej chwili z krzykiem złapała się jej brzegów.

- Cecily! - krzyknęła Tessa, kładąc się na brzuchu, by móc złapać jej dłonie.

- Czemu ja? - wzdychnęła brunetka, mocniej zaciskając dłonie na brzegu desek. Kiedy spojrzała w dół i zobaczyła jak głęboka jest dziura, zaczęło kręcić jej się w głowie. Poczuła jak jej palce miękną i zaczynają się ześlizgiwać z desek. Po chwili, puściła się i mimo starań Tessy, spadła.

Zaczęła lecieć w dół, obijając się o różne gałęzie, a po chwili korzenie. Krzyczała, czując to okropne uczucie w brzuchu. A jedyne co widziała, to oddalające się światełko z góry. Słyszała powietrze, ocierające się o jej uszy i krzyki Tessy, po chwili również chłopców... a szczególnie Gabriela.

"To koniec" pomyślała. "Umrę!"

Zamknęła oczy, będąc gotową na śmierć lub ból, który nadszedł... ale nie był taki mocny jak sobie wyobrażała.

Uczucie spadania znikło, a zalała ją fala bólu w całym ciele. Czuła zapach ziemi i siana, na którym prawdopodobnie wylądowała. Serce jej biło o klatkę piersiową jak oszalałe. Miała wrażenie, że jak się nie uspokoi, to ono zaraz wyskoczy.

Wzięła głęboki oddech i powoli otworzyła oczy. W miejscu panowały ciemności, przez co nic nie widziała.

Wyczuła, że wylądowała na stosie siana, z którego po chwili się wygrzebała. Wyjęła zapałki, które po chwili jedną z nich zapaliła. Zaczęła się rozglądać i zrozumiała, że znajduje się pod ziemią. Wyglądało to jak duża nora zająca, z której nie ma wyjścia. Co chwilę, drżącą dłonią przesuwała światło, zawsze kiedy słyszała jakiś szelest lub inne dziwne dźwięki.

Zaklęła cicho pod nosem.

- Trzeba było siedzieć w domu...

Jam myślicie, czy Cecily coś lub kogoś tam znajdzie? Mam nadzieję, że rozdział był warty czekania, mimo iż nie był długi :( Ale obiecuję, że kolejny będzie dłuższy ;*
PS. Z całego serca wam dziękuję, aniołki, za 10 270 wyświetleń!!! Jesteście kochani <3<3<3

środa, 17 czerwca 2015

LBA!!!

Z całego serca Klaudii za nominację do LBA! 
Naprawdę mi miło i cieszę się, że podoba ci się moje opowiadanie :)))

PYTANIA:
1. Pierwsza znienawidzona lektura?
- W Finlandii w szkole nie ma lektur, najczęściej samym można wybrać sobie książkę, którą chce się przeczytać :) Ale moja pierwsza z nienawidzona książka, to pisarza Johna Boyne'a. Nazwa książki to The Terrible Thing That Happened To Barnaby Brocket (nie pamiętam jak się nazywała po polsku :(()

2. Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy zobaczył*ś pierwszy komentarz i po jakim czasie się on pojawił?
- Moja pierwsza reakcja to osłupienie i szeroki uśmiech XD Pojawił się on... może kilka dni po wstawieniu pierwszego posta.

3. Twoja pierwsza przeczytana książka?
- Trudne pytanie XD Z dzieciństwa to "Mała syrenka", a taka poważniejsza to "Zmierzch" :D

4. Czy twoi rodzice mają coś przeciwko temu, że piszesz?
- Nie, nie mają :))

5. Ile czasu poświęcasz na napisanie jednego rozdziału?
- To zależy, ale najczęściej 2-3 godzin w tym krótkie przerwy :)

6. Co najczęściej przeszkadza ci w pisaniu rozdziału?
- Jak najczęściej utykam w jakimś momencie, do którego mi ciężko dobrać słowa... uczuć bohaterów.

7. Słuchasz muzyki przy pisaniu? Jakiej najczęściej?
- To zależy jaki mam humor. Jak chcę się wyciszyć, to słucham soundtracki z filmów, jak jestem wesoła to pop, jak smutna to smutne piosenki :D

8. Ulubiony cytat lub motto z książki?
- "Kocham cię i będę kochał aż do śmierci, a jeśli potem jest jakieś życie, wtedy też będę cię kochał." - Jace, Miasto Szkła

9. Cecha, którą najbardziej cenisz w innych ludziach?
- Dobroć

10. Czego się najbardziej boisz? Możesz wymienić kilka rzeczy.


NOMINUJĘ: 
1. http://the-mortal-instruments-my-story.blogspot.com/
2. http://bramy-piekiel.blogspot.com/
3. http://love-is-a-weakness.blogspot.com/
4. http://nocnilowcy.blogspot.com/
5. http://jocelyn-and-valentine-story.blogspot.com/
6. http://piekielnaopowiesc.blogspot.com/
7. http://welcome-to-city-of-angel.blogspot.com/
8. http://morgensten-and-herondale.blogspot.com/
9. http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
10. http://miasto-walki.blogspot.com/

MOJE PYTANIA: 
1. Którą książkową postać chciałabyś ożywić i poznać? Dlaczego?
2. Zgubiłaś szklany pantofelek, kto jest twoim księciem (postać książkowa)?
3. Owoce czy ważywa?
4. Wysoki czy płaski obcas?
5. Filmy czy seriale?
6. Gdzie najczęściej kupujesz książki?
7. Ile czasu już prowadzisz bloga?
8. Ile czasu (mniej więcej) zajmuje ci pisanie rozdziału z przerwami?
9. Dlaczego ta tematyka bloga?
10. Pisianie to twoja pasja czy bardziej hobby?

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 26

Minęło pół godziny, a Tessa wciąż leżała przy ciele ciotki, szlochając. Will i inni nie wiedzieli już, co robić. Postanowili więc poszukać jakiś śladów.

Cecily poszła sprawdzić kuchnie, Gabriel salon, Jem jadalnie, a Will postanowił poszukać wskazówek w sypialni.

Grzebał w różnych szufladach, od czasu do czasu zerkając na wciąż nieobecną Tessę. A kiedy jego wzrok się na niej zatrzymywał, to przed oczami stawał mu tylko obraz z ostatniej nocy, kiedy ją pocałował... i odepchnął. Wiedział, że musi ją chronić, ale cokolwiek by nie zrobił, to rani jej uczucia. A oto w tym wszystkim chodziło. Aby go nie pokochała, aby czuła do niego niechęć. Niestety, wtedy to on czuł ból.

Tessa... była inna. Odpychanie jej i ranienie jej uczuć, sprawiało Willowi kilkakrotny większy ból niż ten, kiedy ranił innych.

- Czemu on to robi? - usłyszał drżący głos Tessy. Odwrócił się, aby na nią spojrzeć, ale ona wciąż leżąc, wpatrywała się w twarz swojej ciotki.

- Bo chce ciebie. - odpowiedział po chwili i wrócił do przeglądania szuflad.

- Ale do czego? Bo jestem zmiennokształtną?

- Nie mam pojęcia, Tesso. Wszystko jest jak skomplikowana układanka, której brakuje elementów, aby móc ją ukończyć. Te... mechaniczne maszyny, twoja zmiennokształtność i Mortmain... nikt nie potrafi złączyć tego w jedno.

Will zamknął szufladę, w której były same papiery i piórka. Otworzył kolejną, która okazała się być zamkniętą na klucz. Wyjął stelę i zaczął rysować na drewnie otwierającą runę. Po minucie szufladę dało się normalnie otworzyć.

W środku znajdowała się stara, zakurzona, drewniana szkatułka. Brzegi, a także otwór na kluczyk, zdobiło złoto. Była ona prostokątna jak list, a także niemal jego wielkości. Była po prostu trochę większa.

Will wyciągnął szkatułkę i podszedł do Tessy. Kucnął, aby być na poziomie jej twarzy i podsunął jej szkatułkę.

- Znalazłem to w jednej z szuflad twojej cioci. - powiedział.

Dziewczyna przeniosła wzrok na szkatułkę. Opuszkami palców przejechała po drewnie, zbierając z niego częściowo kurz.

- Nie chcę teraz tam zaglądać, ale dziękuję. - szepnęła i przeniosła wzrok z powrotem na ciotkę.

- Macie coś? - spytał, Jem wchodząc do pokoju.

- Nie - odpowiedział Will, wstając.

- Skoro Mortmain dowiedział się, gdzie mieszka brat i ciotka Tessy, to równie dobrze mógł się już dowiedzieć gdzie jest teraz Tessa. Nie jesteśmy bezpieczni nawet w hotelu.

- Więc, co robimy?

- Przekupimy strażnika na statku, aby nas wpuścił. Jeszcze dzisiaj musimy znaleźć się na pokładzie. Mortmain może nie będzie się spodziewał wczesnego powrotu do Londynu.

- Może i tak...

- Nigdzie nie jadę! - przerwała im Tessa. - Enklawa złamała słowo! Była umowa, którą oni rozwiązali! - krzyknęła, powoli wstając.

Will i Jem wpatrywali się w dziewczynę cali osłupieni. Żaden z nich nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Dopiero po dłużej chwili Jem się ocknął i zrobił krok w jej stronę.

- Twój brat może żyć, Tesso. Nie chcesz go odszukać?

- Oczywiście, że chcę, ale jak mam to zrobić skoro Enklawa będzie kazała wam mnie więzić w instytucie?

- Nie będzie, obiecuję. Będziemy szukać Nate'a wszyscy razem, tylko wróć z nami do Londynu.

"Proszę" dodał Will w swojej głowie. Nawet gdyby Tessa odmówiła, to nie pozwoliłby jej tutaj zostać. Bo to tak, jakby zostawiłby ją samą po środku pola bitwy.

***

Cecily szukała w zdemolowanej i zniszczonej kuchni czegoś, co mogłoby pomóc w szukaniu Mortmaina. Niestety, niemal wszystko zostało doszczętnie zniszczone. Wszystko pod jej obcasami chrzęściło i łamało.

Podłoga była pełna srebrnych sztućców, filiżanek, zmiażdżonej strawy, a także pobitych talerzy i Bóg wie czego jeszcze. Ale ściana nie wyglądała lepiej. Tapeta była podarta i zwisała w połowie przyklejona do ściany.

Lecz najbardziej był obrzydliwy ten okropny zapach zgniłego jedzenia i napitku. Cecily trzymała dłoń blisko ust i nosa, aby nie musieć wdychać tego okropnego smrodu.

W pewnym momencie zobaczyła, że coś z pod sterty oderwanej tapety, błyszczy się. Cecily podeszła bliżej i kucnęła, aby móc odgarnąć papier. Jej oczom ukazał się srebrny, błyszczący sztylet, o czarnoskórej rękojeści. Wzdłuż ostrza szła zaś długa, prosta linia maleńkich cyrkonii. Wiedziała, że nie jest on zwykły. Nigdy takiego nie widziała.

Złapała za rękojeść, chcąc podnieść broń. Niestety, była wbita mocno w ziemię. Zacisnęła dłoń na rękojeści, drugą kładąc płasko pod nią. Wzięła głęboki wdech i zaciśniętymi ustami zaczęła ciągnąć z całej siły. Lecz w pewnej chwili jej dłoń, będąca pod rękojeścią, zsunęła się na brzeg ostrza. Cecily poczuła nagłe pieczenie na dłoni. Kiedy ją otworzyła i na nią spojrzała, zobaczyła że ma kilku centymetrową ranę, z której zaczęła płynąć krew.

W pewnym momencie zakręciło jej się w głowie, a rana zaczęła szczypać tak bardzo, że nie dziewczyna nie wytrzymała i krótki krzyk wyrwał jej się gardła. Upadła na bok w miejsce, gdzie okazało się być najwięcej potłuczonego szkła i porcelany.

Czuła, jakby od środka się paliła. Wszystko ją bolało, a ona nic nie mogła zrobić.

- Cecily?! - usłyszała głos Gabriela, który po chwili podbiegł do dziewczyny, układając ją do pozycji siedzącej, byleby nie leżała na ostrych kawałkach porcelany i szkła. Oparł jej plecy i głowę o siebie.

Poczuła jego bijące od ciała ciepło, którego i tak miała już w nadmiarze.

- Zgaś ogień... - wyszeptała, zaciskając powieki.

- Co?

- Palę się! - krzyknęła. Po chwili poczuła jak Gabriel otwiera jej zranioną dłoń.

- Co się...?! - usłyszała nie dokończone pytanie, wymówione przez głos należący do Willa.

Po kilku sekundach wszystkie dźwięki i odgłosy dookoła były stłumione. Widziała ciemność, a w uszach jej szumiało. Miała wrażenie, że świat się wokół niej kręci. Od czasu do czasu zdawało jej się, że czuje jak ktoś delikatnie ujmuje jej dłoń i kciukiem kreśli na niej kształty. Było to uczucie, które zmniejszało ból... lub pomagało jej go przynajmniej wytrzymać.

Nagle cały ból ustał, a ogień zgasł...

***

Siedział w pokoju hotelowym na swoim łóżku, ciągle, cicho tupiąc nogą. Od kąt wrócili do hotelu, to jej nie widział. Inni mogli siedzieć obok niej, ale jemu kazano zostać w pokoju, mimo jego protestów. A przecież to on przybiegł do niej pierwszy! To on potem odkrył, że sztylet, którym się skaleczyła, był zatruty! I to on niósł ją nieprzytomną do hotelu!

Miał dość tego napięcia. W jego głowie wciąż widział obraz, kiedy siedziała oparta o niego w kuchni. Krzyczała z bólu, prosząc o pomoc, a łzy ciurkiem spływały jej po policzkach.

Wiedzieli, że jedynie co mogą zrobić, to nałożyć jej iratze, które sprawiło, że dziewczyna przestała krzyczeć i straciła przytomność. Niestety, rana się nie goiła.

Nie mogąc wytrzymać napięcia, wstał i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Drzwi do pokoju Cecily znajdowały się tuż obok jego, więc nie musiał przechodzić całego korytarza.

Nie pukając, po prostu wszedł. Ku jego zdziwieniu nikogo nie było w środku nie było... prawie nikogo. Na łóżku, pod grubą kołdrą i kocem, leżała Cecily... wciąż nieprzytomna. Gabriel zamknął po cichu drzwi i usiadł na brzegu łóżka.

Jej twarz była blada, a usta sine. Kiedy ujął jej dłoń, to aż przeszedł go dreszcz, czując jak bardzo zimna jest jej skóra.

- Cecily... - wyszeptał.

- Nie możemy jej wybudzić. - usłyszał głos Tessy. Kiedy się odwrócił, zobaczył że stoi ona w progu drzwi od łazienki. Trzymała w dłoniach ręcznik, który po chwili położyła brunetce na czoło.

- Aż tak źle? - spytał.

- Will powiedział, że to jej pierwsza runa i prawdopodobnie dlatego straciła przytomność. Niestety nikt z nas nie wie, jaką truciznę miał sztylet. Ale najbardziej mnie niepokoi jej temperatura. Jest lodowata, a ciepłe okłady niezbyt pomagają.

- Może to z powodu trucizny? Może jest ona również tak silna, że iratze nie chce się jej pozbyć z organizmu?

- Will też tak uważa. - szepnęła. - Dlatego powiedział, że będzie badał tą truciznę z Jemem. Zabrali sztylet ze sobą, owijając go szmatką.

- Ten tępak się nigdy nie dowie, co to za trucizna. Mogą to sprawdzić, tylko dwie osoby. Czarownik lub osoba, która się zajmuje tworzeniem tego typu, rodzaju trucizn.

- Trzeba o tym powiedzieć Willowi. Przecież jej stan się może pogorszyć w każdej chwili, w dodatku trzeba jeszcze dziś pojechać na statek.

- W instytucie na pewno będzie bezpieczniejsza.

- Pójdę porozmawiać z Jemem i Willem. - powiedziała Tessa i skierowała się do wyjścia.

- Jak ty to robisz? - nie mógł się powstrzymać.

- Ale co?

- Straciłaś dzisiaj ważną ci osobę, a mimo to... trzymasz się nadal na nogach.

Tessa westchnęła, patrząc w podłogę.

- Wciąż czuję ból po stracie ciotki i jestem pewna, że przepłaczę dzisiejszą noc lub będę miała koszmary... ale staram się pomóc Cecily, bo nie chcę aby więcej osób umierało z powodu Mortmaina, który to robi tylko po to, aby dostać mnie w swoje ręce. - wytłumaczyła i wyszła.

Gabriel sobie przypomniał jak pierwszy raz zobaczył Tessę. Wtedy, kiedy cała Enklawa ją przesłuchiwała. Stała dumnie z uniesioną głową i wszystko im opowiedziała. Lecz wszyscy i tak uważali, że jest inna i może być niebezpieczna. On sam też tak uważał, ale teraz po krótkiej rozmowie z Tessą... widzi, że ona chce tylko normalnego życia i nie chce krzywdzić.

- Gdzie jestem? - usłyszał niewyraźny głos.

Kiedy odwrócił głowę, zobaczył że Cecily rozchyla powieki, ukazując swoje niebieskie oczy. W tamtej chwili poczuł niewyobrażalną ulgę.

- Na Anioła, obudziłaś się. - szepnął i ujął jej dłoń. - Jesteś w pokoju hotelowym.

- Co się stało? Ostatnie co pamiętam, to... że się paliłam...

- Skaleczyłaś się nasączonym trucizną sztyletem, który znalazłaś w domu Tessy. Prawdopodobnie należał on do jednego z ludzi Mortmaina.

- Zabiję go... - wymamrotała i zaczęła się podnosić, lecz Gabriel jej w tym przeszkodził.

- Wiem, ja też mam ochotę to zrobić, ale teraz musisz odpoczywać. - powiedział, kładąc swoje dłonie na jej ramionach i pchając ją delikatnie w stronę poduszek, na których po chwili znów leżała. - Po za tym i tak nie wiemy, gdzie on teraz jest.

- Po za tym... - zaczęła naśladować jego głos. - i tak czuję się dobrze.

- I tak masz odpoczywać.

- I tak będę próbowała wstać.

- Jesteś strasznie uparta.

- Ty też. - uśmiechnęła. - Zostanę w łóżku pod jednym warunkiem.

- Jakim? - spytał zniecierpliwiony.

- Będziesz tutaj siedział i dotrzymywał mi towarzystwa. Nie mam ochoty widzieć Willa, bo każda nasza rozmowa kończy się kłótnią, a Tessa ma pewnie własne zmartwienia.

Gabriel dość zaskoczony warunkiem Cecily wstał, wziął krzesło i postawił je obok łóżka, rozsiadając się na nim wygodnie. Brunetka się uśmiechnęła dumnie i zmieniła pozycję na siedzącą.

- Jak mnie uratowaliście? - spytała po dłuższej chwili.

- Narysowałem ci runę leczniczą - iratze. Straciłaś przytomność, ale rana nie chciała się zagoić.

Cecily uniosła swoją zranioną dłoń i ściągnęła z niej bandaż. Gabriel również się jej uważnie przyglądał. Po ściągnięciu bandaża na dłoni dziewczyny nie było ani jednej rany lub blizny.

- Nie chciała się zagoić?

- Mogę przysiąc, że jak cię niosłem do hotelu, to twoja ręka była cała we krwi. - zaprotestował, wstał i nachylił się, aby dotknąć jej dłoni. Oglądał ją dokładnie, nie mogąc uwierzyć.

- Niosłeś mnie? - spytała po chwili Cecily.

Puścił jej rękę i usiadł z powrotem na krzesło. Kiedy na nią spojrzał, zobaczył że dziewczyna ma lekkie rumieńce na policzkach.

- Will mi kazał, bo postanowił, że on weźmie sztylet, którym się skaleczyłaś.

- Dziękuję za ratunek.

***

Tessa wcale nie miała zamiaru rozmawiać z Willem i Jemem. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Teraz chciała zamknąć się w pokoju i pogrążyć we własnych myślach.

Usiadła na łóżku i sięgnęła po szkatułkę, którą znalazł Will w sypialni cioci Harriet. Już, kiedy dotknęła pudełka, to do jej oczu napłynęły łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ona nie żyje...
Co teraz będzie z nią i Nate'm? Emerytura ciotki pomagała im się utrzymać, bo z małych zarobków Nate'a nie mieliby na to możliwości. A teraz tym bardziej nie będą mieli. Gdzie będą mieszkać? Z czego się utrzymają? Ze spadku po rodzicach, Tessa nic nie miała.

Westchnęła i starając się o tym zapomnieć, dmuchnęła na szkatułkę, aby pozbyć się kurzu. Następnie otworzyła ją, ukazując środek pudełka. Dno jak i brzegi były zrobione z wypychanej, miękkiej, czerwonej satyny.

W środku znajdowała się stara, zaklejona koperta, kilka fotografii i srebrny, prostokątny medalion wielkości męskiej obrączki.

Tessa sięgnęła po medalik, który na przodzie miał wyrytą różę. Otworzyła go, a w środku znajdowała się fotografia i wyryty napis. Po prawej stronie medalika, zdjęcie przedstawiało młodą dziewczynę, która była mniej więcej w tym samym wieku co Tessa... a nawet była do niej podobna. Pokazana była tylko od głowy do pasa. Miała ładną, prostą suknie z koronką przy dekolcie i krótkich rękawkach. Jej włosy były częściowo upięte, pozwalając po części lokom opadać na ramiona. Dziewczyna była uśmiechnięta. Po lewej stronie medalika był wyryty napis.

"Noś mnie przy sercu swym,
byś zawsze mógł czuć mą obecność"

Tessa uśmiechnęła się lekko i odłożyła medalion na bok. Wzięła do ręki list, który tak naprawdę spoczywał na tych wszystkich przedmiotach. Otworzyła go i zaczęła czytać...

"Droga Tesso... Nie wiesz jak trudno jest nam pisać ten list, co można z łatwością wywnioskować po dość krzywych literach, z powodu naszych drżących dłoni.
Prosiłam Harriet, aby dała ci tą szkatułkę, kiedy będziesz gotowa, i kiedy znajdziesz się w sytuacji, przed którą sami ją ostrzegaliśmy, że może nadejść.
Sytuacja ta dotyczy człowieka, z którego powodu ja i twój ojciec musieliśmy wyjechać z Nowego Jorku i cię zostawić pod opieką ciotki. Było to dla nas trudne i wiemy, że dla ciebie też łatwe to nie było, ale prosimy cię o zrozumienie i wybaczenie. Wszystko, co zrobiliśmy, było po to, aby móc się chronić. To długa historia, dlatego mam nadzieję, że dotrwasz do końca tego listu, bo wszystko co jest w nim zawarte zawiera odpowiedź na pytania, które teraz z pewnością krążą w twojej głowie. Po przeczytaniu, dowiesz się kim naprawdę jesteś. Dlaczego ja i tata wyjechaliśmy. Co zawiera twoja i nasza przeszłość. Dlaczego te przedmioty znajdują się w szkatułce. A co najważniejsze, co musisz teraz zrobić, aby przeżyć...

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału :( Po prostu, nie zdążyłam go napisać :(((((((( Wiem, że w tym rozdziale też niezbyt się działo, dlatego dziękuję, że dotrwaliście do jego końca XD Następny rozdział pojawi się w dopiero w piątek, bo mam już mały grafik na te kilka dni i niestety nie dam rady nic napisać :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
PS. Jak myślicie, co będzie w liście? Czy Tessa wróci do Londynu? Co będzie dalej?