Cecily krążyła w ciemnej dziurze, czekając aż inni wymyślą sposób, aby ją wyciągnąć. Było jej zimno, a zapałki się powoli kończyły, przez co zaraz mogło jej się skończyć światło.
Westchnęła i chuchnęła w dłonie, pocierając nimi, aby móc się trochę rozgrzać. W pewnym momencie usłyszała szelest, dochodzący z siana, na którym wcześniej wylądowała. Zapaliła kolejną zapałkę i zaczęła podchodzić bliżej.
Kiedy była wystarczająco blisko, po chwili z pod siana wybiegło kilka, dużych, piszczących szczurów, które się otarły o jej kostki. Stłumiła krzyk, cofając się do tyłu, aż wpadła na ścianę.
Miała już dość, do jej oczu zaczęły napływać ciepłe łzy, które po kilku sekundach spływały po jej zimnych policzkach.
Brunetka westchnęła i zgasiła zapałkę, której ogień powoli zaczął parzyć opuszki jej palców. Wyrzuciła spalony kawałek drewna i zapaliła kolejny. Znów zaczęła spacerować, jakby czegoś szukała, ale nie mogła tego znaleźć.
Ponownie zatrzymała się przed stosem siana. Miała wrażenie, że coś w nim jest, ale nie wiedziała czy się tego bać.
W tamtym momencie przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Wzięła dużą garść suchej trawy i położyła ją nieco dalej, po czym włożyła w nią zapałkę. Po kilku sekundach stosik się zapalił, buchając jasnym ogniem. Cecily korzystając z światła, wróciła do dużego stosu. Dłońmi zaczęła odgarniać siano na boki. Zajęło jej to kilka minut zanim jej dłoń natknęła się na jakiś materiał.
Zmarszczyła brwi i odgarnęła siano po raz kolejny, tym samym odsłaniając ciało dziewczynki. Miała na sobie żółtą, zakrwawioną sukienkę. Stopy miała gołe. Jej włosy były czarne i poplątane. A twarz... och, twarz miała tak oszpeconą! Wszędzie miała zadrapania, a jej usta były zszyte cieniutką nitką.
Z gardła Cecily wydobyły się głośne krzyki. Zaczęła się cofać, aż ponownie natknęła się na ścianę, do której przywarła. Nie przestawała krzyczeć, po prostu nie potrafiła przestać.
- Cecily, co się dzieje?! - usłyszała zaniepokojony głos Tessy.
W tamtym momencie jej krzyk zaczął cichnąć. Zaczęła się osuwać po ścianie, przykładając dłoń do zapłakanej twarzy.
- Złap się liny! - krzyknął jej dobrze znany głos. Gabriel.
Nareszcie znaleźli coś, dzięki czemu mogli ją wyciągnąć. Jej ciało automatycznie się podniosło i podeszło bliżej do schodzącej, grubej liny, której się złapała. Po kilku chwilach, poczuła, że traci grunt pod nogami. Zaczęła wznosić w się w górę. Zacisnęła mocniej dłonie, aby zdołać utrzymać swój ciężar i nie spaść.
Ostatni raz spojrzała na ciało dziewczynki, która wcześniej musiała mieć może dziesięć lat. Odwróciła wzrok i cicho zaszlochała. Kto mógł zrobić coś takiego? Jak można zabić tak młode dziecko?
W pewnym momencie poczuła jak czyjeś dłonie łapią za jej nadgarstki i wciągają ją do góry. Po chwili siedziała już z dala od dziury w czyiś ramionach. Rozpoznała ten zapach... Gabriel. Poczuła się bezpieczna, a ciepło bijące od jego ciała wszystko dopełniało. Nic nie mówiąc wtuliła się w niego bardziej, swoimi łzami mocząc jego koszulę. A najlepsze było to, że odwzajemnił uścisk.
- Już! - Will i Jem wpadli do pomieszczenia z długim, metalowym łańcuchem.
- Mówiłem, że będę pierwszy. - powiedział Gabriel, masując energicznie plecy Cecily, aby ją rozgrzać.
- Ale... jak? - Will wydawał się wyraźnie zdezorientowany.
- Lepiej się ciesz, że twoja siostra żyje. - przypomniał Jem, na co jego
parabatai jedynie przewrócił oczami i rzucił łańcuch na bok. Następnie kucnął przed dziewczyną i pogładził jej włosy.
- Nic ci nie jest?
- Krzyczała - wtrąciła Tessa. - Co tam widziałaś?
Teraz oczy wszystkich były zwrócone ku niej. Poczuła się jak skarcony pies. Przełknęła ślinę i odsunęła się nieco od Gabriela. Zerknęła na dziurę, z której przed chwilą została wyciągnięta.
- Tam była dziewczyna... - zaczęła zadławionym od płaczu głosem. - to znaczy... jej ciało. Ona... była... podrapana i cała we krwi... a jej usta... - zamknęła oczy, aby powstrzymać płacz. - były zaszyte, jak u niektórych lalek.
- Mój Boże... - wymsknęło się Tessie, która się nachyliła, aby spojrzeć w ciemny tunel. - Ale, moja matka powiedziała, że w piwnicy... Już nic nie rozumiem! - westchnęła, chowając twarz w dłonie.
- My też nie, Tesso. Być może twoja matka miała więcej sekretów, o których pojęcia nie miałaś. Tak czy inaczej nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. - pocieszył ją Jem.
- Ale w liście...
- List był napisany już dawno. I jak dobrze pamiętam, to było w nim napisane, że miał on zostać tobie przekazany, dopiero gdy będziesz w takiej sytuacji. Tyle czasu minęło, a Mortmain nie dawał o sobie znać. Może twoja ciocia uznała, że już nie wróci i użyła majątku, aby spłacić długi lub coś innego.
- Ale... ciało tej dziewczynki... moja ciocia nigdy by nie...
- Czasami zdrajcami okazują się nawet najbliższe nam osoby. - powiedziała Cecily. - Cokolwiek się teraz stanie, uważam, że powinnaś wrócić do Londynu do instytutu. Ja na razie nie mam najmniejszego zamiaru wracać do Walii... nie po tym, co dopiero zobaczyłam. - wyjaśniła i wstała. Wygładziła swoją błękitną suknie i schowała za ucho ciemny kosmyk, który do tej pory łaskotał ją w nos. - Zaczekam na dworze. - dodała i wyszła.
***
Poczuła jak wiatr uderza w jej twarz. Wzięła głęboki oddech świeżego powietrza.
Czy tak miało wyglądać życie Nocnej Łowczyni? Czy tak będzie na kolejnych zadanych zadaniach? Tylko krew i skomplikowane zagadki? Nie mogła uwierzyć, że Will wybrał TO życie, a nie własną rodzinę. Ale teraz brzmiało pytanie, czy ona też ma tak zrobić? Jeśli wróci do Walii, to nic już nie będzie takie samo. A jeśli wybierze życie Nefilim, to jej życie będzie pełne krwi i śmierci.
***
- Jesteś pewna, że dasz radę wejść? - spytał po raz kolejny, a Cecily jedynie westchnęła zniecierpliwiona.
- Tak, Gabrielu, a teraz proszę, abyś mnie przepuścił. - wskazała na deskę, prowadzącą na statek, której drogę zastępował chłopak. Inni weszli już na pokład, a ona wciąż go nie mogła przekonać, że sobie poradzi bez jego pomocy.
- Mówiłaś, że głowa ci pulsuje z bólu.
- Ale tylko trochę. - przypomniała poirytowana z rękami założonymi na piersi, lecz widząc, że Gabriel nie ma najmniejszego zamiaru ustępować, pozwoliła im swobodnie zwisać wzdłuż ciała. - Zgoda... - krzyknęła w końcu, wyrzucając ręce w górę. - kiedy wejdziemy na pokład, to pójdę do kabiny i nie będę się przemęczać!
Na jej słowa chłopak uśmiechnął się dumnie i przepuścił dziewczynę, biorąc ją pod ramię. - Co ci się stało, że nagle się tak o mnie martwisz?
- Po prostu, nie mam najmniejszej ochoty cię ratować i skakać za tobą do wody, kiedy zrobi ci się słabo i do niej wpadniesz, rozumiesz?
- Martwisz się. - stwierdziła.
- Wcale nie, tylko nie chcę być mokry.
- Martwisz się. - powtórzyła z rozbawioną miną
- Nie - odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Martwisz się.
- Czy możesz przestać?
- Słabo mi... - udała, przykładając dłoń do czoła jak mdląca dama i zrobiła krok na brzeg deski.
- Błagam nie! - krzyknął, przyciągając ją bliżej siebie, niemal przytulając.
- Martwisz się! - uśmiechnęła się, prostując i odsuwając od chłopaka, który stał i patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Wcale, że...
- Nie tłumacz się, a teraz radzę ci się ruszyć, bo blokujemy przejście. - powiedziała, wskazując głową za stojących za nimi pasażerów i ruszyła w stronę wejścia.
- Jesteś niemożliwa. - powiedział, doganiając ją.
- Może zamiast na mnie narzekać, to poszukalibyśmy kabin, które inni już zapewne znaleźli. Nie wiem, która jest godzina, ale patrząc przez okno zapewne już wieczór.
Gabriel jedynie westchnął, zaciskając usta i wziął ją pod ramię. Następnie szybkim krokiem skręcił w korytarz z kabinami i zaczął go przemierzać. Cecily zaczęła boleć ręka od jego mocnego uścisku, w którym ją trzymał, a nogi musiały niemal biec, aby móc iść obok niego.
Lecz po kilku chwilach się zatrzymał przed drewnianymi drzwiami, puścił ją i podał jej klucz.
- Coś jeszcze, panienko? - spytał, mrużąc groźnie oczy.
- Tak - uśmiechnęła się. - dziękuję za ratunek. - szepnęła, pocałowała go w policzek i przekręciła kluczyk, otwierając drzwi.
***
Cecily zaczęła otwierać drzwi, zaś Gabriel stał nieruchomo z lekkim uśmiechem. Dotknął swojego policzka, na którym przed chwilą usta brunetki złożyły lekki pocałunek.
- Idziesz czy mój całus naprawdę, aż tak bardzo boli, że musisz się trzymać za policzek? - wyrwał go z zamyślenia jej głos.
Jedynie zamrugał i wszedł, opuszczając dłoń, po czym wskazał nią w stronę łóżka, na którym już były bagaże.
- Obiecałaś, że będziesz odpoczywać. - przypomniał, kiedy Cecily zamykała drzwi.
- Wiem, i będę. Ale pozwól, że najpierw się przebiorę w piżamę, bo wychodzić dziś już raczej nie będę... i spać też nie. - mruknęła na koniec i weszła do łazienki, zapewne myśląc iż Gabriel jej nie słyszy. Ale słyszał, aż za dobrze. "Może będzie miała koszmary, po dzisiejszym dniu" pomyślał.
- Cecily?! - odezwał się po chwili, kiedy dostrzegł, że na łóżku stały również jego bagaże.
- Słucham?! - dobiegł jej głos z łazienki.
- Twój brat dał mi klucz do twojej kabiny, ale jednak do MOJEJ już nie!
- Myślę, że znajdziesz je po za statkiem!
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że Will prawdopodobnie wyrzucił je do morza. - zaśmiała się, wychodząc z łazienki w swoim błękitnym (niemal białym), satynowym szlafroku, który miała na swojej koszuli nocnej. Jej długie ciemne loki opadały jej na ramiona. Wciąż się uśmiechając, usiadła przed toaletką, sięgnęła po szczotkę i zaczęła szczotkować swoje włosy.
- Pewnie myśli, że będę teraz spał na korytarzu.
- Możesz spać ze mną... znaczy u mnie, na podłodze. - poprawiła i odchrząknęła, na co Gabriel tylko cicho się zaśmiał z jej pomyłki.
- Dziękuję.
***
Cecily czuła się w tej chwili naprawdę dziwnie. Chyba dlatego, bo zawsze kiedy zerkała na niego w odbiciu lustra, on się jej przyglądał z lekkim uśmiechem, który ona za każdym razem odwzajemniała.
Odłożyła szczotkę i wstała, aby podejść do łóżka i przejrzeć swoje bagaże. Zaczęła grzebać w torbach i kosmetyczkach, szukając jednego ze swoich kremów, które zabrała z Walii.
- Ile zostaniesz w instytucie? - spytał w pewnym momencie.
- Nie wiem, najpierw chcę, aby to wszystko się skończyło, potem podejmę decyzję.
- Rzecz w tym, że to się nigdy nie skończy. Przyjeżdżając do instytutu i wyjeżdżając z nami na taką misje, to tym samym weszłaś do świata, z którego nie ma wyjścia. W życiu Nefilim zawsze będą wyzwania, krew i poświęcenie.
Cecily przestała przeszukiwać torby i usiadła obok Gabriela, wpatrując się w podłogę.
- Nawet jeśli wrócę do Walii, to nic się nie zmieni. W moich żyłach zawsze będzie płynąć krew Nocnych Łowców. Ale jeśli zostanę, to... Czuję, że się po prostu do tego nie nadaję. Chwilami mam ochotę sięgnąć po broń i zacząć ciąć wszystko dookoła, ale... zawsze tchórze, krzycząc lub płacząc. -
wyjaśniła.
- Strach także jest częścią życia Nocnych Łowców i tak jak odwagę mamy go w sobie. Mamy w sobie strach, przed różnymi rzeczami. Każdy człowiek się czegoś boi i nic na to nie poradzisz. Ty też masz się prawo bać, tak jak na przykład Will boi się kaczek.
- To prawda - zaśmiała się. - ale ja odwagi w sobie nie mam.
- W przeciwieństwie do nas wszystkich, masz jej naprawdę dużo, Cecy.
W tamtym momencie poczuła się tak, jakby wróciło do niej jakieś zapomniane wspomnienie. Spojrzała na Gabriela z lekkim uśmiechem.
- Will mnie tak kiedyś nazywał. Cecy.
- To źle czy dobrze? - spytał.
- Dobrze - uśmiechnęła się lekko.
Wpatrywała się w jego cudowne zielone oczy, z bijącym jak diabli sercem. W pewnym momencie nieco się do niego zbliżyła, a on po chwili powtórzył jej ruch. I znowu, i znowu, aż ich usta dzieliło już tylko kilka cal.
Nagle jego dłoń powoli powędrowała do jej policzka, lekko go gładząc. Zaś jego lekko rozchylone usta, dotknęły jej warg, które również były nieco otwarte.
Czuła jego spokojny oddech i to, jak jego wargi wcale się wpijają w jej usta, lecz się o nie ocierają. I to z taką lekkością, jakby robiło to zaledwie piórko. Zupełnie jakby Gabriel się wahał nad tym, czy ma ją pocałować.
Cecily nie obchodziło, co się zaraz może zdarzyć. Liczyła się dla niej ta chwila. Ta bliskość. On. I te, denerwujące motylki w brzuchu.