Dziękuję Mania Maja za nominację do Tag! Tag jest to nominacja, która polega na odpowiedzeniu na 10 pytań związanych z książkami. Następnie trzeba nominować innych blogerów, którzy również muszą odpowiedzieć na te pytania.
1. Wolisz czytać trylogie, czy powieści jednotomowe?
- Trylogię, ponieważ nie lubię gdy historia tak szybko się kończy :))
2.Wolisz czytać, tylko autorki czy autorów?
Autorki, ale nie mam nic przeciwko autorom (np. John Green)
3.Wolisz kupować w Empiku, czy w księgarniach internetowych?
I tu, i tu. Ale najczęściej w księgarniach internetowych.
4. Wolisz, żeby wszystkie książki zostały zekranizowane jako film, czy serial?
Chyba serial, bo jest możliwość dodania więcej wątków.
5. Wolisz czytać pięć stron dziennie, czy pięć książek tygodniowo?
Pięć stron dziennie, nie mam pojęcia dlaczego :/
6. Wolisz być profesjonalnym recenzerem, czy autorem?
Autorem bez dwóch zdań!
7.Wolisz w kółko czytać dwadzieścia książek, czy sięgnąć po nowe?
Wolę kupić nowe, ale często wracam ponownie do przeczytanych wcześniej książek :))
8. Wolisz być bibliotekarzem, czy sprzedawcą książek?
Sprzedawcą książek :))
9.Wolisz czytać ulubiony typ literatury, czy wszystko poza?
Ulubiony!
10. Wolisz czytać książki fizyczne, czy e-booki?
Książki fizyczne, uwielbiam to uczucie, kiedy mam całą opowieść w zasięgu ręki :D
NOMINUJĘ:
http://all-of-mexx.blogspot.com/
http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
http://morgensten-and-herondale.blogspot.com/
http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/
piątek, 31 lipca 2015
środa, 15 lipca 2015
Rozdział 4
Maria ze spuszczonym wzrokiem powoli dygnęła, po czym spojrzała na Tessę współczująco.
- Zostawię was same. Mario, dopilnuj, aby Panna Gray dotarła dzisiaj na kolację. - poprosił, po czym zamknął masywne drzwi.
W pokoju nastała cisza, która dręczyła Tessę. Nie wiedziała co powiedzieć, bo głos utkwił jej w gardle. Wzięła głęboki oddech, aby móc uspokoić walące serce.
- Jak się tu znalazłaś? - spytała w końcu szeptem, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie większego dźwięku.
- Zaparzyć herbaty? - odezwała się po dłuższej chwili dziewczyna, przełykając ślinę i podchodząc do kominka.
- Nie, masz mi powiedzieć, co tutaj robisz. Twoja matka też tu jest?
- Tak, jest tutaj i służy jako osobista doradczyni Mistrza.
- Ale... jak?! Przecież wasza rodzina była tak bliska Enklawie...
- Była! - przerwała jej ostrym tonem, lecz po chwili się uspokoiła, biorąc oddech. - Przeszłyśmy na drugą stronę.
- Co?
- Długo z nami przebywałaś. Powinnaś była się domyślić, że moja matka zawsze chcę i musi być po wygranej stronie.
- Ale Mortmain nie jest...
- Czyżby? Stworzył silne, mocne maszyny, które bez wahania zabiją wszystkich. Zbudował sobie pałac w Walii, a żeby spełnić swój plan potrzebuje jeszcze ciebie. I jeśli się nie mylę, to obecnie znajdujesz się tutaj. - Maria patrzyła na Tessę z niedowierzaniem i poirytowaniem.
"Ma racje" pomyślała Tessa, lecz w głowie nadal dręczyło ją jedno pytanie.
- A ty chcesz być po jego stronie?
Dziewczyna przełknęła ślinę i zamrugała kilka razy, jakby się wahała nad odpowiedzią.
- Mortmain dał mi wybór, być po jego stronie lub zginąć.
- Zostawię was same. Mario, dopilnuj, aby Panna Gray dotarła dzisiaj na kolację. - poprosił, po czym zamknął masywne drzwi.
W pokoju nastała cisza, która dręczyła Tessę. Nie wiedziała co powiedzieć, bo głos utkwił jej w gardle. Wzięła głęboki oddech, aby móc uspokoić walące serce.
- Jak się tu znalazłaś? - spytała w końcu szeptem, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie większego dźwięku.
- Zaparzyć herbaty? - odezwała się po dłuższej chwili dziewczyna, przełykając ślinę i podchodząc do kominka.
- Nie, masz mi powiedzieć, co tutaj robisz. Twoja matka też tu jest?
- Tak, jest tutaj i służy jako osobista doradczyni Mistrza.
- Ale... jak?! Przecież wasza rodzina była tak bliska Enklawie...
- Była! - przerwała jej ostrym tonem, lecz po chwili się uspokoiła, biorąc oddech. - Przeszłyśmy na drugą stronę.
- Co?
- Długo z nami przebywałaś. Powinnaś była się domyślić, że moja matka zawsze chcę i musi być po wygranej stronie.
- Ale Mortmain nie jest...
- Czyżby? Stworzył silne, mocne maszyny, które bez wahania zabiją wszystkich. Zbudował sobie pałac w Walii, a żeby spełnić swój plan potrzebuje jeszcze ciebie. I jeśli się nie mylę, to obecnie znajdujesz się tutaj. - Maria patrzyła na Tessę z niedowierzaniem i poirytowaniem.
"Ma racje" pomyślała Tessa, lecz w głowie nadal dręczyło ją jedno pytanie.
- A ty chcesz być po jego stronie?
Dziewczyna przełknęła ślinę i zamrugała kilka razy, jakby się wahała nad odpowiedzią.
- Mortmain dał mi wybór, być po jego stronie lub zginąć.
***
Konie biegły już którąś godzinę, pozostawiając po sobie jedynie podmuch wiatru, unoszącego liście i gałązki. Will czuł jak powietrze zaraz zwieje cylinder z jego głowy, ale nie zwracał na to uwagi. Ciągle trzymał kurczowo lejce, aby nie spaść i usiedzieć w siodle.
Biegnąc wśród nizin, wpatrywał się horyzont, na który zmierzali, rozmyślał o Tessie. O jej cudownych włosach, pięknym uśmiechu, szarych jak pochmurne niebo oczach i o jej miękkich, ciepłych ustach, które jeszcze raz chciał poczuć na swoich.
Brakowało mu jej. Brakowało mu uczucia, które czuł zawsze będąc przy niej. Uczucia, przez które czuł, że jest za nią odpowiedzialny i musi ją chronić, narażając własne życie.
Nie ma jej zaledwie dnia, a już za nią tęsknił. Ale w czasie podróży miał czas się zastanowić, co jej powie, kiedy ją znów zobaczy. Kiedy znów będzie mógł dotknąć jej gładkiej skóry, i kiedy znów będzie miał możliwość poczuć jej delikatny zapach perfum.
Będzie musiał jej wyznać wszystkie uczucia, tak jak ona mu wyznała swoje, pisząc list pożegnalny. Wciąż odtwarzał sobie w głowie jego treść, ale głosem Tessy.
- Will! - usłyszał krzyk Jema obok. Po odwróceniu głowy, dostrzegł, jak przyjaciel wskazuje palcem na dojrzałą jabłoń. Nic nie mówiąc, przyśpieszył w kierunku drzewa, pod którym po kilku minutach się znaleźli.
Zeskoczył z konia na nierówny grunt, którym okazała się być trawa. Rozciągnął się, po kilkugodzinnej podróży i spojrzał na swojego parabatai.
- To, że słońce powoli zachodzi, wcale nie znaczy, że musimy się zatrzymywać. Może za dwie godziny, gdzieś dalej będzie jakaś stodoła lub inny budynek. Tam przenocujemy. - powiedział, ale widząc jak Jem opiera się o drzewo, ciężko oddychając, dodał - Ale jeśli jesteś tak wykończony, to oczywiście możemy...
- Nie - przerwał mu, prostując się. - już mi lepiej. Po prostu, potrzebowałem krótkiego postoju. A tak w ogóle jabłoń jest dojrzała, więc możemy zerwać kilka jabłek. Zawsze będziemy mieć większy zapas jedzenia.
Will pokiwał głową i wdrapał się na drzewo, zaczynając zrywać jabłka i zrzucać je na dół do torby, trzymanej przez blondyna.
Po kilku minutach zeskoczył z powrotem na ziemię i sam zjadł jedno, słodkie jabłko. Jedząc, tym samym się rozglądał, aż nagle kilka metrów dalej w trawie dostrzegł coś, co odbijało światło i było świecące. Rzucił ogryzek na ziemię i wycierając ręce o materiał spodni, podszedł do rzeczy, którą okazał się być srebrny, okrągły guzik wielkości szylinga. Był ciężki i zimny jak kostka lodu.
Kiedy Will zaczął się nim bawić, obracając go w palcach, w pewnym momencie poczuł na nim cząstkę nierównej powierzchni. Przyjrzał się temu dokładniej, w końcu dostrzegając na nim małe, wyryte inicjały w średniowiecznych literach - A.M.
Doskonale znał te inicjały, ale nie tylko on. Nie był pewny czy był to guzik Mrocznych Sióstr, ale wiedział, że tą drogą przejeżdżała Tessa.
Trzymając guzik na dłoni, zacisnął ją w pięść, patrząc na zachodzące słońce.
- Axel Mortmain.
Nie ma jej zaledwie dnia, a już za nią tęsknił. Ale w czasie podróży miał czas się zastanowić, co jej powie, kiedy ją znów zobaczy. Kiedy znów będzie mógł dotknąć jej gładkiej skóry, i kiedy znów będzie miał możliwość poczuć jej delikatny zapach perfum.
Będzie musiał jej wyznać wszystkie uczucia, tak jak ona mu wyznała swoje, pisząc list pożegnalny. Wciąż odtwarzał sobie w głowie jego treść, ale głosem Tessy.
- Will! - usłyszał krzyk Jema obok. Po odwróceniu głowy, dostrzegł, jak przyjaciel wskazuje palcem na dojrzałą jabłoń. Nic nie mówiąc, przyśpieszył w kierunku drzewa, pod którym po kilku minutach się znaleźli.
Zeskoczył z konia na nierówny grunt, którym okazała się być trawa. Rozciągnął się, po kilkugodzinnej podróży i spojrzał na swojego parabatai.
- To, że słońce powoli zachodzi, wcale nie znaczy, że musimy się zatrzymywać. Może za dwie godziny, gdzieś dalej będzie jakaś stodoła lub inny budynek. Tam przenocujemy. - powiedział, ale widząc jak Jem opiera się o drzewo, ciężko oddychając, dodał - Ale jeśli jesteś tak wykończony, to oczywiście możemy...
- Nie - przerwał mu, prostując się. - już mi lepiej. Po prostu, potrzebowałem krótkiego postoju. A tak w ogóle jabłoń jest dojrzała, więc możemy zerwać kilka jabłek. Zawsze będziemy mieć większy zapas jedzenia.
Will pokiwał głową i wdrapał się na drzewo, zaczynając zrywać jabłka i zrzucać je na dół do torby, trzymanej przez blondyna.
Po kilku minutach zeskoczył z powrotem na ziemię i sam zjadł jedno, słodkie jabłko. Jedząc, tym samym się rozglądał, aż nagle kilka metrów dalej w trawie dostrzegł coś, co odbijało światło i było świecące. Rzucił ogryzek na ziemię i wycierając ręce o materiał spodni, podszedł do rzeczy, którą okazał się być srebrny, okrągły guzik wielkości szylinga. Był ciężki i zimny jak kostka lodu.
Kiedy Will zaczął się nim bawić, obracając go w palcach, w pewnym momencie poczuł na nim cząstkę nierównej powierzchni. Przyjrzał się temu dokładniej, w końcu dostrzegając na nim małe, wyryte inicjały w średniowiecznych literach - A.M.
Doskonale znał te inicjały, ale nie tylko on. Nie był pewny czy był to guzik Mrocznych Sióstr, ale wiedział, że tą drogą przejeżdżała Tessa.
Trzymając guzik na dłoni, zacisnął ją w pięść, patrząc na zachodzące słońce.
- Axel Mortmain.
***
Leżała osłabiona na łóżku, kurczowo trzymając dłoń zaciśniętą wokół aniołka. Chciało jej się spać, ale sen i tak nie nadchodził, co było strasznie uciążliwe. Och, i te okropne zawroty głowy, kiedy tylko się poruszała.
Maria, która do tej pory siedziała na fotelu przed kominkiem - i haftowała różne wzory na kawałku materiału - wstała, powoli podchodząc do Tessy. Jej wyraz twarzy nic nie pokazywał... po za współczuciem.
- Za pół godziny kolacja, więc musimy się przygotować. - powiedziała spokojnie.
- Zostaw mnie - szepnęła szatynka, lecz po chwili jeszcze dodała. - proszę.
Maria jedynie westchnęła i usiadła sztywno - prawdopodobnie z powodu mocno zaciśniętego gorsetu - na brzegu łóżka.
- Jeśli się tam nie zjawisz, to zostaniesz ukarana... ja również, ponieważ jestem za ciebie odpowiedzialna. - szepnęła, przełykając ślinę i patrząc się w podłogę. Jej szept drżał, a cała ona wyglądała jakby się bała. Tessa zmarszczyła brwi i niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała na uważnie na dziewczynę.
- Ukarana? Jak?
- Nie powinnam...
- Powiedz. - przerwała jej, odruchowo łapiąc ją za ciepłą dłoń, która była aż relaksującym doświadczeniem dla jej chłodnej skóry.
- Mortmain stosuje dotkliwe kary na kobietach w jego służbie. Nie raz podnosił, na którąś z nas rękę. Nie raz nie obyło się bez siniaków, a nawet krwi.
Tessa, która do tej pory miała rozdziawione usta - zamknęła je i przełknęła ślinę. Przeniosła wzrok na Marię, która wciąż sztywno siedziała i głęboko oddychała.
- Dobrze. - szepnęła w końcu, pocierając skronie. - Pójdę na tą kolację.
Dziewczyna spojrzała na Tessę z lekkim zdziwieniem, lecz po chwili dosłownie lekko się uśmiechnęła i pokiwała głowią, wstając. Pomogła również się podnieść Tessie, która podchodząc do szafy, chwiała się na boki.
Sięgając do klamek podwójnych drzwi mebla, szarpnęła je w swoją stronę, ukazując bogatą zawartość szafy, do której należały między innymi drogie, piękne suknie, różne pantofle i buty, kapelusze na każdą okazję, wachlarze o różnych motywach, a także wiele innych akcesoriów należących do ubioru bogatej kobiety.
Tessa musiała aż otworzyć buzię. Maria, widząc to zachichotała cicho pod nosem, sięgając po suknie w kolorze pastelowego niebieskiego, białego i jasnoróżowego. Następnie złapała za parę białych pantofli i skierowała się z Tessą w stronę lustra. Widząc jak bardzo jest ona słaba, pomogła jej się ubrać i założyć buty. Wyszczotkowała jej włosy, zbierając je po bokach i spinając z tyłu perełkową spinką.
Po kilkunastu minutach była gotowa. Stanęła przed lustrem i przeżegnała się w duchu, kiedy zobaczyła w nim swoje odbicie.
Suknia idealnie podkreślała jej sylwetkę od ramion do pasa, w dodatku miała bardzo duży dekolt, co również bardzo ukazywało biust. W pewnym momencie, starała sobie wyobrazić, co powiedzieli by o niej teraz Will lub Jem. Szybko pokręciła głową.
- Jesteś strasznie blada. - powiedziała Maria, stając przed nią i nieco ściskając jej policzki. Następnie nałożyła jej na usta czereśniową pomadkę, a na oczy dała nieco kremowego cienia.
- Kiedy mieszkałam w waszej posiadłości, ignorowałaś mnie i piorunowałaś wzrokiem, jakbym była intruzem i zagrożeniem. A teraz tak po prostu mi pomagasz i patrzysz na mnie ze współczuciem.
- W posiadłości zachowywałam się tak, bo - owszem - byłaś intruzem. To ty byłaś oczkiem w głowie mojej matki. To tobie poświęcała więcej czasu i tobą się bardziej interesowała, byleby coś osiągnąć. Kiedy cię nie było, to ja byłam dla niej na pierwszym miejscu. Kupowała mi drogie suknie i biżuterię. Obydwie miałyśmy hobby. Nazywałyśmy je polowaniem na pawie. Chodziło o bogatych mężczyzn. Miałam sobie znaleźć towarzysza na jakiś czas - zawsze odnosiłam sukcesy - i po jakimś czasie się z nim rozstać. Nie powiem, podobało mi się, kiedy porównywano mnie do światła na owady. Piękna, pociągająca, acz niebezpieczna. - uśmiechnęła szyderczo, na wspomnienie. - Ale teraz, kiedy cię widzę, to naprawdę ci współczuję. Słyszałam przez co przeszłaś. Wiem o wszystkich okropieństwach jakie cię spotkały od poznania mojej maki, aż do teraz. Nie wiem czy cię lubić czy nie, ale wiem, że ja na pewno nie byłabym tak silna i odważna jak ty, Tesso. Lecz nie zapominaj, że również twój opór, siła i odwaga tym bardziej przyciągają do ciebie Mortmaina. Więc, w twojej sytuacji, są to - niestety lub stety - wady.
WIELKI, ACZKOLWIEK KRÓTKI POWRÓT!!! Wróciłam z obozu, ale po jutrze wyjeżdżam do Polski (do Gdańska i Elbląga)! Więc jutro nie będę miała czasu na pisanie, bo PAKOWANIE itd, ale udało mi się dodać dzisiaj taki krótki, bo nie mogłam się powstrzymać :D
środa, 8 lipca 2015
Rozdział 3
Will i Jem po napisaniu listu do Charlotte, o tym co mają zamiar zrobić, wzięli swoje torby i cicho wymknęli się z instytutu do stadniny, gdzie stały dwa, czarne ogiery, którym Will nadał imiona Balios i Xanthos.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że ta cała klątwa nie była prawdą. - powiedział Jem, wyciągając Xanthosa z jego zagrody.
- Ja też nie, ale może to i lepiej, że wszystko było fałszywe. Bo gdyby klątwa istniała, to nie wiadomo ile ludzi by nie żyło. - mówiąc, pomyślał o pocałunku z Tessą, który ona wtedy oddała.
- Myślisz, że AŻ tylu by cię w tobie zakochało? Nie sądzisz, że jesteś trochę zbyt pewny siebie? - zaśmiał się.
- Moja uroda nie jest nikomu obojętna. Każdy kto zna moje imię, wie, że wyglądam jak anioł. - uśmiechnął się i razem ze swoim parabatai kontynuowali przygotowywać konie na podróż. Kiedy wszytko było gotowe, wsiedli na nie i wyjechali na nich, kierując się w stronę bramy.
- Will! - usłyszał w pewnym momencie. Zatrzymał Baliosa, pociągając lekko za uzdę. Odwrócił konia w stronę biegnących Cecily i Gabriela.
- Cecily - mruknął, wiedząc, że zaraz dojdzie do nieprzyjemnej rozmowy.
- Gdzie jedziecie?
- Ratować Tessę, wiemy gdzie ona jest. Wszystko jest napisane w liście, który wam zostawiliśmy.
- Jadę z wami!
- Nie, zostajesz tutaj.
- Nie! - warknęła Cecily i zrobiła kilka kroków bliżej, patrząc się szklanymi oczami na brata. - Nie możesz znowu mnie opuścić! Do diabła, przyjechałam tutaj dla ciebie, aby móc cię znów zobaczyć! Nie po to, aby znów zostać samą! Jeśli jednak tak bardzo mnie nienawidzisz, to zejdź z konia i powiedz mi to w oczy! Teraz! - krzyknęła i wskazała palcem na miejsce, w którym stała.
Will westchnął i zeskoczył z konia. Podszedł do Cecily szybkim krokiem, ujmując jej twarz. Spojrzał w jej niebieskie oczy, które błyszczały od zbierających się łez.
- Kocham cię, siostrzyczko. Tęskniłem za tobą, przez te wszystkie lata.
- Jeżeli mówisz prawdę, to pozwól mi jechać z tobą, proszę. - szepnęła, kiedy po jej policzku spłynęła łza.
- Co byłby ze mnie za brat, gdybym ci pozwolił narażać życie.
- A jednak ryzykujesz swoje, tym samym narażając mnie na utratę kolejnej ważnej osoby! Ella nie żyje, mama zachorowała, a ojciec popadł w hazard i przegrał nasz dom, przez co mieszkamy teraz w jedno pokojowym domku z kuchnią i łazienką! Każdy dzień wiąże się z ryzykiem, że nasza mama umrze lub tacie strzeli do głowy, aby w grze założyć się o własne życie lub co gorsza rodzinę! Każdy dzień wiąże się z ryzykiem... że zostaniemy sierotami! A jeśli teraz wyjedziesz i mnie zostawisz, to każdy dzień będzie wiązał się również z ryzykiem, że zginiesz, a ja zostanę sama! Ostatnia z rodu Herondale'ów! Ostatnia, rozumiesz?! Zostanę sama! - dziewczyna po swoich słowach wybuchnęła płaczem. Will również nie mogąc wytrzymać, przytulił ją mocno do siebie, starając się uspokoić siostrę, mimo iż jego bijące, oszalałe serce też tego wymagało.
- Cii... - szepnął, gładząc jej włosy, lecz po dłuższej chwili się od niej odsunął i podszedł do Gabriela, którego zaciągnął nieco dalej.
- Masz się nią zająć i nie wypuszczać z instytutu samej. Masz być dla niej jak rodzina, chronić ją, a jeśli naprawdę ci na niej zależy, to kochaj ją całym sercem, bo ona na to zasługuje, rozumiesz? - spytał, zaciskając palce na brzegach marynarki Gabriela, który zacisnął usta.
- Tak, ale ty masz nie dać się zabić i wrócić.
- O to się nie martw. - szepnął i odsunął się od Lightwooda, lecz po chwili znów zatrzymał i odwrócił. - Jeśli ginę, a ty ją zostawisz, to przysięgam, że będę cię nawiedzał po nocach. - zagroził i szybkim krokiem wrócił na konia.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że ta cała klątwa nie była prawdą. - powiedział Jem, wyciągając Xanthosa z jego zagrody.
- Ja też nie, ale może to i lepiej, że wszystko było fałszywe. Bo gdyby klątwa istniała, to nie wiadomo ile ludzi by nie żyło. - mówiąc, pomyślał o pocałunku z Tessą, który ona wtedy oddała.
- Myślisz, że AŻ tylu by cię w tobie zakochało? Nie sądzisz, że jesteś trochę zbyt pewny siebie? - zaśmiał się.
- Moja uroda nie jest nikomu obojętna. Każdy kto zna moje imię, wie, że wyglądam jak anioł. - uśmiechnął się i razem ze swoim parabatai kontynuowali przygotowywać konie na podróż. Kiedy wszytko było gotowe, wsiedli na nie i wyjechali na nich, kierując się w stronę bramy.
- Will! - usłyszał w pewnym momencie. Zatrzymał Baliosa, pociągając lekko za uzdę. Odwrócił konia w stronę biegnących Cecily i Gabriela.
- Cecily - mruknął, wiedząc, że zaraz dojdzie do nieprzyjemnej rozmowy.
- Gdzie jedziecie?
- Ratować Tessę, wiemy gdzie ona jest. Wszystko jest napisane w liście, który wam zostawiliśmy.
- Jadę z wami!
- Nie, zostajesz tutaj.
- Nie! - warknęła Cecily i zrobiła kilka kroków bliżej, patrząc się szklanymi oczami na brata. - Nie możesz znowu mnie opuścić! Do diabła, przyjechałam tutaj dla ciebie, aby móc cię znów zobaczyć! Nie po to, aby znów zostać samą! Jeśli jednak tak bardzo mnie nienawidzisz, to zejdź z konia i powiedz mi to w oczy! Teraz! - krzyknęła i wskazała palcem na miejsce, w którym stała.
Will westchnął i zeskoczył z konia. Podszedł do Cecily szybkim krokiem, ujmując jej twarz. Spojrzał w jej niebieskie oczy, które błyszczały od zbierających się łez.
- Kocham cię, siostrzyczko. Tęskniłem za tobą, przez te wszystkie lata.
- Jeżeli mówisz prawdę, to pozwól mi jechać z tobą, proszę. - szepnęła, kiedy po jej policzku spłynęła łza.
- Co byłby ze mnie za brat, gdybym ci pozwolił narażać życie.
- A jednak ryzykujesz swoje, tym samym narażając mnie na utratę kolejnej ważnej osoby! Ella nie żyje, mama zachorowała, a ojciec popadł w hazard i przegrał nasz dom, przez co mieszkamy teraz w jedno pokojowym domku z kuchnią i łazienką! Każdy dzień wiąże się z ryzykiem, że nasza mama umrze lub tacie strzeli do głowy, aby w grze założyć się o własne życie lub co gorsza rodzinę! Każdy dzień wiąże się z ryzykiem... że zostaniemy sierotami! A jeśli teraz wyjedziesz i mnie zostawisz, to każdy dzień będzie wiązał się również z ryzykiem, że zginiesz, a ja zostanę sama! Ostatnia z rodu Herondale'ów! Ostatnia, rozumiesz?! Zostanę sama! - dziewczyna po swoich słowach wybuchnęła płaczem. Will również nie mogąc wytrzymać, przytulił ją mocno do siebie, starając się uspokoić siostrę, mimo iż jego bijące, oszalałe serce też tego wymagało.
- Cii... - szepnął, gładząc jej włosy, lecz po dłuższej chwili się od niej odsunął i podszedł do Gabriela, którego zaciągnął nieco dalej.
- Masz się nią zająć i nie wypuszczać z instytutu samej. Masz być dla niej jak rodzina, chronić ją, a jeśli naprawdę ci na niej zależy, to kochaj ją całym sercem, bo ona na to zasługuje, rozumiesz? - spytał, zaciskając palce na brzegach marynarki Gabriela, który zacisnął usta.
- Tak, ale ty masz nie dać się zabić i wrócić.
- O to się nie martw. - szepnął i odsunął się od Lightwooda, lecz po chwili znów zatrzymał i odwrócił. - Jeśli ginę, a ty ją zostawisz, to przysięgam, że będę cię nawiedzał po nocach. - zagroził i szybkim krokiem wrócił na konia.
***
Patrzyła przez łzy, jak jej brat i jego parabatai odjeżdżają, pozostawiając po sobie jedynie, roznoszący się po dziedzińcu dźwięk końskich kopyt. Jej nogi odruchowo zrobiły krok na przód, chcąc pobiec za Willem. Niestety, zatrzymały ją znajome ramiona, które przyciągnęły brunetkę do siebie.
- Wiesz jakie to uczucie, kiedy bliska ci osoba opuszcza cię już drugi raz, a ty ponownie nie masz pojęcia, czy w ogóle wróci? - wyszlochała, kiedy dłoń Gabriela zaczęła czule i powoli, gładzić jej włosy.
- Niestety, tak.
***
Tessa siedziała skulona w czarnym powozie jak najdalej od Mrocznych sióstr, które bez przerwy się w nią wpatrywały.
Nie miała pojęcia ile godzin już jadą, przez zaśnieżone pole. Nie wiedziała również, która godzina, ale chyba było już południe.
- Czego on ode mnie chce? - spytała cicho Tessa, mając wrażenie, że głos zaraz utkwi jej w gardle.
- Masz szczęście, bo powoli dojeżdżamy. Normalnie droga by trwała kilka dni, ale Mistrz użyczył nam swojej czarownicy, która zaczarowała konie, tak że są naprawdę szybkie. - powiedziała Pani Black z lekkim uśmiechem na twarzy.
"Racja" pomyślała Tessa.
Powóz gnał z naprawdę ogromną szybkością. Tak ogromną, że Tessa całą drogę niemal przywierała do swojego siedzenia. Ale całą drogę również chciało jej się płakać. Tak bardzo się bała... w dodatku jeszcze te okropne zawroty głowy! Miała już dość, najchętniej umarłaby teraz, aby Mistrz dostał ją martwą.
- Gdzie jesteśmy? - spytała.
- W Walii.
Walia, Walia, Walia... Will! Will przecież pochodzi z Walii! Odruchowo wyjrzała przez okno, aby zobaczyć jeszcze raz pola i drzewa.
- A dokładnie?
- Zmierzamy w stronę Arthog. Tam Mistrz osobiście cię powita i zabierze do jego zamku. Mogłabyś chociaż udawać, że cię to cieszy. Pan naprawdę się stara. Przygotował dla ciebie masę prezentów.
- Prezentów?! - prychnęła Tessa, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
- Owszem, prezenty powitalne, zaręczynowe, a także ślubne. - uśmiechnęła się Pani Dark, kiedy jej siostra nagle złapała się z głowę i mruknęła coś w nieznanym języku.
- Mistrz... - powiedział po chwili, prostując się.
- Co? Co ci powiedział?!
- Powiedział, że mamy jechać prosto do zamku.
- Czyli gdzie? - spytała Tessa.
- Nad jezioro Llynnau Cregennen.
***
Po około godzinie powóz zatrzymał się tuż obok ogromnego jeziora, otoczonego wzgórzami. Niebo było pochmurne, przez co woda wyglądała w oddali na ciemno niebieską.
Woźnica otworzył drzwiczki Tessie, pomagając jej wyjść. Czując jak nareszcie może rozprostować nogi, odetchnęła z ulgą. Wzięła głęboki oddech świeżego, czystego powietrza i wypuściła go z buzi razem z białą parą. Następnie rozejrzała się jeszcze raz dookoła, podziwiając piękne, zaśnieżone otoczenie.
- Nie widzę tutaj żadnej posiadłości. - powiedział, odwracając się w stronę Mrocznych sióstr, które podeszły bliżej niej.
- Oczyść swój umysł i jeszcze raz spójrz na jezioro. - szepnęły jej do ucha.
Czując ich oddech na szyi, dostała gęsiej skórki, ale zrobiła tak jak jej kazały. Zamknęła oczy i pozbyła się ze swojego umysłu wszystkie myśli. Następnie rozchyliła powieki, które po chwili się rozszerzyły.
Na wodzie pojawił się stary, kamienny zamek. Prowadził do niego drewniany most, który był tuż przed Tessą i siostrami.
Była tak zszokowana, że aż została pchnięta do przodu. Przełknęła ślinę i ruszyła, dając pierwszy krok na most, który głośno zaskrzypiał pod jej ciężarem. Czując się jak więzień prowadzony na egzekucję, miała ochotę zacząć uciekać. Ale wiedziała, że to niemożliwe. Dlatego starała się wziąć w garść i nie wyjść na tchórza.
Woźnica otworzył drzwiczki Tessie, pomagając jej wyjść. Czując jak nareszcie może rozprostować nogi, odetchnęła z ulgą. Wzięła głęboki oddech świeżego, czystego powietrza i wypuściła go z buzi razem z białą parą. Następnie rozejrzała się jeszcze raz dookoła, podziwiając piękne, zaśnieżone otoczenie.
- Nie widzę tutaj żadnej posiadłości. - powiedział, odwracając się w stronę Mrocznych sióstr, które podeszły bliżej niej.
- Oczyść swój umysł i jeszcze raz spójrz na jezioro. - szepnęły jej do ucha.
Czując ich oddech na szyi, dostała gęsiej skórki, ale zrobiła tak jak jej kazały. Zamknęła oczy i pozbyła się ze swojego umysłu wszystkie myśli. Następnie rozchyliła powieki, które po chwili się rozszerzyły.
Na wodzie pojawił się stary, kamienny zamek. Prowadził do niego drewniany most, który był tuż przed Tessą i siostrami.
Była tak zszokowana, że aż została pchnięta do przodu. Przełknęła ślinę i ruszyła, dając pierwszy krok na most, który głośno zaskrzypiał pod jej ciężarem. Czując się jak więzień prowadzony na egzekucję, miała ochotę zacząć uciekać. Ale wiedziała, że to niemożliwe. Dlatego starała się wziąć w garść i nie wyjść na tchórza.
Niestety, słabo jej to wyszło, kiedy weszli na dziedziniec zamku. Główne drzwi budowli otworzyły się, ukazując człowieka, o którym słyszał już zapewne cały świat Cieni.
- Mam nadzieję, że podróż minęła dobrze, Thereso. - uśmiechnął się, podchodząc do niej z szerokim uśmiechem. Ujął jej dłoń, którą lekko ucałował. - Dziękuję, że przywiozłyście ją tak szybko. Mam nadzieję, że obeszło się bez zabijania?
- Owszem, Panna Gray sama się poddała.
- Wykonałyście zadanie, a teraz możecie iść. - rozkazał, na co siostry kiwnęły głowami i ruszyły do środka zamku. - Theresa. - powtórzył jej imię, jakby mu je smakowało. - Z niecierpliwością oczekiwałem naszego spotkania.
- Ja wręcz przeciwnie. - warknęła, patrząc na niego wzrokiem, pełnym nienawiści.
- Zamiast się z tobą kłócić, wolałbym cię oprowadzić po moim - przepraszam - naszym zamku. Będzie łatwiej ci wtedy się po nim poruszać i szybciej się zadomowisz.
- To nigdy nie będzie mój dom. - syknęła, lecz mężczyzna bez słowa pchnął ją do przodu w stronę wejścia.
***
Cała "wycieczka" trwała mniej więcej godzinę. Mortmain oprowadzał Tessę po różnych przestronnych salonach, sypialniach, jadalniach i innych pomieszczeniach, typu biurach, bibliotekach i Bóg wie czym jeszcze. Korytarze były naprawdę duże, a na ścianach w każdym korytarzu wisiały najróżniejsze obrazy ludzi i miejsc.
Wszystko było piękne, jak w muzeum, tyle że tutaj Tessa mogła wszystkiego dotykać. Lecz mimo to, czuła się obco i cały czas miała ochotę rzucić się na Mortmaina.
- To nigdy nie będzie mój dom. - powtórzyła już, któryś raz z kolei, kiedy zatrzymali się przed jakimiś brązowymi, masywnymi drzwiami.
- To będzie twój pokój, oczywiście do czasu ślubu. - a on, już, któryś raz z kolei ją ignorował.
Tessa westchnęła poirytowana i weszła do przestronnego pomieszczenia.
Przed nią znajdował się kominek z masywnym fotelem. Po obu stronach kominka znajdowały się dwa duże okna. W lewej części pokoju znajdowała się brązowa, ciężka szafa. Obok szafy parawan, a za nim zapewne wanna. W prawej części pokoju było bardziej przytulnie. Znajdowało się tam duże, masywne, wyrzeźbione, małżeńskie łóżko. Było równo zaścielone grubą kołdrą, zwierzęcym futrem, a także masą różnych poduszek. Po obu stronach łóżka znajdowały się stoliki nocne, na których stały rożnej wielkości świeczki. Podłoga była wykładana ogromnym perskim dywanem, a ściany były wytapetowane kremową tapetą w różne wzory. Lecz uwagę Tessy najbardziej przykuł malowany sufit. Były na nim anioły i chmury, które tańczyły wokół zwisającego, kryształowego żyrandola, którego diamenty odbijały światło.
- Mój Boże... - szepnęła Tessa.
- A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym ci przedstawić pewną osobę, która będzie ci dotrzymywać towarzystwa, i która ci będzie pomagać. - uśmiechnął się i odsunął, aby przepuścić dziewczynę w żółtej sukni.
- Maria? - Tessa musiała, aż przyłożyć dłoń do ust.
Przepraszam, że dopiero teraz i przepraszam, że rozdział pewnie wyszedł średnio! Chciałam przypomnieć, że w tym tygodniu wyjeżdżam na obóz, a w przyszłym tygodniu wyjeżdżam z rodzicami do Polski na prawie trzy tygodnie. Nie wiem niestety, kiedy pojawi się następny rozdział, bo nie będzie czasu, a w Polsce będzie problem z internetem, ALE rodzice powiedzieli, że być może wykupią mi internet na jakiś czas, więc nie wszystko stracone!
wtorek, 7 lipca 2015
Liebster Blog Award!
Serdecznie chcę podziękować parabatai za nominację do LBA! Nie mogę uwierzyć, że to już kolejna nominacja i tyle osób czyta i komentuje mojego bloga <3 Bardzo, ale to bardzo wam wszystkim dziękuję!
PYTANIA:
1. Ulubione zwierze?
- Nie wiem, chyba pantera i paw :) A z domowych, to pies i świnka morska!
2. Film czy książka?
- Książka zdecydowanie, ale nie mam nic przeciwko dobremu filmowi :3
3. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
- Była to chyba Love, Rosie, którą serdecznie POLECAM!
4. W czym jesteś najlepsza?
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie będzie to sport :D Uważam, że... w wymyślaniu zwariowanych opowiadań, których niektóre momenty używam, pisząc na blogu :) A, no i we wkurzaniu!XD
5. Ulubiony zespół/piosenkarz/piosenkarka? Dlaczego?
- Co chwilę mi się zmieniają, ale obecnie to piosenkarz Ryan Star, bo piszę naprawdę piękne piosenki. Tekst jest naprawdę piękny, a muzyka wszystko dopełnia :)) Moje ulubione kawałki, to "Losing your memory" i "We might fall" <3
6. Gdybyś mogła zmienić jedno wydarzenie ze swojego życia, które?
- Nie wiem... chyba... naprawdę nie mam pojęcia :((
NOMINUJĘ:
MOJE PYTANIA:
1) Jak nazywałaby się wymyślona przez ciebie marka ubrań?
2) Do czego masz słabość?
3) Jaki smak/ współgra/ją z twoim charakterem?
4) Czego najbardziej nie lubisz robić? Dlaczego?
5) Jakich dwóch języków chciałabyś się w pełni nauczyć?
6) Jaka kuchnia najbardziej przypadła ci do gustu?
7) Jakie są twoje trzy ulubione lody?
8) Pikantne czy łagodne?
9) Trzy cechy, które ma twój wymarzony partner?
10) Gdybyś mogła spędzić miesiąc w innej epoce historycznej, jaki by to był czas/wiek? Dlaczego?
11) DARMOWY pakiet, w którym jest APPLE komputer, tablet i telefon czy może bon 6000 zł na książki do księgarni?
poniedziałek, 6 lipca 2015
Rozdział 2
Światło, będące w kręgu zaczęło powoli gasnąć, ukazując postać niskiego demona, który miał gadzie cechy. Takie jak, niebieskie łuski, szkarłatne oczy, płaski węży pysk i żółtawy, długi, kolczasty ogon z żądłem na końcu.
- To ten, czy mam znów wykonać kolejny czar, bawiąc się w loterię, nie wiedząc czy mi się uda czy nie? - spytał Magnus, wychylając głowę z za cielska demona.
Will patrzył osłupiony na szpetną istotę, którą doskonale znał. Przed jego oczami pojawił się obraz z dzieciństwa, wtedy, kiedy to wszystko się wydarzyło i zaczął się jego życiowy koszmar. Wszystko z powodu tego obślizgłego stwora.
- Tak - odpowiedział po dłuższej chwili Will - to ten.
Demon otworzył nieco swój pysk, który był pełen zębów. Swoim ochrypłym głosem wymówił coś w nieznanym języku.
- Czego chcesz? - wysyczał.
- Abyś zdjął ze mnie klątwę, którą nałożyłeś na mnie sześć lat temu. I masz to zrobić. - zażądał Will.
- To ty wtedy otworzyłeś Pyxis, wypuszczając demoniczną energię, czyli mnie. - powiedział demon tonem, jakby mówił bardziej do siebie niż do Nocnego Łowcy.
- Właśnie, a ty rzuciłeś na mnie klątwę. Ten kto mnie pokocha, ten umrze.
- Nie miałeś serca, Marbasie? - spytał Magnus, znów wychylając się z za cielska demona.
- My demony nie mamy serc przepełnionych dobrocią, jak wasze. Ale, za to potrafimy być bardzo zaskakujący... tak jak teraz.
Will patrzył pytająco na demona, nie wiedząc o co mu mogło chodzić.
- Mów, albo wyjmę seraficki miecz i osobiście ci odetnę wszystkie łapy, w tym język i ogon. Zobaczymy jak będziesz się zachowywał, wyglądając jak zmutowana larwa.
Demon Marbas tylko syknął na Willa.
- Klątwy nigdy nie było, głupi Nefilim! - oznajmił po chwili stwór i się roześmiał, w przeciwieństwie do Willa, który stał nieruchomo z rozdziawionymi ustami.
"To nie prawda" - pomyślał.
- Kłamiesz, gnido!
- Nie! Chciałem cię tylko wtedy nastraszyć, nigdy nie było żadnej klątwy! Wbij to sobie do tej, twojej, małej głowy!
- W takim razie jak wytłumaczysz śmierć mojej siostry Elli?!
- Kiedy ze mną walczyła, użądliłem ją wpuszczając jad do jej ciała. - wytłumaczył, lecz po chwili zawył, wydając z siebie okropny, wysoki dźwięk i po kilku sekundach znikł, pozostawiając po sobie śmierdzący odór.
- Wybacz, ale niszczył łapami podłogę Camille.
- To nic, i tak już wiem, co chciałem. - właśnie chciał się odwrócić i odejść, kiedy coś mu się przypomniało. - Czy mógłbyś użyć czaru tropiącego i odnaleźć Tessę?
- Najpierw potrzebuję czegoś należącego do niej.
Will chwilę się zastanowił.
- Ja należę do niej. Moje uczucie żywię do niej. W moim umyśle jest jej obraz z różnych chwil w naszym życiu. Ja powinienem ci wystarczyć. - powiedział i podał Magnusowi dłoń, który bez słowa westchnął i ją ujął, zaczynając wymawiać coś w nieznanym języku...
***
Szedł ulicami Londynu, rozmyślając i wciąż nie mogąc uwierzyć. Nie mógł uwierzyć w jego życie i jego znaczenie. Czuł się, jakby cały świat wokół niego się zawalił, a teraz pojawił się nowy, obcy.
Miał wrażenie, jakby cała jego przeszłość i wszystkie czyny, które w niej zrobił... stały się nieważne. Zupełnie, jakby nigdy się nie wydarzyły. Jakby były, tylko snem.
Z wyjątkiem trzech zdarzeń...
Kiedy uciekł od rodziny, kiedy Jem został jego parabatai i, kiedy pocałował Tessę. Te chwilę wciąż były dla niego jak najbardziej prawdziwe i realne. Wiedział, że zostaną w jego pamięci na zawsze.
Ale teraz wciąż wszystko nie jest dobrze. Tessa została porwana i wiedział, że nie może zwlekać na odpowiedź Enklawy, czy w końcu mają zamiar ratować ją czy nie. Dlatego musiał musiał wziąć sprawy w swoje ręce i sam wyruszyć jej na ratunek.
***
Wyjął średniego rozmiaru, brązową, skórzaną torbę, zapinaną na jeden pas po środku. Włożył do niej metalową, pełną wody manierkę, zawinięte w starą ścierkę jabłko i chleb, kilka kostek cukru dla konia, sakiewkę pieniędzy, zapasową stelę i jeden z mniejszych sztyletów, a także cienki koc.
Przebrał się w nowe spodnie, koszulę, buty, a także swój czarny płaszcz. Zapiął wokół swojej talii pas, do którego były przyczepione dwie, skórzane pochwy. Jedna na miecz, a druga na sztylet. Uzupełnił obie, podłużne kieszenie bronią. Na koniec założył swój czarny cylinder.
Wziął torbę, kierując się w stronę drzwi, kiedy jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa i stanęły w miejscu. Odruchowo się odwrócił i podszedł do biurka, gdzie wciąż leżał rozłożony list od Tessy. Wziął go, złożył i schował do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza.
Następnie wyszedł i pobiegł do pokoju Jema, po prostu do niego wpadając. Jego parabatai siedział na łóżku i zażywał narkotyk yin fen. Lecz, kiedy zobaczył Willa, odłożył szkatułkę.
- Gdzieś idziesz?
- Jadę odnaleźć Tessę.
- Nawet nie wiesz, gdzie Mroczne siostry ją wywiozły.
- Wiem, byłem u Magnusa.
- Znowu?
- Tak, udało mu się wezwać demona od mojej klątwy.
Jem rozdziawił usta i wstał podchodząc do Willa.
- I?
- I... nigdy nie było żadnej klątwy. Wszystko było, tylko po to, aby mnie przestraszyć. - wyjaśnił, patrząc na podłogę, jakby była kolejnym, nieudanym wynalazkiem Henry'ego.
- Will... - zaczął Jem, patrząc na niego współczująco.
- Trudno, nie będę się teraz nad sobą użalał i płakał, bo to nic nie zmieni. Co było, to było. Postaram się, to naprawić, ale teraz muszę uratować Tessę.
- Wracając do Tessy, nie wiesz gdzie ona jest.
- Wiem, poprosiłem Magnusa, aby wykonał czar tropiący.
- I znalazł ją?
- Tak, Mroczne siostry zabierają ją Arthog.
- Gdzie, to jest?
- Od Cadair Idris, około godziny. Ale z stąd, wyjdzie trzy dni konno. Znam tamte tereny Walii. Będąc mały, często chodziłem na długie spacery. - wyjaśnił, przypominając sobie jak z Ellą chodził obok niebieskich, jak niebo jezior i spacerował z nią godzinami z jednych gór do kolejnych. Zawsze towarzyszył im wiatr i piękne krajobrazy Walii.
- Jadę z tobą. - powiedział po chwili Jem.
- Co?! Ale przecież narkotyk...
- Parabatai trzymają się razem. A narkotyku mam wystarczająco. Czuję się dobrze. Po za tym, nie mógłbym zostać z myślą, że tobie lub Tessie grozi niebezpieczeństwo. Obydwoje jesteście dla mnie ważni.
- Ona też? - zmarszczył brwi.
- Tak, bardzo. Ona jest wyjątkowa, a jej słowa wpływają na wszystkich w niesamowity sposób. Jest wzorem do naśladowania. Obaj również wiemy, że gdyby tylko chciała, to mogłaby poprowadzić dowolną armię, przez wiele wojen i każdą by wygrała.
niedziela, 5 lipca 2015
Księga II - Rozdział 1
Obudziła się sama, zupełnie jakby jej umysł wiedział, że już pora wstawać. Ziewnęła, uśmiechając się lekko na wspomnienie o wczorajszej nocy...
Wszyscy do niej przyszli, ściskając ją. Błagali ją, aby się zgodziła na leczenie i powiedziała, dlaczego odmówiła Cichym Bracią, ale zachowała milczenie, jedynie kręcąc głową i mówiąc "przepraszam". Wtedy Charlotte powiedziała, że uszanuje jej wybór, ale Tessa musi być go pewna. I była. Była pewna, że musi dzisiaj się oddać w ręce Mortmaina, aby móc uratować Nate'a i innych, a także spróbować powstrzymać go, aby więcej nie krzywdził.
Odtrącając wszystkie myśli, zwlekła się niechętnie z łóżka i spojrzała na zegar. Za piętnaście jedenasta. Przegapiła śniadanie, ale niezbyt ją to obchodziło, ponieważ i tak nie była głodna.
Podeszła do wanny, gdzie była już czysta woda, którą Sophie zapewne wymieniła rano, kiedy Tessa spała.
Zrzuciła rękawy z ramion, pozwalając materiałowi opaść na podłogę. Następnie weszła do chłodnej wody, od której przeszedł ją dreszcz. Umyła się, po czym okryła się szlafrokiem, podchodząc do toaletki i wykonując lekki makijaż na swoją bladą twarz, a następnie szczotkując skołtunione włosy, które zaplotła w warkocz, robiąc z niego niskiego koka.
Podeszła do szafy wyjmując z niej jasnoróżową suknie i kremowe pantofle. Mimo lekkich zawrotów głowy, zdołała się w końcu ubrać, lecz kiedy była już gotowa okazało się, że wszystko zajęło jej aż godzinę. Zostało jej piętnaście minut, aby wyjść na dziedziniec, dlatego sięgnęła po listy z pod poduszki i wyszła po cichu z pokoju.
Dłonią wodząc po ścianie, aby nie upaść z powodu zawrotów głowy, zaczęła się kierować do pokoju Willa. Kiedy tam dotarła, wzięła odpowiednią kopertę i na nią spojrzała. W jej głowie pojawiało się tysiące pytań, takie jak "Co on sobie pomyśli?", "Co jeśli mnie wyśmieje?". Ale mimo tych czarnych myśli, lekko ucałowała list i przyłożyła go sobie do serca, przełykając ślinę. Następnie chwiejąc się, kucnęła i włożyła list do połowy pod drzwi.
Szybko wstała i ruszyła do pod gabinet, gdzie zapewne przesiadywała Charlotte. Nie pukała, tylko zrobiła tak jak wcześniej, kucnęła, wsuwając listy pod drzwi. Była pewna, że Charlotte przekaże list Nate'owi.
Wstając, nagle usłyszała głośny huk zegara, który wybił dwunastą. Jej serce podskoczyło niemal, nie wypadając z jej piersi, za którą się złapała. Przełknęła ślinę i najszybciej jak umiała, pobiegła w stronę dziedzińca, roznosząc echo swoich obcasów.
Wybiegając na dwór, gwałtownie się zatrzymała, widząc jak czarny powóz stoi tuż przed bramą. Przed powozem zaś stały doskonale odznaczające się od śniegu mroczne siostry w ciemnych futrach. Obok sióstr stało dwóch mężczyzn w ciemnych frakach i kapeluszach, to oni trzymali bezwładne ciało chłopaka, ubrane jedynie w luźną koszulę bez kołnierzyka i spodnie do kolan. Chłopak uniósł głowę, dając się rozpoznać.
- Nate - szepnęła Tessa, unosząc suknie. - Nate!
Zaczęła biec w stronę brata, kiedy tym czasem mężczyźni rzucili go z ogromną siłą kilka metrów dalej w cienką taflę białego puchu. Tessa po kilku sekundach dobiegła do brata, rzucając się na kolana i układając jego głowę na swoich kolanach. Był blady i cały w zadrapaniach. Jego nogi i dłonie również były poranione i całe w różnych siniakach. Serce jej się ścisnęło na jego widok. Dotknęła dłonią zimnej twarzy brata, który otworzył swoje, zmęczone, załzawione oczy.
- Tessie... - wyszeptał, unosząc dłoń i przykładając ją do policzka siostry. Przyciągnęła jego rękę, aby móc poczuć jego dotyk, który wywołał w niej zbierające się łzy.
- Tessa! - usłyszała w pewnym momencie swoje imię. Kiedy odwróciła głowę w stronę instytutu, zobaczyła Charlotte, Willa i Jema, wpatrujących się w nią z troską i niedowierzaniem. Po chwili, przybiegli inni, zaczynając się pchać, aby móc lepiej widzieć całą sytuację.
- Tessie, nie rób tego...
- Cii, kocham cię, braciszku. - szepnęła, całując go w czoło i spojrzała na pozostałych ze łzami w oczach. Wstała, ostrożnie kładąc głowę brata na ziemi.
- Tessa... - zaczął Jem, robiąc krok do przodu.
- Nie zbliżaj się! - przerwała mu Pani Black, wyjmując sztylet zza pleców, z którym zaczęła podchodzić do Tessy, która stała, wciąż wpatrując się w pozostałych. Objęła ją ramieniem i przyłożyła broń do gardła dziewczyny, powoli ciągnąc ją w stronę powozu.
Miała ochotę wybuchnąć płaczem, zacząć się wyrywać, ale czując zimny metal przy skórze, bała się pisnąć choćby słowo.
- Pozwól mi coś jeszcze powiedzieć, proszę. - szepnęła Tessa. O dziwo Pani Black spełniła prośbę dziewczyny i odwróciła ją w stronę Nocnych Łowców, odsuwając nieco broń od jej gardła.
Wszyscy do niej przyszli, ściskając ją. Błagali ją, aby się zgodziła na leczenie i powiedziała, dlaczego odmówiła Cichym Bracią, ale zachowała milczenie, jedynie kręcąc głową i mówiąc "przepraszam". Wtedy Charlotte powiedziała, że uszanuje jej wybór, ale Tessa musi być go pewna. I była. Była pewna, że musi dzisiaj się oddać w ręce Mortmaina, aby móc uratować Nate'a i innych, a także spróbować powstrzymać go, aby więcej nie krzywdził.
Odtrącając wszystkie myśli, zwlekła się niechętnie z łóżka i spojrzała na zegar. Za piętnaście jedenasta. Przegapiła śniadanie, ale niezbyt ją to obchodziło, ponieważ i tak nie była głodna.
Podeszła do wanny, gdzie była już czysta woda, którą Sophie zapewne wymieniła rano, kiedy Tessa spała.
Zrzuciła rękawy z ramion, pozwalając materiałowi opaść na podłogę. Następnie weszła do chłodnej wody, od której przeszedł ją dreszcz. Umyła się, po czym okryła się szlafrokiem, podchodząc do toaletki i wykonując lekki makijaż na swoją bladą twarz, a następnie szczotkując skołtunione włosy, które zaplotła w warkocz, robiąc z niego niskiego koka.
Podeszła do szafy wyjmując z niej jasnoróżową suknie i kremowe pantofle. Mimo lekkich zawrotów głowy, zdołała się w końcu ubrać, lecz kiedy była już gotowa okazało się, że wszystko zajęło jej aż godzinę. Zostało jej piętnaście minut, aby wyjść na dziedziniec, dlatego sięgnęła po listy z pod poduszki i wyszła po cichu z pokoju.
Dłonią wodząc po ścianie, aby nie upaść z powodu zawrotów głowy, zaczęła się kierować do pokoju Willa. Kiedy tam dotarła, wzięła odpowiednią kopertę i na nią spojrzała. W jej głowie pojawiało się tysiące pytań, takie jak "Co on sobie pomyśli?", "Co jeśli mnie wyśmieje?". Ale mimo tych czarnych myśli, lekko ucałowała list i przyłożyła go sobie do serca, przełykając ślinę. Następnie chwiejąc się, kucnęła i włożyła list do połowy pod drzwi.
Szybko wstała i ruszyła do pod gabinet, gdzie zapewne przesiadywała Charlotte. Nie pukała, tylko zrobiła tak jak wcześniej, kucnęła, wsuwając listy pod drzwi. Była pewna, że Charlotte przekaże list Nate'owi.
Wstając, nagle usłyszała głośny huk zegara, który wybił dwunastą. Jej serce podskoczyło niemal, nie wypadając z jej piersi, za którą się złapała. Przełknęła ślinę i najszybciej jak umiała, pobiegła w stronę dziedzińca, roznosząc echo swoich obcasów.
***
Wybiegając na dwór, gwałtownie się zatrzymała, widząc jak czarny powóz stoi tuż przed bramą. Przed powozem zaś stały doskonale odznaczające się od śniegu mroczne siostry w ciemnych futrach. Obok sióstr stało dwóch mężczyzn w ciemnych frakach i kapeluszach, to oni trzymali bezwładne ciało chłopaka, ubrane jedynie w luźną koszulę bez kołnierzyka i spodnie do kolan. Chłopak uniósł głowę, dając się rozpoznać.
- Nate - szepnęła Tessa, unosząc suknie. - Nate!
Zaczęła biec w stronę brata, kiedy tym czasem mężczyźni rzucili go z ogromną siłą kilka metrów dalej w cienką taflę białego puchu. Tessa po kilku sekundach dobiegła do brata, rzucając się na kolana i układając jego głowę na swoich kolanach. Był blady i cały w zadrapaniach. Jego nogi i dłonie również były poranione i całe w różnych siniakach. Serce jej się ścisnęło na jego widok. Dotknęła dłonią zimnej twarzy brata, który otworzył swoje, zmęczone, załzawione oczy.
- Tessie... - wyszeptał, unosząc dłoń i przykładając ją do policzka siostry. Przyciągnęła jego rękę, aby móc poczuć jego dotyk, który wywołał w niej zbierające się łzy.
- Tessa! - usłyszała w pewnym momencie swoje imię. Kiedy odwróciła głowę w stronę instytutu, zobaczyła Charlotte, Willa i Jema, wpatrujących się w nią z troską i niedowierzaniem. Po chwili, przybiegli inni, zaczynając się pchać, aby móc lepiej widzieć całą sytuację.
- Tessie, nie rób tego...
- Cii, kocham cię, braciszku. - szepnęła, całując go w czoło i spojrzała na pozostałych ze łzami w oczach. Wstała, ostrożnie kładąc głowę brata na ziemi.
- Tessa... - zaczął Jem, robiąc krok do przodu.
- Nie zbliżaj się! - przerwała mu Pani Black, wyjmując sztylet zza pleców, z którym zaczęła podchodzić do Tessy, która stała, wciąż wpatrując się w pozostałych. Objęła ją ramieniem i przyłożyła broń do gardła dziewczyny, powoli ciągnąc ją w stronę powozu.
Miała ochotę wybuchnąć płaczem, zacząć się wyrywać, ale czując zimny metal przy skórze, bała się pisnąć choćby słowo.
- Pozwól mi coś jeszcze powiedzieć, proszę. - szepnęła Tessa. O dziwo Pani Black spełniła prośbę dziewczyny i odwróciła ją w stronę Nocnych Łowców, odsuwając nieco broń od jej gardła.
***
Charlotte wpatrywała się ze łzami w oczach jak zapłakana Tessa robi krok w ich stronę.
- Przepraszam... - wymamrotała. - wszystko zrozumiecie, czytając listy, które wam zostawiłam. - Charlotte przypomniała sobie o kopercie, której nie zdążyła podnieść z pod drzwi, kiedy usłyszała dźwięk kopyt koni, dobiegających z dziedzińca. - Zajmijcie się moim bratem dobrze, bo on nie zasłużył na ból i cierpienia, jakie z mojej winy zostały mu zesłane. - powiedziała pewnym, aczkolwiek pełnym strachu głosem.
Charlotte jedynie pokiwała lekko głową, na co Tessa odpowiedziała jej jedynie bezgłośnie wymówionym słowem "dziękuję". Następnie cofając się do tyłu. Obie mroczne siostry wsiadły do czarnego powozu, po czym dwaj mężczyźni, trzymając dziewczynę za ramiona, pchnęli ją do środka, zatrzaskując drzwiczki, na co Charlotte przyłożyła dłoń do ust, aby nie wybuchnąć płaczem. Kiedy powóz zaczął odjeżdżać, inni rzucili się w stronę chłopaka, kiedy tymczasem Henry przytulał czule swoją żonę.
- Co teraz, Charlotte? - spytała Jessamine.
Czując jak narasta w niej złość, odsunęła się od męża, spoglądając na brata Tessy, którego właśnie nieśli chłopcy.
- Teraz wezwę wszystkich członków Enklawy i ruszymy na poszukiwania tego drania, bym mogła wbić serafickie ostrzę prosto. W. Jego. Serce. - wysyczała Pani Branwell - Sophie, pomożesz mi przygotować gabinet do narady, a ty, Henry. - zwróciła się do męża. - zbuduj jak najwięcej wybuchających mechanizmów, abyśmy mogli zobaczyć jak te cholerne roboty Mortmaina latają bez skrzydeł w kawałkach.
- Ale, kochanie... - Henry nie dokończył, bo Charlotte przepchnęła się przez niego i pannę Lovelace, po czym szybkim krokiem z Sophie weszła do środka.
- Zbuduj mi też lepszą parasolkę do walczenia, bo jeśli twoja żona każe mi walczyć, to się nie obronię. - dodała Jessamine i ze skrzyżowanymi rękami poszła w ślady Pani Branwell i służącej.
***
Kiedy Will pomógł przenieść Nate'a do jednej z sypialń, a Cecily zaczęła go z Gabrielem opatrywać, wrócił do swojego pokoju, trzaskając drzwiami, których huk zapewne rozniósł się jeszcze na korytarzu.
Sięgnął po jeden z wazonów, który stał na stercie książek i z całej siły rzucił nim o ścianę, rozbijając go na kawałki. To samo zrobił z kilkoma figurkami, lampami i buteleczkami atramentu. Lecz wciąż nie miał dość. Wciąż chciał się wyżyć na sobie i na innych, że pozwolili Tessie decydować o swoim życiu. Gdyby, to on był szefem instytutu, to na pewno by jej nie pozwolił na takie decyzje. Najchętniej zamknąłby ją w pokoju, byleby nie dopuścić do tego, co się przed chwilą stało.
Usiadł na łóżku i złapał się za włosy, zaciskając mocno powieki. "A co jeśli to moja wina, że zachorowała? Może dopadła ją jego klątwa?" pomyślał, lecz po chwili pokręcił głową. Cichy Brat mu powiedział, że Tessa została otruta. To trucizna. Nie klątwa!
Nie mogąc wytrzymać tej irytującej ciszy, wstał i podszedł do lustra. Widząc swoje odbicie, zacisnął dłoń w pięść i właśnie chciał w nie uderzyć, kiedy w lustrze dostrzegł coś jeszcze. Na podłodze obok drzwi leżała koperta, której Will wychodząc wcześniej z pokoju nie zauważył prawdopodobnie z powodu pośpiechu.
"wszystko zrozumiecie, czytając listy, które wam zostawiłam" - rozbrzmiał głos Tessy w jego głowie.
Powstrzymując się od uderzenia pięścią w szkło, odwrócił się i szybkim krokiem podszedł, następnie biorąc kopertę do ręki. Po przeczytaniu swojego imienia na nim, otworzył ją szybkim ruchem, wyjmując z niej złożoną kartkę. Rzucił kopertę na ziemie, rozkładając kartkę.
Zaczął powoli czytać, aby nie przegapić żadnego słowa. Lecz z każdym przeczytanym zdaniem, jego serce biło mocniej, a oczy robiły się większe. Ale, kiedy przeczytał "Na zawsze, Tessa", miał wrażenie, że jego świat się zatrzymał. Nie wiedział, co powiedzieć. Co myśleć. Ale wiedział, co musi zrobić.
***
- Magnus, otwieraj! Wiem, że tam jesteś! - krzyczał Will, waląc w drzwi posiadłości. W pewnym momencie drzwi otworzyła mu Camille, ubrana w czarny gorset z koronką po bokach i czarnych, koronkowych pończochach. Złapała się rękami klamek podwójnych drzwi, wypinając swój duży biust w stronę Willa.
- Wiesz, że nie lubię, kiedy nachodzisz mnie i mego kochanka, Nocny Łowco. - przypomniała. - Ale skoro ci tak na tym zależy, to możesz dołączyć się do naszej "zabawy", jeśli wiesz o co mi chodzi. - uśmiechnęła się, ukazując pomiędzy swoimi, krwistoczerwonymi wargami śnieżno białe kły.
- Podziękuję. - powiedział beznamiętnym tonem. - Po za tym, przychodzę w innej sprawie. - nie czekając na odpowiedź, schylił się i szybkim ruchem przeszedł pod ręką wampirzycy, wpychając się do środka. Nie musiał zgadywać, gdzie podziewa się w tym momencie Magnus.
Biegiem rzucił się na schody i wpadł do sypialni na wprost. W pomieszczeniu na ogromnym łożu małżeńskim leżał Magnus, goły pod cienką, satynową kołdrą. Obok niego leżały różnego rodzaju linki, łańcuchy i kajdany, a także opaski.
- Serio? Łańcuchy i kajdany? - spytał Will, podchodząc bliżej i unosząc grzechoczący metal.
- Wampiry przez swoją siłę wymagają więcej akcesorii. - wzruszył ramionami czarownik. - Po co przyszedłeś?
- Dobrze wiesz, po co. Więc radzę ci się ubrać i wykonać to, o co cię prosiłem, bo inaczej wyprowadzę cię siłą w twoim obecnym stanie! - zagroził Will.
- Jakieś problemy? - poczuł chłodny oddech na karku, a także zapach perfum.
- Ależ skąd, perełko.
- Mówiłam ci - zaczęła Camille i w ułamku sekundy znalazła się okrakiem na Magnusie, ściskając jego policzki swoimi ostrymi, czerwonymi paznokciami. - że masz mnie tak nie nazywać. Pamiętasz dlaczego?
- Bo kojazy ci se to z pzezwiskiem dla kota. - wymamrotał Magnus, nie mogąc normalnie ruszać ustami.
- Właśnie. - syknęła Camille i wstała z czarownika, sięgając z ziemi po czerwony szlafrok. - Idź mu pomóż, bo inaczej ja się z nim obsłużę.
Magnus jedynie westchną i spojrzał znacząco na Willa, który tylko przewrócił oczami i się odwrócił, by nie patrzeć.
***
Będąc ubranym w pognieciony garnitur, zeszli na dół do mniejszej biblioteki.
- Musisz wykorzystać swoje siły i wezwać, tego demona, który rzucił na mnie tę cholerną klątwę. MUSISZ!
- Skąd masz nagle taki zapał?
- Tessę porwano. - powiedział Will, przypominając sobie jej minę i łzy, spływające po jej policzkach. - W dodatku za kilka dni, ona może umrzeć. Muszę do niej jechać, ale nie z klątwą.
- Kochasz ją. - stwierdził czarownik.
- Ona mnie też i odważyła mi się to wyznać, a ja nie potrafiłem jej nawet powiedzieć, że pięknie wygląda.
Magnus jedynie westchnął i podszedł do Willa, wyrywając mu włos. - Co ty wyprawiasz?
- Jeśli będę miał coś co do ciebie należy, to są większe szansę, że wezwę odpowiedniego demona.
- Poprzednim razem i tak przywołałeś nie tego, co trzeba, chociaż wyrwałeś mi, aż trzy rzęsę!
- Nie podoba się, to mogę ci w ogóle nie pomagać. - zagroził Magnus, na co Willa tylko zacisnął usta. Czarownik uśmiechnął się dumnie i puścił włosa, który spadł na środek kręgu, zrobionego ze świec. Stanął przed nimi i zacisnął dłonie w pięści, zaczynając wypowiadać słowa w nieznanym języku.
- Postaraj się - mruczał pod nosem Will.
Z każdą sekundą ogniste światło, wydobywające się z dłoni Magnusa - rosło. Aż w pewnej chwili czarownik podniósł głos, unosząc dłonie w górę, po czym rzucił światło w krąg, który buchnął ciepłym światłem.
Will odwrócił głowę, mając wrażenie, że zaraz oślepnie.
LBA!!!
O jeju, to już kolejne LIEBSTER BLOG AWARD! Z całego serca tym razem chciałbym podziękować Jestem twoim Wrogiem (JEJ BLOG)!
PYTANIA:
1) Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?
- Trylogia DM naprawdę mi się spodobała,a w mojej głowie powstał pomysł na własną wersję :)
2) Dlaczego akurat taka tematyka, a nie inna?
- Odpowiedź taka sama jak w pytaniu 1 :***
3) Twoja ulubiona książka?
- Raczej nie mam JEDNEJ ulubionej XD Kocham serię Dary Anioła, Diabelskie Maszyny, a także spodobały mi się książki Gwiazd Naszych Wina i Love, Rosie<3
4) Ulubiony bohater fikcyjny?
- Mam bardzo wiele, jak Clary, Tessa, Emma, Hazel, Rosie, Jace, Will, Jem, Alec, Magnus itp...haha
5) Czy masz jakąś ulubioną bajkę ?
- Z dzieciństwa mam ich bardzo wiele, ale chyba na pierwszy miejscu jest Piękna i Bestia :)) A jeśli chodzi o bajkę bardziej z tych czsów to... Merida Waleczna i Minionki (które oglądałam z bratem XD) :DD
6) Jaki rodzaj książki najbardziej lubisz ?
- Fantastyczna, romans, (od czasu do czasu) kostiumowe!
7) Masz jakieś zwierzątko, jeśli tak to jakie?
- Nie długo będę posiadaczką małego psa rasy shih tzu :3
8) Do jakiej postaci książkowej jesteś najbardziej podobna z charakteru?
- Chyba najbardziej do Emmy Carstairs, ale potrafię być również dość... arogancka i zapatrzona w siebie jak Jace :D
9) Kim chcesz zostać w przyszłości?
- Psychologiem i pisarką :)))
10) Co lubisz robić najbardziej ?
- Pisać, grać na pianinie (elektrycznym), słuchać muzyki, a co najważniejsze CZYTAĆ!
11) Ile jeszcze (tak orientacyjnie) chcesz prowadzić tego bloga
- To chyba zależy jak potoczy się cała akcja, ale jeśli patrzeć tak pi razy oko, to MNIEJ WIĘCEJ (ZAWSZE MOŻE BYĆ INACZEJ) MOŻE dwa miesiące.
NOMINUJĘ:
- http://jocelyn-and-valentine-story.blogspot.com/
- http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/
- http://all-of-mexx.blogspot.fi/
- http://daryaniola-miloscjestniesmiertelna.blogspot.com/
- http://morgensten-and-herondale.blogspot.com/
MOJE PYTANIA:
1) Dlaczego ta tematyka bloga?
2) Ile czasu poświęcasz na jedną notkę?
3) Twoja ostatnia przeczytana książka?
4) Twoja ulubiona baśń?
5) Możesz kupić trzy książki, jakie?
6) Co sądzisz o muzyce poważnej?
7) Interesujesz się życiorysem jakieś historycznej postaci, jeśli tak to jak się nazywa?
8) Kim chcesz zostać w przyszłości, dlaczego?
9) Do jakiego dzikiego zwierzęcia jesteś najbardziej podobna?
10) Jaki kraj i miasto chciałabyś zwiedzić, dlaczego?
11) Twoje życiowe motto?
Subskrybuj:
Posty (Atom)