wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 8

Tessa szła w białej sukni ślubnej, która była w strzępach. W dłoniach trzymała bukiet krwistoczerwonych róż. Szła wzdłuż korytarza, gdzie po bokach były lochy, a w nich dobrze jej znani ludzie. Ciotka Harriet, Nate, Charlotte, Henry, Will, Jem, Jessamine, pani Rochford i jej córka... Wszyscy się na nią patrzyli z uśmiechem. W pewnym momencie się zatrzymała przed metalowym łukiem, który służył za ołtarz. Poczuła jak ktoś ujmuje jej dłoń. Kiedy się odwróciła, zobaczyła wysokiego i silnie zbudowanego mężczyznę, który wyraźnie już był w pewnym wieku. Jego jasne włosy i broda sprawiały, że wyglądał przerażająco. 

- Moja żona. - powiedział z uśmiechem, przez co Tesse aż przeszedł dreszcz...


Usiadła gwałtownie, biorąc tchu. Serce jej łomotało jak po jakimś szybkim i męczącym biegu. Lecz czuła, że nie jest sama. Odwróciła głowę i zobaczyła Sophie, stojącą obok łóżka. Służąca patrzyła na nią z przejęciem.

- Wszystko dobrze, panienko?

- Tak. - Tessa zaczęła kiwać głową, wciąż ciężko oddychając. - To tylko zły sen.

- Przyszłam panienkę obudzić. Za godzinę jest śniadanie, dlatego przyszłam pomóc się wyszykować. - poinformowała i poszła odsłonić zasłony, przez co jasne światło padło na pomieszczenie. Tessa musiała, aż przysłonić oczy dłonią.

- Dobrze. - westchnęła i wstała. Przemyła twarz letnią wodą z miski, którą przyniosła Sophie. Następnie wytarła się ręcznikiem i usiadła przed toaletką, pozwalając resztę zrobić służącej.

***

Po czterdziestu pięciu minutach była gotowa. Ubrana w piękną, jedwabną, błękitną suknie z długimi, koronkowymi rękawami i głębokim dekoltem. Włosy miała upięte w niskiego koka, jedynie po bokach zwisały jej swobodnie dwa loki. Zaraz po tym jak Sophie pomogła jej zrobić lekki makijaż, Tessa wstała i ścisnęła sobie kilka razy policzki, aby osiągnąć na nich ładne rumieńce. Poprawiła swojego aniołka i się wyprostowała.

- Dziękuję, Sophie.

- Nie musi panienka mi dziękować za każdym razem jak coś zrobię. - powiedziała, czyszcząc szczotkę Tessy z włosów.

- Ależ muszę. W końcu tak bardzo się starasz.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.

Tessa odwzajemniła gest i lekko unosząc suknie, skierowała się do drzwi. Korytarz był jak zawsze pusty i cichy. Starając sobie przypomnieć drogę do jadalni, ruszyła.

***

Ku jej zdziwieniu, wszyscy na swoich miejscach już tam byli i jedli. Nic nie mówiąc usiadła obok Henry'ego. Nie miała ochoty jeść. Nie czuła się ani trochę głodna. Dlatego wzięła filiżankę i zaczęła powoli pić ciepłą herbatę.

W jej głowie ciągle się odtwarzał sen z ostatniej nocy. Nie mogła zapomnieć o tamtym mężczyźnie z jasnymi włosami i tym przerażającym uśmiechem. Kim on był? Czy to był ten "Mistrz", o którym mówiły jej mroczne siostry i, za którego miała wtedy "wyjść"? To był ten człowiek, dla którego mroczne siostry przygotowywały Tesse?

Już kiedy ją przesłuchiwano, pytała się kim on jest, ale każdy jej jedynie odpowiadał "Mistrz to wielki i niebezpieczny człowiek".

- Tesso? - ocknęła się na głos pani Rochford. - Myślę, że możemy już iść zacząć lekcje. - stwierdziła i zaczęła wstawać.

Tessa przełknęła ślinę i wstała, ruszając za kobietą. Czuła na sobie spojrzenie innych, dlatego starała się przybrać spokojny wyraz twarzy, mimo iż w środku krzyczała głośno.

***

Ćwiczyły już od trzech godzin. Tessa miała już dość po tych wszystkich przemianach, lecz najtrudniej było jej zrozumieć, że teraz będzie tak codziennie. Pani Rochford dała jej trzy przedmioty, należące do już dawno umarłych osób. Pierścionek, wstążka i chusteczka.

- Od nowa. - rozkazała, siedząc na jednym z foteli i popijając winem z kieliszka.

- Nie mogę już. - szepnęła Tessa, ciężko oddychając. Całe ciało ją bolało, w dodatku kręciło jej się w głowie.

- Powiedziałam od nowa! - podniosła głos. - Weź pierścionek i przemień się tą kobietę, co przed chwilą. Staraj się wytrzymać jak najdłużej w jej postaci.

Tessa wiedziała, że nie może się sprzeciwić, bo to by mogło zagrozić jej bratu i ciotce. Dlatego sięgnęła po pierścionek i zacisnęła wokół niego palce. Skupiła się...

Po chwili poczuła jakby małe szpileczki wbijały się w jej skórę. Czuła jak jej ciało boleśnie zmienia kształt. Miała ochotę krzyczeć, ale nie mogła wydusić z siebie choćby słowa...

***

- Nie sądzisz, że Tessa dość dziwnie się zachowuje w obecności pani Rochford? Wydaje się być... taka spięta. - stwierdził Will, przypominając sobie chwilę, w której on i Tessa mijali Charlotte i panią Rochford.

- Być może. Lecz mnie najbardziej dziwi to, że bez żadnego sprzeciwu poszła na tą "lekcje".

- Coś tu jest nie tak. Zupełnie jakby... - Will urwał, widząc lekko uchylone drzwi od biblioteki, w której powinny się odbywać teraz lekcje Tessy i Natalie. Ucichł i brodą wskazał na drzwi. Jem kiwnął na zrozumienie głową i oboje podeszli bliżej, zaglądając do środka.

Will dostrzegł po środku biblioteki Tessę, która niemal aż się zginała. Widać było, że bólu. Po jej policzkach ciekły łzy, a jej usta były otwarte, jakby chciała krzyczeć, ale nie mogła. Miał ochotę do niej podbiec i jej jakoś pomóc, ale dostrzegł na jednym z foteli panią Rochford, która piła ze spokojem wino i przyglądała się Tessie.

- Postaraj się! - krzyknęła.

Will poczuł jak w środku się gotuje ze złości. Właśnie chciał wpaść do środka, kiedy zobaczył jak Tessa się prostuje, a właściwie już nie Tessa, lecz wysoka kobieta z jasnymi włosami. Stał bez ruchu i wpatrywał się w blondynkę, która w pewnej chwili złapała się za brzuch, a po kilku sekundach znów stała się Tessą.

- Zmiennokształtna. - szepnął Jem, a Will usłyszał w jego głosie zdumienie.

- Teraz weź wstążkę i zmień się w tą dziewczynkę. - nakazała Natalie.

Brunet obserwował, jak Tessa się kiwa na boki, trzymając za głowę... a po chwili, upada na ziemie.
W tamtym momencie nawet Jem nie wytrzymał i oboje wpadli jak burza do pomieszczenia. Pani Rochford stanęła na równe nogi i z niedowierzaniem spojrzała na chłopców.

- Co wy tutaj robicie?! Nikt nie pozwolił wam...

- Czy pani nie widzi, co jej zrobiła? - przerwał jej Jem ostrym tonem, kiedy tym czasem Will podbiegł do Tessy i oparł jej głowę o swoje kolano.

Zaczął lekko gładzić jej policzek, szepcząc jej imię z nadzieją, że się obudzi. Lecz ona leżała nieruchomo. Była blada i chłodna jak ściana. Will pośpiesznie sprawdził jej puls, który z ulgą wyczuł.

- To lekcje, które są jej potrzebne! - zaczęła się tłumaczyć.

- Nie jej, ale pani! - wydarł się Will, zanim Jem zdążył cokolwiek powiedzieć.

***

Charlotte krążyła przed drzwiami sypialni Tessy, u której był teraz jeden z Cichych Braci. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Do teraz nie może zapomnieć, jak Jem wpadł do jej gabinetu i poinformował, co się wydarzyło. Oczywiście pani Branwell od razu pobiegła do biednej dziewczyny i pomogła ją przenieść do sypialni.

- Och, nie warto robić takiej afery! - z zamyślenia wyrwał ją głos Natalie, która właśnie zmierzała w jej kierunku.

- Afery? - powtórzyła z niedowierzaniem Charlotte. - Czy pani może pojąć, że tej dziewczynie coś mogło się stać? Ile ćwiczyłyście, co?

Pani Branwell dostrzegła jak Natalie przełyka ślinę i zaciska usta.

- Trzy godziny, ale ona i tak ledwo co robiła...

- Ledwo?! Przecież ona zemdlała!

- Nie waż się na mnie podnosić głosu, Charlotte! - ostrzegła Natalie, unosząc palec wskazujący. - Nie zapominaj kogo gościsz. - syknęła, po czym się odwróciła i ruszyła w głąb korytarza.

Charlotte stała nieruchomo, odprowadzając jej sylwetkę wzrokiem. "Wiem kogo goszczę i nie musisz mi tego przypominać." - pomyślała. I to była prawda. Wiedziała kogo musiała gościć. Musiała gościć kogoś, kto z łatwością mógłby odebrać jej władzę nad instytutem, a nawet wtrącić do lochu. Dlatego nie mogła sobie pozwalać na zbyt wiele.

Jej rozmyślanie przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko odwróciła spojrzenie, które zatrzymało się na Cichym Bracie, którego twarz jak zawsze nie zdradzała żadnych emocji.

- I? Czy z Tessą wszystko dobrze? - spytała przejęta.

"Panna Gray straciła przytomność ze zbyt dużej nadmiary wysiłku i bólu fizycznego, a także psychicznego. To, że jest zmiennokształtną, nie oznacza, że może się przemieniać bez końca. To jest podobne do czarowników. Po każdym rzuconym zaklęciu czarownik traci siły. Panna Gray ma tak samo, ale ona traci swoją siłę po przekształceniu się."

- Rozumiem, ale jak ona się czuję?

"Jest słaba, gdyby przemieniła się jeszcze jeden raz, to mogłaby zapaść w śpiączkę. Ale teraz po prostu potrzebuje jak najwięcej odpoczynku, zanim ponownie stanie na nogi. A kiedy już wstanie, to żadnych ponownych lekcji. Kolejne takie mogą jej naprawdę zaszkodzić."

- Dziękuję, Bracie Enochu. Osobiście dopilnuję, aby panna Gray odpoczywała jak najwięcej. A co do pani Rochford...

"Natalie Rochford popełniła błąd, ale jeden. Nie może z takiego powodu zostać zwolniona ze stanowiska prawnej opiekunki panny Theresy Gray."



Nie mam zbytnio weny, także przepraszam, jeśli rozdział był taki sobie :/ Ale chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie miłe komentarze, które dodają mi otuchy i motywują do dalszego pisania! Dziękuję również za 2 640 wyświetleń<3<3<3 

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Mam nadzieję, że coś zrobią z tą całą panią Rochford. Dobrze, że Will i Jem tam wpadli. Boże, co ty ze mną robisz? Martwie się o fikcyjną postać. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział
    Na szczęście mają haka na Natalie
    Czekam na next
    Życzę weny, skoro twierdzisz że ci jej brakuje ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę wytrzymać. Jestem taka ciekawa, którą parę wybierzesz. Kocham I Wessę i Jessę. Boże nie wytrzymam musisz dodać szybko next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział <3
    Życzę weny i czekam na next :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super. Ty ciągle na brak weny narzekasz. Kurde ja to się boję, że zabraknie mi pochwal ja wreszcie będziesz zadowolona z siebie. Czekam na nexta// Karola

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowite. Nie wiem czy to dobre słowo, ale znów brakuje mi słów. Czekam na nekst. Życzę weny. ♥ Julia

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten blog <3 Ja jestem za Jessy ale już za późno na decyzje xD Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3