poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 2

Światło, będące w kręgu zaczęło powoli gasnąć, ukazując postać niskiego demona, który miał gadzie cechy. Takie jak, niebieskie łuski, szkarłatne oczy, płaski węży pysk i żółtawy, długi, kolczasty ogon z żądłem na końcu.

- To ten, czy mam znów wykonać kolejny czar, bawiąc się w loterię, nie wiedząc czy mi się uda czy nie? - spytał Magnus, wychylając głowę z za cielska demona.

Will patrzył osłupiony na szpetną istotę, którą doskonale znał. Przed jego oczami pojawił się obraz z dzieciństwa, wtedy, kiedy to wszystko się wydarzyło i zaczął się jego życiowy koszmar. Wszystko z powodu tego obślizgłego stwora.

- Tak - odpowiedział po dłuższej chwili Will - to ten.

Demon otworzył nieco swój pysk, który był pełen zębów. Swoim ochrypłym głosem wymówił coś w nieznanym języku.

- Czego chcesz? - wysyczał.

- Abyś zdjął ze mnie klątwę, którą nałożyłeś na mnie sześć lat temu. I masz to zrobić. - zażądał Will.

- To ty wtedy otworzyłeś Pyxis, wypuszczając demoniczną energię, czyli mnie. - powiedział demon tonem, jakby mówił bardziej do siebie niż do Nocnego Łowcy.

- Właśnie, a ty rzuciłeś na mnie klątwę. Ten kto mnie pokocha, ten umrze.

- Nie miałeś serca, Marbasie? - spytał Magnus, znów wychylając się z za cielska demona.

- My demony nie mamy serc przepełnionych dobrocią, jak wasze. Ale, za to potrafimy być bardzo zaskakujący... tak jak teraz.

Will patrzył pytająco na demona, nie wiedząc o co mu mogło chodzić.

- Mów, albo wyjmę seraficki miecz i osobiście ci odetnę wszystkie łapy, w tym język i ogon. Zobaczymy jak będziesz się zachowywał, wyglądając jak zmutowana larwa.

Demon Marbas tylko syknął na Willa.

- Klątwy nigdy nie było, głupi Nefilim! - oznajmił po chwili stwór i się roześmiał, w przeciwieństwie do Willa, który stał nieruchomo z rozdziawionymi ustami.

"To nie prawda" - pomyślał.

- Kłamiesz, gnido!

- Nie! Chciałem cię tylko wtedy nastraszyć, nigdy nie było żadnej klątwy! Wbij to sobie do tej, twojej, małej głowy!

- W takim razie jak wytłumaczysz śmierć mojej siostry Elli?!

- Kiedy ze mną walczyła, użądliłem ją wpuszczając jad do jej ciała. - wytłumaczył, lecz po chwili zawył, wydając z siebie okropny, wysoki dźwięk i po kilku sekundach znikł, pozostawiając po sobie śmierdzący odór.

- Wybacz, ale niszczył łapami podłogę Camille.

- To nic, i tak już wiem, co chciałem. - właśnie chciał się odwrócić i odejść, kiedy coś mu się przypomniało. - Czy mógłbyś użyć czaru tropiącego i odnaleźć Tessę?

- Najpierw potrzebuję czegoś należącego do niej.

Will chwilę się zastanowił.

- Ja należę do niej. Moje uczucie żywię do niej. W moim umyśle jest jej obraz z różnych chwil w naszym życiu. Ja powinienem ci wystarczyć. - powiedział i podał Magnusowi dłoń, który bez słowa westchnął i ją ujął, zaczynając wymawiać coś w nieznanym języku...

***

Szedł ulicami Londynu, rozmyślając i wciąż nie mogąc uwierzyć. Nie mógł uwierzyć w jego życie i jego znaczenie. Czuł się, jakby cały świat wokół niego się zawalił, a teraz pojawił się nowy, obcy.

Miał wrażenie, jakby cała jego przeszłość i wszystkie czyny, które w niej zrobił... stały się nieważne. Zupełnie, jakby nigdy się nie wydarzyły. Jakby były, tylko snem.

Z wyjątkiem trzech zdarzeń...

Kiedy uciekł od rodziny, kiedy Jem został jego parabatai i, kiedy pocałował Tessę. Te chwilę wciąż były dla niego jak najbardziej prawdziwe i realne. Wiedział, że zostaną w jego pamięci na zawsze.

Ale teraz wciąż wszystko nie jest dobrze. Tessa została porwana i wiedział, że nie może zwlekać na odpowiedź Enklawy, czy w końcu mają zamiar ratować ją czy nie. Dlatego musiał musiał wziąć sprawy w swoje ręce i sam wyruszyć jej na ratunek.

***

Wyjął średniego rozmiaru, brązową, skórzaną torbę, zapinaną na jeden pas po środku. Włożył do niej metalową, pełną wody manierkę, zawinięte w starą ścierkę jabłko i chleb, kilka kostek cukru dla konia, sakiewkę pieniędzy, zapasową stelę i jeden z mniejszych sztyletów, a także cienki koc.

Przebrał się w nowe spodnie, koszulę, buty, a także swój czarny płaszcz. Zapiął wokół swojej talii pas, do którego były przyczepione dwie, skórzane pochwy. Jedna na miecz, a druga na sztylet. Uzupełnił obie, podłużne kieszenie bronią. Na koniec założył swój czarny cylinder.

Wziął torbę, kierując się w stronę drzwi, kiedy jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa i stanęły w miejscu. Odruchowo się odwrócił i podszedł do biurka, gdzie wciąż leżał rozłożony list od Tessy. Wziął go, złożył i schował do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza.

Następnie wyszedł i pobiegł do pokoju Jema, po prostu do niego wpadając. Jego parabatai siedział na łóżku i zażywał narkotyk yin fen. Lecz, kiedy zobaczył Willa, odłożył szkatułkę.

- Gdzieś idziesz?

- Jadę odnaleźć Tessę.

- Nawet nie wiesz, gdzie Mroczne siostry ją wywiozły.

- Wiem, byłem u Magnusa.

- Znowu?

- Tak, udało mu się wezwać demona od mojej klątwy.

Jem rozdziawił usta i wstał podchodząc do Willa.

- I?

- I... nigdy nie było żadnej klątwy. Wszystko było, tylko po to, aby mnie przestraszyć. - wyjaśnił, patrząc na podłogę, jakby była kolejnym, nieudanym wynalazkiem Henry'ego.

- Will... - zaczął Jem, patrząc na niego współczująco.

- Trudno, nie będę się teraz nad sobą użalał i płakał, bo to nic nie zmieni. Co było, to było. Postaram się, to naprawić, ale teraz muszę uratować Tessę.

- Wracając do Tessy, nie wiesz gdzie ona jest.

- Wiem, poprosiłem Magnusa, aby wykonał czar tropiący.

- I znalazł ją?

- Tak, Mroczne siostry zabierają ją Arthog.

- Gdzie, to jest?

- Od Cadair Idris, około godziny. Ale z stąd, wyjdzie trzy dni konno. Znam tamte tereny Walii. Będąc mały, często chodziłem na długie spacery. - wyjaśnił, przypominając sobie jak z Ellą chodził obok niebieskich, jak niebo jezior i spacerował z nią godzinami z jednych gór do kolejnych. Zawsze towarzyszył im wiatr i piękne krajobrazy Walii.

- Jadę z tobą. - powiedział po chwili Jem.

- Co?! Ale przecież narkotyk...

- Parabatai trzymają się razem. A narkotyku mam wystarczająco. Czuję się dobrze. Po za tym, nie mógłbym zostać z myślą, że tobie lub Tessie grozi niebezpieczeństwo. Obydwoje jesteście dla mnie ważni.

- Ona też? - zmarszczył brwi.

- Tak, bardzo. Ona jest wyjątkowa, a jej słowa wpływają na wszystkich w niesamowity sposób. Jest wzorem do naśladowania. Obaj również wiemy, że gdyby tylko chciała, to mogłaby poprowadzić dowolną armię, przez wiele wojen i każdą by wygrała.

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. On musi ja znaleźć. Znów ten sam dylemat Will czy Jem. Klątwy nie było, tego się spodziewałam. Czekam na next niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ten rozdział. Ostatnio trochę brakuje mi Gabrily, ale mam zbójczo przystojnego i kochanego Willa.
    Pozdrawiam i czekam na nexta
    Wierna Fanka <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!!
    Życze weny!!!
    /Ana

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku *.* Will taki słodki... I Jem tez <333
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli jak można się było spodziewać klątwa nie istniała, a Will trochę marnował sobie życie. Spoks. A właściwie czy tu Tessa też będzie nieśmiertelna? No i kogo wybierze, Willa czy Jema? Ja osobiście jakoś tak wolę Willa (Herondale'owie mają ten nieodparty urok) i Wessę, ale zobaczę jak ty to napiszesz. No to na razie, weny życzę i czekam na next
    Tysja

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodkie. Czekam na nekst. Brakuje mi słów.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3