Kilka dni później Tessa szykowała się na zebranie Enklawy, które miało się odbyć o piętnastej w specjalnej piwnicy. To dzisiaj Benedict i Tessa zostaną przesłuchani. Jedno z nich wygra i jedno z nich przegra. W środku wiedziała, że musi dać z siebie wszystko i nie przegrać, nie dać się obarczyć fałszywymi oskarżeniami przez Lightwooda. Nie mogła skończyć, będąc skazaną do cel Miasta Kości lub, co gorsza, na śmierć. Musiała żyć i zapewnić bezpieczeństwo swojemu dziecku.
Na samą myśl o nim, usłyszała gaworzenie dobiegające z kołyski. Wsunęła spinkę z małą białą cyrkonią do końca w kok, po czym z uśmiechem podeszła do bujającego się lekko mebelka. Zajrzała do środka, widząc jak niemowlę bawi się swoim misiem. Niebieskie oczka - jak zawsze ciekawe świata - dokładnie badały każdy szczegół zabawki. Uśmiechnęła się szerzej, gładząc dłonią miękkie brązowe włoski.
Z każdą chwilą jej miłość do chłopca rosła. Teraz już nie mogła wyobrazić sobie bez niego życia. Uwielbiała na niego patrzeć, trzymać go, karmić i się z nim bawić. Will miał bardzo podobnie, tyle że on wolał już go uczyć wszystkich run i nazw broni.
- Tess? - poczuła jak znane ramiona ją obejmują w pasie, przyciągając do siebie. Obróciła się, wtulając twarz w jego koszulę. W tym samym czasie jego dłoń czule zaczęła gładzić jej włosy. - Serce wali ci niczym młot. - szepnął, całując ją w głowę.
- Boję się. - przyznała, wpatrując się nieco w przestrzeń.
- Wygrasz, a Benedict zapłaci za krzywdy, które ci wyrządził.
- Lub przegram, a Benedict dopilnuje, abym skończyła w więzieniu.
- Prędzej mnie zabiją za zabicie jego. Przestań myśleć o takich rzeczach. Przejdziemy przez to... razem, a potem staniemy przed ołtarzem. Ty w złotej sukni i ja duszący się przez muszkę na mojej szyi.
- Duszący? - oderwała głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Jestem pewien, że kiedy Gabriel będzie mi pomagał się przygotowywać, to zaciśnie mi ją niemal tak mocno, jak Jessamine tobie gorset.
Mimo woli parsknęła śmiechem, dając mu następnie szybkiego całusa w usta. Próbowała odejść, ale jej talia została unieruchomiona.
- Jeszcze nie skończyłem. - ostrzegł, przyciągając ją ponownie do siebie, ale tym razem plecami. Objął ją całą ramionami, opierając brodę na jej ramieniu, tak że obydwoje mogli teraz patrzeć do środka kołyski.
- Jeszcze nie jesteś moim mężem, więc nie masz prawa mi rozkazywać. - przypomniała z rozbawieniem.
- Ale jako twój narzeczony żądam szacunku. - oznajmił tuż przy jej uchu, po czym ustami zjechał na jej puls na szyi. Złożył na skórze lekki pocałunek, mocniej ją obejmując. Jej serce zabiło jeszcze mocniej na uczucie fali ciepła.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tessa odsunęła się od Willa i poszła otworzyć drzwi, za którymi zastała Sophie.
- Panienko, Pani Branwell prosi, abyś się już stawiła. Enklawa już przybyła.
- Rozumiem... już idę. Proszę cię, abyś tym czasem zajęła się Noahem.
Służąca kiwnęła głową, po czym weszła do środka. Zatrzymała się obok kołyski, czekając, aż Will i Tessa wyjdą.
Trzymając się za ręce, skierowali się w stronę piwnicy. Zeszli po kamiennych schodkach, aż dotarli do masywnych drzwi. Zapukali kilka razy do drzwi, po czym weszli zastając wszystkich członków Enklawy, a także mieszkańców instytutu za kamiennymi stołami, które tworzyły krąg. Wzrok wszystkich został skierowany w ich stronę, gdy poszli zająć swoje miejsca.
Konsul Wayland wstał i zszedł niżej po dwóch kamiennych stopniach, stając w środku kręgu z rękami splecionymi z tyłu.
- Omawiać będziemy sprawę między Benedictem Lightwoodem - Konsul wskazał dłonią na wybraną osobę. - a panną Theresą Gray. Każde z nich po kolei wyjaśnij, o co oskarża drugą osobę. Na koniec ustalimy werdykt. Ale teraz prosiłbym o zaczęcie pannę Gray. - mężczyzna wrócił na swoje miejsce.
Tessa wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić walące serce. Następnie wstała, puszczając dłoń Will. Dziwnie się poczuła, kiedy nie czuła już jego dotyku. Miała wrażenie, że zaraz stchórzy i ucieknie. Nogi jej drżały ze strachu i podniecenia, ale wiedziała, że musi nad sobą zapanować. Wzięła kolejny głęboki oddech i kiedy wypuściła powietrze, stała już w środku kręgu.
- Panno Gray, podobno oskarża Pani Benedicta Lightwooda o próbę morderstwa dziecka.
- Tak, Konsulu. - kiwnęła głową. - Szantażował mnie i groził.
- Kłamstwo! - Benedict stanął na równe nogi, palcem wskazując na dziewczynę.
- Benedykcie. - Konsul wskazał dłonią na krzesło. Mężczyzna się opanował i zaciśniętymi ustami opadł na swoje miejsce. - Proszę kontynuować, panno Gray. Po kolei.
Odchrząknęła.
- Kiedy na wróciłam do instytutu na pański rozkaz, Konsulu, Benedict zaszantażował mnie. Nakazał mi po urodzeniu dziecka opuścić Londyn i na zawsze zapomnieć o Świecie Cieni. Miałam sama wychowywać dziecko w niewiedzy i utrzymać się z pieniędzy, które miał mi dać. Gdy się mu sprzeciwiłam, zagroził, że każe zabić mojego syna. Wykorzystał to, że uczynił go Pan swoją prawą ręką!
Benedict chciał wstać i zaprzeczyć, ale Konsul go powstrzymał gestem ręki.
- Coś jeszcze, panno Gray?
- Tak - warknęła. - dzień po powiciu dziecka, pan Lightwood do mnie przyszedł i kazał się wynosić jak najszybciej...
- Przepraszam, że przerwę. - przerwała Charlotte, podnosząc rękę. Kobieta spojrzała znacząco na Konsula i dodała: - Chciałabym dodać, że poród panny Gray trwał prawie dwadzieścia-cztery godziny. Jej życie było zagrożone. Powinna była odpoczywać w następnych dniach bez presji, którą niestety obarczył ją pan Lightwood, przychodząc wtedy do niej.
- Dziękuję, Charlotte. A teraz proszę kontynuować, panno Gray.
Tessa skinęła głową i odchrząknęła.
- Kiedy mnie chciał popędzić z wyjazdem, dodał, że jeżeli będę specjalnie zwlekała, to poderżnie gardło i mi i dziecku.
- Co?! - wściekły głos Willa odbił się w całej sali. Kiedy Tessa spojrzała w jego stronę, zobaczyła, że Gabriel i Jem próbują go uspokoić, gdyż ten wstał ze swojego miejsca.
- Jak śmiesz tak łżeć?! - tym razem, to Benedict się uniósł, dłonią waląc w kamienny stół. Lecz zanim Konsul zdążył uspokoić kolejną osobę, teraz to Tessa już nie wytrzymała.
- Chyba jak ty śmiesz mówić, że łżę?!`Jeżeli naprawdę tak jest, to jak wyjaśnisz to?! - po wypowiedzeniu słów ostrym tonem, obciągnęła nieco suknie w okolicach lewego ramienia, ukazując na skórze bliznę długości palca wskazującego.
Wszyscy ucichli. Dosłownie. Grobowa cisza trwała przez co najmniej pół minuty. W końcu to Konsul przerwał ciszę, pytając:
- Czy Benedict to pani zrobił?
- Tak, srebrnym sztyletem ze swoimi inicjałami na rękojeści. - oznajmiła. Poczuła narastającą w niej odwagę i dumę, na myśl, że teraz Benedict się tak łatwo nie wywinie. Skrzywdził ją i chciał skrzywdzić jej syna, więc nie mogła mu tego tak po prostu odpuścić.
- Benedykcie, chciałbym zobaczyć broń, o której mówi panna Gray. Jeżeli pozwolisz... - Konsul wyciągnął znacząco dłoń do mężczyzny, który nerwowo skakał wzrokiem z Tessy na niego. Lecz po dłuższej chwili walki, sięgnął do paska spodni, wyciągając z niego sztylet i podając go następnie Konsulowi z zaciśniętymi ustami.
- Czy to ten? - spytał mężczyzna, unosząc broń, którą Tessa doskonale pamiętała. Kiwnęła głową na potwierdzenie, na koniec jeszcze dodając:
- To wszystko, co chciałam powiedzieć. Liczę, że osądzi nas Pan sprawiedliwie. - oznajmiła, po czym wróciła na swoje miejsce z dudniącym sercem. Miała wrażenie, jakby dopiero zjechała po linie ze stu metrów. Tak dużo adrenaliny w niej płynęło, że żałowała iż nie ma więcej szczegółów do powiedzenia o Benedykcie. Chętnie by mu jeszcze coś zarzuciła.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś o tej bliźnie? - usłyszała szept obok ucha.
- Will, miałam ryzykować tym, że pobiegniesz i go zabijesz bez mrugnięcia okiem? Potrzebowaliśmy go jeszcze żywego.
Pod stołem w pewnej chwili poczuła, jak chłopak ściska jej dłoń.
- Wiem.
- Benedykcie Lightwoodzie, wystąp proszę!
Mężczyzna kiwnął głową, wstał i poszedł stając w tym samym miejscu, co Tessa niecałe dwie minuty temu. Odchrząknął.
- Jak już wszyscy wiemy, w żyłach panny Gray o prócz krwi Nefilim, płynie również krew demona. Może ona posiadać podobny charakter. Nie mamy pewności, że jest dla nas bezpieczna, zupełnie tak jak i jej nieślubne dziecko...
- Wypraszam sobie! - przerwała mu Tessa. - Moje dziecko posiada rodziców...
- Którzy się pobiorą w najbliższym czasie! - dokończył za nią Will.
- Doprawdy? - wtrącił Konsul, unosząc brwi.
- Tak, mieliśmy dzisiaj o tym pana poinformować.
- W takim razie bardzo wam gratuluję.
- Dziękujemy. - odpowiedział ponownie chłopak za nich dwoje.
- Kontynuując.... - odchrząknął Lightwood. - nie mamy pewności, że panna Gray i jej syn są niegroźni dla nas, jak i dla przyziemnych. Jak sam Konsul pamięta, panna Gray zacięcie walczyła do końca o odszkodowanie za jej rodzinę, nie bojąc się konsekwencji, jakie mogła ponieść. Co jeśli ukrywa przed nami wszystkimi jakąś niebezpieczną moc? Nie zapominajmy, że jest ona zmiennokształtną i nigdy nie będziemy mieć co do niej pewności.
- Ale czy przyznajesz się do zarzutów zarzuconych ci przez pannę Gray?
- Nie. - odpowiedział automatycznie mężczyzna i wrócił na swoje miejsce.
Tessa prowadziła walkę na spojrzenia z Benedictem. Widziała w jego oczach nienawiść skierowaną do niej, ale nie poruszało to jej, bo jej nienawiść do niego była równie duża.
- Panno Gray, Benedykcie, proszę was o puszczenie sali, do póki kogoś po was nie poślemy. Tym czasem Enklawa omówi całą sprawę i ustali wyrok.
Dziewczyna westchnęła i nie patrząc na Willa, wstała, wychodząc. Stała razem z Lightwoodem w korytarzu, który oświetlała jedynie pochodnia na ścianie.
Zaczęła krążyć nerwowo w tę i we w tę, nie odzywając się ani słowem do mężczyzny, który ją obserwował. Była pewna, że gdyby jego wzrok mógł zabijać, to już dawno byłaby martwa. Część jej chciała się na niego rzucić i wydłubać oczy, a druga zaczekać, aż Konsul wyda wyrok, który albo da nowy początek jej życiu, albo jego koniec. Dlatego też stanęła w miejscu i wzięła głęboki oddech.
Spokój.
Spokój.
Spokój.
- Wiesz, że przegrasz.
Furia.
Otworzyła oczy i nie mogąc wytrzymać, rzuciła się w jego stronę.
- Zrób mi coś...! - zaczął ostrym tonem, na co Tessa się zatrzymała dosłownie niecałe pół metra od niego. - a użyję tego przeciwko tobie! - zagroził.
- Idź do piekła. - syknęła, odsuwając się od niego o kilka kroków.
- Wylądujemy tam razem, możesz mi wierzyć. - odpowiedział jej spokojnie z lekkim uśmiechem, który tak bardzo ją zirytował, że zacisnęła zęby.
Oparła się o ścianę i zamknęła oczy, czekając...
***
Po długich dwudziestu minutach, drzwi zostały nareszcie otworzone przez Inkwizytora, który skinął głową, dając znak, aby weszli. Tessa wzięła głęboki oddech, po czym weszła do środka zaraz za Lightwoodem.
Wszystkie oczy były zwrócone ku im, ale Tessa patrzyła jedynie w oczy Willa, które były pełne troski.
Stanęła razem z Benedictem po środku, patrząc oczekująco na Konsula, który wziął do ręki kartkę papieru i odchrząknął.
- Enklawa omówiła całą sprawę pomiędzy wami i ustaliła wyrok. - oznajmił, po czym ponownie przeniósł wzrok na dokument. - Benedykcie Lightwoodzie, za grożenie ciężarnej kobiecie, zranienie jej, usiłowanie zabicia dziecka, które nie dożyło jeszcze roku i zdradę, zostałeś uznany za winnego. Za takie wyczyny powinieneś otrzymać karę śmierci, ale ponieważ przez większość czasu dobrze służyłeś Enklawie, skazuję cię do cel Cichego Miasta, gdzie spędzisz resztę swojego życia. Po śmierci twe prochy nie zostaną uznane do budowy Miasta, dlatego też zostaną one przekazane twojej rodzinie.
- Co?! - Lightwood wydał z siebie niemal dźwięk podobny do ryku lwa. - Nie macie prawa i dowodów!
Tessa chciała się odsunąć z obawą, że Benedict zaraz ją uderzy ręką, którą wściekle wymachiwał, ale zanim zdążyła wystarczająco się odsunąć, ten doskoczył do niej. Jednym ramieniem ją ścisnął, drugą dłoń zaciskając na boku jej głowy.
- Jeden ruch, a skręcę jej kark! - zagroził, gdy Konsul, jak i wszyscy pozostali w sali stanęli na równe nogi z przerażonymi minami.
Serce jej biło jak oszalałe, a jej płuca nie potrafiły pomieścić powietrza. Musiała ciężko oddychać, aby zostać przytomną. Dłonie trzymała mocno zaciśnięte na ręce Benedicta, która była kurczowo zaciśnięta na jej ciele.
- Jeżeli jej coś zrobisz, zostaniesz skazany na tortury, do póki nie umrzesz! - zagroził Konsul, nerwowo zerkając to na Lightwooda, to za niego.
- Ojcze, puść ją. - usłyszała za nimi głos Gabriela.
- Ty i Gideon nie macie prawa się już tak do mnie zwracać! Sprzeciwiliście się mi i stanęliście przeciwko mnie! Już dawno się was wyrzekłem! - po tych słowach żaden z młodych Lghtwoodów się już nie odezwał.
- Panie Lightwood... - zaczęła przez zaciśnięte zęby, czując jak jego ręka zaczęła wschodzić wyżej, zaczynając ją dusić. - proszę... błagam... - zanim zdążyła wydukać kolejne słowo, usłyszała dźwięk metalu, przeszywającego ciało. Nagle uścisk Lightwooda się rozluźnił. Wyrwała się, odbiegając od niego o kilka metrów. Trzymając się za gardło i ciężko oddychając, stanęła na schodkach, tuż obok miejsca Cecily. Brunetka złapała Tessę za ramiona, pilnując aby ta utrzymała się na nogach.
Dopiero po chwili mogła ocenić sytuację. Benedykt leżał skulony na ziemi ze sztyletem wbitym głęboko w jego ramię. Mężczyzna jęczał niezrozumiałe słowa, trzymając się za rękojeść broni. Rozpoznała broń. Od razu spojrzała na Jem'a, który stał wyprostowany i oddychał ciężko jak po biegu.
Blondyn spojrzał na nią i posłał jej lekki uśmiech, który ona odwzajemniła, mogąc się już wyprostować.
Dwóch mężczyzn wstało i podeszło do Benedykta, wyciągając sztylet z jego ramienia i wynosząc go następnie z sali.
- Panno Gray, czy nic się Pan nie stało? - spytał Konsul, lecz zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał jeszcze: - Proponuję, aby Pani usiadła na swoim miejscu.
- Dziękuję. - powiedziała i zajęła swoje miejsce, niemal na nie upadając. Zanim się skupiła, nachyliła się do ucha Jema i szepnęła ciche "dziękuję". Kiedy się wyprostowała, poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się na jej dłoni. Will. Spojrzała na niego, widząc jego pytającą minę.
- Nic mi nie jest. - odpowiedziała cicho, po czym przeniosła wzrok na Konsula, który wziął do ręki kolejny dokument. - Thereso Gray, uznałem cię za niewinną. Zostajesz zwolniona z nadzoru, będąc wolną. Enklawa pochowała twoją ciotkę i brata na cmentarzu w Nowym Jorku, obok grobu twoich rodziców. Jako dodatkowe odszkodowanie, otrzymasz kopertę z pieniędzmi o sumie dwóch tysięcy funtów. - oznajmił Konsul i odłożył kartkę papieru. - Sprawę uznaję za zakończą.
Tessa pisnęła i rzuciła się Willowi na szyję, zanim ten mógł do końca rozprostować nogi. Zachwiał się, ale w końcu złapał równowagę, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. Ich wargi złączyły się w namiętnym pocałunku, który cieszył się sporą publicznością. Ale ona nie zwracała na to uwagi. Czuła się, jakby dostała parę przepięknych skrzydeł... jakby wszystko dookoła nabrało kolorów! Była tak szczęśliwa, że nie potrafiła tego wyrazić.
Poczuła zbierające się w oczach łzy, na myśl, że to już koniec tego wszystkiego, że zacznie nowe życie, że wyjdzie za mąż, mając u boku nową, wspaniałą rodzinę.
Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję rozdział (ale dłuższy!XD), ale nie zdążyłam go po prostu wstawić we wtorek ;( Ale jest dłuższy niż poprzedni i z happy endem :D WAŻNA informacja jest taka, że (tak myślę) do końca naszej historii zostały about dwa rozdziały.
W kolejnym: ślub Wessy, noc poślubna, miesiąc miodowy (może być również dość długi, więc proszę się nie złościć, jeżeli nie pojawi się w konkretnym dniu).
W ostatnim: mały skok w przyszłość, obraz jak układa się naszym Herondale'om i pozostałym ;)