sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 43 - The End

6 lat później...

- Luuuuucie! Lucie! - Tessa krzyczała imię córki, starając się ją znaleźć. Chodziła po korytarzach już którąś minutę, wciąż nie mogąc jej znaleźć.

Jak na pięcioletnią dziewczynkę o niebieskich oczach i brązowych włosach, Lucie była bardzo zaradna i kiedy tylko nauczyła się chodzić, zaczęła samotnie przemierzać cały instytut, aż zapamiętała każdy jego zakamarek. Lecz jej ulubionym pomieszczeniem w całym budynku była biblioteka...

Biblioteka!

Tessa uderzyła się płaską dłonią w czoło. Że też nie pomyślała! Od razu zakręciła, kierując się w stronę biblioteki.

Otworzyła duże drzwi, szybkim krokiem omijając wysokie regały, aż w końcu pomiędzy dwoma znalazła ją. W stertach książek z notesem w dłoniach. Dziewczynka wpatrywała się skupiona w kartki, po których pisała piórem.

- Lucie - Dziewczynka słysząc swoje imię uniosła głowę, spoglądając na matkę swoimi niebieskimi oczami. - Szukałam cię w całym instytucie.

- Dlaczego?

- Jest tak pięknie na dworze, a Charlotte dostała wolny dzień. Wszyscy mieliśmy dzisiaj iść na piknik do parku. - przypomniała, kucając tuż przed jej twarzą. Lucie jedynie westchnęła w odpowiedzi i ponownie przeniosła wzrok na środek swojego notatnika. - O czym piszesz tym razem? - spytała po dłuższej chwili Tessa. Doskonale wiedziała, że jej córka uwielbia książki równie mocno jak ona i w przyszłości chciałaby zostać pisarką.

- O smoku i księżniczce. - odpowiedziała, podając matce swoje dzieło.

Tessa wzięła z lekkim uśmiechem i zaczęła czytać tekst napisany krzywymi i czasami niezrozumiałymi literami. Mimo to uśmiechała się pod nosem cały czas...

"Mały Smok podróżował samotnie po całym świecie,
ale pewnego dnia natkł się na wysoką wierzę,w której
była uwięziona piękna księżniczka. Była uwięziona.
Smok postanowił jej pomóc. Zaczął ruszać skrzydłami, aż znalazł się
wysoko nad ziemią. Smok podleciał do okna wieży, a księżniczka
wsiadła na smoka i odlecia na nim daleko.
Razem mieli różne przygody.

GONIEC"

- Kochanie, "koniec" pisze się przez literkę "k".

- Poprawię. - oznajmiła Lucie i ze zmarszczonymi brwiami napisała piórem na złej literce tą poprawną. - Gotowe. - uśmiechnęła się zadowolona.

- Świetnie, a teraz chodź. Inni czekają już na nas w parku. - powiedziała i wstała, podając następnie dłoń córce.

- A tata wrócił z Alicante? - spytała z ogromną nadzieją w głosie.

Tessie zaczęło się krajać serce na myśl, że będzie musiała odpowiedzieć "nie". Już miała coś wymyślić, kiedy rozległ się jego głos...

- Chyba tak. - Will uśmiechał się od ucha do ucha, wychodząc zza jednego z regałów. Dziewczynka widząc go pisnęła i wyrwała dłoń z dłoni matki, następnie rzucając się biegiem w jego stronę. Brunet kucnął i złapał ją w locie. Twarzyczka wtuliła się mocno w jego ramię, kiedy on tym czasem dłonią gładził jej włosy

- Pójdziesz z nami na piknik? Prooooooooooszę! - przeciągnęła Lucie, odrywając w końcu głowę od jego ramienia. Lecz widząc udawane wahanie ojca, dodała - Obiecuję, że cię obronię, jeżeli pojawią się kaczki!

Tessa parsknęła śmiechem tak samo jak Will.

- A zrobisz mi wianek?

- Tak! Tak! Tak! Tysiące wianków! - krzyknęła i zeskoczyła z jego ramion. Ścisnęła jego dłoń i nerwowo zaczęła podskakiwać. - Idziemy?

- Tak, ale... Poczekaj chwilkę na dole. Zaraz przyjdziemy.

Lucie westchnęła teatralnie i na prośbę matki wyszła.

Tessa dopiero po chwili otrząsnęła się z szoku i wyszczerzyła jak głupia. Will wyjechał dwa tygodnie temu do Alicante, aby podpisać papiery, potwierdzające iż się on zgadza na zostanie głową londyńskiego instytutu po Charlotte. Tak czy siak, wrócił! Nic się nie zmienił: te same niebieskie oczy, które kochała i ten sam uśmiech, którym ją obdarowywał.

- Nie mogę uwierzyć! - wykrztusiła po dłuższej chwili i zarzuciła u ręce na szyję, następnie łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Ujął jej twarz w swoje dłonie, czule gładząc jej policzek. - Brakowało mi cię przez te dwa tygodnie. - szepnęła, opierając czoło o jego czoło. - Łóżko wydawało się być takie chłodne i duże bez ciebie. Tęskniłam.

- Wróciłem, najdroższa i nie mam zamiaru już nigdzie wyjeżdżać. Wszystko już załatwione. - odszepnął, po czym złożył na jej czole czuły pocałunek.

- Cieszę się, bo już więcej cię nigdzie samego nie puszczę.

***

Trzymając Lucy za ręce i po drodze ją huśtając, we trójkę skierowali się do parku. Pod dużym drzewem, na zielonej trawię czekali już pozostali. Na dwóch kocach wśród przekąsek i herbaty siedzieli Charlotte i Henry, którzy obydwoje zabawiali małego Charles'a. Obok nich siedzieli Cecily i Gabriel, którzy ostrzegali swoje dzieci, Annę i Christophera, aby przestały się ścigać i bić. Nie to co karmiący się wzajemnie winogronami Sophie i Gideon, kiedy tym czasem ich dzieci, Barbara, Eugenia i Thomas, bawiły się normalnie w berka. Najgrzeczniejszy jednak był Noah, który siedział na gałęzi drzewa i zajadał jabłko, które zrzucił prosto na głowę Gideona, gdy tylko zobaczył Willa.

Zeskoczył na ziemie i podbiegł do bruneta, rzucają mu się na szyję. Will wziął chłopca na ręce i wyściskał równie mocno. Niestety czuła scena nie trwała długo, gdyż chłopiec zaczął się chwalić nowymi chwytami i runami, które zapamiętał. Gdyby nie wołanie Charlotte, Noah opowiadałby godzinami.

Skierowali się na koc, gdzie wszyscy powitali Willa z uśmiechem.

- Robili jakieś problemy? - spytała kobieta, biorąc dziecko na ręce.

- Nie, po prostu podpisałem stertę papierów. Tak w ogóle, Jem już przyjechał?

- Mówił, że do szanghajskiego instytutu przybyło więcej Nocnych Łowców. Ale pisał, że wróci na piknik, więc lada chwila powinien być. - oznajmiła Tessa, biorąc łyk herbaty. Nadal nie mogła się przyzwyczaić do tego, że Jem już z nimi nie mieszkał. Dwa lata temu zdecydował się przyjąć propozycję zostania głową szanghajskiego instytutu, gdyż uznał, że wrócić do rodzinnego miasta. Ciągle nosi naszyjnik Tessy, który mu pomaga, a także nadal zażywa yin fen. Umiera, ale mimo to stara się czerpać przyjemność z życia, które zaczął sobie układać: dostał w końcu wysokie stanowisko, choroba nie sprawia mu tylu problemów co kilka lat temu i poznał niemiecką dziewczynę o imieniu Lisa, którą poznał w drodze do Szanghaju. Ona też jest Nefilim i oboje się bardzo polubili. Nie jest to miłość, ale kolejna ważna przyjaźń na całe życie.

- Lisa też? - dopytywał Will.

- Niestety nie da rady. - zasmuciła się Cecily.

- A to szkoda... - mruknął, uśmiechając się pod nosem. Tak, Will nie przepadał za Lisą i to z wzajemnością. Można powiedzieć, że oboje byli zazdrośni o Jem'a.

- Kupiłeś nam jakieś prezenty? - spytała Lucie, zaciskając palce na jego marynarce.

- Obiecałeś! - przypomniał Noah.

Brunet jedynie przewrócił oczami i wyciągnął z kieszeni bransoletkę z małych różowych perełek i składany, srebrny scyzoryk. Na widok ostrego narzędzia Tessa o mało co się nie zakrztusiła.

- Oszalałeś?! - krzyknęła i chciała chwycić za przedmiot, który w mgnieniu oka znalazł się w dłoniach Noah'ego. Bransoletka zaś już spoczywała na nadgarstku Lucie.

- Tess, oni i tak już ćwiczą z bronią...

- Ale na treningu! Nie... w wolnym czasie! - zaczęła panikować. Chciała krzyknąć do syna, aby jej oddał scyzoryk, kiedy Will złapał ją za ramiona i wyszeptał blisko jej ucha:

- Każdy Nefilim musi mieć pierwszą broń. Normalnie jest nią miecz lub sztylet, ale ze względu na ciebie zrobiłem wyjątek i kupiłem mu mały scyzoryk.

- Ale... - spojrzała na niego błagalnie.

- Nie jest nieodpowiedzialny i dobrze o tym wiesz. Obiecuję, że jeżeli zrobi coś głupiego, to się tego pozbędę. - I pocałował ją lekko w czoło. Westchnęła i dała za wygraną. Przeniosła wzrok na swoje dzieci, które zaczęły się chwalić prezentami. - Dla ciebie też coś mam. - powiedział po dłuższej chwili i z drugiej kieszeni wyciągnął czarne pudełeczko.

Gdy Tessa niepewnie po nie sięgała, wzrok wszystkich był utkwiony w nim. Zdjęła wieczko z idealnie mieszczącego się w jej dłoni pudełeczka, ukazując piękną czerwoną świeczkę w kształcie róży.

- Och, jest piękna! - uśmiechnęła się i uniosła ją bliżej twarzy. Poczuła śliczny zapach bijący od świeczki. Różany. - Dziękuję! - Pocałowała go czule w policzek, po czym ostrożnie włożyła świeczkę do pudełeczka, aby jej nie poniszczyć.

- Gabriel, byłeś kilka tygodni temu w Szkocji. Gdzie mój prezent? - spytała Cecily, spoglądając na niego pytająco.

Chłopak przełknął ślinę i zaczął się drapać po głowie.

- No wiesz... Podobno Sophie...yyy... TAK! Sophie była smutna i Gideon chciał ją jakąś pocieszyć, więc oddałem mu twój prezent i.... Gideon? - przeniósł swój błagalny wzrok na brata.

- Gideon? - powtórzyła wyraźnie "zaskoczona" Sophie, spoglądając na męża. - Przypomnij mi, proszę, kiedy byłam taka smutna, że musiałeś wziąć cudzy prezent,, aby mnie pocieszyć?

- No wtedy gdy... No! Kiedy, kiedy, kiedy...

Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Biedny Gabriel spojrzał przepraszająco na żonę, która przymrużyła groźnie oczy.

- Nie złość się na niego, Cecily. Jeszcze ci kupi tysiące podarunków, bylebyś nie użyła na nim wałka. - usłyszeli dobrze im znany głos obok. Wszyscy odwrócili spojrzenia w stronę Jem'a. Każdy z obecnych wypowiedział jego imię i wstał, aby go powitać. Nawet najmłodsi uczepili się jego szyi. Dopiero po kilku minutach wszyscy z powrotem zajęli swoje miejsca.

- Co słychać w Szanghaju? - spytała Sophie.

- Nic nowego, po za tym, że mamy nowych mieszkańców.

- A u ciebie i Lisy?

- U mnie jak zawsze dobrze. A u Lisy... Lisa też dobrze. Miesiąc temu zaczęła naukę gry na skrzypcach.

- Zgaduję, że jesteś jej prywatnym nauczycielem. - zaśmiała się Charlotte, a Jem potwierdził skinięciem głowy.

- W dodatku zmieniła kolor włosów na blond. Wygląda koszmarnie, ale udaję, że mi się podoba. Gdybym powiedział jej prawdę, to by ze mnie zrobiła kwaśne jabłko.

- W takim razie ja jej mogę to powiedzieć. Przekaż jej. - poprosił Will z uśmieszkiem na twarzy. Blondyn w odpowiedzi jedynie uniósł filiżankę, lecz po chwili ją odstawił i westchnął. - Tylko herbata? Nie ma czegoś innego?

- Bałem się, że nie spytasz. - uśmiechnął się szeroko Henry i nachylił się, wyciągając z koszyka zawiniętą butelkę wina i kieliszki. - Od kiedy Jessamine wyszła za mąż za przyziemnego i wyjechała do Szkocji, musiałem zmienić trochę zawartość koszyka piknikowego.

Wszyscy wybuchli głośnym śmiechem i wzięli po jednym kieliszku, który już po chwili był pełen czerwonego napoju.

- Za ten dzień! - oznajmił Henry.

Każdy uniósł naczynie z uśmiechem.

- Z ten dzień! - powtórzyli wszyscy i stuknęli lekko o naczynia pozostałych, następnie biorąc łyk wina. W tym samym czasie chmury jeszcze bardziej przesunęły się po niebie, pozwalając kolejnym promieniom słońca paść na drzewo pod którym wszyscy siedzieli.





Tak, aniołki! To już koniec naszej przygody :') Mam nadzieję, że ostatni rozdział się podobał, bo naprawdę nie lubię ich pisać. Nie tylko dlatego, bo zawsze mi nie wychodzą, ale dlatego, bo cała historia, którą razem z wami przeżyłam... dobiega końca! Dlatego jeżeli macie jakieś pytania dotyczące naszych bohaterów, to śmiało zadawajcie, a ja wam na nie odpowiem ;)

Chciałabym wam wszystkim z całego mojego serca podziękować za czytanie mojej twórczości, a także za dawanie mi porządnego kopa weny, gdy doskwierał mi jej brak. Wasza obecność jest naprawdę bezcenna <3 To dzięki wam blog się zaczął i zakończył z Happy Endem :)) Dziękuję wam za wszystko :******

W czasie tej podróży blog uzbierał 43 064 wyświetleń i 563 komentarze (niektóre to oczywiście moje odpowiedzi ;)) ! To naprawdę duży wynik, za który również muszę wam podziękować!

Tak więc jeszcze raz BARDZO, BARDZO, BARDZO dziękuję za czytanie, komentowanie, bycie i... za wszystko! Jeżeli spodobała wam się moja twórczość, to zapraszam na moje pozostałe blogi i te, które obecnie prowadzę.

A obecnie zaczynam prowadzić opowiadanie o Darach Anioła: To love is to destroy, and that to be loved is to be the one destroyed.

Od dłuższego czasu również prowadzę blog o wilkołakach, na który również serdecznie zapraszam: W Każdym z Nas... Płynie Dzika Krew

PS. Wiem, że (uwaga spoiler) w książce Jem zostaje Cichym Bratem, ale pękłoby mi serce, gdybym zrobiła mu to samo :D

12 komentarzy:

  1. Co ja mam teraz zrobić ze swoim życie? Co ja będę czytać? No tak inne twoje blogi.
    Ta historia jest świetna i cieszę się, że Jem nie jest Cichym Bratem. Nie umiem się rozpisywać więc powiem tylko, że kocham tą historię i na pewno jeszcze do niej wrócę. Świetnie piszesz i twoje rozdziały nie raz poprawiały mi humor. Stworzyłaś coś świetnego i za to ci dziękuję. Życzę ci dużo weny na kolejne opowiadania i mam nadzieję, że kiedyś będę mogła znaleźć twoją książkę na półce w księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie... Nie... Nie wierzę. Modliłam się, aby ten moment nie nadszedł. Chciałabym móc zatrzymać czas (jak sądzę, nie tylko ja).
    Nie mogłabym wyobrazić sobie piękniejszego zakończenia tak cudownego opowiadania.
    Błagam Cię, na klęczkach, abyś wróciła jeszcze do "Diabelskich Maszyn". Bo takie opowiadania (a raczej tylko to jedno, gdyż więcej nie ma) są wyjątkowe. Z całego serca proszę.
    Pozdrawiam,
    ~ Gray

    OdpowiedzUsuń
  3. O.. Kochana... Za raz się poryczę! Nie lubię gdy coś się kończy.Wiem,wiem... To dziwne. Szkoda że nie będzie drugiej części. Możesz napisać jak ich dzieci żyły kilka lat później.
    Pozdrawiam
    Margo
    (Przemyśl czy nie zrobić bloga o losach ich dzieci)

    OdpowiedzUsuń
  4. A dopiero zaczynałam czytać twojego pierwszego bloga... A teraz kończysz kolejnego i znowu mi jest smutno. Co ja będę teraz przeżywać? Komu będę życzyła śmierci? Gdzie bd wchodzić co wieczór? :'( Cały blog i zakończenie są świetne i nie mogę się doczekać koleinych rozdziałów na twoim blogu o DA. Życzę weny i oczekuje twojej książki//Karola

    OdpowiedzUsuń
  5. Chce mi się płakać. Nienawidzę jak kończy się jakieś opowiadanie. Zakończenie świetne. Twój blog jest cudowny. Będę za nim tęsknić. Będę wchodzić na twoje pozostałe blogi. Już tęsknię.
    Ellen

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam słów ... Ten blog był po prostu ... THE BEST OF ( tak, wiem pisałam Ci to tysiące razy ). No trochę będę tęsknić za tym blogiem, bo ja swoją przygodę z Cassandrą Clare, zaczynałam od DM, więc mam do nich jakiś szczególny sentyment. Chociaż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zrobisz jakiegoś bloga o DM lub o TLH.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    ~ Evelyn

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę jestem w szoku! Twój blog jest CUDOWNY!!! Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy :'( . Już czekam na następne rozdziały na drugim blogu o DA ;).
    Wracając tutaj, chciałam Ci podziękować za cały blog, który stworzyłaś ;*, za każdy rozdział, za każdy wyraz i literę :D. Twoja twórczość jest niepowtarzalna i piękna! Mam nadzieję, że nigdy nie skończysz pisać, bo jesteś w tym świetna!
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję ;*
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że to koniec, ten blog jest naprawdę świetny :o :* Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z pisania bo masz talent dziewczyno :) Pozdrawiam i dziękuję za Ten blog ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do LBA więcej na stronie http://cyklodnalezcsiebie.blogspot.com
    ~Kama Salvatore

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym, np. na FB) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie możesz nominować bloga, który Cię nominował.

      Usuń
  10. Zostawiam ślad. Zacznę czytać jeszcze dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3