środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 20

Will siedział nieruchomo, wciąż zdziwiony pytaniem swojego parabatai. Tak naprawdę nie wiedział, co ten cytat dla niego oznaczał.

- Co to za pytanie, Jem?

- Żadne - machnął ręką, przykrywając się kołdrą. - Dobranoc, Will. - powiedział i zdmuchnął płomyk świeczki, stojąc na stoliku nocnym.

Will nie odpowiedział, tylko też się położył. Zamknął oczy i próbował zasnąć, niestety pytanie Jema wciąż brzmiało w jego głowie. "Co oznacza dla mnie cytat?" pytał siebie w myślach, ale nadal nie mógł znaleźć odpowiedniej odpowiedzi.

***

 Obudziły go promienie słoneczne, które wpadały przez okno do kabiny. Niechętnie zwlekł się z łóżka i przetarł twarz. Zauważył, że Jem jeszcze śpi. Nie chcąc go budzić, skierował się do łazienki by przemyć twarz chłodną wodą. 

Poprawił zmierzwione włosy po całej nocy, a następnie poszedł się ubrać. Na co dzień ubierał marynarkę, koszulę, spodnie i czarne buty.

Sięgnął po stelę na stoliku nocnym, podciągnął rękaw i zaczął wypalać sobie kilka świeżych run. Anielską, Siłę, Myśl, Hart i Zręczność. Schował stelę do wewnętrznej kieszeni marynarki i spojrzał na zegarek, który wisiał nad drzwiami - 7:00.

Było dość wcześnie dlatego postanowił się przejść nieco po statku i poszukać sali, gdzie odpędzie się śniadanie dla pasażerów pierwszej klasy.

Wyszedł cicho z pokoju, aby nie obudzić Jema. Zamknął drzwi i właśnie miał skręcić w prawo, kiedy usłyszał niewyraźny krzyk Tessy. Nie był to krzyk bólu czy strachu, lecz zniecierpliwienia i złości. Normalnie nikt by tego nie usłyszał, ale dzięki jego nadzwyczajnemu zmysłu słuchu, było to możliwe. "Ona też lubi wcześnie wstawać." pomyślał.

Podszedł bliżej jej drzwi i przyłożył ucho. Cisza. Cisza. Cisza... ponowny krzyk, ale nieco cichszy. Zastanawiał się, co Tessa mogła takiego wyprawiać, że tak się musiała złościć. Ciekawość po prostu zżerała go od środka. Rozejrzał się więc, czy nikt nie idzie. I tak jak myślał, było pusto i cicho. 

Z zadziornym uśmieszkiem wyciągnął stelę i przyłożył do drzwi. W obrębie czubka steli uformował się przezroczysty obraz, przez który Will widział pokój Tessy, a także ją samą stojącą przed toaletką. Jej włosy były widocznie starannie wyszczotkowane, ale mimo to miała te cudowne lekkie loki dosięgające do pasa, które zostawiła rozpuszczone. Starała się zasznurować gorset od jasno różowej sukni, co było nie lada wyzwaniem bez pomocy pokojówki.

Will nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się szerzej, widząc jak Tessa nieustannie próbuje sobie poradzić sama, tym samym kląć cicho pod nosem.

- Złość szkodzi urodzie, panno Gray! - zaśmiał się Will. Tessa znieruchomiała i spojrzała w kierunku drzwi. Wyraźnie było widać, że nie wie co powiedzieć. - Proszę nie udawać, że pani śpi.

- Co robisz pod moimi drzwiami? - spytała po chwili, a brunet widział jak bardzo Tessa się stara na poważny ton.

- Miałem iść się przejść po statku, ale nieco się zmartwiłem, słysząc krzyki dobiegające z twojego pokoju.

- Jakie...?! Ale...?!

- Nocni Łowcy mają lepszy słuch niż przyziemni. - wytłumaczył Will, bez zainteresowanie.

Tessa po dłuższej chwili odchrząknęła.

- Po prostu... ukułam się jedną ze swoich ostrzejszych spinek do włosów. To nic takiego. - skłamała, co wywołało szerszy uśmiech na twarzy Willa.

- Może zamiast kłamać i budzić swoimi krzykami innych Nocnych Łowców, to mógłbym wejść i ci pomóc z tą przeklętą suknią? - zaproponował.

Widział na jej twarzy duże wahanie. Wiedział, że Tessa chce zachować maniery i nie wpuszczać w trakcie ubierania, "obcego" chłopaka do swojego pokoju. Ale z drugiej strony wiedziała, że nie poradzi sobie sama z tym przeklętym gorsetem.

Will nie czekając na odpowiedź, po kilkunastu sekundach schował stelę i wszedł do pokoju, kopniakiem zamykając za sobą drzwi.

Tessa aż podskoczyła na jego obecność. Szybko objęła się ramionami i spojrzała na niego groźnie.

- No wiesz co?! - syknęła.

Will nie robił sobie z tego nic wielkiego, jedynie przewrócił oczami i zmierzył Tessę wzrokiem. Dostrzegł na jej twarzy lekkie rumieńce. Zaśmiał się cicho i dłonią uprzejmie wskazał na lustro. Dziewczyna zamknęła oczy i ciężko westchnęła, zupełnie jakby w myślach mówiła sobie "Nie wierzę, że to robię". Następnie podeszła bliżej dużej toaletki i złapała się ramy lustra.

Will podszedł do niej od tyłu i złapał za sznurki gorsetu, zaczynając je naciągać i sznurować. Było to o wiele cięższe niż przypuszczał, musiał naprawdę się wysilić.

- Dobry Boże, jak wy kobiety możecie w tym chodzić i oddychać? - spytał, po pierwszych kilku minutach.

- Chodzi się normalnie... z oddychaniem nieco ciężej, ale to tylko... kwestia... przyzwyczajenia i dobranie odpowiedniego gorsetu. Po za tym... w talii nie ma płuc. - wytłumaczyła Tessa, od czasu do czasu zaciskając usta, kiedy Will zaciskał co raz mocniej gorset.

Dziwnie się czuł w jej obecności. Serce mu waliło szybciej, a jego wzrok przenosił się co chwilę z talii Tessy na jej odbicie w lustrze, zupełnie jakby nie mógł się na nią napatrzeć. Czasami ich wzrok się na siebie napotykał, ale od razu oboje szybko go odwracali.

Po kolejnych kilku minutach, Will mógł nareszcie z Tessą odetchnąć z ulgą.

- Gotowe. - powiedział, wypuszczając powietrze, które dość długo wstrzymywał. Opadł na łóżko i przetarł spocone czoło. - I od teraz zacznę o wiele bardziej szanować Sophie.

Tessa zaśmiała się cicho i poprawiła do końca jasno różową suknie. Miała w sobie coś takiego wyjątkowego, że kiedy się śmiała, to Will miał ochotę śmiać się razem z nią. Obserwował ją, kiedy upinała włosy w niski kok z warkocza, kiedy robiła lekki makijaż i inne czynności, które robią rankiem kobiety. Lecz uważał, że Tessa nie potrzebuje żadnej z nich. W środku był pewien, że nawet w trakcie snu i chwilę po przebudzeniu... jest piękna. "Najpiękniejsza" poprawił głosik w jego głowie, który w myślach skarcił.

- Może trzeba jeszcze pomóc Cecily, kiedy się obudzi? - zaproponowała, ale Willowi zrobiło się słabo na myśl, że miałby wiązać kolejny gorset.

- Cecily jest dobrze rozciągnięta, jestem pewien, że sama sobie poradzi.

- No chyba, że Gabriel się zgłosi na pomocnika.

- Nie zrobi tego, wie że oderwę mu łeb jak tylko spróbuje zobaczyć ubierającą się Cecily.

Dostrzegł jak Tessa ukrywa uśmiech. Ciekaw był czy była na niego zła po jego wczorajszych słowach. Żałował, że Tessa i inni nie mogą zrozumieć jego sytuacji.

- No. - odetchnęła Tessa, odwracając się od lustra w stronę Willa. Zmierzył ją wzrokiem. W jasno różowej sukience z wzorem w kwiaty naprawdę pięknie się prezentowała. Włosy mimo iż upięte w niskiego koka, to i tak kilka kosmyków niego wypadało, ale według Willa ładnie to wyglądało... ona cała wyglądała ładnie. "Pięknie" poprawił znów ten denerwujący głosik w jego głowie. Odchrząknął i stanął na równe nogi.

- Idę poszukać sali, w której odbędzie się śniadanie. Idziesz ze mną? - spytał.

- Tak... i tak nie mam, co robić. - uśmiechnęła się lekko.

Will zaproponował jej z westchnieniem ramię, które ona po krótkiej chwili wahania przyjęła.

***

Prawie na każdym pokładzie statku było pusto. Była jedynie jego służba, która otwierała drzwi i kiwała głową na powitanie. Szli w ciszy, co jeszcze bardziej krępowało Tessę.

W pewnym momencie zatrzymał ich jeden z członków załogi, który spacerował i pilnował, aby wszystko było w jak najlepszym porządku.

- Dzień dobry, państwu. - ukłonił się z uśmiechem. - Chciałbym poinformować, że dziś wieczorem o prócz bankietu odbędzie się bal dla wszystkich pasażerów pierwszej klasy. Kapitan serdecznie zaprasza! - oznajmił, podając im śnieżnobiałą kopertę.

- Dziękujemy. - uśmiechnął się Will, biorąc kopertę od mężczyzny. - Byłbym wdzięczny gdyby pokazałby nam pan salę, w której odbywa się śniadanie.

- Na górze, w lewo i prosto.

Will podziękował i razem z Tessą ominęli mężczyznę, kontynuując "spacer".

- Ja chętnie pójdę. Nie zawsze trafia się dobre jedzenie i wino, w dodatku za darmo. - zaśmiał się. - Po za tym, jestem pewien, że Jem, Cecily i Gabriel też nie odpuszczą takiej okazji.

- Bawcie się dobrze. - uśmiechnęła się Tessa, wyraźnie chcąc dać do zrozumienia, że nie ma ochoty iść... a właściwie, że nie może iść. Jej trzy suknie nie nadają się na bal, w dodatku pasażerów pierwszej klasy.

- Nie idziesz?

- Nie.

- Czemu? Może być fajnie.

- Bale pierwszej klasy, to nie moja rzecz.

- Wolisz głośne zabawy pod pokładem dla trzeciej klasy? - w jego głosie wcale nie było rozbawienia, lecz wyraźne zaciekawienie.

- Kiedy płynęłam z Nate'em do Londynu, to byliśmy na takich. I nie było tak źle. Ludzie się wcale nie ograniczali z krzykami, piciem i energicznym tańcem. - uśmiechnęła się na samo wspomnienie, kiedy jej brat przez przypadek wziął nie swoje piwo i dostał z liścia w dziób od jednej ładnej, młodej dziewczyny. Lub jak ona sama tańczyła dla zabawy z kilku letnim, małym chłopczykiem.

- To może tym razem spróbujesz pójść na taki bal? Jak ci się nie spodoba, to zawsze możesz wyjść.

- Nie...

- No chodź! - nie dawał za wygraną. - Nic nie szkodzi, jeśli nie potrafisz tańczyć.

- Właśnie, że potrafię! - zaprotestowała Tessa, stając w miejscu i odsuwając się od Willa. I nie kłamała, bo ciotka Harriet uczyła ją bardzo często różnych tańców. Niestety, już nie wytrzymała i musiała wyrzucić z siebie prawdę, bo Will nie dałby jej spokoju. - Po prostu nie mam odpowiedniej sukni! Mam jedyne trzy, bo nie stać mnie na więcej!

Will popatrzył się na nią z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy, że taka "dama" jak ona podniosła głos. Tessa westchnęła zdenerwowana i szybkim krokiem ruszyła w kierunku drzwi na dwór, po prostu musiała ochłonąć.

***

Ubrana w zielono niebieską suknie z włosami upiętymi w koka na bok, była gotowa. Poprawiła makijaż i spojrzała na zegar - 8:20. Na śniadanie była spóźniona już dwadzieścia minut, ale nie obchodziło jej to.

Wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi i starała się kierować w stronę sali, gdzie powinno odbywać się śniadanie. Na pokładzie zaczęło się robić nieco tłoczno, bo powoli pasażerowie zaczęli wstawać.

- Dzień dobry! - usłyszała głos Gabriela, który właśnie się zjawił obok niej. Wyglądał na zdyszanego, możliwe, że za nią biegł?!

- Hej! - uśmiechnęła się.

- Tobie też było duszno w nocy?

Cecily starała się ukryć uśmiech, który wpływał na jej twarz. - No co?

- Chciałam ci powiedzieć, ale Will zabronił.

- Ale o czym? - Gabriel zmarszczył brwi.

- Mój brat przekupił jednego ze służby statku, aby zatkał nieco wentylator w twoim pokoju, kiedy będziesz spał.

- Co?! Kiedy to zrobił?!

- Wczoraj w nocy miał problemy z zaśnięciem, więc postanowił wykorzystać ten czas. Przyłapałam go, bo też jeszcze wtedy nie spałam i wszystko słyszałam. Zagroził, że jeśli pisnę ci choć słówko, to osobiście dopilnuje, aby w moim pokoju znalazły się szczury.

- Wierzysz mu?

- Kiedyś rankiem na mojej twarzy siedział prawdziwy pająk... tak jak obiecał mi mój braciszek. - powiedziała, przypominając sobie tamten okropny poranek, kiedy swoim krzykiem obudziła całą rodzinę, w tym pewnie zwierzęta na dworze. - Wolałam więc nie ryzykować, jeśli chodzi o szczury.

- A to menda! - prychnął.

- No właśnie, dlatego błagam nic mu nie mów, że ci powiedziałam. - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, a ten po chwili wahania pokiwał głową.

- Odegramy się mu dzisiaj na śniadaniu. - powiedział po chwili ze swoim szyderczym uśmieszkiem, który spodobał się Cecily.


Dzisiaj rozdział odrobinę dłuższy niż zazwyczaj :) Przepraszam za jakiekolwiek błędy! Chciałam poinformować o dwóch sprawach! 1) W prawej kolumnie znajduje się ankieta, byłabym wdzięczna, gdyby wszyscy którzy czytają zagłosowali w niej :3  2) Rozdział 25 na moim blogu o wilkołakach już jest dostępny!

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Will i Cecily, idealne rodzeństwo. W ankiecie oczywiście zagłosuję. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. THE BEST. Cecily i Gabriel na śniadaniu. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest boski i tak się zastanawiam z czego jest ten cytat czekam na nexta
    przy okazji chce cb zaprosić do mnie ;)
    http://m0jedrugieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3