Tessa też starała się przybrać obojętny wyraz twarzy, ale Will widział w jej oczach smutek i zawód. Nie mógł na to patrzeć, dlatego się odwrócił i ruszył w kierunku swojego pokoju.
Szedł szybkim krokiem korytarzem, popychając przy tym innych pasażerów. Ignorował uwagi, typu "Uważaj jak idziesz!" lub "Ej!". Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, miał ochotę się wydrzeć. Nienawidził siebie w środku za słowa, które powiedział do Tessy. Był pewny, że zranił ją w pewnym sensie. Lecz w środku wiedział, że nie miał innego wyboru, że to tylko dla jej dobra. Musiał zgasić w Niej każde uczucie, które było bliskie miłości do niego.
Po chwili w myślach pojawiło się pytanie. "Czy ona kiedykolwiek mogłaby go pokochać?". Może był zbyt pewny siebie? Szybko potrząsnął głową. Nawet gdyby był, to ostrożności nigdy za wiele. Jak to w książkach... miłość może przyjść nawet od tak. Dlatego musiał uważać. Nie przeżyłby gdyby to Tessa lub ktokolwiek inny zginąłby z powodu jego klątwy... jak Ella.
Wpadł do kabiny, trzaskając drzwiami tak głośno, że aż Jem, który do tej pory leżał na łóżku - podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wow, co się stało? - spytał jak zawsze swoim spokojnym tonem. Will westchnął i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie.
Ich kabina mimo iż pierwszej klasy, to nie była bardzo duża. Po bokach stały dwa jedno osobowe łóżka z ciemnego drewna. Obok każdego stał oczywiście stolik nocny ze świeczkami. Przed jednym z łóżek stała jeszcze komoda. Przed kolejnym zaś były drzwi do małej łazienki, wyposażonej w umywalkę i wannę.
Ściany kabiny były kremowe, zupełnie jak perski dywan po środku pokoju, który miał w różne wzorki. Z sufitu zaś zwisał mały, kryształowy żyrandol. Między stolikami nocnymi znajdowało się również kwadratowe okno z cienką, jasno brązową zasłonką. Po środku pokoju było przeciętnie miejsca. Na podłodze mogłoby spać nie więcej jak czterech mężczyzn.
- Znalazłem Tessę. - odpowiedział po dłuższej chwili Will.
- To chyba dobrze.
- Rozmawiałem z nią... o samotności i o... dobroci ludzi. - tłumaczył, przypominając sobie z jaką pewnością Tessa wyrażała swoją opinię. - No i... Bo ona... Po prostu powiedziałem coś, co na sto procent ją zraniło! - wybuchł, lecz Jem ze spokojem mu się przyglądał.
- Zgaduję, że nie chciałeś jej tego powiedzieć.
- Bo nie chciałem, ale wiesz, że cokolwiek by się działo... muszę, to robić... muszę ranić innych, bo to jedyny sposób by... uratować im życie. - słowa przychodziły mu z trudem, ale mimo to starał się mówić dalej. Nie czuł smutku lub bólu... czuł wściekłość! Bo w końcu, co zrobił w życiu złego, że los musiał go tak pokarać?! Czemu musiał stracić Elle?! Czemu przez zdarzenie, które miało miejsce siedem lat temu... teraz musi odtrącać innych?!
Opadł z powrotem na łóżko, z twarzą schowaną w dłoniach. Przesunął palce na włosy, na których po chwili zacisnął palce. W pewnym momencie poczuł jak materac się ugina obok niego, a czyjaś dłoń spoczywa pocieszająco na jego ramieniu.
- Nie wiń się, Will. Przecież wiesz, że to tylko dla jej dobra...
- Ale ona tego nie wie. Wiesz o tym tylko ty, Jem. Nikt inny. Nie Tessa, nie Charlotte, nie Henry, nie Thomas... ale, ty.
- Pewnego dnia, wszystko wyjdzie na jaw.
- A właśnie, że nie. Bo pewnego dnia, znajdę tego demona i będę go torturować, póki nie zdejmie ze mnie tego, co na mnie nałożył. Lecz do tego czasu muszę z tym żyć... bez względu na cenę.
- Pomogę ci w odnalezieniu demona, tak jak ty pomagasz mi w zdobywaniu yin fen.
Wpadł do kabiny, trzaskając drzwiami tak głośno, że aż Jem, który do tej pory leżał na łóżku - podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wow, co się stało? - spytał jak zawsze swoim spokojnym tonem. Will westchnął i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie.
Ich kabina mimo iż pierwszej klasy, to nie była bardzo duża. Po bokach stały dwa jedno osobowe łóżka z ciemnego drewna. Obok każdego stał oczywiście stolik nocny ze świeczkami. Przed jednym z łóżek stała jeszcze komoda. Przed kolejnym zaś były drzwi do małej łazienki, wyposażonej w umywalkę i wannę.
Ściany kabiny były kremowe, zupełnie jak perski dywan po środku pokoju, który miał w różne wzorki. Z sufitu zaś zwisał mały, kryształowy żyrandol. Między stolikami nocnymi znajdowało się również kwadratowe okno z cienką, jasno brązową zasłonką. Po środku pokoju było przeciętnie miejsca. Na podłodze mogłoby spać nie więcej jak czterech mężczyzn.
- Znalazłem Tessę. - odpowiedział po dłuższej chwili Will.
- To chyba dobrze.
- Rozmawiałem z nią... o samotności i o... dobroci ludzi. - tłumaczył, przypominając sobie z jaką pewnością Tessa wyrażała swoją opinię. - No i... Bo ona... Po prostu powiedziałem coś, co na sto procent ją zraniło! - wybuchł, lecz Jem ze spokojem mu się przyglądał.
- Zgaduję, że nie chciałeś jej tego powiedzieć.
- Bo nie chciałem, ale wiesz, że cokolwiek by się działo... muszę, to robić... muszę ranić innych, bo to jedyny sposób by... uratować im życie. - słowa przychodziły mu z trudem, ale mimo to starał się mówić dalej. Nie czuł smutku lub bólu... czuł wściekłość! Bo w końcu, co zrobił w życiu złego, że los musiał go tak pokarać?! Czemu musiał stracić Elle?! Czemu przez zdarzenie, które miało miejsce siedem lat temu... teraz musi odtrącać innych?!
Opadł z powrotem na łóżko, z twarzą schowaną w dłoniach. Przesunął palce na włosy, na których po chwili zacisnął palce. W pewnym momencie poczuł jak materac się ugina obok niego, a czyjaś dłoń spoczywa pocieszająco na jego ramieniu.
- Nie wiń się, Will. Przecież wiesz, że to tylko dla jej dobra...
- Ale ona tego nie wie. Wiesz o tym tylko ty, Jem. Nikt inny. Nie Tessa, nie Charlotte, nie Henry, nie Thomas... ale, ty.
- Pewnego dnia, wszystko wyjdzie na jaw.
- A właśnie, że nie. Bo pewnego dnia, znajdę tego demona i będę go torturować, póki nie zdejmie ze mnie tego, co na mnie nałożył. Lecz do tego czasu muszę z tym żyć... bez względu na cenę.
- Pomogę ci w odnalezieniu demona, tak jak ty pomagasz mi w zdobywaniu yin fen.
***
Tessa wróciła do swojej kabiny, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie chciała, aby Jem i Will usłyszeli, że wróciła.
Usiadła na fotelu i nie wiedząc dlaczego... cicho się rozpłakała. "Dlaczego płaczesz?" spytała samą siebie w myślach. Czyżby przejmowała się aż tak odpowiedzią Willa? A może fakt, że musi podróżować z ludźmi, którzy STARAJĄ się ją akceptować, choć normalnie by tego nie robili? Och, miała tego już tak bardzo dość! Gdyby nie miała dla kogo żyć, to już teraz by wybiegła na balkon, stanęła na barierkę i rzuciła się ku wodzie, błagając Boga o wybaczenie, ale tego nie zrobi. Ma dla kogo żyć. Ma brata i cudowną ciotkę, która wzięła ich pod swoją opiekę.
Wzięła głęboki, uspakajający oddech i wstała. Stanęła toaletką, zdjęła buty, a następnie odwiązała gorset, który po chwili opadł razem z suknią na ziemie. Objęła się rękami i zmierzyła wzrokiem swoje ciało w lustrze. Tak rzadko ostatnio jadła, że było widać małe zmiany w jej figurze. Była nieco chudsza. Kości w okolicach obojczyków było widać o wiele wyraźniej, zupełnie tak jak i kości na ramionach.
Westchnęła i szybko sięgnęła po walizkę z pod łóżka, z której wyjęła koszulę nocną i satynowy szlafrok. Ubrała się i sprzątnęła jej dzisiejszą suknie i buty z ziemi. Następnie wyjęła wsuwki z włosów, pozwalając im opaść na ramionach. Sięgnęła po szczotę i siedząc na łóżku, zaczęła je dokładnie szczotkować.
W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek - 21:45. Zdziwiona odłożyła szczotkę i wstała by otworzyć drzwi. Ku jej zdziwieniu za nimi zastała Cecily, obejmującą się rękami. Jej włosy były zaplecione w warkocz, a ona sama ubrana była już w piżamie.
- Cecily - Tessa uniosła lekko kąciki ust. - coś się stało?
- Mogę wejść? - spytała, rozglądając się dookoła, jakby się bała, że ktoś ją zobaczy.
Tessa jedynie się odsunęła, by zrobić jej przejście. Cecily weszła do środka i usiadła na fotel. - Chodzi o ciebie, Tesso.
Wzięła głęboki, uspakajający oddech i wstała. Stanęła toaletką, zdjęła buty, a następnie odwiązała gorset, który po chwili opadł razem z suknią na ziemie. Objęła się rękami i zmierzyła wzrokiem swoje ciało w lustrze. Tak rzadko ostatnio jadła, że było widać małe zmiany w jej figurze. Była nieco chudsza. Kości w okolicach obojczyków było widać o wiele wyraźniej, zupełnie tak jak i kości na ramionach.
Westchnęła i szybko sięgnęła po walizkę z pod łóżka, z której wyjęła koszulę nocną i satynowy szlafrok. Ubrała się i sprzątnęła jej dzisiejszą suknie i buty z ziemi. Następnie wyjęła wsuwki z włosów, pozwalając im opaść na ramionach. Sięgnęła po szczotę i siedząc na łóżku, zaczęła je dokładnie szczotkować.
W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek - 21:45. Zdziwiona odłożyła szczotkę i wstała by otworzyć drzwi. Ku jej zdziwieniu za nimi zastała Cecily, obejmującą się rękami. Jej włosy były zaplecione w warkocz, a ona sama ubrana była już w piżamie.
- Cecily - Tessa uniosła lekko kąciki ust. - coś się stało?
- Mogę wejść? - spytała, rozglądając się dookoła, jakby się bała, że ktoś ją zobaczy.
Tessa jedynie się odsunęła, by zrobić jej przejście. Cecily weszła do środka i usiadła na fotel. - Chodzi o ciebie, Tesso.