niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 9

- Dostałam ją w prezencie od mojego męża. Był to mój prezent ślubny, kiedy wyjeżdżaliśmy na miesiąc miodowy do Rosji. Była zima, więc dobrze się składało. - wytłumaczyła Madeleine, trzymając błękitną suknię (tył sukni), która została uszyta specjalnie na zimę. W okolicach szyi i klatki piersiowej miała miękkie futro.

- Jest przepiękna, ale nie mogę jej przyjąć.

- Mój mąż już niestety nie żyje. Był przyziemnym i umarł ze starości. A tej sukni od tamtego czasu już na sobie nie miałam. Za dużo wspomnień w niej jest, a po za tym nie mieszczę się w niej. W czasie ślubu byłam o wiele, wiele chudsza. - zaśmiała się cicho. - Dlatego chcę, aby teraz był to prezent ode mnie dla ciebie. Tobie się przyda bardziej, szczególnie teraz, kiedy masz zamiar wyruszyć w długą drogę. - położyła ostrożnie materiał na łóżko.

- Dziękuję. - szepnęła w końcu Tessa, patrząc na suknię i starając sobie wyobrazić jak będzie w niej wyglądać. Kobieta widząc jej minę, odpowiedziała Tessie ciepłym uśmiechem, po czym delikatnie złapała ją za ramiona.

- Ale zanim ubierzemy cię w to cudo, musisz się umyć. - uprzedziła i zaprowadziła Tessę do łazienki obok. Wanna o dziwo była już pełna ciepłej wody. - Ręczniki leżą obok umywalki. Kiedy będziesz już gotowa, zawołaj mnie, a ja pomogę ci się ubrać. - po tych słowach, wyszła.

Tessa nie mogąc się doczekać, aż w końcu zanurzy się w ciepłej wodzie, zrzuciła z siebie białą koszulę nocną i weszła do wanny.

Czuła się błogo. Nie wierzyła, że dożyje tej chwili. Zamknęła oczy i oparła głowę, osuwając się jeszcze niżej, aż do brody. Mogła tak leżeć i się delektować ciepłem bez końca, ale wiedziała, że musi się śpieszyć, bo Charlotte i inni prawdopodobnie ją szukają.

Zanurzyła się więc cała. Wychodząc na powierzchnie, wzięła do ręki lawendowe mydło i zaczęła się nim myć. Brudne ciało, stopy, dłonie, twarz, włosy. Ponownie się zanurzyła, aby wszystko spłukać i, aby następnie wyjść i się owinąć miękkim ręcznikiem. Wycisnęła włosy, po czym zawołała Madeleine.

***

- Teraz mogę stwierdzić, że wyglądasz lepiej niż wtedy, gdy cię znalazłam. - Madeleine, wsunęła ostatnią spinkę z maleńką perełką w kok.

Tessa stała przed lustrem, widząc w jego odbiciu dziewczynę, która była ubrana w zimową sukienkę i białe obcasy nad kostkę. Z włosów miała upięty niski kok z warkocza, taki jaki jej zawsze robiła Sophie. Twarz też miała inną... czystszą. Do tego Madeleine nałożyła na jej usta brzoskwiniowej pomadki, a na powieki odrobinę ciemnoszarego cienia. Tessa jeszcze tylko ścisnęła sobie lekko policzki, aby nie wyglądać tak blado.

- Nie wiem jak ci dziękować. - odwróciła się w stronę blondynki, która podeszła i ją przytuliła.

- Wesołych świąt, Tesso. - szepnęła jej do ucha. - A teraz chodźmy coś zjeść.

Na dole był salon połączony z jadalnią i kuchnią. Duży, okrągły stół był już nakryty i pełny różnych potraw. Zasiadły do stołu, kiedy tym czasem mężczyzna o blond włosach i błękitnych oczach zaczął nalewać im do kubków barszczu.

- Wiem, że powinnyśmy jeść dopiero wieczorem, ale nie zawsze się trzymam tradycji.

- Nic nie szkodzi. - powiedziała Tessa, przypominając sobie jak z Natem zawsze brali łyżki i podkradali nimi kawałki ich ulubionych potraw ze stołu świątecznego, kiedy nikt nie patrzył. Uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie i nałożyła sobie na talerz gulaszu i dwie bułki. Jadła i popijała przepysznym barszczem. Dopiero w tamtej chwili zrozumiała od jak dawna nie jadła i jak bardzo jest teraz głodna. Wszystko pochłonęła w przeciągu piętnastu minut. Czuła się o wiele lepiej, ale ból gardła i małe zawroty głowy wciąż nie ustępowały. - Dziękuję, było przepyszne.

- Cieszę się. Teraz przynajmniej masz kolory na twarzy. - zaśmiała się. - Kiedy się kąpałaś, kazałam mojemu służącemu przygotować dla ciebie torbę z prowiantem i kilkoma innymi niezbędnymi rzeczami na podróż. Koń też już jest przygotowany.

- Jak mogę się odwdzięczyć za taką pomoc?

- Nie musisz, cieszę się, że mogłam cię poznać. Jeśli potrzebujesz czegoś jeszcze, to po prostu powiedz.

Zastanowiła się chwilę...

- Czy... miałaby Pani antidotum na truciznę, która płynie w mojej krwi?

Madeleine oparła łokcie o brzegi stołu i na pięściach oparła głowę, myśląc. Zamknęła oczy i się chwilę zastanowiła. Mając tak spokojną twarz wyglądała o wiele młodziej. A skoro teraz jest bardzo atrakcyjna jak na swój wiek, to ciekawe jak musiała wyglądać jeszcze wcześniej, pomyślała Tessa.

- Czuję w tobie tą truciznę, ale niestety nie mam takiego antidotum. Trucizna posiada w sobie zaklęcie, które uniemożliwia jej wydostanie się z twojego organizmu.

- A zdołałabyś je złamać? - głos Tessy był pełen nadziei.

- Bardzo bym chciała, ale nie mam wystarczająco mocy. Musi to być ktoś, kto jest naprawdę silny.

- Zna Pani kogoś takiego?

Kobieta usiadła sztywno i znów zastanowiła się chwilę...

- Catarina Loss odpada. Ragnor Fell też. - mruknęła, podgryzając swój mały palec u lewej dłoni, ale w pewnej chwili znieruchomiała. - Magnus Bane. - szepnęła ledwo słyszalnie i ponownie spojrzała na Tessę.

- Kto?

- Magnus Bane, to czarownik, którego poznałam kiedyś w Peru. Być może on będzie potrafił cię wyleczyć, ale nie jestem do końca pewna. Tak czy inaczej, mieszka w Londynie.

- Dobrze, postaram się go odnaleźć. Dziękuję, jeszcze raz. - wstała i razem z Madeleine wyszły na dwór. Chłodne powietrze uderzyło w jej twarz, ale o dziwo wcale nie przeszedł jej dreszcz. Suknia była ciepła i nie przepuszczała zimna.

Blondynka zaprowadziła Tessę na tył domu i pokazała jej pięknego, brązowego konia, który miał już na sobie siodło i uzdę. Służący właśnie przyszedł i zaczął przypinać średniej wielkości, skórzaną torbę do konia.

- Masz tam prowiant, wodę w manierce, bandaż, środek na oczyszczanie ran, koc i pieniądze. A to są dodatki. - powiedziała Madeleine i wyciągnęła dłonie zza pleców. Na jednej leżała para białych, skórzanych rękawiczek, a w na drugiej srebrny sztylet w pochwie na grubym łańcuszku, który zapięła Tessie wokół pasa. Nigdy nie nosiła przy sobie takiej piękniej broni. Nigdy nie sądziła, że będzie musiała się nią posługiwać.

- Ja... nie wiem co powiedzieć... - wydukała Tessa, ubierając ciepłe rękawiczki. W środku były zrobione z miękkiego futerka, które ogrzewało jej dłonie i opuszki palców. Ostatni raz widziała takie rękawiczki na dłoniach pewnej bogatej kobiety.

- Nic nie musisz. Jeżeli chcesz mi się odwdzięczyć, to po prostu dojedź bezpiecznie do swojego celu. - uśmiechnęła się.

- Dlaczego mi Pani pomaga?

- Ponieważ bardzo przypominasz moją córkę, która zginęła z ręki Mortmaina. - jej ciepła dłoń pogładziła policzek Tessy.

- Ja...

- Nie trać czasu. Mortmain mógł się już zorientować, że cię nie ma. Ruszaj, Tesso i się nie daj. Koń jest szybki, więc nikt ci nie przeszkodzi. - wytłumaczyła i pomogła wsiąść dziewczynie na konia.

Kiedyś jak była młodsza, to ciocia Harriet zabrała ją i Nate'a na farmę, gdzie uczyli się jeździć w męskim siodle, ale nigdy nie siedziała jeszcze w siodle damskim. Musiała przyznać, że męskie było o wiele wygodniejsze, ale z suknią byłoby trudno usiąść w odpowiedniej pozycji, dlatego nie narzekała i ujęła ciemną uzdę w dłonie.

- Madeleine...

- Po prostu jedź. - przerwała jej.

Tessa posłała jej wdzięczny uśmiech, po czym ruszyła...

***

- Jem, wstawaj. Zaspaliśmy, musimy jechać. - Will zaczął szturchać lekko Jem'a, który jedynie ziewnął, przeciągając się. - Jem...

- Już wstaję, daj mi chwilę.

Blondyn już po chwili wstał, ubrał się i zjadł chleb, który miał w torbie. Will jedynie obserwował ruchy swojego parabatai, który był bladszy i wolniejszy niż zazwyczaj. Wiedział, że skończył się proszek yin fen. Teraz nie tylko uratowanie Tessy i pokonanie Mortmaina będzie problemem, ale i znalezienie narkotyku dla Jema.

Jego rozmyślanie przerwał syk palącej się kartki w powietrzu. Odchylił głowę i zobaczył spadającą ognistą wiadomość. Złapał ją i rozłożył papier, zaczynając czytać:

"Will, nie wiem od czego mam zacząć. Wczoraj zdarzyło się coś, co niestety wpłynie na nasz wszystkich bardzo dotkliwie, a szczególnie na Tessę.
Zajmowaliśmy się jej bratem najlepiej jak potrafiliśmy. Było dobrze. Nie było poprawy, ale i nie było gorzej. Tak czy inaczej wczoraj wieczorem serce Nate'a przyśpieszyło do tego stopnia, że nie potrafiliśmy go uratować. Miał atak krzyków i drgawek. Robiliśmy co w naszej mocy, ale niestety było za późno. Jego serce się zatrzymało już na zawsze. Odszedł. Wiadomość wysłałam również Charlotte, która razem z innymi wyruszyła na wojnę z Mortmainem. Kiedy uratujecie Tessę, przekaż jej proszę moje, a także innych kondolencje.

                                                                                                 Cecily"

Zgniótł kartkę w kulkę, którą wrzucił do żarzącego się kominka. Kartka spłonęła w kilka sekund.

- Will, co się dzieje? - blondyn stanął przed brunetem, trzymają w ręku swoją torbę.

- Nate... brat Tessy on... nie żyje. Umarł wczoraj. - wytłumaczył, wciąż wpatrując się w podłogę. Gdziekolwiek nie spojrzał, widział twarz Tessy... pełną smutku i całą we łzach.

- O czym ty mówisz? Nie żyje? Jak?

- Jego serce biło za szybko i nie wytrzymało.

Jem westchnął i usiadł na materacu, chowając twarz w dłonie.

- Co teraz będzie z Tessą? Załamie się.

- Nie powiemy jej od razu. - powiedział Will automatycznie.

Nie mogą jej powiedzieć. Nie od razu. Nie, kiedy znajdą ją wychudzoną, brudną i po okropnych przeżyciach. Wtedy będzie jeszcze gorzej. Powiedzą jej o Nacie, ale nie teraz... później.

- Ruszajmy już. - mruknął Jem, wstając. Will ugasił ogień, wziął swoją torbę i we dwaj ruszyli na dwór. Przyczepili torby i właśnie mieli wsiąść na konie, kiedy usłyszeli tupot kopyt z daleka. Odwrócili głowy i ujrzeli z daleka jak w ich kierunku zmierza grupa Nefilim na koniach.

- Will, ile my zaspaliśmy?

- Kilka godzin.

Po kilku minutach grupa Nefilim się zatrzymała. Will rozpoznał wszystkich. Całą Enklawę. W tym Charlotte, która właśnie zsiadła z konia i podeszła bliżej.

- Martwiłam się o was. - szepnęła, przytulając chłopaków do siebie. - Odpuściliśmy sobie jedną noc, byleby was dogonić. I chwała Razjelowi, udało się nam.

- Dostałaś list od Cecily?

Mina ulgi znikła z twarzy Charlotte, a zastąpiła ją mina zmartwienia i kiwnięcie głową.

- Tak. Od tamtego czasu zastanawiam się, co powinnam powiedzieć Tessie, kiedy ją uratujemy.

- Powiemy jej jak wrócimy do instytutu.

- Ale, Will...

- Naprawdę będziesz ją chciała bardziej dobić, kiedy ją uratujemy brudną i zrozpaczoną, po okropnych przeżyciach?

Charlotte po chwili zastanowienia pokręciła przecząco głową.

- Masz racje. - mruknęła.

- Ruszajmy dalej. Musimy jak najszybciej dotrzeć do Arthog. Pokonamy Mortmaina i uratujemy Tessę. - powiedział Jem.

***

Chłodne powietrze uderzało w jej twarz, a kosmyki włosów wirowały w powietrzu. Kręgosłup bolał ją już od kilku godzinnej jazdy, ale mimo to nie chciała się zatrzymywać. Nie mogła ryzykować, bo co jeśli teraz Mroczne Siostry lub co gorsza maszyny Mortmaina są już za nią w pogoni?

W dodatku ból gardła, który nie ustępował ani na chwilę.

Jej myślenie przerwał jakiś mężczyzna w piżamie, który stał kilkadziesiąt metrów dalej. Jego twarz była blada i obojętna. W dłoni trzymał tablicę, która miała napis "Umrzesz".

Zmrużyła oczy, aby się lepiej przyjrzeć, lecz kiedy mrugnęła, mężczyzna znikł. Po chwili znów było to samo. Tyle, że zobaczyła kobietę, a na jej tabliczce pisało "Sierota". Zamrugała, a kobita znikła zupełnie jak mężczyzna.

- To tylko halucynacje. - szepnęła do siebie i starała się patrzeć na wprost. Nie chciała się już rozglądać. Mrugała normalnie. Mrugnęła. Mrugnęła. Mrugnęła. I nagle wyrosła przed nią kamienna ściana. Gwałtownie zatrzymała konia, przez co uniósł się na tylnych kopytach. Nie mogąc się utrzymać w siodle, zsunęła się, zrywając swym ciałem również torbę. Następnie dość boleśnie upadła na plecy, a koń pobiegł dalej.

Odkasłała, nie mogąc złapać tchu. Dopiero po chwili mogła normalnie oddychać i otworzyć oczy... i nie zobaczyć żadnej ściany. Jedynie co zobaczyła, to jej koń pędzący w oddali i torbę u jej stóp.

Usiadła, ale czując ból w klatce piersiowej, opadła z powrotem na śnieg klnąc na cały głos.

Wiem, że rozdział pewnie taki se i przepraszam za to... niby miałam na niego pomysł, ale jakoś nie miałam weny do napisania sensownego zdania. Nie wiem jak to nazwać, ale obiecuję, że pisząc rozdział 10 się przyłożę bardziej ;) A teraz WAŻNE PYTANIE. Więc... do mojej głowy wpadł pomysł na nowe opowiadanie o Darach Anioła. Gdybym założyła nowego bloga (nie wiem kiedy, ale nie teraz), to czy czytalibyście?

9 komentarzy:

  1. NIE ! ROZDZIAŁ NIE JEST TAKI SE ! ROZDZIAŁ JEST GENIALNY ! TYLKO SKORO TESSA JEST "TU" A KOŃ "TAM" ? OMG NIE NIEWYTRZYMAM DO NASTĘPNEGO :(
    A co do nowego bloga to tak ale fajnie by było żebyś nie zaniedbala tego#

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, i oczywiście nie będę zaniedbywać tego bloga, ponieważ nowego bym założyła dopiero wtedy, kiedy zakończę ten o DM lub ten o wilkołakach ;)

      Usuń
  2. Wszystkie Twoje blogi są GENIALNE, więc byłoby świetnie, gdybyś założyła następnego ;). Ja napewno będę czytać :').
    Co do dzisiejszego rozdziału: był niesamowity! Życzę dużo weny i powodzenia w szkole :)
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, ale mam nadzieje, że nie skończysz tak szybko tego bloga. Rozdział cudo, nic dodać, nic ująć. Życzę weny i 5 w szkole
    ~ Evelyn ( Dawniej Wierna Fanka <3<3<3 )

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest wspaniały! Oby tak dalej 😍

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny!
    PS.Więc jeśli założyła byś nowy blog o Darach anioła na pewno bym go czytała. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział boski! Zresztą nic nowego :-D Zakładaj bloga o Darach Anioła. Poprzednie były nieziemskie. Skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły?! //Karola

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest świetny, nie mogę się doczekać następnego. Co do pytania to na pewno bym czytała. Czytałam poprzedni blog o DA i z chęcią przeczytam kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny
    Mam nadzieje ze Tessa nie minie sie z Willem i Jemem
    A co d nowego bloga to tak będę czytać przeczytam wszystko co napiszesz 😘
    Lecę czytać następny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Jeśli tak, to zostaw ślad :3