poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 11

Unosząc lekko suknie, aby się o nią nie potknąć, Charlotte szybkim krokiem pędziła w stronę pokoju pani Rochford, zadziwiając swoją szybkością Willa, który niemal musiał za nią biec.

Miała ochotę do niego wpaść, ale musiała pamiętać swoich manierach. Zatrzymała się w ostatniej chwili, niemal dotykając drzwi nosem. Cofnęła się odrobinę o krok i piąstką zaczęła nerwowo w nie pukać.

Po kilku sekundach drzwi otworzyła jej Natalie. Jej długie, gęste, czarne włosy były upięte w niskiego koka, a sama była ubrana w czerwono czarną suknie. Charlotte nie wiedziała dlaczego, ale ciemne suknie jak ta idealnie pasowały do Natalie.

- Witaj, Charlotte. Will. - przywitała ich spokojnym tonem i odsunęła się, aby zrobić im przejście.

Pani Branwell tylko odchrząknęła i pewnym krokiem weszła do środka. Stanęła na środku pokoju, czekając, aż Will stanie obok niej. Kiedy tak się stało, Natalie zamknęła drzwi i się do nich odwróciła.

- Posunęłaś się za daleko, Natalie! - powiedziała ostrym tonem Charlotte, nie mogąc już wytrzymać. 

- Byłabym niezmiernie wdzięczna, gdybyś mi wytłumaczyła, co masz na myśli.

- Mam na myśli pannę Gray! - na te słowa Charlotte się zdawało, że dostrzegła w oku kobiety strach, ale była to raptem sekunda.

- Och. - mruknęła po dłuższej chwili ciszy brunetka i podeszła do stolika z dzbankiem i filiżanką. Nalała sobie najspokojniej w świecie herbaty, wzięła łyk i odstawiła naczynie. - A konkretnie?

- Jak mogłaś przysięgnąć Tessie na Anioła, że skrzywdzisz jej brata?!

- Bo mam do tego wszelkie prawo! - wybuchła Natalie, już samej nie mogąc wytrzymać. - Tak samo, jak mam prawo i możliwość wysłania cię do Cichego Miasta i wsadzenia do więzienia! Jeśli się postaram, to mogę nawet i przejąć ten przeklęty instytut!

Charlotte mocniej zabiło serce na myśl, że miałaby się rozstać ze swoją rodziną, idąc do więzienia lub, że miałaby zostać wyrzucona ze swojego stanowiska w instytucie. Doskonale wiedziała, że jej myśli mogłyby się bez problemów spełnić, jeżeli Natalie tylko by tak zachciała. Lecz w duchu wzięła się w garść, starając nie okazywać strachu.

- Proszę więc. - powiedziała już spokojniej pani Branwell i rozłożyła ramiona. - Zrób to. Każ mnie zamknąć, ale wiedz jedno... mimo iż jesteś bliska prawie całej Enklawie, to zgodnie z prawem i przez prawo będą musieli mnie przesłuchać mieczem Anioła. I choćbyś wymyśliła najlepszą historyjkę o mnie, to prawda wyjdzie na jaw. - Charlotte była z siebie dumna, widząc jak Natalie wpatruje się w nią, nie okazując żadnych uczuć. Bo, że ludzie zapatrzeni własną pychą najczęściej tak je ukrywają.

- Nie znasz mnie, Charlotte. - powiedziała po chwili, robiąc krok w jej stronę. - Nie wiesz jakie ja mam pra...

- Wiem, jakie masz prawa. - przerwała jej. - I ja jako szefowa instytutu też je mam. Mym obowiązkiem jest dbanie o bezpieczeństwo tego instytutu i jego mieszkańców, dlatego jestem zmuszona prosić cię o odejście stąd. - Natalie słysząc z niedowierzaniem jej słowa, właśnie miała coś powiedzieć, lecz nie zdążyła, bo Charlotte ją wyprzedziła. - Masz dwie godziny na spakowanie się, a o dwudziestej będzie czekał na ciebie powóz, który cię odwiezie tam gdzie zechcesz. Z twą córką problemów nie ma, więc ma moją zgodę na przebywanie tutaj. Jeśli chodzi o Therese, to nie mogę jej w takim stanie gdziekolwiek wysyłać. Ona zostanie tutaj, a ja osobiście poinformuje o tym konsula Waylanda. To wszystko. - po wypowiedzianych słowach, pani Branwell wygładziła swoją granatową, prostą suknie i dumnie wyszła z pokoju, zostawiając osłupiałą kobietę.

***

Opadła na jedną z kanap w biurze i schowała twarz w dłonie. Jej serce biło z podniecenia i niedowierzania. Will zaś najspokojniej w świecie rozsiadł się na fotelu i spojrzał z tym swoim irytującym uśmieszkiem na Charlotte.

- Właśnie wyrzuciłam z instytutu kobietę, która mogła mnie wsadzić do więzienia i przejąć instytut.

- Ale tego nie zrobiła, bo przemówiłaś jej do rozsądku. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, Charlotte... ale podziwiam cię za to, co zrobiłaś i jak się zachowałaś.

- Czyli jak? Jak szefowa Enklawy? Jak konsul?

- Jak prawdziwa szefowa instytutu i jak prawdziwa Charlotte Branwell. - powiedział jak gdyby nigdy nic, wstał i wyszedł.

***

Tessa siedziała wciąż przykryta na łóżku i czytała poleconą wcześniej przez Willa książkę. "Oliver Twist" był dla niej jak... jak pamiątka z dzieciństwa. Po matce ma aniołka, którego zawsze nosi na szyi, a z dzieciństwa ma różnego rodzaju książki, na przykład ta, którą w tej chwili czyta. Każde zdanie było dla niej jak pyszna potrawa, której dawno nie jadła lub jak zdjęcie, które kiedyś zgubiła, ale teraz odnalazła.

Lecz wszystko przerwał jej dźwięk kopyt koni, który dochodził z nieco otwartego okna. Spojrzała na zegar, którego wskazówka wskazywała równo dwudziestą. Na dworze zaczęło się powoli ściemniać. "Kto miałby o tej porze wychodzić?" zabrzmiał głos w jej głowie. Ciekawość zżerała ją tak bardzo, że nie mogła się powstrzymać i wstała, podpierając się stolika. Wciąż czuła, jakby jej nogi zaraz miały jej odmówić posłuszeństwa.

Podbierając się mebli, zbliżyła się do okna, przez co chłodne powietrze uderzyło w jej twarz, przyprawiając ją o dreszcze. Zamknęła okno i przez nie wyjrzała. Zobaczyła czarny powóz należący do Rochfordów, który podjechał pod dziedziniec. Woźnica zsiadł i pomógł do niego wejść... pani Rochford? Tessa przetarła oczy, aby się upewnić, że to nie przewidzenie. I nie było. To była Natalie Rochford. Wsiadała powoli do powozu, ciągnąc za sobą długą czarną suknie. Zaraz po tym wsiadła jej córka Maria, która jak zawsze założyła coś na swoją głowę, teraz - opaskę z pereł. Tessa pomyślała, że po prostu obydwie jadą załatwić jakieś ważne sprawy, ale po chwili odrzuciła tą myśl, widząc jak woźnica podnosi i pakuje wiele bagaży na powóz.

Wiedziała, że Natalie prawdopodobnie będzie miała kłopoty, ale żeby ją... wyrzucać? Tessa była pewna, że pani Rochford jest wściekła i nic ją nie powstrzyma przed skrzywdzeniem jej brata, co teraz musiało być stuprocentowe.

Mimo tymczasowej słabej kondycji, sięgnęła po biały satynowy szlafrok i zarzucając go na siebie, biegiem rzuciła się do drzwi.

***

- Stop! - krzyknęła Tessa, dobiegając do drzwi, które prowadziły na dziedziniec. Teraz były szeroko otwarte, a po obu jego stronach Tessa rozpoznała kilku stojących mieszkańców instytutu, jak Charlotte, Willa i Jema. Lecz nie oni ją teraz obchodzili, tylko powóz, który właśnie zaczął odjeżdżać. Jej serce przyśpieszyło, zupełnie jak i nogi. Właśnie miała wyskoczyć na dwór i zejść po schodach, lecz poczuła, jak ktoś ją łapie z tyłu za oba ramiona i zatrzymuje, ciągnąc nieco do tyłu.

Spojrzała po bokach i zobaczyła, że przeszkodzić jej próbują Will i Jem. Patrzyli na nią ze współczuciem, nawet Will, a szczególnie Jem.

- Ona skrzywdzi Nate'a! - krzyknęła, starając się wyrwać, lecz na marne.

Hej, kochani! Wróciłam z dużą dawką weny! Chciałam poinformować, że jutro nie mam jednej lekcji, więc rozdział się pojawi !!!

6 komentarzy:

  1. Jejku *.*
    Mam nadzieje ze nic sie nie stanie z Natem
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział
    Tylko nie zrób nic Nate'owi
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Wreszcie ją wyrzucili. Oby Nate'owi nic się nie stało. Cieszę się, że rozdział będzie jutro, czekam z zniecierpliwieniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite!
    Mam nadzieję że Tessa bd z Wilem.
    I fajnie by było(tylko sugestia )gdyby pojawiła się siostra wila, gideon oraz Gabriel.. jak ja kocham te wszystkie paringi!
    Chce nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Veronico, chciałam powiedziec, że dodałam nowy post na moim blogu, i że twój blog jest wspaniały ;)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3